Marian Marzynski
Aleksander Leyfell ma 94 lata, gdy na prośbę Anity nagrywam z nim rozmowę. Dostajemy zaledwie strzępy jego pamięci. Na pytanie o dyscyplinę partyjną w momencie usuwania go z ambasady w Hadze, mówi, że do partii nigdy nie należał. Jednak prosząc o azyl we Francji w 1967 roku, pisze w swoim życiorysie, że jako warunek wyjazdu na placówkę w Szwajcarii, w 1945 roku zapisał się do PPR (Polska Partia Robotnicza, poprzedniczka PZPR).
Policja francuska uznaje, że „wycieczkowicze” z Warszawy, a szczególnie komunistyczny dyplomata, który nie opuszcza placówki w kraju swojej działalności, nie może ubiegać się o status azylowca. Z jego polskiego paszportu wynika również, że na zaproszenie brata, rok wcześniej spędził kilka miesięcy w USA. Na pytanie — co tam robił, prawdomówny Aleksander odpowiada, że szukał tam zatrudnienia na wypadek przyszłej emigracji, co nie brzmi dobrze w ustach politycznego uciekiniera. Policja odmawia Leyfllom azylu we Francji, nakazując im opuszczenie kraju do 3 lipca 1968.
Jedynym rozwiązaniem jest zaproszenie od brata, byłego polskiego dyplomaty, teraz nowojorskiego jubilera, na emigracje w USA. 25 stycznia 1968, konsul amerykański w Paryżu odpowiada na ankietę Leyfllów:
Podanie o wizę emigracyjną rozpatrzono negatywnie na podstawie przepisów sekcji (212) (a) 28 (I) (11) stwierdzających, że byli członkowie partii komunistycznej muszą przedstawić dowody swojej działalności antykomunistycznej, a byli członkowie komunistycznych związków zawodowych, dowody wstąpienia do związków antykomunistycznych.
Żeby otrzymać papiery przed datą opuszczenia Francji, brat Aleksandra uruchamia kanały interwencyjne:
17.3.1968. Aleksander Hertz w liście z prośbą o interwencje, do Zbigniewa Brzezińskiego:
Niezależnie od tego, jak długo Aleksander Leyfell był członkiem PZPR, jestem przekonany, że nie jest on komunistą. Dlaczego nie wystąpił z partii? Czy można go nazwać oportunistą? W moim długim życiu spotkałem bardzo niewielu bohaterów. Dlatego trudno jest mi kogoś oskarżać o oportunizm.
26.3.1968. Rabin Ben-Zion Gold, dyrektor fundacji Hillel. Harvard University:
Pan Leyfell ma za sobą dramatyczne życie. Mimo że był członkiem partii komunistycznej i pracował w polskiej służbie dyplomatycznej, szybko doszedł do wniosku, że polski totalitaryzm nie był lepszy od przedwojennego niemieckiego faszyzmu. Zwracam się z gorącą prośbą o pomoc w udzieleniu mu jako uchodźcy z komunistycznej opresji, tradycyjnej amerykańskiej gościnności.
27.3. 1968. Aleksander Leyfell do konsula amerykańskiego w Paryżu:
Jak to stało, że wstąpiłem do partii po doświadczaniu okropnego systemu sowieckiego w czasie wojny? Uwierzyłem, że polscy komuniści odrzucą wszelkie objawy rasizmu i antysemityzmu. Być może myślałbym inaczej, gdyby rządy zachodnie nie uznały nowej polskiej władzy. Pracując w dyplomacji, uciekałem od wszystkiego, co polityczne i od jakiejkolwiek działalności wywiadowczej. Po śmierci Stalina znów uległem złudzeniu, że polski komunizm będzie inny niż sowiecki. Wystąpienie z partii zagroziłoby jednak całej egzystencji mojej rodziny. Mimo że pozostałem członkiem, byłem zaangażowany w działalność antypartyjną, na inną jednak skalę niż byłoby to możliwe w kraju demokratycznym. Jedyną moją bronią było milczenie na zebraniach partyjnych i spotkania z polskimi intelektualistami o poglądach antykomunistycznych.
11.10.1968. Konsul Generalny USA w Paryżu:
Ponieważ pana polski paszport stracił ważność, konsulat może wydać panu jednoroczną wizę na pobyt tymczasowy w USA, pod warunkiem, że przedstawi pan francuski dokument podróży, upoważniający do powrotu do Francji po upływie tej wizyty.

Policja francuska przedłużyła Leyfllom pobyt we Francji tylko do końca 1968 roku, więc o żadnym dokumencie upoważniającym do powrotu, nie ma mowy. Po uznaniu tego paradoksu konsul amerykański zmienia zdanie i Leyfllowie są w samolocie do Nowego Jorku.
cdn.
Kategorie: REUNION 69, wspomnienia