Uncategorized

Ile kosztuje bojownik

Wpis niniejszy dedykuję pamięci bojownika Jurka Zołotowa)   

Jakub Kopec

 Zastanowiło mnie zdanie napotkane w Internecie: „Wiele osób zastanawia się nad zakupem bojownika syjamskiego” . Nie wiem, gdzie można wyszukać Syjam na Globie Ziemskim, przypuszczam, że w okolicach francuskich niegdyś Indochin, ale brakuje mi pewności.  Dobrze pamiętam jednak hasło „Syjoniści do Syjamu” z marca l968 roku.     

Kopiuję z Wikipedii: „Początek historii Tajlandii (Syjam do 1949 roku) wiąże się z migracją Tajów z południowo-zachodniej części Chin. Ludność ta dotarła na terytorium obecnego państwa w X–XII wieku. Tajowie opanowali dorzecze Menamu, zasymilowali żyjących tu Khmerów, ulegając jednocześnie wpływom ich kultury i ich religii – buddyzmu.”      

Okazuje się, że polskich Żydów w 1968 roku wysyłaliśmy z zabiedzonej  PRL do pięknej i atrakcyjnej turystycznie Tajlandii. Kilka lat temu mój z pochodzenia katolicki syn, z małżonką i dwoma córeczkami bawił turystycznie w Syjamie i kosztowało go to kupę forsy. O co więc mają pretensję do Polaków moi koledzy szkolni z tepedowskiego chederu przy Jagiellońskiej 28, uczestnicy „Excursion 1969” do krajów bogatego Zachodu?      

Czyżby w Tajlandii także dziś do „grupy Wagnera”, dowodzonej przez oligarchę Prigożina, można było rekrutować syjamskich najemników, np.  spośród wojowniczego plemienia „czerwonych Khmerów” ? Kiedy kliknąłem na zdanie o „zakupie bojownika syjamskiego”, wnet okazało się, że dotyczy ono nie najemników militarnych, lecz prześlicznej rybki akwariowej o wymiarach 6 do 7 cm. , wyposażonej w „labirynt”, czyli aparat do oddychania powietrzem znad tafli wody. Ryba z aparatem tlenowym do nurkowania! Jeszcze dziś zamówię dla moich wnucząt bojownika syjamskiego na Allegro.   Śliczną kolorową rybkę akwariową nazwano „bojownikiem”, ponieważ pyszczek ma uzbrojony w ostre ząbki, którymi pożerać może jeszcze drobniejsze okazy także własnego gatunku, co w zoologii i antropologii nazywane jest kanibalizmem.   

W internetowym słowniku SJP definicja bojownika jest bezprzymiotnikowa: „człowiek walczący o coś słowem, czynem lub bronią”. Cytat ilustracyjny: „27 października w tej samej prowincji Mozambiku doszło do kolejnej zasadzki. Pięciu najemników zostało zastrzelonych. Potem bojownicy ISIS ścięli im głowy.” W słowniku profesora Szymczaka dodane jest wartościowanie: bojownikiem jest  człowiek „toczący bój o szlachetne cele”, i takie sformułowanie najbardziej odpowiada mojemu poczuciu językowemu. Ale u Dorszewskiego bojownik jest „człowiekiem bojującym, walczącym, jest to rycerz, lub szermierz, dziś w znaczeniu przenośnym, dawniej w dosłownym , fizycznym”. Wśród kilkunastu przykładów zastosowań zaintrygował mnie u Doroszewskiego cytat z książki Ludwika Hirszfelda „Historia jednego życia” (Czytelnik , 1946): „Zapadło postanowienie, że jeśli Niemcy rozpoczną dalsze  wywożenie , bojowcy przeciwstawią się temu zbrojnie”.   

Zdanie „Potem bojownicy ISIS ścięli im głowy.” mówi bardzo dużo o muzułmańskich bohaterach , rozczłonkowujących ciała zastrzelonych niewiernych, natomiast cytat z Hirszfelda w hiperbolicznym skrócie metaforyzuje i apoteozuje żydowskiego bojownika w Getcie Warszawskim, który  chce przeciwstawić się wywózkom ludzi z Umschlagplatz do Oświęcimia (nazwa Auschwitz- Birkenau w 1943 roku nie weszła jeszcze do polskiego języka, a termin „Holocaust” ukuli amerykanie dopiero  po wojnie).   Celem powstania w Getcie  nie było zabijanie, lecz przeciwstawienie się mordowaniu ludzi, ale do przeciwstawienia się koniecznie potrzebny był karabin maszynowy,  Bojownik Jurek Zołotow zginął, gdy przenosił jedyny w Powstaniu karabin maszynowy przez mur otaczający Getto Warszawskie (źródło Bernard Mark „Powstanie w Getcie”- W-wa 1953 ).         

Według Jana Kulmy, autora „Dykteryjek przedśmiertnych” („Wydawnictwo JJK” Warszawa  2016),  gdyby generał Tadeusz Bór Komorowski nie wydał rozkazu o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego  o godzinie „W” w dniu 1 sierpnia 1944 roku, powstanie wybuchłoby samorzutnie, tak wielka była u młodych żołnierzy AK potrzeba walki z wrogiem. W grę wchodziła więc „zemsta na wroga, z Bogiem, lub mimo Boga”, czyli inaczej mówiąc pragnienie zabijania. Bohaterski Jan Kulma został raniony odłamkiem kilka minut po godzinie „W”, gdy wraz z całym swoim plutonem 125 Kompanii Syndykalistów kapitana  Tadeusza Bartoszka „Cegielskiego” ciągnął od ulicy Parkowej do Ogrodu Botanicznego ciężki moździerz z brytyjskich zrzutów. Trzycalowy granatnik MK-47 z zapasem czterdziestu dziewięciu pocisków i dwa polskie działka p.panc. to była cała powstańcza artyleria, więc moździerz powinien  mieć w historiografii przynajmniej takie odwzorowanie, jak sklecony z cienkiej blachy samochód pancerny „Kubuś”, który z racji słabego uzbrojenia i jeszcze słabszego opancerzenia, nie odegrał w Powstaniu prawie żadnej roli. Już  w pierwszych minutach Powstania wystrzelono z  moździerza kilkadziesiąt ciężkich granatów, wycelowanych w dach siedziby Gestapo w alei Szucha, centrum hitlerowskiej opresji na cały Distrikt Warschau.      

Bojowników Powstania Warszawskiego przez  dwa miesiące hitlerowcy nazywali bandytami, bo bandytów można zabijać  bez większych skrupułów. Jednak w akcie kapitulacji przyznali bandytom status żołnierski i wszystkich Kriegsgefangenen z Warszawy ulokowali w stalagach i oflagach o regulaminie zgodnym z postanowieniami Konwencji Genewskiej. Co ciekawe, w stosunku do bojowników Getta Warszawskiego hitlerowcy raczej nie używali  deprecjonującego określenia „Banditten”. Czyżby w skrytości ducha przyznawali im moralne prawo do obrony życia i godności?                                                                                                                                                 

Ryzykując, że jakaś radiomaryjna starucha opluje mnie za wygłaszanie tak radykalnego bluźnierstwa, powiem, że jedynym sensownym powstaniem warszawskim był żydowski bunt w Getcie. Dla uzasadnienia wybuchu powstania z 1944 roku generał Sosabowski wysunął argument, że jeśli nawet Niemcy utopią Warszawę w morzu polskiej krwi, to niemiecka zbrodnia obudzi rozum i sumienia zachodnich sojuszników. W takim razie udzielenie militarnej pomocy obrońcom Getta w 1943 roku wszystkimi siłami Armii Krajowej i sojuszniczej AL, nie odżegnując się też od współdziałania z dobrze uzbrojonymi oddziałami Narodowych Sił Zbrojnych, przyniosłoby jeszcze większy szok dla opinii publicznej Zachodu. Ponadto chrześcijańscy powstańcy mieliby w Niebie prawdziwą  zasługę. Ale rozumiem doskonale, że taka akcja pomocowa nie była możliwa, ponieważ z Powstania w Getcie nie uratował się ani jeden generał, gdy tymczasem do późniejszego o rok Powstania Warszawskiego szedł jeden tylko generał Tadeusz „Bór” Komorowski, a do niewoli po kapitulacji trafiło aż siedmiu powstańczych generałów.

Czynnikiem sprawczym Powstania Warszawskiego, oprócz oczywistego celu, jakim było przeciwstawienie się sowietyzacji Rzeczypospolitej, było też całkiem pospolite umiłowanie chwały.   Lubię czytać reportaże z teatrów wojennych w różnych stronach świata, takie jak na przykład reportażowo-eseistyczna książka Miłady Jędrysik o wojnie na Bałkanach pt. „Inny front” (wyd . WAB, 2015). Z tekstów koleżanki Miłady, drukowanych w „Gazecie Wyborczej” zapamiętałem tylko jeden reportaż z wojny o Kosowo, w którym albański  muzułmański „bojownik” UҀK obiecywał, że nie spocznie , dopóki nie dopadnie mordercy swojego brata, a jego odciętej głowy nie położy na grobie.  Wspominam o tym , bo koleżanka Miłada nie okazała w reportażu obrzydzenia wobec projektowanego rozczłonkowywania szczątków ludzkich.     

Dziś już nikt nie wie, czym było dla uciemiężonych ludów Wschodniej Europy wirtualne – tak byśmy  powiedzieli w czasach Twittera –  prześmiewcze „Radio Erewań”.Pod koniec lat sześćdziesiątych, kiedy nad graniczną rzeką Ussuri toczyła się prawdziwa strzelanina, Chiny wysuwały roszczenia do półtora miliona kilometrów kwadratowych terytoriów położonych na wschód od Bajkału. O starciach nad Ussuri (1969 r.) krążył cudownie absurdalny dowcip: „Radio Erewań podaje: Komuniści chińscy zaatakowali pracujący w polu radziecki traktor; traktor odpowiedział celnym ogniem rakietowym, po czym odleciał w kierunku Moskwy”.     

Ten radziecki traktor pracujący w polu, jest – być może – jak ten ambulans Lekarzy bez Granic, zaatakowany przez  niegodziwych żołnierzy izraelskich podczas  ataku na szpital w palestyńskiej Dżeninie. W serwisie informacyjnym PAP z dnia  5 lipca 2023 można przeczytać depeszę zatytułowaną dramatycznie „Skandaliczne zachowanie Izraelczyków w Dżeninie. Taranują karetki pogotowia”, w której na samo zakończenie i jakby mimowiednie podana jest informacja, że podczas ataku na szpital „doszło do wymiany ognia”. Czyżby  palestyńscy bojownicy stawili zbrojny opór żołnierzom izraelskim , poszukującym „terrorystów arabskich” w obozie w Dżeninie?    

Taranowane ambulansów Czerwonego Krzyża lub Półksiężyca przez wojskowe pojazdy armii izraelskiej doprawdy nie jest rycerskim zachowaniem. Jednakże przy taranowaniu niszczy się nie tylko drogocenny sprzed  medyczny, lecz także nie mniej cenne wyposażenie wojskowe. Może metodą taranowania stopowano ambulanse, które zignorowały wojskowy nakaz zatrzymania?      

Mój osobisty szpieg, zainstalowany w Lundzie na północnym wybrzeżu Bałtyku, w mailu z 15 lipca przekonywająco wyjaśnił mi powody, dla których armia izraelska musiała interweniować w Dżeninie:   „Bohaterstwo bojowników palestyńskich dobrze widać w Dżeninie, gdzie znaleziono ich 11(zabitych). Reszta zrzuciła mundury i  ukryła sie w tłumie Arabów. A broni znaleziono tam wielkie zapasy. Znamienne, że, według porozumienia z Oslo, na terenach administrowanych przez AP nie wolno mieć broni. Jedynie policja Abbasa ma prawo jej posiadania i używania w celu zachowania porządku tudzież zapobiegania przestępczości. Człowieka może zirytować to, to że USA (zgodnie z umową z Oslo) zorganizowały,  wykształciły i uzbroiły 30 000 policjantów arabskich AP, o czym zresztą nikt nie chce dziś pamiętać.” 

I tu Ciekawostka. W internetowej Wikipedii nie ma hasła „bojownik palestyński”, tak jak nie ma też hasła „bojownik kosowski” na oznaczenie albańskiego żołnierza  Armii Wyzwolenia Kosowa. Jest np. „bojownik Powstania Styczniowego”, ale o bojownikach palestyńskich cicho.   Dzieje się tak być może dlatego, że oceny wartości poznawczej każdego proponowanego artykułu do Wikipedii  dokonuje sztuczna inteligencja. Tylko  naturalna inteligencja ludzka zdolna jest do przyswojenie sobie terminu „naród kosowski”, ukutego przez amerykańskich propagandystów w 1999 roku na użytek wojenny. Wcześniej region Kosowo zamieszkiwali Serbowie i Albańczycy, pokojowo usposobieni obywatele państwa jugosłowiańskiego. Natomiast Autonomii Palestyńskiej nie zamieszkują jacyś Autonomowie, lecz z krwi-kości Arabowie, osiedleni na terenach niegdyś brytyjskiej, a jeszcze dawniej rzymskiej Palestriny. Ale w 2013 roku Abbas dekretem prezydenckim powołał do życia Państwo Palestyńskie. Odtąd Autonomowie, chociaż Państwa Palestyńskiego nie uznaje wiele krajów (w tym Izrael), mogą na użytek własny tytułować się Palestyńczykami.   Węzeł gordyjski? A cóż on znaczy wobec zapętleń węzła palestyńskiego! Nie podejmuję się rozsupłać go, ale nie dlatego , że nazywam się Kopeć , za przeproszeniem, a nie np. Macedoński, lecz z tej przyczyny, że nie potrafię nawet  zlokalizować płożenia na mapie świata miasteczka Dżenin/Dżenina /Dżenino. Pewnie poruszam się tylko w obrębie polskiego grajdołka.      

Powracam więc do wątku bohaterskiego powstańca Jana Kulmy. Mam szczególne powody natury rodzinnej , żeby interesować się jego szlakiem bojowym żołnierza AK. Zaglądam więc do Wikipedii, żeby dowiedzieć się, pod jakim  pseudonimem skrywał się w Powstaniu  i jaki miał stopień wojskowy. Do wyszukiwarki Muzeum Powstania Warszawskiego wpisuję nazwisko i imię, klikam  i wyskakuje mi biogram «p. por. Stanisława Kulmy, pseud. „Siwek”». Jan Kulma na liście Powstańców nie figuruje. Nie ma go też na liście żołnierzy Armii Krajowej.    

Wujek Jan zmarł bezpotomnie przed czterema laty i nie ma już nikogo, komu personalnie wiedza o podszyciu się pod legendę  bojownika Powstania Warszawskiego mogłaby zaszkodzić. De mortuis nil nisi bene, owszem, ale nie wówczas, gdy skrywana prawda sprzyja przywłaszczaniu sobie przez Dobrą Zmianę spuścizny zmarłej przed pięcioma laty poetki Joanny Kulmowej.  Ciocia Joanna umarła w czerwcu, a już w dwa miesiące po jej śmierci jej małżonek Jan Kulma wziął udział w państwowej celebracji rocznicy Powstania Warszawskiego pod osobistym patronatem prezydenta Dudy, przy wymownej absencji sędziwej bojowniczki AK  Wandy Traczyk-Stawskiej, pseudonim „Pączek”. Siwobrody wujek Jan, siedzący na wózku inwalidzkim cioci Joanny , był obiektem najchętniej fotografowanym przez fotoreporterów prasy rządowej.          

 Nieoczekiwanie na książkę „Trzydzieści siedem”   zawierającą 37  wierszy, czyli wszystko. co było jeszcze w szufladzie, spadł pośmiertny laur „Orfeusza”, przyznawany za pieniądze  odliczane przez ministra Glińskiego. I to minister Gliński wirtualnie przecinał wstęgę na otwarciu „Ściany Joanny i Jana Kulmów” we foyer  pałacyku Warszawskiej Opery Kameralnej. W Szczecinie, pod czujnym okiem ministra Czarnka, w Bibliotece Centralnej Uniwersystetu Szczecińskiego  „Salę Strumiańską”  ku czci Joanny Kulmowej    przemianowano  na salę „Joanny i Jana Kulmów”. Przy każdej z tych okazji podkreślano katolickość i patriotyzm obojga Kulmów i tylko w Warszawie, w Bibliotece Żoliborskiej, otwarto w ubiegłym roku „Salę Joanny Kulmowej” z poszanowaniem integralności wielkiej poetki,  bez obowiązkowej doklejki w postaci bigoteryjnego męża. Nikt i nigdzie nie wspominał przy tak ważnych wydarzeniach, że Joanna Kulmowa  była „dzieckiem Holokaustu”, cudem uratowanym w przyklasztornym sierocińcu i przez całe długie życie osobą poddawaną brutalnej indoktrynacji i chrystianizacji.        

Informacją o bojowniku Powstania Warszawskiego przeciwstawiam się przeto „Der Kulturkampf” Zjednoczonej Prawicy i podejmuję pierwszą próbę odklejenia Jana Kulmy  od Joanny Kulmowej, Żydówki z pochodzenia, której przebogata twórczość była i jest własnością całego polskiego narodu, a nie tylko mocno antysemickiej Dobrej Zmiany.                                                                                      

Jakub Kopeć    

Kategorie: Uncategorized

1 odpowiedź »

  1. Pisze Slawomir K
    Dobry artykuł z małymi wszakże nieścisłościami, Jurek Zołotow nie zginął podczas przenoszenia jedynego w getcie karabinu maszynowego. Po pierwsze, zginął podczas próby wyprowadzenia z getta pozostałych przy życiu bojowców ŻOBu po drugie, karabinów maszynowych podczas powstania były więcej a posiadali walczący na placu Muranowskim żołnierze ŻZW. No chyba że ma to być alegoria do uzbrojenia bojowców ŻOB. Po drugie zdanie: “…której przebogata twórczość była i jest własnością całego polskiego narodu, a nie tylko mocno antysemickiej Dobrej Zmiany.” sugeruje “mocny” a zatem żydożerczy antysemityzm jednej ze stron wojny politycznej w Polsce. Byłbym ostrożny w takich osądach, wiele można zarzucić tej stronie, przede wszystkim wypieranie oczywistych faktów zbrodni kryminalnych Polaków przeciwko Żydom, ale przeciwna strona konfliktu nie jest wcale lepsza. Nazywanie “Żydem” w sensie pejoratywnym lidera tej strony przez lidera opozycji sugeruje takim sam antysemityzm wśród jej “wyznawców”. Zatem, twórczość Żydówki Joanny Kulmowej jest własnością narodu antysemitów w ogóle? Myślę że tak i ogół tego narodu potrzebuje tej własności do terapii uczuleniowej, trzeba tylko jej żydostwem bombardować ten ogół.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.