Marian Marzynski
Od kiedy pamiętam – wystrzegam się nudy. W wojennym dzieciństwie bywało to niebezpieczne. Pomyślałem o tym, gdy 91-letnia Halina Zawadzka, o której ucieczce z getta chcę zrobić fabułę, tak mi powiedziała:
– Nie dziw się, że w mojej książce nie ma dialogów. Żeby przeżyć, trzeba było mieć usta zamknięte, nuda otoczenia przedłużała życie.
U księży w Łaźniewie nudziłem się tylko wtedy, gdy – msza za mszą – klęczałem jako ministrant przy ołtarzu. Ale już w kaplicy bylem najgłośniejszy, a na lekcjach katechizmu – prymusowałem.
Po wojnie (Czerniakowska 128) bylem błaznem klasowym. Gdy Pani Walawska po raz trzeci coś powtarzała głosem o różnym natężeniu w zależności od sytuacji, mówiłem „nuda!”. Klasa wybuchała śmiechem, na co nauczycielka: „Wiem, ale tego trzeba się nauczyć”.
Polska „nuda” przeszła do słownika naszych anglojęzycznych dzieci. A nawet świetnie wychowana żona gdy ciężko jej wytrzymać nudną rozmowę, patrząc się na mnie, niemymi ustami wypowiada to słowo.
Mam 80 lat i coraz lepiej adoptuje się do otaczającej mnie nudy, Nie przerywając nikomu, pod jakimś pretekstem opuszczam towarzystwo i zabieram się do pisania, a gdy z palcami na klawiaturze znów odczuwam nudę, idę się przespać, oczekując snów, ktore nudne nigdy nie są.
Czy nuda nie jest czasem powodem wszelkich naszych działań? Czy zwierzęta też cierpią z powodu nudy?
Wszystkie wpisy Mariana
TUTAJ
Kategorie: Uncategorized
Czy dobrze pamietam powiedzenie z dziecinstwa…
” na nude nie ma lekarstwa ”
Tak mysle …czyzby