Uncategorized

Wyspa jak wulkan gorąca

Na początku grudnia byłem z wycieczką na Kubie.  Na Kubie?  Po co? Dlaczego?

Bo w zimie jest zimno i w grudniu na północ od Kalifornii nie jeżdżę.  Wycieczka była zorganizowana przez mój Sierra Club i złotousty Jon obiecywał wiele ciekawych miejsc do zwiedzania.  Mówił prawdę, tyle że o problemach nie wspomniał. Tubylcy mówią, że Kuba przypomina z wyglądu krokodyla z głową na wschodzie w okolicach Santiago de Cuba i ogonem na zachód od Hawany.

 

pros

 

 

 

 

 

 

 

 

Mnie bardziej przypomina długi, dobrze ponad tysiąc kilometrowy język dzielący jamę chłonną Karaibów od Oceanu Atlantyckiego (oraz od Zatoki Meksykańskiej).  Przesmyk dzielący Kubę od Haiti to wszystkiego 80 kilometrów, nieco więcej od ogona (Cabo San Antonio) do Cancun (Meksyk), podobnie zresztą jak z Hawany do wąsa Key West na Florydzie. Obywatelom Stanów Zjednoczonych jeździć na Kubę nie wolno.  Chyba że maja specjalne pozwolenie na podróż People-to-People, z prawdziwym lub urojonym planem edukacyjno-kulturalnym zatwierdzonym przez władze.  Takowyż mieliśmy. Po Kubie podróżowaliśmy nowiutkim, nowoczesnym czarterowym autobusem (firmy Youtong, made in China) z klimatyzacją, toaletą i wszystkimi wygodami.  Takich autobusów widziałem na wyspie dosłownie setki.  Zakupione przez państwo lub firmę prywatną (nie wiem) i wynajmowane do wożenia zagranicznych turystów, najczęściej z Niemiec, Francji lub Kanady.   My, Norte Americanos, byliśmy raczej wyjątkiem.

 

 

pros1

 

 

 

 

 

 

Amerykańskie (tylko amerykańskie) karty kredytowe na wyspie nie działają więc trzeba przewidzieć ile zabrać gotówki ze sobą.  Twarda waluta wymieniana jest na CUC (Cuban convertible peso) 1 US dolar na 1 CUC z trzy procentową opłatą i 10 procentową karą ‘za embargo’ (tylko na dolary, nie na euro).  Poza wyspą banknoty CUC nie są warte papieru na którym są wydrukowane.  Tubylcy płacą 24 zwykłych peso za dolara, ale co za pesos można kupić?  Skądś to znamy.

Zagraniczne telefony komórkowe (wszystkie, nie tylko amerykańskie) na wyspie nie działają.  Można dzwonić z hotelu, za 2 do 3 CUC za minutę.  Telefon z domu do hotelu via Skype kosztuje 80 centów, a nie 2.3 centa jak z USA do Europy.  O dziwo, w hotelu można podłączyć się do sieci tutejszym (jak w cyber café) lub własnym komputerem, nawet via WiFi, z grubsza od 5 do 10 CUC za godzinę.

Podróżowaliśmy naszym autobusem z jednego krańca wyspy na drugi. Z tym samym kierowcą i ta sama przewodniczką.  Zażegnała się, że jest bezpartyjna i nawet należy do komuny protestanckiej, która zbiera się na modły w dużym garażu.  Od pierwszej chwili tłumaczy nam (złą angielszczyzną) detale historii i życia na Kubie tonem belfra.  Zapytałem jej wprost czy była nauczycielką.  Owszem, przed upadkiem Związku Radzieckiego uczyła … rosyjskiego.  Powiedziałem więc coś po rosyjsku, ale odpowiedziała niechętnie, i już więcej nie nalegałem.  Teraz z naszych napiwków zarabia (brutto, nie wiem z kim i ile musi się dzielić, oficjalnie i nie oficjalnie) tyle na dzień ile wynosi przeciętna pensja miesięczna.

Zaczęliśmy podbój wyspy, tak jak Kolumb w swej pierwszej podroży (1492) i inni konkwistadorzy począwszy od Diego Velazquez (1511) od Baracoa, tyle że nieco ponad 500 lat później.  W katedrze w Baracoa jest witraż przedstawiający Kolumba

 

 

pros2

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W tej części wyspy jest dużo gęsto zalesionych gór i pagórków.  Uprzednia rabunkowa gospodarka przez wieki doprowadziła do prawie kompletnego wyłysienia tych obszarów.  Dopiero już po rewolucji, w latach 60-tych na całej wyspie zasadzono 3 miliardy drzew.  Z tego połowa wymarła, bo sadzone były zapewne przez studentów w ramach ‘wykopek’.  Ale i tak rezultat jest imponujący.  Również sporo sosen, czego się nie spodziewałem w tym podzwrotnikowym jak by nie było klimacie.

Szosa do Santiago de Cuba jest bardzo kręta, jak to w górach.  Przez Sierra de Purial jedziemy wprost na południe i wkrótce dobijamy do brzegu Karaibów.

 

 

pros4

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Na Kubie istnieją dwa światy – ten dla tubylców, w którym brakuje papieru toaletowego i mydła, i ten dla zagraniczników z twardą walutą, gdzie wszystko jest dostępne.  Sytuacja znana z PRL-u sprzed poł wieku.  Czy wiec Kuba jest skansenem, gdzie czas się zatrzymał?  W mojej grupie są sami amerykanie (w moim wieku), którzy PRL-u nie znali, ale wiele podróżowali i teraz porównują warunki życia na Kubie z tymi w krajach Ameryki Środkowej i Południowej.  Nie ma zgody w  ich wypowiedziach.   Bieda aż piszczy, więc raczej porównywalna jest z biedą w Gwatemali czy Ekwatorze, tyle że dzieciaki wydają się być lepiej zadbane. Te młodsze w szkolnych mundurkach biegają radośnie po parkach i alejach (na przykład na Prado w Hawanie) pod nadzorem nauczyciela.  Na prowincji, po wsiach i miasteczkach, chałupki nie większe od kurnika, ale wśród nich zawsze widać kliniki municypalne.

Oczywiście, tego jeść się nie da.  W miastach widać długie kolejki w sklepach spożywczych, zwanych nie wiadomo dlaczego Bazaar, po jajka czy nabiał, na kartki. Mamy w końcu dość ograniczone kontakty z ludźmi i ich problemami, ułomna znajomość języka też nie pomaga.  Ale widzę migawki z życia.  Na prowincji samochodów na lekarstwo, wiec zamiast autobusów chodzą wozy zaprzężone w konia, z ławkami i pod plandeką.  Popularne są też dwuosobowe ryksze rowerowe zwane ‘bicitaxi’.

 

 

 

pros5

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zatrzymujemy się gdzieś po drodze na parę minut.  Skręcam w boczną uliczkę.  Jest mini-rynek.  Na hakach wiszą w słońcu (jest jakieś 25C) kawały mięsa.  Muchy mają bal.  Przy krawężniku pozostałości deszczu, stęchła woda.  Zielona. Śmierdzi.  Nieco dalej dziadek (pewnie młodszy ode mnie) siedzi na stopniach, sprzedaje warzywa.  Parę kilo tego, parę tamtego.  Przypomina mi się podobny obrazek (bez mięsa) z Rumunii, widziany pół wieku temu.

Ale znów miasta dają inny obraz.  Oto kawiarnia dla tubylców w Santiago de Cuba.  Obok, ledwie widoczna na zdjęciu, znajduje się Biblioteca Publica założona w roku 1868.

 

 

pros6

 

 

 

 

 

 

W Camaguey podziwiamy Avenida de los Gatos.  To nic że tuż obok widać łuszczący się z tynku dom.  Dzieciom i tak się podoba, a do braku tynku są przyzwyczajone.

 

pros 7

 

 

 

 

 

 

Stosunkowo mało jest sklepów z wyrobami artystycznymi.  Jest coś w rodzaju Cepelii, jest parę sklepów na poziomie, nastawionych na turystów, zwracają uwagę wyroby ze skóry. Są też stragany, rzeźby z drewna, bardzo twardego, trochę sztucznej biżuterii, ale w sumie niewiele.  W Trinidad jest za to cały rynek gdzie kobiety na miejscu wyrabiają chusty i bluzki z koronki.  W dwa dni po naszym powrocie wymieniono szpiegów, ‘your terrorist, our freedom fighter’ i vice versa, po czym Obama i Castro równocześnie objawili ocieplenie.  Może odwilż, ale to nie robi jeszcze wiosny.

 Napisal i Przyslal Wlodek Proskurowski

wlodek proskurowski

 

 

 

 

 

reunion 69

 

 

 

 

 

 

 

 

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.