Wszystkie armie powstają po to, by zabijać, i Armia Krajowa nie była tu żadnym wyjątkiem. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie czynił z tego zarzutu. Rzecz jednak w tym, że w odróżnieniu od większości innych armii, w składzie AK znajdowało się bardzo wiele osób zupełnie do tego nieprzygotowanych.
Braki w przeszkoleniu, częste wśród żołnierzy AK, dawało się dość łatwo nadrobić. Gorzej jednak wyglądała sprawa z przygotowaniem pod względem psychicznym. Tym bardziej, że zabijanie w konspiracji było jednak czymś zupełnie innym niż zabijanie w regularnym, umundurowanym oddziale – do tego nikt, nawet ludzie z wojskowym doświadczeniem, nie byli w stanie ochotników z AK przygotować.
Marzenie o elitarnej organizacji
Generał Kazimierz Sosnkowski chciał, by Armia Krajowa była organizacją „nieliczną, starannie dobraną, jak najściślejszą, bezwzględnie zakonspirowaną”.
W pierwotnych założeniach przyjęto, że będzie ona „organizacją stosunkowo nieliczną, starannie dobraną, jak najściślejszą, bezwzględnie zakonspirowaną” – jak zalecał gen. Sosnkowski w wytycznych organizacyjnych, przesłanych gen. Roweckiemu w styczniu 1940 roku. Rowecki, karnie stosując się do tych sugestii, założył, że liczba członków nie powinna przekroczyć pięciuset na Obszar, a że Obszarów było sześć, dawałoby to liczbę nie większą niż trzy tysiące żołnierzy.
Tak małą, elitarną grupę ludzi bez większych problemów dałoby się przeszkolić i odpowiednio zahartować, tym bardziej że wśród kadry dowódczej znajdowało się wielu znakomitych oficerów, często mających doświadczenia sięgające wojny polsko-bolszewickiej. W praktyce już miesiąc później stało się dla „Grota” jasne, że – jak raportował – „norma 500 członków na Obszar będzie musiała być znacznie przekroczona”.
Calosc TUTAJ
Kategorie: Uncategorized