Pisarz, dramaturg, autor słuchowisk, a także tekstów i muzyki do piosenek. Urodził się 17 maja 1933 roku w Warszawie.
Jest synem pisarza Igora Newerlego i Barbary Abramow, nauczycielki i aktorki, przed wojną związanej z teatrem “Baj”. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Był jednym z założycieli Studenckiego Teatru Satyryków (STS), dla którego pisał i komponował.
Debiutował w 1955 roku na łamach tygodnika “Szpilki” jako satyryk, a dwa lata później opublikował swoje tworzone dla STS-u monologi i skecze w zbiorze “Myślenie ma kolosalną przyszłość” (1957) . Za sztukę “Anioł na dworcu“, wystawioną w 1962 roku, a wydaną w 1965, otrzymał Nagrodę imienia Piętaka (1965) i Nagrodę Fundacji Kościelskich (1967).
Był też współtwórcą i redaktorem naczelnym tygodnika “Od Nowa” (1956). W latach 1960-1966 pracował jako kierownik Redakcji Teatru Młodego Słuchacza w Polskim Radiu. Od początku lat osiemdziesiątych mieszka w Warszawie i w Toronto.
Matka Jarosława Abramowa-Newerlego pochodziła z Puław, z wielodzietnej rodziny żydowskiej. Była najmłodszym dzieckiem; jej matka nie przeżyła porodu, a sześcioro starszego rodzeństwa wcześnie umarło na gruźlicę. Jedyna żyjąca siostra, nie mogąc pogodzić pracy zarobkowej z opieką nad małą Barbarą, oddała ją do “Domu Sierot” na ulicy Krochmalnej w Warszawie, prowadzonego przez doktora Janusza Korczaka i Stefanię Wilczyńską. W ten sposób, już jako dorosła wychowanka “Domu Sierot”, Barbara poznała Igora Newerlego, młodego emigranta z Rosji i bliskiego współpracownika Korczaka. Igor, a właściwie Jerzy (bo znalazłszy się w Warszawie, Newerly spolszczył swoje imię i dopiero po wojnie wrócił do dawnego) był w dwudziestoleciu międzywojennym sekretarzem Korczaka, a od 1930 roku redagował powierzone mu przez Doktora pismo dzieci i młodzieży “Mały Przegląd”.
Jarosław Abramow-Newerly wychował się na warszawskim Żoliborzu. Swoje dzieciństwo, które przypadło na czas wojny (w chwili jej wybuchu miał sześć lat), opisał w niezwykłym tomie wspomnień Lwy mojego podwórka (2000). Pokazał tam okupację niemiecką z perspektywy chłopca, ciekawskiego obserwatora świata dorosłych, “strzygącego uchem” przy każdej nadarzającej się okazji. Sportretował kolegów z podwórka i ich rodziny, mieszkańców żoliborskiego osiedla – środowisko szczególne, bo w dużej mierze tworzone przez ważnych przedstawicieli warszawskiej inteligencji, których dzieci, jak sam Abramow, miały się wybić po wojnie. Na przykład najbliższym przyjacielem małego Jarka był Kazik Orłowski, brat Jurka Orłowskiego, obecnie znanego izraelskiego pisarza Uriego Orleva, autora nagradzanych książek dla dzieci. Okupacyjna historia dwóch sąsiadujących ze sobą rodzin, Orłowskich i Newerlych, jest zresztą znamienna. Orłowscy zgodnie z niemieckim nakazem przenieśli się do getta. Zginęła tam matka chłopców; bracia wprawdzie przetrwali, lecz przeszli gehennę ukrywania się i obozu Bergen-Belsen. Jarkowi Abramowowi i jego matce groził podobny los, jednak Jerzy Newerly kategorycznie zabronił żonie przeprowadzki z synem do getta. Wyrobił jej aryjskie papiery, ratując życie obojgu.
Jarosław Abramow-Newerly ukazuje Żoliborz jako dzielnicę, w której, dzięki sąsiedzkiej dyskrecji, Żydzi mieli większą niż gdzie indziej szansę ocalenia. W ich ukrywanie, szukanie bezpiecznych adresów bardzo angażowali się jego rodzice. W “Lwach mojego podwórka“znajdziemy wstrząsające opowieści o żydowskich znajomych i przyjaciołach Newerlych: o młodziutkim Lejzorze Czarnobrodzie, którego mimo starań nie udało się uratować, o jego hardej siostrze Sarence, “co pazurami trzymała się życia”, czy o pięknej, bogatej i zaradnej Helenie Adelberg, która uciekła z transportu do Treblinki, a potem straciła dwóch synów. Wspomnienia Abramowa są zatem także kroniką tragedii warszawskich Żydów, która nie ominęła, jak wiadomo, “Domu Sierot” Korczaka:
“Przed zamknięciem getta rodzice utrzymywali ścisły kontakt z ‘Domem Sierot’ i przyjaciółmi z ‘Małego Przeglądu’. Wciąż ktoś do nas przychodził. Potem wizyty stały się rzadsze, ale pozostały rozmowy telefoniczne. Tata parę razy odwiedzał babcię Stefę [‘babcią’ nazywał Jarosław Abramow Stefanię Wilczyńską – K.D.] i doktora Korczaka. Zgodnie z planem (i to film Wajdy wiernie pokazał) Maryna Falska przygotowała poza murami lokal dla Korczaka. Tata miał go przeprowadzić na aryjską stronę. W tym celu udał się do getta. Kiedy powiedział mu o tym, spotkał się z kategoryczną odmową. Pan doktor zdziwił się, że po tylu latach znajomości i przyjaźni tata może mu coś takiego zaproponować. Tata, czując swą bezsilność, więcej już nie nalegał. Wiedział, że to nic nie da. Tylko bardziej dotknie Korczaka. Zastał go zmienionego i postarzałego nad wiek. Z jego zachowania wyczuł, że dawno podjął decyzję i gotował się na śmierć. Był zbyt mądry, by nie wiedzieć, co Niemcy z nim zrobią. Na żadną ich łaskę nie liczył. Z precyzją lekarza klinicysty przewidział swój los i ze spokojem go oczekiwał. Z tą świadomością wręczył ojcu swój pamiętnik, który pisał w getcie, z prośbą, by go przechował do lepszych czasów.
Ojciec wracał więc z getta mocno zgnębiony. Zamiast Korczaka ratował jego tekst. Nie było mu lekko na duszy. Ale rozumiał wybór Doktora. Wiedział, że musiał on tak postąpić. Inaczej nie byłby Korczakiem. Po przyjściu do domu tata długo opowiadał mamie o tym spotkaniu, pokazując pamiętnik i celofanową, błyszczącą opaskę z gwiazdą Dawida, którą nałożył w getcie. Mama ją szybko zniszczyła. Nazajutrz pojechał na Bielany i zdał sprawozdanie ze swej wizyty pani Marynie Falskiej, dla której odmowa Korczaka była wielkim, osobistym ciosem. Wszystko miała przygotowane i liczyła po cichu, że w ostatniej chwili Korczak jednak skorzysta z tej szansy.
Co do pamiętnika, to wspólnie z ojcem ustalili, że bezpieczniej go będzie trzymać w ‘Naszym Domu’ niż u nas na Krasińskiego. Pani Maryna zamurowała go w specjalnej skrytce, o której tylko parę osób wiedziało. Po wojnie, już po jej śmierci (zmarła na atak serca w 1944 roku), udało się ojcu ten pamiętnik wydobyć. Opatrzył go wstępem i w pierwszym wydaniu dzieł zebranych Janusza Korczaka, które sam zredagował, opublikował w 1957 roku.
W lipcu 1942 roku zatelefonował do mamy ktoś z getta. Któryś z przyjaciół oznajmił jej, że przed chwilą rozmawiał ze świadkiem, żydowskim policjantem, który przysięgał, że widział na własne oczy, jak z Umschlagplatzu Niemcy gnali do wagonu doktora Korczaka, Stefanię Wilczyńską i cały ‘Dom Sierot’. Mama nie chciała wierzyć. Wciąż powtarzała: – To niemożliwe. To niemożliwe. Oni nie mogli tego zrobić…
Nie była w stanie się z tym pogodzić. I nigdy się nie pogodziła. Wtedy w lipcu straciła coś więcej niż rodziców. Nagle runął cały jej świat. Wszystko, co najbardziej kochała…”
“Lwy mojego podwórka
Calosc TUTAJ
Kategorie: wspomnienia
Wstrząsająca historia, jak wiele innych z tych czasów. Napisałem scenariusz filmowy o Holocaust. Wydawałoby się ze już wszystko napisano o Zagładzie. Ja jednak znalazłem sposób na inne przekazanie tragedii Zagłady. Akcja filmu dzieje się w pełnym słońcu lata. Jest dramat ukrywania się, jest miłość dwojga młodych ludzi, jest chłopiec i jest pies. I nagle z pełnego słońca przenosimy się do getta, do powstania. Jest nawet humor. Koniec jest tragiczny, bardzo tragiczny. mam nadzieję że znajdę producenta w USA. Na wszelki wypadek tłumacze z angielskiego na polski. Kiedyś PiS odejdzie i zacznie się normalność w kulturze.