Uncategorized

Z historii Reunion 69- Podroz do Korei i Japonii cz.2 e

Napisala i nadeslala Elzbieta Ingvarsson

Zdjecia zrobila Katarina.Christenson

elzbieta geyrszorp  katarina christenson

Japonia

Dzień 15, niedziela, 2 listopada

Przy śniadaniu spotykamy znajomych z poprzedniej grupy, „Edelman 1”, którzy wracali opaleni z Okinawy. Sami starzy znajomi, więc serdeczne uściski. Gdy z nimi rozmawiałam, do pokoju przyniesiono mi paczkę. Otwieram, a to przysłano mi pocztą mój „jasiek” zapomniany w hotelu w Hiroszymie!   Tego dnia pogoda nam sprzyja i przedpołudniem jedziemy wszyscy z przesiadkami, na południe od Tokio, do miasta Kamakura. Położone nad Zatoką Sagami, między Tokyo, a Półwyspem Izu., na wyspie Honsiu. Jest tu plaża i na zatoce uprawia się windsufing. W XIV w był tu ważny ośrodek buddyzmu i powstały wtedy liczne świątynie. Nadal praktykuje się tu zazen/medytację i urządza popularne kursy. Od XII do XIV w, Kamakura była stolicą siogunatu i samurajów. Wędrujemy razem z innymi turystami, dość daleko od stacji, aby odwiedzić Budde. Świątynia Kotoku-in, znana jest z jednej z najważniejszych ikon Japonii, Wielkiego Buddy Daibutsu. Posąg z XII w jest z brązu, pusty w środku i można doń wchodzić. Ma ponad 13 m wysokości. Kiedyś mieścił się wewnątrz świątyni, ale zniszczyło ją tsunami.

Podoba mi się ozdobna metalowa kadzielnica przed posągiem Buddy. Wonny dym, który się z niej wydobywa nawiewam na siebie, jak to robią inni stojący wokół. Ma to zapewnić zdrowie. Dalej Mats prowadzi do jego ulubionej świątyni: Kaikozan Jishoin Hase-dera, uroczo położonej wśród bogatej roślinności. Jest znana z jednego z najpiękniejszych, drewnianych posągów, bogini miłosierdzia Kannon o jedenasu twarzach, opiekunki dzieci. Każda z twarzy ma inny wyraz, bo wysłuchuje wszystkich ludzi. Pozłacana figura z drzewa kamforowego, została ufundowana w 727 roku przez świątobliwego mnicha Tokudo. Druga taka, ale jeszcze większa, znajduje się w Nara. Wszędzie niezliczone posążki Jizo. Reprezentują dusze dzieci nienarodzonych, utraconych. Rodzice stawiają je, aby umożliwić duszyczkom odrodzenie. Niektóre figórki ubrane są w fartuszki, czapeczki…Nagle zdaję sobie sprawę, że właśnie dzisiaj, w katolickich krajach, obchodzimy Dzień Zaduszny. Wspominam moich zmarłych…Piękny widok na zatokę Pacyfiku oferuje jeden z wyżej położonych tarasów. Właśnie teraz odbywa się na nim cudowny koncert. Szczególnie gra młodego skrzypka mnie zachwyca. W ogrodzie rozkoszujemy się widokiem oczek wodnych z rybkami, bambusowych fontann, kamiennych latarenek. Jeden ze stawów zbudowany jest w kształcie swastyki. To prastary symbol uosabiający szczęście i ochronę przed złymi demonami. Był skierowany zarówno w prawo jak i w lewo. Symbolizuje ruch i potęgę słońca. Obok w innym budynku widzimy prawie trzymetrowy, złoty posąg Buddy Amida. Obiecuje on odrodzenie wszystkim, którzy wymienią jego imię w modlitwie. Wykonanie posągu zlecił pierwszy szogun Japonii, Minamoto Yoritomo w XII w. W masywny dzwon  z brązu z XX w, uderza się 108 razy o północy 31 grudnia, by odpędzić 108 cierpień ludzkich. W ciekawym budynku, na obrotowych regałach jest archiwum Kyozo z ważnymi buddyjskimi sutrami. Z tym także związane są specjalne rytuały. Wszędzie niezliczone schodki, ale już na dole wchodzimy do jaskini z mnóstwem posążków bogini Benzaiten, jedynej kobiety wśród Siedmiu Bogów Szczęścia. Jest patronką muzyki, sztuk pięknych i pomyślności. Oto filmik z Hasedery: https://www.youtube.com/watch?v=Y3oFQRo44xA  Idziemy do centrum gdzie się rozdzielamy. Część wraca z Krystyną do Tokyo, a 15 osób z Matsem zostaje w Kamakura na lunch. Znajduję małą knajpkę i szybko zjadam niedrogo duży talerz pasty z jarzynami i krewetkami. Maszeruję uroczymi uliczkami zaglądając do galerii sztuki i gustownych butików. Mijając Mac Donalda dochodzę do bardzo zatłoczonych uliczek z kolorowymi kioskami, sklepikami. Jest niedziela i całe rodziny z dziewczynkami w kimonach kupują różne pamiątki, przekąski, słodycze itp. Przy stacji obserwuję piętrowe parkingi rowerowe. Spotykamy się wszyscy w umówionym miejscu i wracamy pociągiem z przesiadką na okrężną linię i do hotelu. Jest ostatni wieczór i ostatnia, pożegnalna kolacja, na którą zapraszało biuro podróży. Miało być blisko od hotelu, ale okazało się, że zrobiliśmy porządny spacer zaułkami. Przez dwie godziny, do jedzenia można było pić wszelkie trunki bez ograniczeń Zamawiać co się chciało. Atmosfera zrobiła się więc gorąca. Dodatkową zakąską były ugotowane, smaczne strączki soi, których dotąd nie znaliśmy. Dla guidów kupiono symboliczne, pożegnalne prezenty. Trzeba dodać, że na samym początku Kristina dostała od nas w prezencie mikrofon, abyśmy ją lepiej słyszeli. Powrót z kolacji był dla niektórych pań bolesny, bo spuchnięte stopy nie bardzo mieściły się w pantofelkach. Ja też chodziłam caly czas tylko w wypróbowanych turystycznych butach, a tych eleganckich użyłam jedynie na tę okazję. Obuwie przed salą jadalną i tak się zdejmuje. Okazało sie, że była to jedna z rzeczy zabranych, niepotrzebnie, jak mój „jasiek”.

Dzień 16, poniedziałek, 3 listopada /wyjazd do domu/     

                                     

  Z trudem dopinam walizkę, zwożę na dół  i pędzę na ostatnie japońskie śniadanie, w restauracji otwartej już o 6:30. Były trzy do wyboru, ale dwie pozostałe otwierały się o 7-ej. Trzeba się było wylegitymować kuponem śniadaniowym na dany dzień. Tego ostatniego dnia  miałam go już ze sobą. Dwa razy zapomniełyśmy zabrać, ale byli wobec nas tolerancyjni. Wpadłam jeszcze do sklepiku hotelowego i zrealizowałam kupon z recepcji. Jednego dnia zrezygnowałyśmy ze sprzątania i wtedy okazało się, że dostaje się rekompensatę w formie kuponu do wykorzystania w restauracji lub sklepie hotelowym. Kupiłam za to wodę mineralna, cukierki do samolotu i maseczki na usta. Spotykaliśmy na dworcach i ulicach ludzi w takich maseczkach. Są popularne z wielu względów, jako ochrona przed wirusami, spalinami…Niektórym z grupy to się spodobało i też zaczęli je nosić. Trochę dla żartów, trochę na serio, gdy złapali katar.

Byli tacy co zostawali w Tokyo dłużej na własną rękę, a 10 osób odlatywało na odpoczynkowy tydzień na Okinawie. Inni „gubili się” zaraz lub na lotnisku w Helsinkach i odlatywali w innych kierunkach, niż największa grupa lecąca do Sztokholmu. Teraz o 7:30 klucz mam oddany, walizka w autokarze i konnichiwa Japonia! Autokar wiezie  około godziny na lotnisko Narita, terminal 2, skąd odlatujemy Finnairem do Sztokholmu, z przesiadką w Helsinkach. Na lotnisku okazało się, że nie ma jednej walizki. Koleżanka, która była przekonana, że służba hotelowa dostarczyła ją do autokaru, jak to robiono poprzednio, była załamana. Mats wykazał maksimum pomysłowości i dobrej woli. Załatwił na siebie upoważnienie i walizkę przywiózł ze sobą do Göteborga, a potem wysłał pocztą do Sztokholmu. Szczęśliwa koleżanka miała swoje rzeczy kilka dni później. Miejmy nadzieję, że biuro podróży  zatrudni takiego guida. Była bowiem to jego pierwsza próbna grupa. Mnie też pomagał nosić ręczny bagaż, gdy się dowiedział, że miałam operowane ramię. Dzięki mu za to! Lecimy Airbusem za dnia, karmią nas dwa razy ciepłym posiłkiem i podróż wydaje się krótsza i mniej uciążliwa niż w odwrotną stronę. Dziesięć godzin  mija szybciej. Aby było jeszcze coś po japońsku, rozwiązujemy na ekranie przed nami sudoku.

Jeśli nie znasz, to zobacz jakie są reguły: http://www.sudoku.name/rules/sv  lub po polsku: http://www.sudoku.name/rules/pl                    To była wspaniała wyprawa i przygoda koreańsko-japońska. Dziekuję za wszystkie nadsyłane zdjęcia  i Kasi za albumy!

 

POSŁOWIE    

Po powrocie do domu jestem szczególnie wyczulona na wiadomomości z Korei i Japonii, myślę, że moi towarzysze podróży także. Małgosia i Piotr radzą przeczytać książkę Joanny Bator „Japonski Wachlarz”.      W szwedzkim radiu, P1 natrafiłam na reportarz korespondenta kulturalnego Rogera Wilsona z 27 Festiwalu Filmowego w Tokyo, poprzedzonego koreańskim w Busanie. Odbywał się on właśnie wtedy gdyśmy tam byli. No cóż, do nas turystów nic takiego nie docierało, a przeczytałam, że polski aktor, Robert Więckiewicz, otrzymał główną nagrodę za rolę człowieka walczącego z nałogiem alkoholowym, w filmie „Pod mocnym aniołem” Wojciecha Smarzowskiego. http://sverigesradio.se/sida/artikel.aspx?programid=478&artikel=6035740   O festiwalu filmowym w Tokio wiedziałam tyle, że w 1996 r moją kuzynkę, Maję Komorowską, nagrodzono tam specjalną nagrodą  jury za rolę kobiecą w znakomitym filmie „Cwał”. Tegoroczny festiwal, głównie w filmach dokumentalnych, poruszał tłumioną traumę Japończyków po trzęsieniu ziemi wiosną 2011 r. , Przeczytałam, że Japończycy z  przysługujących 15-u płatnych dni urlopu, wykorzystują przeciętnie tylko 8. Taka jest presja środowiska pracy. Można sobie wyobrazić jak my w Europie mamy dobrze i cieszyć się gdy ostatnio mówi się wiecej i w Japonii o potrzebie poprawy w tym względzie. Widzieliśmy jak ludzie są zmęczeni. Za to świąt państwowych i oficjalnie wolnych, mają 15. Obok takich jak Dzień Cesarza, Dzień Kostytucji /przypada 3 maja jak w Polsce/, Nowego Roku,  jest również Dzień Szacunku dla Starszych /w trzeci poniedziałek września/. A ile my mamy takich dni? Japończycy żyją długo – średnia długość życia jest najwyższa na świecie – może powinniśmy jednak jeść ryby na surowo i więcej pracować jak oni? Już zadano mi pytanie – gdzie wolałabym pojechać jeszcze raz na dłużej? Do Korei czy do Japonii?        Myślę, że do Korei. Może z tego względu, że ten naród jest ukształtowany przez zmagania historyczne z dwoma sąsiadami, Chinami i Japonią, jak my z Niemcami i Rosją? Może dlatego Koreańczycy są inni od Japończyków, a nam bliżsi?

Elżbieta Gieysztor Ingvarsson

wszystkie czesci znajdziesz jak

KLIKNIESZ TUTAJ

   

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.