Zenon Rogala
Drzwi do sali rozwarły się nagle z wielkich hukiem. Skrzydła drzwiowe po odbiciu od ściany zatrzymały się niepewne. Wszyscy jakby na wydaną komendę, niewidocznego dowódcy, natychmiast odwrócili głowy, jakby ktoś pociągnął ich niewidzialnym sznurkiem. Połówki drzwi po chwilowym wahaniu, uspokojone czekały na rozwój akcji. On zrobił tylko trzy krótkie kroki i stanął na szeroko rozstawionych nogach. Głowę miał pochyloną i to ta głowa ciągnęła go w dół. Dyszał ciężko, twarzy nie było widać, bo zwrócona była ku podłodze. Stał i jakby wpatrywał się w to ostatnie swoje miejsce na ziemi. Widać było tylko kołyszące się strzępy zakrwawionych rękawów żupana. Wszyscy choć nie wiadomo skąd wiedzieli, że tu będzie kres jego podróży, że tu zakończy się jego ziemska wędrówka. Zlepiona krwią grzywa kołysała się niechcący na boki, unoszona łapczywym oddechem rannego.
Stał na szeroko rozstawionych nogach, a stał tylko dzięki temu, że jak laską podpierał się brudną od krwi szablą. To była jego trzecia noga, ta z zagadki rozwiązanej przez Edypa, którą zadał mu mityczny Sfinks, zagadki – „…kto chodzi z rana na czterech, w południe na dwóch, a wieczorem na trzech nogach…”.
Tak, to był wieczór jego życia. Kołyszący się w rytm ciężkiego oddechu wojownik potrzebował trzeciej nogi i funkcję tę spełniała wbita w podłogę szabla. Rytm oddechów obrazowała uginająca się pod naciskiem ciała, wykonana z najlepszej stali klinga. Obłocone strzępy żupana zwisały bezładnie. Cisza w sali biesiadnej zapadła głęboka, jakby nakazana niewidzialną ręką, niewidzialnego dyrygenta. Widok stojącego na tle otwartych drzwi rycerza zmroził wszystkich. On tymczasem stał tak w otwartych drzwiach na tle nocy, jak w ramce żywego obrazu, na środku naprędce powstałej sceny. Cisza trwała już nieznośnie długo. Dyszał ciężko i dlatego cała postać kołysała się miarowo w rytm ciężkiego oddechu. Zrobił z trudem jeszcze jeden krok przez co utracił na moment punkt oparcia. Chciał iść w kierunku środka izby tam gdzie życie, światło i ludzie, ale runął przed siebie jak kłoda. Nie zdążył skorzystać z trzeciej nogi o wieczornej porze. Nie zdarzył podnieść drugiej ręki dla asekuracji, bo zwisała bezwładnie wzdłuż ciała. Wbita w podłogę szabla wskazywała metę życiowego dystansu. Wypuszczona z ręki głownia szabli z początku szalała z rozpaczy nad swoim panem, ale teraz miarowo kołysała się w pożegnalnym geście.
Leżał na środku izby. Twarz ciągle niewidoczna jakby całowała na powitanie ten skrawek podłogi, jakby witała, a jednocześnie żegnała się z tym miejscem. Ciemną głowę wojownika otaczała powoli jeszcze ciemniejsza, powiększająca się aureola krwi.
– Piękna śmierć – król siedzący za stołem przerwał tę złowrogą ciszę.
– Kamera, stop – młodzieniec w swetrze stanął nad leżącym.
– Musimy znowu powtórzyć kolejny dubel, ponieważ nasz gwiazdor do tego długiego ujęcia nie zdjął z ręki zegarka, a przecież w siedemnastym wieku nikt na świecie nie nosił szwajcarskiego Roleksa.
Wszystkie opowiadania Zenona Rogala
Kategorie: Ciekawe artykuly, Uncategorized, wspomnienia