
Ale bardziej przeżywał to, że się go zrzekła
Nie miał jednoznacznej odpowiedzi, czy “lepiej” jest być kochanym i zginąć w komorze gazowej czy zostać odrzuconym i przeżyć. Dzieci, które zostały z matkami w czasie Holocaustu ginęły razem z nimi. Rozmowa z Niną Grünfeld, autorką książki “Frida”.
Paula Szewczyk: Odkąd pamiętasz, miałaś obsesję na punkcie swojej babki Fridy?
Nina Grünfeld: Byłam jeszcze mała, miałam może siedem czy osiem lat, gdy zaczęło mnie zastanawiać, dlaczego od strony ojca nie mam dziadków. Wszystkie dzieci w szkole ich miały, więc go o to pytałam. Najpierw mówił: „Nie wiem, nie ma ich”. Drążyłam, ale ojciec za każdym razem opowiadał co innego. Raz, że dziadek był dziennikarzem, potem, że prawnikiem. Może myślał, że jestem za mała, by zauważyć brak logiki i konsekwencji w tych jego opowieściach. A mnie ciągle się śniło, że spotykam ich na mieście, są zagubieni, nie znają języka, że przychodzę im z pomocą. W latach 60. Żydzi ciągle się po wojnie szukali, miałam więc takie romantyczne wyobrażenie, że babcia też szuka mojego ojca i któregoś dnia zjawi się w Oslo.
Gdy podrosłam, zwróciłam mu uwagę: „Ostatnio mówiłeś o dziadku jedno, teraz drugie. I czemu nigdy nie mówisz o babci?”. Wtedy zamilkł. Zrozumiałam, że w tym milczeniu kryje się sekret, którym z jakiegoś powodu nie chce się ze mną podzielić.
Odpowiedzi zaczęłam szukać na własną rękę. Materiały zbierałam latami. Czułam się jak detektywka, to była obsesja intelektualna.
Problem tkwił w tym, że ojciec sam nie znał odpowiedzi na twoje pytania?
W 1962 roku pojechał z mamą do Bratysławy w podróż poślubną. Miejsce wybrał nieprzypadkowo. Wiedział, że był Żydem i tam się urodził siedem lat przed wojną, a matka oddała go na wychowanie obcym ludziom. Nie miał pojęcia, kim była ani czym się zajmowała. Znalazł wówczas Jana, ojca zastępczego, który wychowywał go przez pierwsze lata. Usłyszał od niego tylko tyle, że Frida była ładną kobietą, ale niezbyt szanowaną. Domyślał się, co to oznacza. Tak go to zawstydziło, że nie chciał ani dowiedzieć się na jej temat więcej, ani już nigdy o niej mówić.
Jako 20-latka sama pojechałam do wtedy jeszcze Czechosłowacji, szukałam śladów dziadków po omacku, ale nic nie znalazłam. Aż minęło kolejnych 20 lat, pracowałam wówczas nad dokumentem na zlecenie telewizji o norweskim społeczeństwie widzianym oczami mojego ojca. Był osobą publiczną, profesorem psychiatrii i seksuologiem, miał liberalne poglądy – walczył o prawa osób homoseksualnych, kobiet, legalną aborcję, głośno mówił o orgazmie, kiedy jeszcze nie było to tak powszechne w debacie. Ale plan na film się zmienił, zamiast portretu ludzi kreśliłam jego portret. W 2004 roku wybraliśmy się na Słowację wspólnie, przeszukiwaliśmy archiwa. Znaleźliśmy więcej, niż przypuszczałam.
To wtedy Berthold Grünfeld z osoby, która nie chciała wiedzieć nic, zamienił się w psa tropiącego?
Dla niego ten wyjazd był przełomem. Zobaczył na własne oczy dokumenty policyjne z 1931 roku, z których wynikało, że jego matka Frederikke pracowała jako prostytutka, miała problem z alkoholem i prawem, bywała wulgarna, gniewna. Urodziła go, mając 22 lata, wybrała dla niego imię Bartolomej, a potem oddała na wychowanie Janowi i Antoninie Molnárom. Podpisała dokumenty, w których się go zrzeka.
Początkowo ojciec mówił, że to dla niego zbyt bolesne, ale zadałam mu wtedy pytanie: „Jak chcesz zmieniać norweskie społeczeństwo, skoro nie potrafisz się zmierzyć z własną historią?”.
To go przekonało. Towarzyszył mi w poszukiwaniach do śmierci, zmarł 15 lat temu na raka trzustki.
Był wykształcony, poważany jako ekspert, ale nie był ojcem, który dawał w domu dzieciom bliskość?
Nie miał doświadczenia z dziećmi. Został wywieziony do Norwegii, umieszczono go w żydowskim domu dziecka. Pozbawiony rodziców musiał nauczyć się funkcjonowania w rodzinie. Był zresztą latami zajęty pracą i karierą. Nie mieliśmy może fizycznej więzi, nie lubił dotyku, nie przytulał nas, nie mówił wprost, że kocha, ale łączyła nas więź emocjonalna. Był odpowiedzialnym, oddanym ojcem. Czasem kładł mi rękę na głowie, mówił do mnie: „Ninuszka pietruszka”. Bywał zły na innych ludzi, na sytuację polityczną, ale na mnie nigdy. Dał mi nawet na drugie imię Frederikke, po babci. Chciał ją w ten sposób uhonorować. Z jednej strony zażenowany tym, czym się zajmowała, z drugiej – czuł, że chce wspomnienie o niej zatrzymać. Pierwsze imię, Nina, dostałam z kolei po Żydówce z Rosji, która opiekowała się nim w sierocińcu.
Fakt, że twoja babcia była prostytutką i dowie się o tym z książki, kto tylko będzie chciał, cię nie zawstydzał?
Nie, w ogóle. Nigdy nie czułam się przez to ani zawstydzona, ani gorsza. Ojciec rzeczywiście się tego wstydził, ale jego mogę akurat zrozumieć. W końcu tak zarabiała na życie kobieta, która go urodziła, a następnie porzuciła. Ja patrzę na Fridę innymi oczami też dlatego, że rozumiem kontekst minionej epoki, w której kobieta nie miała zbyt wielu dróg, by jako panna z maleńkiej wsi osiągnąć niezależność w dużym mieście. Zostawało jej bycie służącą, szwaczką albo guwernantką, ale może nie znała języków, może była za młoda, może po prostu trafiła w złe ręce? Musiała sama o siebie zadbać, radziła sobie, jak mogła.
Kiedy napisałam „Fridę”, czytelnicy pytali, dlaczego tak żyła, ale nie mam na to jednoznacznej odpowiedzi. Może była biedna, może pochodziła z dysfunkcyjnej rodziny, może miała problemy psychiczne, ale niezależnie od tego, jak było naprawdę, jestem z tym ułożona nie tylko jako jej wnuczka, ale i feministka. Po prostu akceptuję jej wybór, jeśli można mówić o świadomym wyborze takiej drogi życiowej w Europie Środkowej lat 30. Gniew, który w niej widziałam, wiele nie różni się od gniewu, który jest w nas dzisiaj, bo nie sądzę, by czasy się tak bardzo zmieniły. Nadal kobiety słyszą, jak „powinny” się zachowywać i co im „wypada”, a co nie. Frida w tym kontekście jest więc bohaterką symboliczną, mówiącą w imieniu wielu tych, których historii nigdy nie poznamy.
Nie miałaś wątpliwości, czy chcesz tę prywatną historię opowiedzieć publicznie?
Z psychologicznego punktu widzenia pewnie miałam w tym swój cel. Może chciałam uleczyć naszą rodzinę z historii, którą ojciec niósł na ramionach przez całe życie? Przyjechał do Norwegii jako uchodźca, spędził dzieciństwo w sierocińcu, musiał się nauczyć nowego języka, kultury. I chociaż szybko w ten kraj wrósł, nie potrafił pogodzić się z tym, co stało się z Żydami w czasie Zagłady. Sama czytałam na ten temat, co tylko się dało, by włożyć Fridy życie w odpowiedni kontekst. Zastanawiałam się, jak sytuacja polityczno-społeczna na nią wpłynęła, bo przecież to, co robiła, zaważyło i na życiu mojego ojca, i moim własnym. To też część mojej tożsamości.
Może chciałam też jakoś przywrócić Fridzie życie, bez którego przecież nie byłoby mnie dziś na świecie. Pisząc, chciałam ocalić ją od zapomnienia, co przy okazji miało dla mnie samej terapeutyczną moc. Zastanawiałam się, czy mam prawo mówić o historii swojej rodziny publicznie. Ale kiedy na liście osób wywiezionych do Ravensbrück i tam zgładzonych 5 kwietnia 1945 roku w komorze gazowej znalazłam obok jej imienia i nazwiska także imię i nazwisko Niny Grünfeld, poczułam, że to znak.
Nie wiem, kim była ta moja imienniczka, ale jej obecność w dokumencie mówiła do mnie przez Fridę: „Szukałaś mnie całe życie, teraz opowiedz moją historię. Masz moją zgodę”.
To, iż Frida oddała twojego ojca, sprawiło, że żył z poczuciem odrzucenia?
Na pewno ojciec czuł się odrzucony. Ale nie wiem, czy oddała go, bo go nie kochała, czy może nie miała warunków do jego wychowania i liczyła na to, że bez niej będzie miał lepsze życie. Choć udało mi się ustalić, że wróciła po niego tuż przed wybuchem wojny. Mogła to być czysta kalkulacja, władze chciały ją wówczas wydalić z miasta, a dziecko było jej potrzebne, by udowodnić, że ma prawo zostać w Bratysławie, bo skoro ma syna, nikt nie będzie jej mógł zarzucić, że nie jest Słowaczką. Trudno było mi w jej działaniu dostrzec uczucia wobec dziecka. Jan w sądzie powiedział wprost, że nie powinna być matką, bo się na nią nie nadaje. Nie pasowała do tej roli. Niektóre kobiety tak mają, i już.
Dzieci, które zostały z matkami w czasie Holocaustu, ginęły razem z nimi.
Właśnie! Ojciec musiał być w zasadzie wdzięczny, że go oddała. Nie miał jednoznacznej odpowiedzi, czy „lepiej” jest być kochanym i zginąć w komorze gazowej czy zostać odrzuconym, ale przeżyć, bo przetrwanie oznacza traumy. Z drugiej strony, w kontekście judaizmu, życie jest ważniejsze niż cokolwiek innego. Żyć to główna odpowiedzialność człowieka wobec Boga. Mówię o tym, chociaż nie jestem wierząca. Moja matka nie jest Żydówką, więc według zasad żydowskiego prawa i ja nią nie jestem. Ale zrobiłam na ten temat trzy filmy, napisałam dwie książki, właśnie piszę kolejną. Córka pyta: „I co, zrobisz teraz kolejny żydowski projekt?”, odpowiadam: „Tak, bo to jedyne, co mnie interesuje!”. Paula ma 24 lata i chce zrobić konwersję na judaizm, by być formalnie uznawana za Żydówkę. Ja nie mam takiego zamiaru. Czasem słyszę, że nie mogę mówić o sobie „Żydówka”, bo halacha tak mnie nie widzi. Ale co z tego, że nie obchodzę szabatu ani nie jem koszernie, skoro moja babka przeszła przez Auschwitz i obóz pracy przymusowej Mittweida i zginęła zagazowana nie dlatego, że była kobietą albo prostytutką, ale właśnie dlatego, że była Żydówką. Jak mogłabym się nią nie czuć?
Myślisz, że ojciec porzucenie Fridzie wybaczył?
Myślę, że bardzo kochał życie, uwielbiał być wśród ludzi, prowadzić dyskusje, czytać książki. Kiedy zachorował, wpadł w depresję, nie chciał umierać. Na pewno był wdzięczny za życie, które mu dała. Choć wiem, że chciałby pewnie, by miała inną, „lepszą” przeszłość. Lubił mówić, że była przeciwna faszyzmowi, silna, odważna, że stawiała opór systemowi i gdyby więcej było wtedy takich kobiet, Hitler od razu przegrałby wojnę. Chciał widzieć w jej charakterze jakieś pozytywy, robił z tych strzępków historii wielką rzecz, po żydowsku powiedzielibyśmy hucpę. Święcie wierzył w to, co mówił, choć wcale nie ma dowodu, by zwalczała faszyzm czy system. Wiemy tyle, że stawiała się policji przy kolejnych aresztowaniach i przesłuchaniach.
Kiedy była w ciąży z Bertholdem, została oskarżona o szpiegostwo?
Oskarżenie o szpiegostwo nie było w latach 30. niczym nadzwyczajnym. Władze uznawały, że jako żydowska prostytutka mogła sympatyzować z komunistami, co zdarzało się ubogim. Co wiem na pewno, miała kontakty z wieloma mężczyznami, w tym tymi z nacjonalistycznych grup przeciwnych połączeniu Słowacji z Czechami. Władze praskie tropiły separatystów, więc i ją śledzono, stąd te częste przesłuchania. Wydaje mi się, że mogła szpiegować, ale nie mam dowodów, które by to potwierdzały. Może też syn jej w tym przeszkadzał? Kiedy oddawała go zastępczym rodzicom, obiecała, że zapłaci za jego wychowanie, ale tego nie zrobiła.
Urodziła się w małej wsi Leles. Czemu ją opuściła?
Jej rodzice byli dość religijni, Frida miała sześcioro rodzeństwa, pewnie żyli skromnie. W Leles było wtedy raptem 200 Żydów. Nie wiem, czemu nie wyszła za mąż i nie miała „normalnego” życia, ale dowiedziałam się, że jej matka była osobą nieprzewidywalną, ojciec – typem osoby nielojalnej, której nie można było ufać. To on, gdy policja szukała Fridy, powiedział, gdzie przebywa. Zastanawiałam się też, czy w domu nie było przemocy albo molestowania, dziewczynki były na nie narażone jeszcze bardziej niż dziś, także w żydowskich domach. Ale to tylko moje przypuszczenia. Rozmawiałam z ludźmi, którzy dorastali w Leles i w okolicznych wsiach, mówili mi, że w tamtym czasie dziewczynki wykluczane były też z rodzin, jeśli zrobiły coś nieodpowiedniego, może dlatego musiała opuścić wioskę?
Kiedy szukałaś śladów Fridy, miałaś nadzieję, że ją znajdziesz, że powie: „Całe życie szukałam syna”?
Gdy miałam 20 lat, ciągle się zastanawiałam, jak by to było ją znaleźć. Kiedy myśleliśmy, że trafiliśmy na jej trop, ojciec mówił, że jeśli znaleziona przez nas Frida Grünfeld to jego matka, powie jej, że wyrósł na dobrego człowieka i by się wstydziła, że go zostawiła. Chciał jej pokazać, do czego mimo osierocenia doszedł. Ja wyobrażałam sobie z kolei, że może ktoś znalazł ją pośród zwłok, zauważył, że się rusza, i tak przeżyła, wróciła do domu albo wyjechała do Izraela. Ale domyślam się, że kobiety z taką przeszłością jak Frida nie miałyby dokąd wracać. Kiedy zaczęłam robić film, podeszłam do tego bardziej racjonalnie, wiedziałam, że nawet jeśli przeżyłaby wojnę, w 2005 roku miałaby prawie 90 lat i pewnie by już nie żyła.
Przez moment myśleliście, że twój ojciec ma brata w Izraelu?
Dowiedzieliśmy się, że kobieta nazywająca się tak samo jak Frida żyła w Izraelu, wyszła za mąż, miała syna. Bardzo to przeżywaliśmy, mieliśmy już do tego mężczyzny jechać, gdy jeszcze w Bratysławie się okazało, że to nie ta Frida, że to wcale nie jego brat. I mój ojciec, i ten mężczyzna byli rozczarowani. To mi pokazało zresztą, jak wielka jest nadal w Izraelu potrzeba znalezienia bliskich, Holocaust ciągle w nas żyje.
Berthold nigdy się nie dowiedział, kim był jego ojciec?
Z protokołu policyjnego wynika, że gdy Frida mieszkała przy Floriańskiej 12 w Bratysławie, pytano ją podczas przesłuchania o niejakiego Michala Neischla. Podejrzewano, że uczestniczy razem z nim w podziemnej organizacji. Wiem na pewno, że mieli seksualną relację, myślałam, że to on mógłby być ojcem mojego ojca. Ale kiedy znaleźliśmy jego potomków i zrobiliśmy test DNA, wyniki tego nie potwierdziły.
Pogodziłam się, że nigdy się nie dowiem, kto jest moim dziadkiem.
Ale odnalazłam babcię, która choć przez lata doznawała upokorzeń, wiedziała już przed obozem, co to znaczy być poniżaną, i nie miała bliskich ani sprzymierzeńców, to dawała radę przetrwać. Miała temperament, tak samo jak ojciec, tak samo jak ja. To u nas rodzinne.
Paula Szewczyk
Ojciec wstydził się, że jego matka była prostytutką.
Kategorie: Uncategorized