Przyslal Wlodek Proskurowski
Pani Bolesława Proskurowska mieszkanka Częstochowy pochodzenia żydowskiego, żyła dziewięćdziesiąt dwa lata, zmarła w sierpniu 2006 roku. Zamieszczone wspomnienia pochodzą z zachowanych wywiadów przeprowadzonych z panią B. Proskurowską w końcowym etapie jej życia. Zgodnie z życzeniem zmarłej po śmierci pochowana została w grobie obok męża na cmentarzu Kule w Częstochowie. Teksty z taśm magnetofonowych spisała studentka politologii Akademii im Jana Długosza w Częstochowie pani Sylwia Chłodzińska. Zamieszczony tekst jest wersją opracowaną i autoryzowaną przez panie Annę Goldman, Halinę Wasilewicz, i pana Jerzego Mizgalskiego.
Pewnego dnia Żyd, który się ukrywał zeszedł z góry po drabinie przynieść nam zalewajkę. My mieliśmy jeszcze srebrne nakrycie moich rodziców, zostawiliśmy je do użytkowania gospodarzom, którzy nas za to żywili. Siedzieliśmy wszyscy, jedliśmy tą zalewajkę, jak normalnie robiliśmy to rano i nagle na ścieżce, która prowadziła prosto do wrót stodoły, bo siedzieliśmy w stodole, zobaczyliśmy człowieka w kapeluszu. Mąż go z daleka poznał, wychował się z nim w jednym domu. I mówi: Idzie Kozłowski.
On wszedł. Nie było mowy, żeby zdążyć uciec na górę. Była tam sieczkarnia i taki jakby płotek. Za ten płotek z sianem, zdążyliśmy jeszcze wskoczyć. Kozłowski wszedł mówi od razu na ty: Co Ty tu robisz?. Jem zalewajkę. No, a co mu miał powiedzieć, że co robi!? I on zajrzał za ten płotek poznał mojego męża i mówi: Fredek a co Ty tu robisz?. I wyciągnął męża. To ja też stamtąd wyszłam. I jak ci Żydzi zorientowali się, że to jest znajomy, który zna męża, że to jest jego kolega, to mówią: Panie Proskurowki, tu Pan ma pieniądze, niech mu Pan da, tylko niech on nas zostawi w spokoju.
Mąż mówi: Słuchaj Władek. Masz tu pieniądze i nie mów nikomu, żeś nas tu widział. Nie! Ja bym nie mógł od ciebie wziąć. Po wojnie ty byś powiedział, że ja Polak, od ciebie w takiej sytuacji wziąłem pieniądze!. Weź, weź. Nie wziął. Poszedł. Odjechał kawałek rowerem. Wrócił. I mówi: Wiesz, daj te pieniądze. Wziął te pieniądze, potem wszedł do tych gospodarzy i powiedział im: Słuchajcie! Jak wy się nie boicie Żydów tu trzymać? Przecież Oni was zamordują jednej nocy!. Na wszelki wypadek, rodzina żydowska, te cztery osoby, dwie dorosłe i dwie dziewczynki wyszli. Wyszli i poszli, bo mieli naszykowany jeszcze drugi bunkier, do którego się wchodziło przez chlew, w którym stała świnia. To było trochę dalej na przedmieściu Częstochowy na Wyczerpach, tam ich potem Niemcy znaleźli i zabili. A my leżeliśmy w życie. Był to czerwiec, i żyto jeszcze nie było ścięte. Gospodarze, u których byliśmy, przynosili nam jedzenie. Gospodarz chodził do pracy do Enro tam, gdzie mąż pracował przed wojną, gdzie pracował teraz Kozłowski. Kozłowski, oprócz Niemców, opowiedział wszystkim robotnikom: Tam u tego Siwka ukrywają się Proskurowscy.
Oboje tam siedzą. Nikt nas nie wydał. Ale przyszedł jednego dnia Siwek i powiedział: Słuchajcie!. Przyszedł wieczorem po drugiej zmianie. Przyszedłem najpierw do was, nie chcę, żeby moja żona wiedziała, bo kobiety się boją, będzie jej chodziło o nasze dzieci, będzie się bała, ale musicie wrócić do tego żyta, albo musicie gdzieś iść, bo w fabryce wszyscy o was wiedzą. Kozłowski wszystkim powiedział. Następnego dnia, była taka kładka przez rzekę, nad brzegiem Warty, tam dwaj partyzanci zabili dwóch Niemców. I wszędzie dookoła szukali tych partyzantów i musieliśmy wrócić. W nocy weszliśmy przez okienko do klejarni, tej, w której mąż przedtem był kierownikiem. Szczury latały tam takie duże jak psy. No, bo na tych resztkach, na odpadach, na surowej skórze się żywiły. I wróciliśmy tam pod osłoną nocy do obozu. I stamtąd poszliśmy do małego getta i z małego getta do obozu. 20 czerwca była likwidacja getta, wróciliśmy po paru dniach, gdzieś około połowy czerwca do getta. Pamiętam, że wpadła mi w ręce gazeta, raczej kawałek gazety, w której była lista katyńska i znalazłam w niej nazwisko męża przyjaciółki.
Już wówczas nie mieliśmy żadnych fałszywych papierów, nie były potrzebne. Zlikwidowaliśmy, już nie było, po co mieć papierów, bo za to też groziła śmierć. Mieliśmy je tylko na czas podróży. Te papiery, które myśmy mieli, to nie były na to nazwisko, na które były kwity na kennkarty, czyli i tak musieliśmy z nich zrezygnować. Więc powiedzieliśmy, żeśmy swoje oddali, bośmy wpłacili na kennkarty i mamy tu właśnie kwity. A tamtych już nie mieliśmy, tamtych papierów. A potem to już i tak wszyscy wiedzieli, kto jesteśmy. Złą sławą cieszyli się wszyscy Niemcy.
Poza tym jednym dyrektorem Lidtem, który był dyrektorem naczelnym. Był jeden podły majster, już nie pamiętam jak się nazywał, który w nocy jak ktoś zasypiał przy maszynie, a zasypiało się z głodu, zaprowadził na wachę (wartownię), kazał maszynką taką do golenia wygolić, na zero, jednej krzyż, drugiej pół, czwartej ćwiartkę głowy. I ten dyrektor administracyjny, nazywał się na B, ale nie pamiętam, (Bredszlajder), przyszedł, zobaczył te kobiety w taki okropny sposób wygolone i zaczął szukać, kto im kazał. Wyście się tak ogoliły?. Nie, tamten (Hermaister) kazał tak się wygolić. I on, przy tych wszystkich żydowskich więźniach, zrobił mu awanturę, że to nie jest żaden cyrk, tylko to jest obóz pracy, gdzie wszyscy mają pracować poważnie dla Rzeszy i dla zwycięstwa, więc nie ma sensu robić z ludzi takich błaznów. I ten, któremu on zrobił przy wszystkich awanturę, odebrał sobie życie, zastrzelił się.
Były różne też ciekawe momenty, w obozie spotkałam dziewczynę, która pochodziła z jakiegoś małego żydowskiego miasteczka, miała 16 lat i jak ją przywieźli do obozu to ona pierwszy raz w życiu jechała koleją. Była z takiego jakiegoś wygwizdowa. Pierwszy raz w życiu jechała koleją. O czymś mi mówiła, o jakiś okapach nad tym, żeby para z koszernego garnka nie łączyła się z parą z trefnego garnka, czy z mięsnego garnka do mlecznego garnka. Ja słuchałam, jak o żelaznym wilku. I pytam się jej to o to, to o tamto, a ta mówi: Ty nie jesteś żydówką?!. Jestem!. Ale nieprawdziwa. Najprawdziwsza. Stuprocentowa, na wszystkie strony. Dlaczego Ty tego nie wiesz?. Bo mnie nie nauczyli. A jak było u Twojej mamy?. Nie było okapów i nie było potraw koszernych, tylko się jadło wieprzowinę. A u Twojej babci?. Potem jak już się wszystkiego dowiedziała, mówi tak: Wiesz, co? No, chociaż powiedz, że jesteś z mieszanego małżeństwa!. Nie jestem. Ja miałam żydowskich rodziców oboje. Więc bardzo różny element był, bardzo różnie pomieszany. Transportem z łódzkiego getta przyjechała kobieta, która mówiła, że jest Niemką, stuprocentową aryjką. Miała żydowskiego męża i przez niego trafiła z Berlina do łódzkiego getta, już nie pamiętam, w jaki sposób. Poszła do Niemców powołała się, że ona jest Niemką. To powiedzieli: Ty jesteś sto razy bardziej warta śmierci niż ci wszyscy Żydzi! Żeś Ty mogła iść z Żydem do łóżka, żeś go nie zostawiła. Przeżyła. Na przykład u nas wszystkie, które mogli, dzieci powystrzelali, a ze Skarżyska jak przywieźli Żydów, to tam było kilkoro dzieci, pozwolili im mieć te dzieci, chociaż tam był też jakiś wyjątkowy sadysta, a tym dzieciom pozwolił zostać. Niczego nie można było przewidzieć.
cdn
Poprzednie czesci
Kategorie: Uncategorized
Czytam zeznania Boleslawy Proskurowskiej z zapartym tchem. Ciezko bylo zrozumiec i pojac, ze nie mialo znaczenia czy bylo sie Zydem przestrzegajacym wszystkich przykazan, czy tez takim, ktory nie mial pojecia co to znaczy Yiddishkeit – oni chcieli wymordowac wszystkich Zydow. Ale ludziom bylo ciezko pojac cos takiego, bo jak mozna??
Bardzo Ci dziekuje, Wlodek, ze postanowiles opublikowac te bardzo wazne wspomnienia.