

Natasza Zylska – kim była największa gwiazda polskiej muzyki rozrywkowej lat 50.? I dlaczego zniknęła?
Bajo Bongo, Mambo Italiano, Mexicana, Czy pani tańczy twista, Kasztany. Polska muzyka pop w latach 50. wciąż zachowała swój szarm, elegancję i humor. Królową tej epoki była zaś Natasza Zylska. Zawód wyuczony – technik górniczy. Zawód wykonywany – piosenkarka. Zapominana gwiazda polskiej muzyki rozrywkowej.
Piosenka traktowała o zmysłowej miłości między kolbami i kaczanami – w rytmie stylowego mambo. Władza nie doceniła konceptu. Publika – owszem.
Zylską i jej estradowy team wyrywano sobvie z rąk. Piosenki Nataszy były, szczególnie dla Warszawy, która snobowała się na wyrafinowanie, ulubionymi guilty pleasures – leciały wszędzie, wszyscy je znali, ale w dystygnowanym towarzystwie ze wstydem przyznawano się do uwielbienia dla “Bajo-Bongo”. Wszystko zmieniła piosenka “Kasztany”, sentymentalna, subtelna i pozbawiona estradowego szwungu, którego pełne były inne piosenki w repertuarze Nataszy. “Kasztany” to był tylko głos Zylskiej, mikorofon i snop światła, który oświetlał jej zgrabną figurę. Taka Natasza była skupiona, poważna, a jednak z niezmienną nutą radości w głosie, śpiewała bez wysiłku, z gracją i lekkością. Po latach “Kasztany” przywróciła do łask Edyta Górniak, ale to Natasza dała tej piosence życie i duszę.
W 1960 roku Natasza nagle przewała tournee. Wyjechała do Izraela. Była w ciąży, w trakcie rozwodu z pierwszym mężem. Martwiła się o przyszłość swoją i swojej rodziny. Pojechała szukać korzeni – znalazła drugiego męża. Zakochała się na zabój. Potem wracała do Polski już tylko kilkukrotnie.
W Izraelu także próbowała jeszcze kontynować swoją piosenkarską karierę jako Natasha Zylska – śpiewała po hebrajsku nie znając ani słowa w tym języku. Nie było łatwo. Zastanawiała się nawet, czy nie wyciągnąć swojego dyplomu z technikum górniczego i nie zatrudnić się w kopalni w Timmie. Do tego musiała opiekować się małą córeczką. Jej karierę czekał jednak kolejny nieoczekiwany zwrot. Tym razem – w kierunku sztuk plastycznych.
Przez drugą połowę swojego życia, spędzoną w Izraelu, Zylska pracowała jako artystka-rzeźbiarka. Wyspecjalizowała się w reliefach ceramicznych – były to przeważnie formy portretowe. W wywiadzie dla gazety “Nowy Kurier” z Tel Awiwu, tłumaczyła: – Wynajęłam piec ceramiczny, zaczęłam “lepić garnki”, jak nazywałam swoją pracę, najpierw dla mamy, potem dla siebie i dla córki. Kiedy ludzie zaczęli interesować się moimi pracami, pomyślałam sobie – chyba warto spróbować, skoro szczęście zaczyna się do mnie uśmiechać. W półtorej godziny wykupiono wszystkie ceramiki, jakie wystawiłam.
Natasza postanowiła zupełnie odciąć się od poprzedniej kariery. Podobno do końca miała słabość tylko do jednej, swojej piosenki –” Kasztanów”. Niewiele wiadomo na temat izraelskiej części życia Nataszy – wszystkie tropy urywają się, ścieżki prowadzą do nikąd. Wiedza o Nataszy Zylskiej wciąż jest niekompletna, powody jej decyzji o emigracji – wciąż tajemnicze. Czy w Polsce czuła się dyskryminowana jako Żydówka? Czy miała dość sławy królowej estrady? Czy chciała postawić swoje życie prywatne na pierwszym miejscu?
Chociaż żyła w Izraelu jej muzyka pozostała jednak w Polsce. Obok Sławy Przybylskiej, Marty Mirskiej czy Marii Koterbskiej jest jedną z najbardziej charakterystycznych śpiewających kobiet w historii polskiej muzyki lat 50. i 60. Z nich trzech to ona jest jednak najbardziej niedoceniana, niezauważana przez mainstream. Wciąż czeka na swoją monografię, swoich interpretatorów i nowe pokolenie fanów.
Być może revival zainteresowania Zylską zostanie zapoczątkowany przez wydarzenie organizowane przez Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawa Singera
25 sierpnia, godz. 20.00 na Skwerze Willy Brandta, odbędzie recital piosenek Nataszy Zylskiej w interpretacjach Warszawskiego Combo Tanecznego Janka Młynarskiego
Przygotowując artykuł korzystałam z tekstu Lucjana Kydryńskiego “Natasza Zylska: Była po prostu sobą”
Kategorie: Uncategorized