
Gdy Armia Czerwona wkroczyła do zrujnowanego Breslau, Niemcy ukrywali się w ruinach, ale nie mając środków do życia, wychodzili z białą szmatą nad głową i poddawali się wojsku, które traktowało ich okrutnie. Czerwonoarmiści bili ich, rabowali, wyrzucali z mieszkań na ulicę i nieraz zabijali. Systematycznie i masowo gwałcili kobiety, a własne zbrodnie tuszowali wzniecając pożary, czy wysadzając budynki w powietrze. Jednak Niemcy byli im potrzebni do pracy, więc wkrótce dotarły tam specjalne oddziały NKWD, powstrzymały pogromy i aby uzyskać kontrolę nad obszarem całego miasta, rozbrajali miny, unieszkodliwiali niewypały i przebijali w gruzach przejścia.
Gdy front przesunął się na zachód, rzeczoznawcy radzieccy wskazywali obiekty cenne dla Związku Radzieckiego, demontowali zakłady przemysłowe i wraz z wyposażeniem, a nieraz wraz z załogami niezbędnymi do ponownego ich uruchomienia, wywozili. Armia Czerwona przejmowała tymczasem niezburzone budynki i umieszczała w nich Komendantury Rejonowe i podległe im urzędy, między innymi polskie Miejskie Komisariaty Obwodowe. Pod hermetyczną kontrolą Komendantury Wojskowej Bresler istniał niemiecki Zarząd Miejski, ugodowo nastawiony wobec władz okupacyjnych. Organizował odgruzowywania, sprowadzał przechowywane na wsi fragmenty infrastruktury miejskiej i stopniowo ją uruchamiał.
Działały już pierwsze pompy wodne i generatory prądu, a Niemcy chcieli jak najszybciej miasto odbudować, a nic nie wiedząc o postanowieniach Konferencji Jałtańskiej i Poczdamskiej nie przypuszczali, że miasto może kiedykolwiek przestać być niemieckim. Komendantura Wojskowa miasta nie przekazała uprawnień administracyjnych polskim Miejskim Komisariatom Obwodowym, dopóki wywoziła łup wojenny. Polskie władze Dolnego Śląska mieściły się tymczasem w Trzebnicy, Legnicy, a we Wrocławiu dopiero pół roku po jego zdobyciu. Stał się wówczas stolicą Dolnego Śląska, siedzibą województwa, wszystkich jego sekcji i urzędów.
Następnie przybył tam polski wojewoda, który próbował powstrzymać wywózkę zakładów przemysłowych i środków produkcji do Związku Radzieckiego. Od władz radzieckich zażądał, uznania mienia poniemieckiego na Dolnym Śląsku za własność Polski. Pod koniec 1945-go roku KRN utworzyła Ministerstwo Ziem Odzyskanych, a własnego posła i wicepremiera, Władysława Gomułkę uczyniła ministrem. Polskie Komisariaty Obwodowe przetworzono w Miejskie Urzędy Obwodowe, a na Dolny Śląsk napływali Polacy. Byli już tam polscy jeńcy i więźniowie licznych na tej ziemi obozów koncentracyjnych i pracy, po nich falami napływali ludzie z Małopolski, Wielkopolski i Mazowsza.
Większość wszystko straciła podczas wojny i z pustymi rękoma opuściła ziemię rodzinną, inni ukryli się tu przed odwetem dawnych sąsiadów za ich przeszłość wojenną, niektórzy, aby w oddali od centrów tworzącej się władzy uniknąć prześladowań. W zburzonym centrum miasta ocalał ratusz w Rynku, a na rogiem przylegającym do niego Rynku Solnym pasaż między domami. Od ruin w centrum odcinał się niezburzony, ogromny gmach Poczty Głównej z czerwonej cegły i ozdobami. Między mostem Szczytnickim, a Grunwaldzkim ciągnął się zrównany z ziemią obszar wyburzonej przez Niemców pod budowę lotniska wystawnej niegdyś alei Kaiserstraße. Teren nazwano Placem Grunwaldzkim, a potocznie Szaber-placem, gdyż tu odbywał się handel poniemieckim mieniem.
Mimo ruin w centrum miasta, na obrzeżach zachowało się wiele niezburzonych przedmieść i połaci zieleni. Ogromny Park Szczytnicki w pobliżu terenów olimpijskich, wystawne dzielnice willowe Zalesie i Zacisze ze sztucznym jeziorem z piaskową plażą, Morskim Okiem i zabudowaniami wypoczynkowymi. Dzielnice zamieszkiwali do niedawna niemieccy potentaci miasta, wówczas już radzieccy. Wkrótce w mieście mieszkało 60 tysięcy Polaków i 120 tysięcy Niemców, którzy przecierali ulice, do infrastruktury miejskiej przyuczali Polaków i uczyli ich zawodów koniecznych do stopniowo uruchamianych zakładów.
W międzyczasie zaczęły działać polskie zakłady usługowe, powstał polski Zarząd Miejski i urzędy niezbędne do całkowitego przejęcia administracji miasta od Armii Czerwonej i niemieckiej Rady Miejskiej. Problemem Wrocławia była łatwo dostępna wielka ilość broni palnej i wynikający z tego rozbój. Miasto stało się magnesem dla przestępców z całego kraju i rozpowszechnił się szaber, okradanie ocalałych mieszkań, biur i lokali handlowych, a wszystko co miało wartość sprzedawano w innych regionach. Szabrownicy przyjeżdżali pojedynczo, lub grupami i wywozili całe gospodarstwa domowe, meble, kuchnie, łazienki, okna i drzwi, a nierzadko pomagali im w tym funkcjonariusze urzędów państwowych.
Ministerstwo Ziem Odzyskanych działało w ten sam sposób, ale jawnie i na większą skalę. Poza własnością prywatną, wywoziło zawartość poniemieckich biur i urzędów, aby nimi wyposażać tworzące się instytucje państwowe. Wywoziło pojazdy mechaniczne, samochody, motocykle, nawet tramwaje i szyny. Rozbierało uszkodzone budynki i ratowało całe cegły z ruin i wywoziło do Warszawy, a polska administracja zastąpiła niemieckie nazwy ulic, dzielnic i osiedli na polskie. Formowała urzędy państwowe, posterunki MO, przybywało więcej osadników z innych regionów i powstawały polskie szkoły i kościoły. Ze wzrostem liczby odgruzowanych ulic, uruchamiano linie tramwajowe, autobusowe i dworce kolejowe i Poprawiło się połączenie z innymi miastami województwa.
Z emigracji wracali zdemobilizowani żołnierze i trwały przygotowania do przyjęcia polskich repatriantów ze Związku Radzieckiego i Kresów Wschodnich. Aby uzyskać dla nich miejsca zamieszkania, wysiedlono Niemców, wpierw z niezburzonych osiedli podmiejskich, a potem z całego miasta. Zwożono ich z tobołkami na dworce kolejowe i odprawiano pociągami za Odrę i Nysę Łużycką. Nierzadko pociągi zatrzymywali uzbrojeni bandyci, którzy Niemców rabowali. Aby wydostać ukryte kosztowności, bili ich i torturowali, czasami na śmierć, a młode kobiety brutalnie gwałcili. Nikt się ich losem nie przejmował, a po okrutnej wojnie przez nich rozpętanej nikt ich nie żałował.
Wiosną 1946-go roku przybyli do Wrocławia repatrianci ze Związku Radzieckiego, zesłańcy i przesiedleńcy z Kresów Wschodnich, głównie Polacy, częściowo Rusini deklarujących się Polakami i Żydzi, którzy uniknęli zagłady w Związku Radzieckim. Największą grupę stanowili byli mieszkańcy województwa lwowskiego, zaś mniejsze przybyły z Polesia, Wołynia, Wileńszczyzny i Nowogródka. Liczba Polaków we Wrocławiu wzrosła gwałtownie, a wśród nowo przybyłych były niedobitki elit Lwowa, wykładowcy wyższych uczelni, pisarze, artyści, dziennikarze i nauczyciele. Za nimi docierały zabytki i skarby kultury polskiej i w mieście zaczęły powstawać polskie przedsiębiorstwa, instytucje kulturalne i prasa. W częściowo odremontowanym niemieckim szpitalu Wszystkich Świętych uruchomiono pierwszy polski oddział medyczny i stopniowo otwierano kolejne, aż został Wrocławskim Szpitalem Wojewódzkim.Na ulicę Krupniczą przeniosła się z Legnicy gazeta Pionier, której redakcja ogłosiła plebiscyt na nową nazwę. Ponieważ większość czytelników pochodziła z województwa lwowskiego, gdzie przed wojną wychodziła gazeta Słowo Polskie, ta nazwa wygrała plebiscyt. Z wielką pompą zainaugurowano polski Uniwersytet Wrocławski, oddano do użytku gmach Opery Wrocławskiej, gdzie wystawiano już opery Stanisława Moniuszki, a z braku lokali, również operetki, sztuki teatralne i teatr lalek. W tym historycznym momencie Wrocław uzyskał swój nowy polski charakter.
Jak zwykle bez korekty, więc z góry przepraszam za błędy. Filip G.
Kategorie: Uncategorized