Nadeslal Robert Mielcarek
Śmierć jest fotogenicza. Oświetlona miękkim światłem, pozuje do fotografii nieznacznie się uśmiechając. Czasami bywa spięta, ale łagodny głos fotografa rozluźnia i wtedy jej myśli krążą po Alpach. Czarny mundur podkreśla miękkie lub zdecydowane rysy twarzy, opanowaną twarz Palitzscha, lodowe piękno Irmy Grese. Patrząc na fotografie wydaje się, że to mili mężczyźni i kobiety. Nic bardziej mylnego. Wytatuowany na przedramieniu obozowy numer nie pozostawia wątpliwości z kim fotograf ma do czynienia.
23 października 2012 roku odszedł Wilhelm Brasse, Urodzony w 1917 roku jako wnuk Austriaka Alberta Karola Brasse, pochodzącego z Alzacji, który pracował w charakterze ogrodnika ozdobnego dla rodziny Habsburgów w Żywcu. Matka Polka, ojciec szczery patriota i aktywny uczestnik wojny polsko – bolszewickiej roku dwudziestego.. Światowy kryzys i utrata pracy ojca to dramat dla młodego Wilhelma. Musiał opuścić gimnazjum, ponieważ rodziców nie było stać na czesne. Podjął wtedy naukę w zawodzie fotografa u siostry ojca, która prowadziła atelier fotograficzne w Katowicach. Krok po kroku zgłębiał tajniki fotografii. Brassego szczególnie fascynowała go fotografia portretowa. Młody Wilhelm wtedy jeszcze nie wiedział, że ta pasja uratuje mu życie i będzie jego przekleństwem. Terminując w rzemiośle, bawił się, flirtował i był królem życia. W Katowicach od 1935 do 1939 spędził 5 szczęśliwych lat, choć na każdym kroku stykał się z rosnącą w siłę i popularność ideologią nazistowską. Czy myślał wtedy o swoich żydowskich kolegach z Żywca?
Kiedy wybuchła II wojna światowa został wezwany przez Niemców do podpisania Volkslisty. Odmówił i wyjechał z Katowic. Krótko pracował w Krynicy po czym postanowił wstąpić do polskiego wojska. Próba przekroczenia granicy z Węgrami zakończyła się aresztowaniem przez Niemców. 31 sierpnia 1940 roku trafił do obozu Auschwitz, gdzie otrzymał numer 3444. Ciężko pracował w różnych komandach i kiedy wydawało się, że nie ma już ratunku i zmuzułmanieje, Wilhelm trafił do tak zwanego Erkennungsdienst Wydziału Politycznego, kierowanego przez Bernharda Waltera. Tam, dzięki umiejętnościom fotograficznym wykonywał fotografie portretowe nowo przybyłym więźniom. Wszyscy je znamy…w nakryciu, głowy, pod kątem i z profilu…kolejny, następny…i tak prawie przez 2-3 lata, ponieważ podczas największego szaleństwa Shoah naziści zaprzestali dokumentowania przybyłych transportów, które prosto z rampy kierowano do komór gazowych.
Fotografie więźniów…gwałt na ich psychice. Odarcie z godności, intymności. Na fotografii nie człowiek a numer, którym będzie tak długo, aż nie skończy w krematorium. Szaleństwo i deprawacja nazistów znajdowała wyraz w drobiazgowym dokumentowaniu życia obozu i jego ofiar. Apele, egzekucje, przychodzące transporty to mało…Doktor Mengele pragnie większych atrakcji. Dokumentuje bliźnięta, karłów, różnego rodzaju ludzkie deformacje, tatuaże, eksperymenty medyczne. Fotografia,….eksperyment…fotografia…gaz.
Fotografie Brassego to intymny portret fotograficzny obozu. Mimo nieustających prób nazistów, by pozbawić godności i człowieczeństwa więźniów, Wilhelm w wykonywanych fotografiach przywraca im ludzką godność. Bliskość fotografa i fotografowanego…kilka słów rzuconych w pośpiechu ,a często pomoc w różnej postaci pomagały i pozwalały żyć. Wilhelm Brasse po wojnie szacował, że wykonał ponad 50 tys. obozowych fotografii.
W czasie ewakuacji obozu, dzięki Wilhelmowi uratowało się prawie 40 tysięcy fotografii. Stanowiły one dowód w procesach nazistowskich oprawców. Po wojnie zamieszkał w rodzinnym Żywcu, ale do końca życia nie wrócił do zawodu i nie wykonał żadnej fotografii. Nie umiał.. nie potrafił zapomnieć…
„Najbardziej w pamięć wryła mi się telefonistka – śliczna blondynka, dwudziestotrzyletnia, w marynarce i spódnicy z tego samego materiału co mundury SS. Przyszła zrobić zdjęcie w asyście esesmana, który jej pilnował, bo normalnie kobiety przychodziły zawsze pod strażą. Miała pozwolenie na fotografie portretowe i powiedziała mi, że chce zrobić zdjęcie z dość głębokim dekoltem, by biust było widać. Przyniosła ze sobą nawet kawałek tiulu, by nim ten biust przysłonić. W pewnym momencie wyprosiła esesmana z atelier. Ku mojemu zdziwieniu wyszedł. Zostaliśmy sami. Zdjęła bluzkę i biustonosz. […] Wykonałem półostre kopiowanie, więc ten biust nie był widoczny, wszystko pięknie wyretuszowałem. Zdjęcia wydał jej mój szef – Walter. Gdzieś po tygodniu podczas wieczornego apelu nagle zostałem wezwany do Lagerführera Schwarza. […] – Natychmiast wydać negatywy, przynieść je do mnie! – powiedział To było niedopuszczalne, bo takie negatywy są w zasadzie prywatną rzeczą, zwłaszcza, że kobieta była na nich do połowy goła. Ale to był Lagerführer, więc nie mogłem się nie zgodzić. Poszedłem i przyniosłem. Popatrzył pod światło i zadał krótkie pytanie: – Czy przynajmniej miała porządne cycki? Ja powiedziałem: – Tak jest, Lagerführer! Od innej esesmanki dowiedziałem się później, że ta dziewczyna się otruła.”
[1]
W 2005 roku Ireneusz Dobrowolski przeprowadził z Wilhelmem Brasse spowiedź filmową „Portrecista”.
Fotograf z Auschwitz Anny Dobrowolskiej to dokumentacja obozowego życia obiektywem aparatu Wilhelma Brassse. Fotografia splata się ze wspomnieniami autora zdjęć oraz innych współwięźniów. Nie jest to klasyczna obozowa literatura a jednak niesie ze sobą niesłabnącą siłę rażenia obrazami, które choć powszechnie znane, nadal wywołują w nas silne emocje. Brasse w prostych zdaniach, w obiektywny sposób przedstawia nie tylko grozę obozowego życia ale także drobne iskierki prawdziwej miłości i woli życia współwięźniów.
Trudne, ale obowiązkowe do poznania świadectwo Zagłady.
Robert Mielcarek
Książka zrecenzowana dzięki uprzejmości Grupy Filmowej REKONTRPLAN
Fotograf z Auschwitz
Anna Dobrowolska
Wydawca Grupa Filmowa REKONTRPLAN
Wydanie I, Warszawa 2012
s.297
Kategorie: Uncategorized