Premier Izraela Beniamin Netanjahu (w środku). (Fot. Ariel Schalit / AP Photo)
Każdy rozsądnie myślący Izraelczyk musi być głęboko zaniepokojony, ba, ciężko przerażony wizją przyszłości Izraela po zaprzysiężeniu nowego rządu. Kolejny gabinet Netanjahu szykuje antyliberalną rewolucję na wzór tej, którą obserwujemy na Węgrzech.
Nowy rząd Izraela zaprzysiężony w Knesecie w Jerozolimie w czwartek wieczorem to rząd żydowskich osadników z okupowanego Zachodniego Brzegu, czyli, w języku narodowej prawicy, ludzi okręgu Judei i Samarii. Oni będą decydującą silą w nowym gabinecie.
Przywódca nacjonalistycznej partii Siła Żydowska Itamar Ben Gvir, wielokrotnie aresztowany za planowane akty terroru mieszkaniec okupowanego miasta Hebron, został mianowany ministrem bezpieczeństwa. Skupi w swoich rękach władzę nad policją i strażą graniczną, której została przekazana funkcja pilnowania „spokoju” na okupowanych terenach.
Lider nie mniej skrajnej partii Religijny Syjonizm Bezalel Smotrich‚ mieszkaniec osiedla Kdumim na Terytoriach Okupowanych, zatrzymany przez izraelskie służby w roku 2005, jest nowym ministrem skarbu, a w ministerstwie obrony będzie odpowiedzialny za cywilną administrację Terytoriów Okupowanych. Jego zadaniem będzie, jak już oświadczył w expose w Knesecie, umacnianie i finansowanie za duże pieniądze żydowskich osiedli na tych terenach, głównie w Rejonie C, nad którym Izrael ma pełną kontrolę.
Nie powinno być więc wątpliwości co do ideologii tego rządu, szóstego, którego premierem jest Beniamin Netanjahu. Pierwszy paragraf porozumienia koalicyjnego zapowiada: “Naród żydowski ma niezachwiane i wyłączne prawo do wszystkich obszarów Eretz Israel [obszary geograficzne tzw. Wielkiego Izraela od Morza Śródziemnego po rzekę Jordan]. Rząd będzie popierać i rozwijać osadnictwo [żydowskie] na wszystkich terenach Eretz Israel, w Galilei, na pustyni Negew, na Wzgórzach Golan [zdobytych od Syrii w wojnie sześciodniowej w 1967 r. i anektowanych przez Izrael w 1982 r.], w Judei i w Samarii [okręgi zdobyte od Jordanii, okupowane militarnie od 1967 r. i znajdujące się pod częściową administracją Autonomii Palestyńskiej]”.
Antyliberalna rewolucja na wzór Orbana
Żaden z poprzednich 36 rządów Izraela nie sformułował tak swojego credo, deklarując wyłączność narodu żydowskiego jako jedynego suwerena, jedynego prawnego władcy w całym Eretz Israel. Stanowisko wykluczające nie tylko pokojowe rozwiązanie dwunarodowe, w ramach którego ma powstać państwo palestyńskie obok państwa żydowskiego, ale w ogóle jakiekolwiek prawo narodu palestyńskiego do samostanowienia i państwowości na terenach okupowanych przez Izrael.
Oczywiście od koalicyjnych deklaracji do formalnej aneksji, od mrzonek do rzeczywistości długa droga i, mam nadzieję, niemożliwa do przejścia – ani politycznie, ani praktycznie. Niemniej jednak każdy rozsądnie myślący Izraelczyk musi być głęboko zaniepokojony, ba, ciężko przerażony wizją przyszłości kraju, jaką rysują umowy koalicyjne nowego rządu. To kraj, którym będą rządzić siły politycznego ciemnogrodu, wrogie niezależnemu sądownictwu, wrogie prymatowi prawa i praworządności, wrogie tolerancji, wrogie liberalizmowi, wrogie zakazom dyskryminacji na tle religijnym, przynależności narodowej i preferencji seksualnych, wrogie wolności słowa, wrogie LGTBQ, wrogie nieortodoksyjnemu judaizmowi itd.
Nic dziwnego, że tysiące prawników, twórców, oficerów rezerwy, naukowców, prezydentów miast, wybitnych technologów i zaniepokojonych biznesmenów podpisało się pod manifestami potępiającymi program nowego rządu. To rząd, od którego wieje antyliberalną rewolucją na wzór Orbana na Węgrzech, jakiej nigdy nie było w historii państwa Izrael.
Nawet partia Likud, od czasu gdy przejęła władzę po wyborach w roku 1977, choć była ugrupowaniem prawicowym i narodowo-konserwatywnym, twardo przestrzegała zasad demokracji liberalnej. Aż do wczoraj. Wprawdzie Likud wybrał jeszcze na nowego marszałka Knesetu reprezentanta Amir Ohana, zadeklarowanego i dumnego homoseksualistę, ale to już chyba ostatni akord liberalizmu tej partii. Netanjahu, żeby utrzymać się przy władzy przynajmniej do końca toczących się przeciwko niemu od lat procesów o przekupstwo i nadużycie władzy, poszedł na koalicję z fanatyczną prawicą i ortodoksyjnymi żydowskimi partiami religijnymi. Oni są w koalicji języczkiem u wagi. Partie centrum i umiarkowanej prawicy bojkotowały i bojkotują Netanjahu pod hasłem „Byle nie Bibi”, co może się okazać historycznym błędem izraelskiej syjonistycznej demokracji.
Zagrożone osiągnięcia Izraela
Władza Netanjahu niekoniecznie przetrwa cztery lata.
Po pierwsze, jego teraźniejszy rząd został zmontowany z odłamków ministerstw, rozwalonych i zlepionych od nowa na cele koalicyjne, bez uwzględnienia dobra państwa. Izraelskie silne społeczeństwo obywatelskie odrzuca te „rządy chaosu”, przed którymi przestrzega pisarz Dawid Grossman.
Po drugie, wyzwania, przed którymi stoi Izrael, nie dają się pogodzić z duchem nowej koalicji.
Jeśli jednak przejdzie ona od słów do czynów, wszystkie osiągnięcia Izraela w ostatnich dziesięcioleciach mogą zostać zaprzepaszczone: od gospodarki (prestiżowy tygodnik “Economist” uznał teraz Izrael za trzecią najlepszą ekonomię świata rozwiniętego), przez dyplomację (z wyjątkiem Iraku‚ Iranu i Jemenu państwa Bliskiego Wschodu znormalizowały stosunki z Izraelem: część formalnie, część faktycznie), siłę wojskową i wywiadowczą, po zdobycze kulturowe, naukowe i technologiczne. Wreszcie: na szali jest niezachwiane poparcie udzielane Izraelowi przez kolejne administracje USA. To wszystko, i o wiele więcej, jest od dziś zagrożone.
Izrael jako kraj nietolerancji, dyskryminacji, łamania praworządności i upolitycznienia podstawowych instytucji; jako kraj nacisku ortodoksów, czarnych list homoseksualistów i „lewicowców” w prasie, w sądownictwie, w nauce, w służbie zdrowia i w armii (a listy już są przygotowane ); jako kraj prowadzący politykę aneksji i apartheidu wobec Palestyńczyków – stanie się państwem trędowatym.
Odrażającym, obrzydliwym dla ludzi szanujących wartości zapisane w Karcie Niepodległości podpisanej w maju 1948 r. przez wszystkie bez wyjątku organizacje polityczne działające w nowo powstałym państwie żydowskim. Przestanie być Izraelem, z którego, pomimo krytyki, byłem i jestem dumny. W tej czarnej przyszłości będę się musiał wstydzić mojej ojczyzny.
Czy będę się wstydził Izraela?
Sewer Plocker
Kategorie: Uncategorized
Sewek Plocker jest wieloletnim dziennikarzem Haaretz a zatem skrajna lewica
To właśnie zdrowy rozsądek większości wyborców zapewnił 64 mandaty koalicji Natanjahu w reakcji na nieustającą odmowę negocjacji pokojowych ze strony palestyńskiej żądającej a priori ustępstw izraelskich. Nie pomogła tez bezgraniczna nieudolność premiera Lapida do zmierzenia się z drastycznie zwiększoną ilością terrorystycznych jak i kryminalnych ataków ze strony zarówno Arabów izraelskich jak i ze spornych terenów. Określenie ”nieustannego poparcia ze strony USA” to gruba przesada, szczególnie wziąwszy pod uwagę osiem lat tzw. ”daylight” prezydenta Obamy, gorąco popierającą broń nuklearną dla Iranu (w ramach jego swoiście pojętej walki z kolonializmem) i zaprzestaniem wetowania anty-izraelskich rezolucji ONZ. Obecna administracja zmusiła rząd Lapida do zaakceptowania umowy gazowej z Libanem oddając walkowerem wszelkie punkty na rzecz Izraela. Kasandra Sewek już widzi w niedalekiej przyszłości izraelski apartheid zapominając o tym że dla dużej części opinii światowej to już ”zaistniało” nawet pod rządami Bennetta/Lapida.
In my view the Israelis are much more realistic about their own environment than we in the diaspora are. Israel needs and deserves our support and our pride and the pleasure we take in their lifestyle. They pulled themselves up by their bootstraps. Have the surrounding countries done so? Kłaniam się .
Ach, ta zadnosc Plockera bycia lepszym od palestyncow z ich zadaniami „od rzeki do morza”
Swiety Rabin spiewajacy Kumbaya podczas gdy autobusy z Izraelczykami wybuchaly w kazdym miescie, jego nastepca, ” fizyk atomowy” (bo za takiego sie podawal w swoich pamietnikach) Peres, Ehud Barak dawajacy 67 granice Arafatowi w Camp David plus ” prawo powrotu” dla 100u tysiecy palestyncow(tak na poczatek) i siedzacym bezradnie kiedy Arafat odpowiedzial wzmozonym terrorem, Szaronem dajacym Gaze i nieodpowiadajacym na ostrzal wlasnego kraju stamtad, ba,pokornie ulegajacym niemieckiem Ministrowi Spraw zagranicznych Fiszerowi zeby nie odpowiadal na Dolfinarium bombe, kiedy 20 dziewczat zostalo zamordowanych, Olmert haniebnie przegrywajacy wojne z Hezbollah i potem ofiarujacy Abbasowi wszystko, doslownie wszystko, lacznie z Baraka „right of return” na stereoidach ..Dlaczego akurat Bibi ma byc tym ktorego Plocker sie wstydzi mozna tylko wytlumaczyc z jego checia bycia dobrym katolikiem i nadstawianiu drugiego policzka palestyncom .
Lewica prosperuje we własnym świecie wirtualnym. W tych rzadkich momentach kiedy się z niego wyłania patrzy z przerażenie na rzeczywistość i żąda kategorycznie powrotu do słodkiej nirwany.
S. Plocker nie rozumie znaczenie slowa okupacja. Izrael nie okupuje Zachodniego Brzegu, poniewaz na tym obszarze nie bylo zadnego panstwa. Pozatym istnieje niezalezne panstwo palestynskie: Gaza, tak ze ten problem 2 panstw jest juz rozwiazany. Jesli sie wstydzi Izraela to niech jedzie do tej Gazy.
Dziwny tekst, wspierający dyskurs propagowany przez dyktatury arabskie – że Izrael okupuje terytorium Izraela, i że wina za nieutworzenie nowego państwa arabskiego na tym terytorium to wina Izraela, który to wielokrotnie proponował, a nie przywódców arabskich, którzy wielokrotnie odmawiali. To jakiś maniak, bo używa też kłamstwa o apartheidzie. Brakowało mi tylko oburzenia na tego wyznawcę judaizmu, co poszedł do świątyni swojego wyznania.
A ja mam nadzieje na lepsze czasy z obecnym rzadem, pomimo obaw.
Sewek Plocker, bardzo mądry dziennikarz, ale zrozumienie Bliskiego Wschodu wymaga trochę realizmu. Nawet trochę zmieniłoby cały wywód,