Raz jeszcze o polsko-ukraińsko-żydowskim trójkącie
Anna Wylegała
Na Ukrainie krytycznej wobec UPA historiografii nie ma w zasadzie wcale, ukraińskim współudziałem w Zagładzie zajmują się niemal wyłącznie badacze spoza Ukrainy, a publiczna dyskusja na trudne tematy zamarła, okopując się na pozycjach obronnych.
Żydów zabili Niemcy, Polacy wyjechali
Podhajce, kilkutysięczne miasto na zachodniej Ukrainie, późny wieczór, początek lipca 2018 roku. Stoimy na cmentarzu żydowskim, w miejscu, gdzie w 1943 roku Niemcy oraz ukraińska policja pomocnicza dokonywali regularnych egzekucji na podhajeckich Żydach – mężczyznach, kobietach i dzieciach.
Stepan Kołodnyćkyj, były mer Podhajec i historyk-amator, autor wielu książek dotyczących historii regionu, przekonuje nas, że spośród ludności miejscowej w przemoc wobec Żydów angażował się wyłącznie „lumpenproletariat i volksdeutsche”. Oraz granatowa polska policja. Marta Hawryszko, historyczka ze Lwowa badająca historię OUN i UPA podczas wojny, prycha ze zniecierpliwieniem i mówi: „Panie Stepanie, a policja ukraińska? Przecież w okresie, gdy zginęła większość podhajeckich Żydów, działa tu przede wszystkim ukraińska policja”. Kołodnyćkyj czerwienieje i recytuje na jednym wydechu: „Policja ukraińska wykonywała jedynie czynności pomocnicze, i to pod przymusem”. Hawryszko obiecuje, że następnym razem przywiezie mu kopie konkretnych „AKS-ek” (archiwalnych spraw karnych z archiwów SBU). Kołodnyćkyj odpowiada, że jak zobaczy, to uwierzy.
A co się stało z miejscowymi Polakami? Wyjechali po wojnie. Mordy na Polakach może i były, ale zupełnie gdzie indziej. Tu w jednej wsi pod Podhajcami UPA grzecznie wyjaśniła Polakom, że w zaistniałej sytuacji lepiej byłoby, gdyby wyjechali. Polacy byli rozsądni, spakowali się i wyjechali, a upowcy życzliwie pomogli im załadować rzeczy na wozy.
Fakty są zaś takie, że w całej Galicji, nie tylko w Podhajcach, ukraińska policja brała czynny udział w mordowaniu miejscowych Żydów. Wyłapywała, doprowadzała ich na miejsce kaźni (jedynie około połowa galicyjskich Żydów deportowana została do Bełżca – reszta zginęła na miejscu, rozstrzelana i pochowana w masowych grobach na oczach swoich sąsiadów), zmuszała do rozebrania się. Czasami strzelała. Zachowały się raporty (na przykład ze Lwowa) dotyczące liczby kul, które policjanci zużyli podczas konkretnych akcji. W 1943 roku większość policjantów zdezerterowała i wstąpiła do UPA, która właśnie w tym czasie rozpoczynała czystkę etniczną Polaków na Wołyniu (od 1944 roku również w Galicji). Do polskich wiosek rzeczywiście podrzucano czasami ulotki wzywające do opuszczenia „odwiecznie ukraińskich terenów”, jednak ogromna większość Polaków z Galicji wyjechała na Zachód, ponieważ bała się śmierci z rąk banderowców, nie zaś z rozsądku; wielu wcześniej zginęło.
Figurki Matki Bożej
Wcześniej tego samego dnia oraz dnia następnego nagrywamy wywiady biograficzne w Osowcach i Wiśniowczyku, wsiach położonych około 30 kilometrów od Podhajec. Dlaczego właśnie tam? Ponieważ podczas wojny proboszczował tam ksiądz Józef Anczarski, który oprócz posługi duszpasterskiej zajmował się prowadzeniem dziennika, skrupulatnie dokumentującego dzień po dniu czas wojny. Przepisany na maszynie zajmuje ponad 500 stron. Niewiele jest wsi z tego terenu, do historii których mamy tak dobre źródło.
Anczarski opisuje szczegółowo zarówno represje sowieckie, jak i mordy (chłopskie) na Żydach i (ukraińskie) na Polakach. Tymczasem we wsi słyszymy, że Polacy z Ukraińcami żyli dobrze, a potem przyszła wojna i „troszkę się bili jedni z drugimi”. Julia M. z Wiśniowczyka (ur. 1925) mówi, że Polacy (którzy po wojnie wyjechali) strasznie znęcali się nad Ukraińcami, demolowali mieszkania, a miejscowemu „twardemu Ukraińcowi” złośliwie wymazali kałem ściany świeżo pobielonego domu. Ale gdy wyjaśniamy szczegóły, okazuje się, że opowiada prawdopodobnie o polskiej pacyfikacji wsi w latach 30.
Josifa F. (ur. 1927) twierdzi, że w sąsiedniej Zarwanicy Polaków mordowano, ale tu nie, absolutnie. Ale Polacy bali się, pod koniec wojny siedzieli nocami zamknięci w kościele, z siekierami. Kogo się bali? Pani Josifa patrzy w bok i rzuca krótkie: „Naszych, naszych się bali”. W sąsiednich Osowcach Sofija L. (ur. 1931) opowiada, że w wojnę, jak to w wojnę, ludzie się trochę denerwowali jeden na drugiego. Ale nikt nie zginął. Iryna M. (ur. 1929) z Osowców kilka razy rozpędza się i zaczyna mówić o tym, że „nasi to Polaków, wie pani…”, ale warująca przy niej córka za każdym razem wchodzi jej w słowo i dyscyplinuje: „Mamo, mamo, co ty tam mówisz tej pani, lepiej opowiedz, jak ciotkę na Sybir wywieźli, o tym opowiedz”. Koło Fedora W. nie stoi córka – może dlatego, dopytywany, mówi, że Polaków mordowano, że mamy się przejść po wsi i pooglądać przydomowe ogródki. Wszędzie tam, gdzie stoi figurka Matki Bożej, zginęła polska rodzina. Idziemy na spacer i robi się nam nieswojo, wieś jest bardzo religijna. Figurek stoi mnóstwo.
Iryna M. (ur. 1929) z Osowców kilka razy rozpędza się i zaczyna mówić o tym, że „nasi to Polaków, wie pani…”, ale warująca przy niej córka za każdym razem wchodzi jej w słowo i dyscyplinuje: „Mamo, mamo, co ty tam mówisz tej pani, lepiej opowiedz, jak ciotkę na Sybir wywieźli, o tym opowiedz”.
Wiecej TUTAJ
Kategorie: Uncategorized