
Zwykle po pracy udawaliśmy się do kibucowej stołówki na lunch, a potem szliśmy do Ejlatu na plażę. Do pokonania mieliśmy trzy kilometry w największym upale, w samo południe. Po prawie pustej drodze autobusy kursowały raz dziennie, a osobowych samochodów było jak na lekarstwo – nikt się specjalnie nie kwapił do Ejlatu o tej porze roku. Z rzadka przejechał tylko potężny ciężarowy MAC, wzniecając chmurę kurzu. Po przejściu około kilometra po lewej stronie drogi zaczynało się ogrodzenie, a za nim pas startowy wojskowego lotniska. Tutaj panował już większy ruch. Co dziesięć, piętnaście minut od strony morza pojawiał się myśliwiec i tuż przy nas wzbijał się ostro w górę. Mieliśmy wrażenie, jakby był na wyciągnięcie ręki, tak blisko, że mogliśmy zajrzeć do wnętrza silnika, z którego wydobywał się grzmiący strumień ognia. Udawaliśmy, że się znamy na latającym sprzęcie.
– O, zobacz – mówił Nige, który wiedział wszystko. – Ten ze skrzydłami delta to mirage, a tamten z dwoma silnikami to phantom, fenomenalna maszyna, całkiem nowa, to bardzo zaawansowana broń.
Ta informacja była skierowana do nas, chłopaków, bo dziewczyny kiwały tylko grzecznościowo głowami i wracały do własnej konwersacji, jak uchronić twarz przed piegami i nos przed spaleniem. Przy dojściu do plaży usadowił się kiosk z napojami i to w zasadzie było wszystko w tej okolicy. Odchodziliśmy nieco w bok, w stronę granicy z Jordanią, żeby mieć trochę prywatności, bardziej dla spokoju ducha niż z praktycznej potrzeby, bo plaża była tylko z rzadka upstrzona obecnością innych ludzi. Prawdziwą ulgę przynosiło dopiero zanurzenie się w wodzie.
Była też z nami Gerda, dziewczyna z Antwerpii, gdzie ortodoksyjni Żydzi zajmują się szlifowaniem diamentów. I ona właśnie była szlifierzem diamentów, a przy tym siksą – a to już bardzo rzadka kombinacja talentów. Na obu serdecznych palcach miała pierścionki z pokaźnymi brylantami. Twierdziła, że to pierścionki zaręczynowe od facetów, z którymi już nie jest. O ile mi wiadomo, przy zerwaniu zaręczyn oddaje się pierścionek, ale może do Gerdy ta informacja nie dotarła, a jeśli nawet, to nie zrobiła na niej większego wrażenia. Może Gerda uciekła do kibucu, żeby jej nie znaleźli i nie kazali oddać pierścionków, może w ramach ekspiacji, a może z obu tych powodów. W każdym razie po skończonym turnusie w kibucu zamierzała zostać w Izraelu – w Tel Awiwie jest giełda diamentów, może tam się zaczepi. A jeśli pozna jakiegoś fajnego chłopaka, to nawet poważnie rozważy nowy związek.
– Ale, Gerda –- powiedział bystry Nige – wtedy przydałby ci się jeszcze jeden serdeczny palec.
Gerda była zbyt prostolinijna, aby wyczuć ironię:
– O nie, kiedy się znowu zaręczę, będę nosiła tylko jeden pierścionek, te pozostałe po prostu schowam na pamiątkę.
Kiedy pod wieczór wracaliśmy na kolację, z bazy wojskowej wychodziło dwóch młodych chłopaków.
– Hej, panienko – zagadał jeden z nich do Gerdy. – Jak dziś wylatywałem na rekonesans, to widziałem, że akurat przechodziłaś koło lotniska.
– Jak to? – zapytała Gerda. – Skąd możesz wiedzieć, że to byłam ja?
– Poznałem cię po sukience – odparł.
I rzeczywiście, Gerda miała tego dnia na sobie kwiecistą sukienkę z przewiewnej bawełny opadającą tuż za kolana, na głowie słomkowy kapelusz, no i do tego te dwa pierścionki z brylantami. Musiała robić wrażenie, stojąc obok nas – prostych ludzi kibucu. Może nie była ładna, ale tego dnia wyglądała zjawiskowo. Widać było, że zrobiła na chłopaku duże wrażenie. Instynkt myśliwego pchał go do przodu.
– To co robisz tu, w Ejlacie? – spytał.
– Jestem na turnusie w kibucu – odpowiedziała Gerda. I uprzedzając kolejne oczywiste pytania: – A w ogóle to jestem z Belgii i zajmuję się szlifowaniem diamentów.
– No niech mnie – rzucił chłopak. – To z mojej branży. Koniecznie musimy się znowu spotkać – stwierdził, kompletnie nie zwracając na nas uwagi. I szybko dodał: – Będę ci miał tyle do opowiedzenia.
– Pewnie – odpowiedziała i może nawet poczuła szybsze bicie serca.

Wiecej o ksiazce TUTAJ
Kategorie: Uncategorized