Uncategorized

Dziewięcioro wspaniałych z getta. Dlaczego ich nazwiska nie są znane jak nazwiska powstańców?

Wojciech Szot

Przodkowie Jakuba Pitery pracowali jako lekarze w getcie. - Efekty tamtej pracy to do dziś najlepszy medyczny opis choroby głodowej - mówi nasz rozmówca. Na zdjęciu - dzieci w warszawskim getcie, 1941

Przodkowie Jakuba Pitery pracowali jako lekarze w getcie. – Efekty tamtej pracy to do dziś najlepszy medyczny opis choroby głodowej – mówi nasz rozmówca. Na zdjęciu – dzieci w warszawskim getcie, 1941 (/ East News)

Może uderzę tu w świętość, ale w Polsce uformował się jeden model opowiadania o Żydach. Historia moich dziadków pokazuje, że było też inaczej – mówi wnuk żydowskiego lekarza, który w warszawskim getcie badał chorobę głodową.Nasze artykuły poświęcone poczytnym książkom, w których polski pisarz Max Czornyj swobodnie opisuje nazistów i ich zbrodnie, wywołały mnóstwo reakcji. Jedna z nich zwróciła naszą uwagę w sposób szczególny. Warszawski radca prawny Jakub Pitera napisał, że śledzi literaturę popholocaustową i jest jej wielkim przeciwnikiem, gdyż, jak napisał, “wspomniane książki bezpośrednio dotyczą najbliższych mi osób”. Umówiliśmy się z Jakubem Piterą, by dowiedzieć się, kogo ma na myśli.

Jakub Pitera: Nie chciałbym, żeby to była rozmowa o mnie.

Wojciech Szot: Trochę jednak musi.

– Ludzi, którzy próbują się w Polsce lewarować biografiami swoich bliskich, jest wielu. Wydaje mi się, że robią to często dlatego, że nie za bardzo mają się czym pochwalić. Można wyciągnąć jakiegoś dziadka, ciocię i na jego biografii próbować budować kapitał. Takich westalek płci obojga, które robią niezły biznes na pamięci o najbliższych, jest w Polsce mnóstwo. Dlatego nie chcę, by Jakub Pitera był frontmanem.Najważniejsza jest dla mnie dziewiątka niezwykłych osób – członków zespołu doktora Izraela Milejkowskiego, którzy w getcie warszawskim zorganizowali badania nad chorobą głodową. Ich biografie są zupełnie zapomniane.

Obiecuję, że o nich porozmawiamy. Zacznijmy jednak od 2023 r. Dlaczego Jakub Pitera postanowił upomnieć się o tę historię?

– Liczę, może naiwnie, że gdy przypomnę o nich, to więcej badaczy, historyków zwróci na te postacie uwagę. Polaków fascynuje historia, ale najbardziej zajmuje nas ta militarna – opowieści o walce, męczeństwie czy wielkich zwycięstwach. To zrozumiałe w kraju, w którym tych ostatnich nie było wiele. Z czasem przyszła do nas fala zainteresowania historią cywilnych ofiar wojny, ale wraz z nią pojawiło się też popowe pisanie o Holocauście, które stało się częścią kultury masowej. Ta grafomania zalewa rynek i powoli to za jej pomocą opowiada się historię, nie patrząc na rzetelność, uczciwość, faktograficzną dokładność Niestety, w jakimś stopniu dotyka to również prac naukowych. O osobach, które wchodziły w skład dziewiątki, czasem pisze się tak, jakby nie przeżyły wojny. Są opracowania, w których pominięto ich powojenne biografie. A przecież żyją jeszcze ich dzieci czy wnuki, a więc można przynajmniej podjąć próbę dotarcia do źródeł.

Wnuki, czyli między innymi ty.

– Jestem prawnukiem Juliusza Zweibauma* i wnukiem Kazimierza Zakrzewskiego**.Juliusz Zweibaum przed wojną prowadził Zakład Histologii i Embriologii Wydziału Weterynaryjnego na Uniwersytecie Warszawskim. W czasie wojny trafił do getta, gdzie kierował Kursem Przysposobienia Sanitarnego do Walki z Epidemiami, de facto kontynuacją studiów – jak się wtedy mówiło – lekarskich na UW.

Juliusz Zweibaum

Juliusz Zweibaum Fot. z arch. Jakuba PiteryJego syn Kazimierz był w grupie żydowskich lekarzy, którzy na początku 1942 r. rozpoczęli badania nad głodem w getcie. Efekt ich badań – prowadzonych w podziemiu, w ciągłym zagrożeniu – do dzisiaj jest najlepszym medycznym opisem choroby głodowej. Dziadek po wojnie został profesorem medycyny, zakładał Instytutu Hematologii, był prezesem Polskiego Towarzystwa Biochemicznego, wybitnym człowiekiem nauki.

Kazimierz Zakrzewski

Kazimierz Zakrzewski Fot. z arch. Jakuba Pitery

Opowiadał o getcie, wojnie?

– Mnie nie. Dziadkowie postanowili nas, dzieci, odciąć od tych opowieści. Myślę, że zrobili dobrze, rozumiem ich. Znam historie osób, którym nie oszczędzono historii z przeszłości i odziedziczyły traumę po poprzednich pokoleniach. Dziadkowie i moi rodzice prowadzili inną politykę. Nie zamykali się tylko w jednym środowisku, mieli bardzo różnorodnych znajomych. Nie skupiano się u nas na przeszłości, nie rozpamiętywano. Ideałem było nie wyciąganie wniosków z przeszłości, ale patrzenie w przyszłość i jej budowanie.Długi czas nie wiedziałem o tym, że mam żydowskich przodków. Gdy byłem nastolatkiem, odkryłem, że podczas spotkań rodzinnych wszyscy goście noszą różne nazwiska, a przecież jesteśmy jedną rodziną. To nie zawsze miało uzasadnienie. Ale przyjąłem, że w naszym przypadku tak po prostu jest.Gdy wiele lat później, jako praktykant w sądzie, spotkałem się ze sprawą spadkową, w której miała miejsce podobna sytuacja, nie byłem tym zdziwiony. Ale sędzia była – musiałem jej tłumaczyć, dlaczego świadkowie deklarują, że są rodzeństwem, a z dokumentów wynika, że ich rodzice mieli inaczej na nazwisko. U nas było podobnie, w końcu Zakrzewski jest synem Zweibauma.

I tak zupełnie nie domyślałeś się, o co chodzi?

– Instynktownie czułem, że stoi za tym jakaś tajemnica. Opowiadano na przykład, że dziadek przez rok czy więcej mieszkał w dworze w Libertowie, a później u sióstr w Walendowie, skąd zawoził prowiant warszawskiej profesurze przebywającej po powstaniu warszawskim w Milanówku. Ale to łatwo zracjonalizować – jest wojna, ludzie się przemieszczają, pracują tam, gdzie akurat jest możliwość zarobku. Nie myślałem o potrzebie ukrywania się.

Dziadek był pedantem. Miał doskonale posortowane dokumenty. Gdy po jego śmierci porządkowaliśmy archiwum, znalazłem jego przedwojenną legitymację studencką, a nawet karnet na basen we Lwowie. Pamiętam, że gdy pytałem o dokumenty, które zawsze trzymał pod kluczem, reagował trochę nerwowo. Kiedyś powiedział: “Przecież to niebezpieczne”.Gdy odkryłem, kim był dziadek, zacząłem się tym bardzo interesować. Czytałem nie tylko jego dokumenty, ale też opracowania, które już wychodziły, choć nie po polsku. Okazało się, że ktoś już opisał historię naszej rodziny.

Z pomocą dziadka?

– Tak. On to robił poza nami. Nie wtajemniczał nas. Wiedziałem, że przychodzą listy z zagranicy, że ma różne kontakty, ale był naukowcem z wyjątkowymi relacjami w świecie nauki, więc nie przypuszczałem, że mogli być to historycy. Jednocześnie uświadomiłem sobie, że o jego losach pisano raczej za granicą niż w Polsce.

Jak myślisz, dlaczego?

– W Polsce uformował się jeden model opowiadania o Żydach. Może uderzę tu w świętość, ale pamiętam, że gdy przeczytałem książkę “Zdążyć przed Panem Bogiem” Hanny Krall, rozmawiałem o niej z dziadkiem. Mówiłem mu o swoim zaskoczeniu tym, że Żydzi nie buntowali się w ostatnim momencie, że dawali się upychać do tych transportów. Dziadek powiedział, żebym “dał sobie spokój” i nie czytał tego. Moim znajomym jest syn jednego ze współpracowników dziadka. Opowiedział mi niemal identyczną historię.

Dlaczego nasi dziadkowie tak źle reagowali na nazwisko Edelmana? Długi czas się nad tym zastanawiałem. Książka ukazała się w drugiej połowie lat 70. i była czytana niemal przez wszystkich. Myślę, że w dużej mierze pomógł jej fakt, że przedstawiony w niej wizerunek Żydów jest niemal całkowicie negatywny – dają się poniżać, nie potrafią się postawić, a ich godność ratuje garstka komunistów. W tym samym czasie w Polsce ukazywało się mnóstwo książek, robiono filmy o dzielnych chłopcach od Kolumbów, którzy – w kontraście do Żydów – są niezwykle waleczni i się nie poddają. Te dwie pamięci były zupełnie inaczej opowiadane. Z jednej strony było tajne nauczanie, zamachy, drukarnie, walka cywilna, a z drugiej sama tragedia albo co najwyżej kawiarnie, poeci, jakaś muzyka, jak w “Pianiście”. To wszystko utwierdza stereotyp Żyda.Historia moich dziadków i ich współpracowników pokazuje, że było też inaczej.

Czytam zapiski rodzinne, poznaję tamten sposób myślenia i widzę, jak wielki był ich opór. Dokonali czegoś imponującego – zorganizowali właściwie pełne podziemne studia medyczne, prowadzili badania laboratoryjne, dokumentację, bibliotekę, walczyli z tyfusem. To jest zupełnie inna historia getta. To jest historia ludzi, którzy rzucili wyzwanie temu, co się dzieje, bo wiedzieli, że niezależnie od tragedii Zagłady po wojnie trzeba będzie podnieść się i odbudować Polskę. Potrzebni więc będą naukowcy i lekarze.Znamienne jest, że wielu lekarzy, którzy przeżyli getto, zaraz po wojnie, pomimo traumy, zabrało się za odbudowę służby zdrowia, czego przykładem są choćby szpitale w Łodzi oraz Warszawie, na przykład słynna warszawska Karowa. Amerykanie by z tego zrobili wielką historię o sukcesie, u nas jest to przemilczane.

Chciałbym, żeby było o nich głośno. Na WUM w żaden sposób nie upamiętnia się studentów żydowskich, a przecież szacuje się, że na tajnych kursach w getcie było ich blisko 500! Nikt – ani WUM, ani UW – się do nich nie przyznaje.Dziadek pod koniec życia, gdy był już człowiekiem schorowanym, mającym świadomość tego, że umiera, zaczął opowiadać o przeszłości. Ale nie o getcie. To, co z niego wychodziło, dotyczyło Marca ‘68. Wielu naukowców zaszczuto, zniszczono im kariery. Myślę, że ważne jest uczciwe rozliczenie się z tamtym okresem. Przecież to nie tylko historia najbardziej znanych nazwisk, ale setek osób, które zostały zmuszone do zwolnienia miejsc na uniwersytetach, bo ktoś miał na nie ochotę. Rozliczenie z antysemityzmem na uczelniach to przede wszystkim rozliczenie z rokiem ’68. W wielu miejscach ono nigdy nie nastąpiło.

Jakbyś zareagował, gdyby ktoś napisał “Lekarza z getta”, taką holocaustową popopowieść o twoim dziadku?

– Nie byłbym z tego powodu szczęśliwy. Jeżeli naruszyłby dobra osobiste, wówczas bym pozwał.

A pozwoliłbyś komukolwiek użyć tej historii jako kanwy fikcyjnej opowieści?

– Tak mało wiadomo na ten temat, że jeszcze nie ma miejsca na fikcję. Najpierw trzeba zająć się faktami, przebiciem się do powszechnej świadomości. Dopiero potem możemy zacząć się bawić w używanie wyobraźni. Są dokumenty, wspomnienia wielu osób, a historię lekarzy walczących heroicznie w getcie z tyfusem, prowadzących badania naukowe, narażających życie także dla dobra nauki wciąż zna niewiele osób. Co gorsza, pojawiają się błędne opracowania, z których można się na przykład dowiedzieć, że dziadek lub wiele innych osób zaangażowanych w konspirację zginęło podczas wojny. To kompromitujące.Reklama

Dziadek uważał, że bez względu na wszystko trzeba iść do przodu. Był wrogiem rozpamiętywania wojennych tragedii, a wielkim zwolennikiem integracji europejskiej, w szczególności pojednania z Niemcami. Zresztą zawsze używał określenia „hitlerowcy”. Nie znałem większego entuzjasty procesów, które zaczęły się po 1989 r. Mówił, że jeżeli będziemy nieustannie rozpamiętywać przeszłość i organizować kolejne sesje rozrachunkowe, niczego nie osiągniemy. Stracimy szansę na lepszą przyszłość.

Kazimierz Zakrzewski

Kazimierz Zakrzewski Fot. z arch. Jakuba Pitery

Do czego historia twojego dziadka mogłaby się przydać młodym?

– Pokazuje, jak ważna jest edukacja. Bez niej – i wymiaru sprawiedliwości – nie ma mowy o postępie i rozwoju. O tym mówił dziadek – jeżeli chcemy mieć społeczeństwo obywatelskie, to musimy mieć oświatę i wymiar sprawiedliwości. Jeżeli statystyczny Kowalski nie będzie wykształcony i nie będzie miał zagwarantowanej rzeczywistej ochrony praw i wolności, to to może wywrócić cały kraj do góry nogami.To jest też historia o tym, jak ważna jest dydaktyka. Lekarze w getcie zawsze o niej pamiętali – o przekazywaniu wiedzy i kształtowaniu kolejnych pokoleń naukowców. Nie ma nauki dla niej samej, dla pracy do szuflady czy na punkty.

Opowiadasz synowi o dziadku?

– Jest na to jeszcze za wcześnie. Gdy będzie już nastolatkiem, usiądę z nim i opowiem. Trzeba do tej historii dorosnąć, by nie obciążać nią kolejnych pokoleń.***

*Juliusz Zweibaum (1887-1959)

Hispatolog i biolog. Urodził się w Warszawie, studiował w Liège i Bolonii, gdzie uzyskał doktorat w 1913 r. W latach 1912-16 wykładał na Uniwersytecie w Modenie, pracował jako zoolog w Trieście i Neapolu. Od 1916 r. pracował na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie w 1933 r. zorganizował Zakład Histologii i Embriologii Wydziału Weterynaryjnego UW. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Podczas II wojny brał udział w obronie Warszawy, był więźniem na Pawiaku, a po zwolnieniu został przesiedlony do getta, gdzie zorganizował Kurs Przysposobienia Sanitarnego do Walki z Epidemiami, de facto będący konspiracyjnym Wydziałem Lekarskim UW, którym kierował. Prowadził najmłodsze roczniki, które nazywano (ponoć z zazdrości) freblówką Zweibauma.W getcie prowadził m.in. badania nad wpływem witamin na organizm człowieka. Latem 1942 r. przeszedł na aryjską stronę. Został ranny podczas powstania warszawskiego. Był jednym z redaktorów wydanej w 1946 r. książki “Choroba głodowa. Badania kliniczne nad głodem wykonane w getcie warszawskim z roku 1942″.

**Kazimierz Zakrzewski (1918-2000)

Profesor medycyny, pracownik Instytutu Hematologii, Wytwórni Surowic i Szczepionek oraz Instytutu Badań Jądrowych w Świerku. Wieloletni prezes Polskiego Towarzystwa Biochemicznego. W getcie warszawskim był członkiem zespołu Izraela Milejkowskiego prowadzącego badania nad głodem. Zespół Milejkowskiego pracę naukową nad głodem rozpoczął w lutym 1942 r., zatem kilka miesięcy przed Wielką Akcją likwidacyjną. Milejkowski zginął w 1943 r.

Dziewięcioro wspaniałych z getta. Dlaczego ich nazwiska nie są znane jak nazwiska powstańców?

Wojciech Szot

Kategorie: Uncategorized

1 odpowiedź »

  1. Paula Sawicka opublikowala swoja odpowiedz w Gazecie Wyborczej

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.