Uncategorized

Dzięki Bogu, że Żydzi i Arabowie nie potrafili się dogadać jak “dobrzy chrześcijanie”

Igor Rakowski-Kłos

Biały Dom, 13 września 1993 r., podpisanie porozumienia pokojowego przez premiera Izraela Icchaka Rabina i przywódcę Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jasira Arafata. Rabin zapłacił za nie śmiercią - dwa lata później zastrzelił g religijny radykał. Arafat potępieniem przez palestyńskich islamistów

Biały Dom, 13 września 1993 r., podpisanie porozumienia pokojowego przez premiera Izraela Icchaka Rabina i przywódcę Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jasira Arafata. Rabin zapłacił za nie śmiercią – dwa lata później zastrzelił g religijny radykał. Arafat potępieniem przez palestyńskich islamistów (fot. Cynthia Johnson/Liaison / GettyImages)

Zobaczyłem radość, którą pamiętałem z 1989 r. z Polski. Wszystko wydawało się możliwe. Euforia. Dopóki autobusy nie zaczęły wylatywać w powietrze. Rozmowa z Konstantym Gebertem, autorem książki “Pokój z widokiem na wojnę. Historia Izraela”.

Igor Rakowski-Kłos: Pańska książka dotyczy głównie wojen, ale wolałbym porozmawiać o pokoju. Dokładnie 30 lat temu w Oslo trwały tajne rozmowy, które kilka miesięcy później doprowadziły do pierwszego porozumienia pokojowego Izraela z Palestyńczykami. Wojska izraelskie miały opuścić Gazę i Jerycho, przekazując uprawnienia władzom Autonomii Palestyńskiej.

Konstanty Gebert: Izrael i Organizacja Wyzwolenia Palestyny uznały się wówczas wzajemnie, a w ciągu pięciu lat po podpisaniu, zgodnie z zasadą „ziemia za pokój”, Izrael miał się wycofać z tych terytoriów, na których miało powstać państwo palestyńskie.

Przed Białym Domem Icchak Rabin i Jasir Arafat wymienili historyczny uścisk dłoni. Pamięta pan swoją reakcję?

– Akurat byłem na Czerskiej, w redakcji „Wyborczej”. Gapiłem się w telewizor. Poryczałem się.

Pewnie nie pan jeden.

– Nie jestem szczególnie emocjonalnym człowiekiem, ale to było takie poczucie, jak to się mówi po żydowsku, der meszija is werkimn.

To znaczy?

– Mesjasz przybył. Wkrótce potem byłem w Izraelu. Zobaczyłem radość, którą pamiętałem z 1989 r. z Polski. Wszystko wydawało się możliwe. Euforia. Dopóki autobusy nie zaczęły wylatywać w powietrze.

Euforia po stronie Izraelczyków czy Palestyńczyków?

– Po obu stronach. Czułem to niemal fizycznie. Jakby ludzie, którzy dźwigali ogromne ciężary, nagle je zrzucili i zobaczyli, że mogą biegać.

Rozmowy w Oslo toczyły się w tajemnicy. Początkowo Izrael reprezentowali nawet nie urzędnicy czy politycy, lecz politolodzy Yair Hirschfeld i Ron Pundak. Dopiero później przyleciał potajemnie Uri Sawir, dyrektor generalny ministerstwa spraw zagranicznych. Dlaczego rozmowy pokojowe były aż tak tajne?

– Rząd izraelski nie mógł rozmawiać z ludźmi, których programem było zniszczenie narodu żydowskiego w Palestynie. Karta Narodowa OWP jednoznacznie to stanowiła, więc o czym tu rozmawiać? Oprócz tego obowiązywała ustawa, która zakazywała kontaktów z OWP.

Konferencja prasowa Najefa Hawatmeha, Jasera Arafata i Kamala Nassera w Ammanie na początku 1970 r.

Konferencja prasowa Najefa Hawatmeha, Jasera Arafata i Kamala Nassera w Ammanie na początku 1970 r. published by Al Ahram. Photographer unknown, Public domain, via Wikimedia Commons

Jak wyglądała sytuacja po stronie palestyńskiej?

– Niemal tak samo. Jakiekolwiek rozmowy musiałyby oznaczać, że przyjmuje się możliwość istnienia jakiegoś Izraela.

A to była zdrada.

– Zdrada to mało. Palestyńska polityczna samoświadomość zbiorowa oparta była na założeniu, że Izraela nie ma i być nie może. Zdradę można popełnić, gdy się z czegoś zrezygnuje.

A tu oznaczało to zgodę na samobójstwo.

– Na zbiorowe samobójstwo oraz samobójstwo dosłowne, bo za takie rzeczy się zabijało. Mój przyjaciel Sari Nusseibeh, który potem został rektorem świetnego palestyńskiego uniwersytetu Al-Kuds w Jerozolimie wschodniej, opublikował artykuł, w którym przedstawił radykalną propozycję. To było jeszcze w latach 70., gdy izraelski projekt kolonizacyjny był w powijakach. Proponował, by Palestyńczycy wyrzekli się walki o niepodległość i terroryzmu, a zamiast tego ustawiali się w karnych kolejkach do izraelskich urzędów, żądając obywatelstwa. Zrealizowanie tego było nie tylko politycznie, ale i psychologicznie niemożliwe. Ale pozostaje faktem, że gdyby Palestyńczycy posłuchali się wtedy Sariego, to Izrael musiałby się wynosić z terytoriów okupowanych, bo takich kolejek nie można rozpędzić czołgami.

A przyznanie wszystkim Palestyńczykom obywatelstwa oznaczałoby zgodę na to, że będziemy mniejszością w kraju arabskim.

Plan Sariego zmuszał Izraelczyków, by potraktowali Palestyńczyków poważnie. Jeśli nie chcemy rozpędzać kolejek siłą i nie chcemy być mniejszością we własnym kraju, to jedynym scenariuszem jest wycofanie się z terytoriów palestyńskich.

Co na to OWP?

– Wysłała list pułapkę, który wybuchł mu w rękach. No i Sari przestał się wypowiadać publicznie, skupił na pracy naukowej.

A jednak Jasir Arafat wysłał do Oslo negocjatora Abu Alaę. Dlaczego?

– Wtedy OWP znalazła się w całkowitej zapaści. Upadł Związek Radziecki, skąd płynęły pieniądze, a wspieranie Saddama Husajna, który napadł na Kuwejt, kosztowało ich poparcie nie tylko Amerykanów, ale również Arabów.

Świetny moment, by czekać, aż OWP utonie. Negocjacje były rzuceniem Arafatowi koła ratunkowego. Ktoś chciał z nim rozmawiać, więc coś jednak znaczył.

– Tak może sądził premier Icchak Rabin, ale minister spraw zagranicznych Szymon Peres uważał dokładnie odwrotnie. Skoro przeciwnik jest słaby, to jest najlepszy moment, by coś od niego uzyskać, bo bez tego sam nie przetrwa. Przekonał w końcu Rabina, i chwała im obu, że umieli to zauważyć.

Laureaci Pokojowej Nagrody Nobla za rok 1994, od lewej: palestyński przywódca Jasir Arafat, minister spraw zagranicznych Izraela Szymon Peres i premier Icchak Rabin

Laureaci Pokojowej Nagrody Nobla za rok 1994, od lewej: palestyński przywódca Jasir Arafat, minister spraw zagranicznych Izraela Szymon Peres i premier Icchak Rabin fot. Government Press Office / Getty Images

Rabin i Peres reprezentowali rządzącą partię Awoda. Arafat był liderem Fatahu. Gospodarzami negocjacji była norweska Partia Pracy. To wszystko lewica. Czy miało to znaczenie?

– Bardzo duże. To, że oni byli lewicowcami, nie pomagało im w rozmowach, ale prawicowcy w ogóle nie rozpoczęliby negocjacji, bo po jednej i drugiej stronie bycie prawicowcem polega na tym, że z tamtymi się nie negocjuje. To, że Rabin, Peres i Arafat byli – na bardzo różne sposoby – lewicowcami, oznaczało, że uznawali, iż istnieje hipotetyczna możliwość rozmów przy jednym stole albo chociaż przebywania w dwóch sąsiednich pokojach. Menachem Begin z Likudu by nie mógł, podobnie szejk Jassin, duchowy przywódca Hamasu.

Icchak Szamir z Likudu, który stracił władzę w wyborach w 1992 r., też by nie mógł.

– Szamir mówił, że trzeba prowadzić rozmowy z Jordanią, Syrią i Palestyńczykami, oczywiście bez OWP, ale przeciągać je w nieskończoność, aż wszyscy się zmęczą, a my zasiedlimy wystarczająco dużo Zachodniego Brzegu, by kwestia negocjacji w ogóle przestała istnieć. Tacy ludzie, przystępując do rozmów, musieliby zaprzeczyć sami sobie, a Rabin i Arafat nie musieli tego robić, chociaż wciąż uważali, że ten drugi to wróg i bydlę. Norweska Partia Pracy i Awoda były w Międzynarodówce Socjalistycznej, a norwescy socjaldemokraci mieli dość dobre kontakty z palestyńskim ruchem narodowym. Dla norweskich negocjatorów to nie była więc terra incognita. Kogoś znali, do kogoś mieli zaufanie, z kimś mieli relacje osobiste – bez takich rzeczy w ogóle nie ma mediacji.

Icchak Szamir w kokpicie śmigłowca AH -1 Cobra, 22 stycznia 1987 r.

Icchak Szamir w kokpicie śmigłowca AH -1 Cobra, 22 stycznia 1987 r. IDF Spokesperson’s Unit

Powiedział pan, że w Izraelu zapanowała euforia. Ale to nie jest cała prawda, bo prawica na porozumienia zareagowała wściekłością.

– Na początku była tak zaskoczona, że odebrało jej mowę. Jej główny argument, że Palestyńczycy to bandyci i nie można z nimi rozmawiać, został obalony. I pewnie ten stan trwałby troszkę dłużej, gdyby nie to, że zamachy zaczęły się prawie natychmiast. Ale układy z Oslo przeszły wyłącznie dzięki głosom partii arabskich. To oznaczało, że Rabin nie ma żydowskiej większości.

Za porozumieniem głosowało 61 posłów, przeciwko było 50.

– Doszło do sytuacji podobnej do tej z 1922 r., gdy w Polsce zamordowany został prezydent Gabriel Narutowicz. Jeżeli za podmiot polityczny uważamy naród, to większość demokratyczna nie ma znaczenia. Wybór Narutowicza i przegłosowanie porozumień z Oslo były radykalnym zanegowaniem projektu politycznego prawicy, w którym państwo jest jedynie emanacją narodu. W obu sytuacjach obywatelstwo zostało przebite przez etniczność. Że niby demokratyczna większość w parlamencie się opowiedziała i koniec? Na co prawica mówi: mam w nosie taką demokratyczną większość, tę zdradę trzeba naprawić czynem, i do czynu przystępuje. Życiem za to zapłacili i Narutowicz, i Rabin.

Szimon Peres (po lewej) z Icchakiem Rabinem (w środku) i królem Jordanii Husajnem (po prawej) przed podpisaniem traktatu pokojowego Izrael-Jordania, 26 października 1994 r.

Szimon Peres (po lewej) z Icchakiem Rabinem (w środku) i królem Jordanii Husajnem (po prawej) przed podpisaniem traktatu pokojowego Izrael-Jordania, 26 października 1994 r. Government Press Office (Israel), CC BY-SA 3.0 , via Wikimedia Commons

Patrząc z dystansu, można uznać, że mimo porozumień i pokojowego Nobla dla Rabina, Peresa i Arafata nikt tego pokoju nie chciał. Jakby wszyscy uważali, że dla drugiej strony to tylko podstęp, który ma uśpić czujność przeciwnika.

– Oczywiście, że nikt tego nie chciał, bo wroga chce się pokonać, a nie zawierać z nim porozumienia. Póki żył Rabin, rząd izraelski pokazywał, że trzyma się zobowiązań, oczywiście odczytując z nich najlepszy możliwy dla Izraela wariant. Arafat cały czas pokazywał, jaki jest nieszczęśliwy w tej sytuacji. Psychologicznie można go zrozumieć, bo zrobił karierę jako uwielbiana przez tłumy ikona rewolucji. Potrafił wygłosić przemówienie w ONZ z kaburą pistoletu u boku.

To nie był Václav Havel.

– Oj nie. Odtąd ta ikona musiała zajmować się mianowaniem kogoś, kto zrobi wywózkę śmieci w Gazie, i negocjować z jakimiś frakcjami w Palestyńskiej Radzie Narodowej. Żeby jeszcze dostał za to Jerozolimę, a nie tylko Gazę i Jerycho… Ten sukces był degradacją i Arafat się z tym nie pogodził.

Arafat: Przyszedłem, trzymając w jednej dłoni gałązkę oliwną, a w drugiej broń. Nie pozwólcie, by gałązka wypadła mi z dłoni

Paradoksalnie, gdy proces pokojowy przyspieszył, izraelskie wojsko wycofywało się, a 95 proc. Palestyńczyków przestało żyć pod okupacją, bezpieczeństwo w Izraelu pogorszyło się. Liczba zamachów organizowanych zarówno przez islamistów z Hamasu, jak i nacjonalistów izraelskich wzrosła. Ktoś w Tel Awiwie mógłby zapytać: po co nam pokój, skoro jest bardziej śmiercionośny niż wojna?

– Z jednej strony więcej Izraelczyków ginęło w zamachach, z drugiej, palestyńskiej, była świadomość, że w ciągu pięciu lat od Oslo zbudowano więcej osiedli na terytoriach okupowanych niż w pięciolatce przed porozumieniami. Po obu stronach istniała milcząca większość, która może nie była przekonana, że po Oslo tamci z diabła wcielonego nagle stali się ludźmi, a może nawet sąsiadami, ale byłaby zadowolona, gdyby można było planować jakąś przyszłość. Tymczasem Hamas zaczął zabijać. A zabijał, bo musiał.

Musiał?

– Gdyby rozpoczęty projekt polityczny się powiódł, Hamas stałby się tylko religijnym bractwem, egzotycznym marginesem, który poniósł polityczną klęskę. Zabijał na izraelskich ulicach, żeby przetrwać. A skoro Izrael nie mógł militarnie powstrzymać Hamasu, kontynuował budowę osiedli. W takiej sytuacji milczące większości po obu stronach uznały racjonalnie, że porozumienia niewiele dały, a wiele zabrały. Miała być ziemia za pokój, a jedni nie mają pokoju, a drudzy nie mają ziemi. To już lepiej było jak przedtem.

Rabin zapłacił życiem za Oslo – 4 listopada 1995 r. zabił go religijny ekstremista, zaledwie kilka tygodni po podpisaniu następnego porozumienia – Oslo II. Przed zamachem prawica rozpętała kampanię nienawiści. Beniamin Netanjahu głosił, że porozumienia zagrażają istnieniu państwa, a grupa kabalistów odprawiła przed domem Rabina ceremonię, w której pojawiło się przekleństwo skazujące go na śmierć. Izrael w 1995 r. był tak samo zaskoczony jak Polska w 1922 r. Dlaczego?

– Bo w historii ruchu syjonistycznego było tylko jedno zabójstwo polityczne, Chaima Alrosoroffa. Żydzi nie zabijali swoich przywódców. Gdy nie mogli ich ścierpieć, wynosili się z danej partii i zakładali nową, a potem obrzucali tamtych obelgami.

Rabin był dobrze chroniony, ale pomysł, że zamachowcem może być Żyd, nie mieścił się w mentalnym wszechświecie jego ochroniarzy.

Owszem, wiedziano o tej całej propagandzie nienawiści wobec „zdrajców z Oslo” i o wydanych na nich wyrokach śmierci, ale traktowano to jedynie jako retorykę. Śmierć Rabina zmieniła wszystko, straciliśmy niewinność. W pewnym sensie jednak przywróciła nas do normalnej społeczności narodów, bo narody czasem mordują własnych przywódców. Dopiero wtedy w Izraelu zaczęły się śledztwa w sprawie żydowskich terrorystów, którzy chcieli wysadzać w powietrze arabskie szkoły, bo to też nie mieściło się w głowach – przecież takie rzeczy robią Arabowie, a nie my. Szin Bet miał w tym miejscu ślepą plamkę, w którą wszedł jeden gość z pistoletem i zmienił historię.

Beniamin Netanjahu i Yossi Ben-Aharon po powrocie z negocjacji w Waszyngtonie, które odbyły się po konferencji madryckiej, 1992 r.

Beniamin Netanjahu i Yossi Ben-Aharon po powrocie z negocjacji w Waszyngtonie, które odbyły się po konferencji madryckiej, 1992 r. Photographer: Israel Press and Photo Agency (I.P.P.A.) / Dan Hadani collection, National Library of Israel / CC BY 4.0, CC BY 4.0 , via Wikimedia Commons

Po stronie palestyńskiej i izraelskiej proces pokojowy torpedowały ugrupowania prawicowe, często podpierające się religią. Może gdyby ten kawałek świata zamieszkiwali ludzie niewierzący, łatwiej byłoby o porozumienie?

– Hitler był niewierzący i Stalin też. Znakomicie się porozumiewali. W 1947 r., a więc jeszcze w czasach mandatowej Palestyny, sekretarz stanu John Foster Dulles na wieść o kolejnej masakrze zapytał retorycznie na konferencji prasowej, dlaczego Żydzi i Arabowie nie mogą się dogadać jak dobrzy chrześcijanie.

Pewnie dlatego, że dobrzy chrześcijanie też się nie dogadują.

– Dobrzy chrześcijanie zaledwie dwa lata wcześniej skończyli się dogadywać w Europie. Dzięki Bogu, że Żydzi i Arabowie nie potrafili się dogadać jak dobrzy chrześcijanie. Awoda i OWP były organizacjami świeckimi, ale nie dawało to gwarancji, że się dogadają. Po obu stronach są wyjątki. Był rabin Menachem Froman, jeden z przywódców bloku kibuców Gusz Ecjon, który miał bardzo dobre stosunki z imamami z Hamasu. Jest rabin Arik Ascherman, który od lat przewodniczy ruchowi Rabini na rzecz Praw Człowieka i robi fantastyczne rzeczy, jeśli chodzi o obronę praw Palestyńczyków. O takie osoby łatwiej w społeczeństwie demokratycznym i pewnie dlatego niewielu widzę takich imamów. Są różne powody, dla których ludzie łączą religię i politykę. Mogą je łączyć dlatego, że gdy religię odpowiednio się podkręci, to na wszystko da alibi. A może być też tak, że łączą je ludzie głęboko wierzący i uważają, że ta wiara nakłada na nich obowiązek zmieniania świata. Z osobami, których wiara jest inna, ale obowiązek ten sam, czują pokrewieństwo. Wielokrotnie to widziałem. Tyle tylko, że niestety na Bliskim Wschodzie religia jest tak politycznie skorumpowana, że takich ludzi jak rabin Froman naprawdę ze świecą szukać.

Nacjonalizm jest z samej swojej istoty bezbożny.

Chciałbym wierzyć, że jakby wszyscy byli wierzący, to byłoby lepiej. Niestety, nie doczekam się sprawdzenia tej wiary i nie mam też pewności, że gdyby tak się stało, to łatwiej byłoby o pokój.

Menachem Froman (1945-2013) - izraelski rabin, cłonek-założyciel Gusz Emunim (Blok Wiernych), naczelny rabin Tekoa na Zachodnim Brzegu, znany z promowania i prowadzenia dialogu międzywyznaniowego między Żydami i Arabami

Menachem Froman (1945-2013) – izraelski rabin, cłonek-założyciel Gusz Emunim (Blok Wiernych), naczelny rabin Tekoa na Zachodnim Brzegu, znany z promowania i prowadzenia dialogu międzywyznaniowego między Żydami i Arabami fot. Wikimedia Commons

W 1996 r. pierwszy raz premierem został Netanjahu, który trzy lata wcześniej krzyczał do Rabina, że jest gorszy od Chamberlaina, który paktował z Hitlerem. Na Oslo III nie było już szans.

– Większość oceniła proces pokojowy po wynikach, a wyniki dla obu stron były fatalne. Izraelczycy poparli Bibiego, który powiedział, że wie, jak to zrobić, że nie można kapitulować jak Rabin. Uwierzono mu, bo jaka była alternatywa? Albo dalej na ślepo pchamy się w ten pokój i będziemy ginąć w kolejnych zamachach, aż może coś się zmieni, albo mówimy, że pokoju nigdy nie będzie. A Bibi, jak to Bibi, mówił, że są plusy dodatnie, plusy ujemne i jeszcze jakieś inne. Zwróćmy uwagę, że nikt nie powiedział kategorycznie, że rezygnujemy z porozumień. Fikcja tego, że Oslo obowiązuje nadal, była podtrzymywana przez Izraelczyków i Palestyńczyków. Obie strony mówiły, że potrzebne jest inne Oslo, lepsze, bez tego czy bez tamtego szczegółu. Ale nikt nie miał odwagi powiedzieć swoim społeczeństwom, że skoro nie chcemy realizować Oslo, to realizujmy wojny. Bo trzeciej drogi nie ma.

Pod koniec maja ukazała się książka Konstantego Geberta „Pokój z widokiem na wojnę. Historia Izraela” (Agora). Autor jest jednym z najwybitniejszych polskich dziennikarzy. Publikuje w „Gazecie Wyborczej” i „Kulturze Liberalnej”, był twórcą i pierwszym naczelnym żydowskiego miesięcznika „Midrasz”. Prowadzi podcast o Izraelu „Ziemia zbyt obiecana”. Jego poprzednia książka „Ostateczne rozwiązania. Ludobójcy i ich dzieło” została w tym roku nominowana do Nagrody „Nike”.

Konstanty Gebert

Pokój z widokiem na wojnę. Historia Izraela

Wydawnictwo Agora

Dzięki Bogu, że Żydzi i Arabowie nie potrafili się dogadać jak “dobrzy chrześcijanie”

Kategorie: Uncategorized

1 odpowiedź »

  1. 1 .W żadnym miejscu w obu umowach Oslo ( 1993 i 1995) nie pojawia się zestaw ” State of Palestine” ani że coś takiego ma powstać jako wynik tych umów. 5 lat po podpisaniu strony zobowiązały się do ustalenia ostatecznego statusu Judei i Samarii, kropka. Izrael nigdy nie zgodził się na państwo arabskie w Judei i Samarii i nigdy nie podpisał umowy w której to obiecuje wykonać. Na szczęście ostateczny status postuluje zgodę obu stron. Dlatego Izrael nie narusza żadnej umowy odmową założenia nowego państwa arabskiego. A to wbrew opinii wyrażonej w powyższym artykule. Status Jerozolimy miał być dyskutowany na odrębnej platformie.

    2. Osławiony parlament palestyński nigdy nie pracował poprawnie i został zamknięty w 2007. Podobno posłowie krytykowali ukochanego przywódcę Abu Mazena, który został wybrany w 2005 na prezydenta, na całe życie, bez możliwości odwołania. Abu Mazen rozgonił bezczelną hołotę ale kolaborantów zatrudnił jako osobistych doradców. Tak jest przyjęte w świecie Islamu; przywódcę wybiera się na całe życie z możliwością przekazania posady potomkom. Chyba że przywódca zostaje zamordowany. Wtedy zaprasza się ONZ i potęgi i którzy razem organizują nowe wybory na nowego ukochanego przywódcę.

    3. Seri Nusejba nie zwerbował dla swojego programu więcej niż kilkunastu ludzi. ale Izrael zrealizował praktycznie jego pomysł w Jerozolimie i zaproponował obywatelstwo Arabom mieszkańcom Jerozolimy. Minęło lat mało wiele i z 300 tysięcy Arabów żyjących w Jerozolimie, tylko kilkanaście tysięcy ma obywatelstwo izraelskie. Nie chcą i mają powód – strach przed pobratymcami. Marzenie Nusejby nie pracuje, tutaj.
    Jego pomysł jest natomiast realizowany w Europie. Inne obywatelstwo ale ten sam cel – zalanie zachodnich demokracji liberalnych fanatykami Islamu. Czekamy cierpliwie na wyniki. To potrwa jeszcze może pokolenie.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.