Uncategorized

Kolarskie ferrari

Jakub Kopec

     Ze zmiennym szczęściem przeżyłem całe socjalistyczne półwiecze PRL i trzydzieści lat demokracji liberalnej. Ponaprawiany przez doktorów, dwadzieścia lat przebałaganiłem na  dziennikarskiej emeryturze. Z letargu  wybudziłem się dopiero w chwili, gdy mój osobisty polskojęzyczny szpieg  zamieszkały w Szwecji przysłał mi  alert SMS : «„Putin wygraża światu bombą atomową. Brytyjski „The Sun”, powołując się na nieoficjalne doniesienia amerykańskiego wywiadu, poinformował, że do rosyjskiego ataku na Ukrainę dojdzie w nocy z 15 na 16 lutego 2022 r. około godziny 2 czasu polskiego. Gazeta wspomina o „ogromnym ataku rakietowym” oraz zaangażowaniu ponad 200 tysięcy żołnierzy.” Spieprzaj do schronu, Kubusiu! Twój Włodek» 

     Była godzina pierwsza krytycznej nocy, o godzinie jedenastej czasu polskiego  na korcie w Dubaju nasza filigranowa Iga Świątek miała stanąć przeciw potężnie zbudowanej  Jelenie Ostapenko, dysponującej atomowym uderzeniem z forhendu. Odwróciłem się na drugi bok i spokojnie zasnąłem, ponieważ po pierwsze dla zasady nie dowierzam doniesieniom nawet osobistych szpiegów, a po drugie, prezydent Biden wcześniej zapowiedział, że jeśli Putin poważy się na atak, o rurociągu Nord Stream II będzie mógł tylko pomarzyć. Miałem pewność, że cała awantura ukraińska jak zwykle skończy się na gadaniu, bo dla Putina Nord Stream II jest rzeczą świętą, a dyplomatyczne rozmowy amerykańskich dyplomatów z niemieckimi urzędnikami o przyjęciu amerykańskiej oferty dostaw gazu łupkowego właśnie spełzły na niczym.

   I stało się, jak się stać musiało. Wczesnym przedpołudniem krytycznego dnia Iga dostała tęgiego łupnia od Jeleny, ale stawiła taki opór, że mecz w Dubaju porównać można jedynie z kultowym spotkaniem Bjorna Borga z Johnem McEnroe w finale na Wimbledonie w 1980 roku. Iga zakończyła turniej na drugiej rundzie, lecz gramy dalej; po Dubaju będzie Al Dauha, potem  Rzym , Paryż, Wimbledon w Londynie, a na koniec może także Petersburg, bo przecież Putin bez jednego strzału zaczął już przemieszczać swoje wojska z pogranicza białoruskiego w kierunku Morza Azowskiego.

    Ale 24 lutego 2022 roku o czwartej rano Putin ruszył całą swoją militarną potęgą na pokojowo usposobioną Ukrainę. Wstyd do tego się przyznać, o postępach pancernych formacji agresora dowiadywałem się z opóźnieniem, ponieważ cały czas wpatrywałem się w ekran telewizora, na którym z oczami wybałuszonymi ze zdumienia oglądałem, jak filigranowa Iga Świątek na katarskich twardych kortach  zgrabnymi returnami neutralizowała po kolej atomowe uderzenia z forhendu i bekhendu najpierw Sabalenki, następnie Sakkari i w końcu także  Kontaveit, zdobywając puchar szejków katarskich i prawo do wygłoszenia mowy przed kamerami telewizyjnymi świata całego. Z czekiem ufundowanym przez  potentata branży naftowej Total Energy, opiewającym na trzysta osiemdziesiąt tysięcy dolarów w ręku, nasza czołowa tenisistka łamiącym się ze wzruszenia głosem  mówiła o ukraińskiej tragedii: 

 „Chciałabym wesprzeć wszystkie osoby, które teraz cierpią w Ukrainie. Kiedy oglądam te obrazy, odczuwam duże emocje. Wcześniej nawet nie wyobrażałam sobie, że coś takiego może się dziać w sąsiednim kraju. Mam nadzieję, że chociaż to tylko turniej tenisowy, małe wydarzenie w porównaniu z problemami na świecie, sport będzie potrafił łączyć ludzi.(…) Nie wyobrażam sobie cierpienia całych rodzin, Ukraińców, którzy zostali w kraju i którzy musieli go zostawić z dnia na dzień. Chciałabym wyrazić swoją solidarność z naszymi przyjaciółmi z Ukrainy.”

     Zawstydzony przez płynące z ekranu „Canal + Sport” słowa filigranowej mistrzyni, wyposażonej jednak w rakietową broń atomową, zmieniłem kanał. W CNN ciurkiem pokazywano bestialstwo rosyjskich najeźdźców, domy mieszkalne  zburzone przez ostrzał rakietowy, trupy rosyjskich  czołgów i transporterów opancerzonych na ulicach ukraińskich miast, cywilów  stłoczonych nieludzko w piwnicach i schronach, rannych opatrywanych w szpitalach i dzieci niewinne z kończynami pokiereszowanymi przez bombardowania lotnicze.    

    Cóż za wstyd dla mnie, starego wyjadacza! Dwudziestolatka z Raszyna wykazała stokroć więcej serca i rozumu niźli ja, były reporter z doświadczeniami korespondenta wojennego.  Jako współautor sarkastycznej książki pt. „W kleszczach Putina” (Wyd. JJK, W-wa 2015), gdzie na fotografii okładkowej Donald Tusk czule obejmuje się z Putinem ponad trumnami pasażerów samolotu Tu-154M, odczuwam dziś silnego kaca, bo upojony bezkrwawą aneksją Krymu, nie dostrzegałem, czy może raczej nie przeczuwałem w tym blitzkriegu zapowiedzi klęski wojsk rosyjskich w bitwie o Kijów na samym początku wojny rusko-ukraińskiej. Putin na zimno raczej nie planował rzezi ludności cywilnej, Putin chciał tylko powtórzyć skuteczny i prawie całkiem bezkrwawy manewr kolumn pancernych Breżniewa, Jaruzelskiego i Honeckera podczas pacyfikacji Praskiej Wiosny w 1968 roku, ale katastrofalnie mu nie wyszło. Ukraińcy powinni byli bez walki wywiesić białe flagi, a oni tymczasem przywitali agresora nawałnicą ogniową z szybkostrzelnych dział made in USA. Kremlowski dyktator srogo zawiódł się na braciach Ukraińcach, a skoro nie mógł od pierwszego zamachu zniszczyć armii ukraińskiej, popadł we wściekłość i wziął się do zbrodniczych bombardowań rakietowych cywilnej infrastruktury energetycznej…

    Na fotografii nad trumnami, pstrykniętej w 2010 roku, premier Tusk był wyraźnie wstrząśnięty i przygnieciony rozmiarami nieszczęścia, toteż premier Putin, być może powodowany zwykłym ludzkim współczuciem, objął go ramieniem. Możliwe, że obaj politycy tylko udatnie odgrywali swoje żałobne role, ale ponad wszelką wątpliwość w owym momencie dziejowym premier Putin był jeszcze człowiekiem, któremu Tusk, przyszły prezydent całej Unii Europejskiej, mógł  bez odrazy odwzajemnić serdeczny uścisk.

   Stawiałeś, głupcze, dolary przeciw orzechom, że na granicy z Ukrainą nie padnie ani jeden strzał od strony rosyjskiej? Oddawaj teraz całą forsę na fundusz pomocy Ukrainie masakrowanej rakietami! 

     Ba, ale ja nie mam ani centa na emeryckim koncie. Nie mam ani centa, ale mam ponad trzydziestoletni rower „Sannino”, który Czesław Lang na zakończenie zwycięskiego etapu w Mediolanie dostał w nagrodę od gospodarzy „Giro d´ Italia” wraz ze stosownym czekiem. Nasz pierwszy w dziejach zawodowy kolarz schował czek do kieszeni, natomiast wyścigowe kolarskie ferrari podarował generalnemu konsulowi PRL w Mediolanie, panu Lucjanowi Polakowi, który wprawdzie nie umiał z roweru korzystać, lecz zatroszczył się o dopełnienie wszelkich niezbędnych formalności paszportowych sportowcowi, gdy za dyktatury generałów Czesław Lang legalnie wybierał wolność zarobkowania za żelazną kurtyną. 

    Długo by mówić, jak po upływie lat wszedłem w posiadanie dziewiczego, trzydziestoletniego roweru, w którym każda część, rama, widelec, hamulce i przerzutki, mają wytłoczony w szlachetnym metalu podpis producenta i dostawcy.  Był to dar kultowej firmy Campagnolo, w której barwach nasz zawodowiec przez lata kręcił pedałami. Łatwiej powiedzieć, jak się takiego roweru pozbyłem.

   Amerykański aktor Tom Hanks swojego odpucowanego starożytnego fiacika 126p oddał na aukcję w celu zasilenia funduszy pomocowych dla amerykańskich weteranów Wojny Wietnamskiej i uzyskał zań 83 tysiące dolarów (około 340 tys. zł według kursu z trzeciego tygodnia wojny w Ukrainie). Wcześniej polska tenisistka Iga Świątek oddała swoją zwycięską rakietę z turnieju Rollanda Garrosa na aukcję u Owsiaka, uzyskując za nią  ponad 100 tys. złotych. Ponieważ nie jestem aktorem z Hollywood, lecz tylko emerytem z blokowiska „Ruda” na Bielanach, przekazałem swoje jednośladowe ferrari  pierwszemu właścicielowi Czesławowi Langowi, szefowi wyścigu kolarskiego Tour de Pologne, z prośbą o przekazanie daru,  z odpowiednim certyfikatem ma się rozumieć, naszej zjawiskowej tenisistce z Raszyna.

   Rower będzie przekazany do rąk adresatki, kiedy  Iga Świątek przelotnie zabawi w Polsce. Iga użyje go jako snobistycznego narzędzia treningowego dla wzmocnienia nóg, a gdy się to jej przestanie podobać, przekaże łakomy przedmiot na aukcję, jako swój dar liderki w światowym rankingu WTA na fundusz pomocy uchodźcom z Ukrainy. Patetyczne i piękne słowa z kortu w katarskiej Dosze przemienią się w czynów stal.

   Ja, starzec z zamierającym głosem, musiałem w jakiś sposób powiedzieć Putinowi, ale tak, żeby to usłyszał, że szpetnie mnie oszukał. Jeszcze szpetniej oszukał siebie samego, bo dał Ukrainie bohaterski mit założycielski europejskiego państwa frontowego, za którego wschodnią granicą rozpościera się już Barbaria. I jeszcze więcej: przykręceniem kurka z ropą i gazem spowodował gwałtowne odchodzenie całej Europy od paliw kopalnych i przestawianie się na energię odnawialną. W ciągu najbliższych lat wszystkie samochody w Europie, jeśli nie będą elektryczne, to przejdą na „holzgaz” wytwarzany z chrustu…

                                                                            Jakub Kopeć

Kategorie: Uncategorized

1 odpowiedź »

  1. Dziekuje za doskonaly powaznie/satyryczny artykul. Pocdrowienia z Szwecji od kolarza/szpiega in spe. Jozek B.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.