Uncategorized

Syria – nowoczesne MANPADS w rękach rebeliantów jako strategiczny game changer?

W dn. 1 sierpnia br. w prowincji Idlib (płn. Syria) rebelianci strącili rosyjski transportowy śmigłowiec wojskowy Mi-8. Nie był to jednak odosobniony incydent tego rodzaju – w ostatnich tygodniach syryjscy rebelianci zestrzelili kilka innych maszyn należących do armii rządowej. Czy ta seria skutecznych działań zbrojnej opozycji przeciwko bezkarnie do niedawna panującym w syryjskiej przestrzeni powietrznej samolotom i śmigłowcom reżimu jest tylko kwestią przypadku i zadziwiającego szczęścia, czy też stoi za nią np. jakościowy skok w posiadanym ręcznym uzbrojeniu przeciwlotniczym? Jeśli tak, to jakie mogą być tego konsekwencje tak w wymiarze operacyjnym (pola walki), jak i strategicznym dla całego syryjskiego konfliktu w szóstym roku jego trwania?

Czarna seria „wypadków” syryjskiego lotnictwa wojskowego

Zestrzelenie rosyjskiego śmigłowca w Syrii odbiło się szerokim echem w światowych mediach. Najpewniej stało się tak głównie ze względu na fakt, iż były to pierwsze – oficjalnie potwierdzone – tak duże jednorazowe straty Rosjan od chwili rozpoczęcia przez nich przed 10 miesiącami operacji militarnej w Lewancie. Według oficjalnej informacji Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej, maszyna wracała z „działań humanitarnych” w Aleppo do macierzystej bazy w Hmey’mim koło Latakii.

Niezależnie od tego, jaki faktycznie charakter miała misja rosyjskiego śmigłowca, warto skupić się na innym aspekcie całego wydarzenia, który najwyraźniej umknął obserwatorom. Tragiczny incydent w Idlib to bowiem kolejny w ostatnich ok. sześciu tygodniach przypadek zestrzelenia przez rebeliantów lub islamistów z Państwa Islamskiego (IS) samolotów lub śmigłowców należących do syryjskich sił rządowych (oraz rosyjskich sił interwencyjnych). Od końca czerwca br. formacjom syryjskiej zbrojnej opozycji i dżihadystom udaje się zadziwiająco regularnie, co kilka-kilkanaście dni, strącić działający przeciwko nim bojowy statek powietrzny należący albo do Syryjskich Arabskich Sił Powietrznych (SyAAF), albo do interwencyjnych sił rosyjskich. Lista tych incydentów jest dość długa, i warto tu przytoczyć ją w całości:

 19 czerwca br., prowincja Hama, samolot myśliwski MiG-21;

 27 czerwca br., region Gór Qalamun (południowo-zachodnia Syria), samolot myśliwski MiG-23;

 1 lipca br., Góry Qalamun, śmigłowiec szturmowy Mi-25[1];

 1 lipca br., Góry Qalamun, samolot bombowy Su-22M;

 8 lipca br., okolice Palmyry w środkowej Syrii, rosyjski śmigłowiec szturmowy Mi-35, należący do kontyngentu wojskowego FR w Syrii[2];

 14 lipca br., Deir ez-Zor we wschodniej Syrii, samolot myśliwski MiG-21;

 16 lipca br.[3], wsch. przedmieścia Damaszku (Ghuta), śmigłowiec szturmowy Mi-25;

 20 lipca br., wschodnie regiony prowincji Hama, samolot szkolno-bojowy L-39;

 29 lipca br., Góry Qalamun, samolot myśliwski MiG-23ML;

To, co w powyższym zestawieniu rzuca się w oczy jako pierwsze, to wspomniana już częstotliwość incydentów. Jak wskazano wcześniej, miały one miejsce średnio co kilka dni, na przestrzeni zaledwie kilku (dokładnie: sześciu) tygodni. Świadczy to o niespotykanym wcześniej – i to na przestrzeni całego ponad 5-letniego konfliktu syryjskiego! – natężeniu, w tak relatywnie krótkim czasie, aktywności sił rebelii w zakresie skutecznego zwalczania powietrznych środków walki reżimu i jego sojuszników. Warto w tym kontekście odnotować, iż ostatni z przypadków zestrzelenia rządowych syryjskich bojowych maszyn powietrznych – przed obecną serią, rozpoczętą w czerwcu br. – miał miejsce w dn. 22 kwietnia br.[4]

Równie ciekawe wnioski można wysnuć, analizując geograficzną dyslokację poszczególnych incydentów. Odnotować należy w tym kontekście m.in. dominację regionu masywu górskiego Qalamun jako miejsca, w którym w ciągu ostatniego 1,5 miesiąca strącono relatywnie najwięcej samolotów/śmigłowców bojowych SyAAF (cztery incydenty z łącznej liczby dziewięciu). Część tego masywu (obszar przy granicy Syrii z Libanem, między miastami Zabadani, Rankus i Asal al-Ward) wciąż kontrolowana jest przez ugrupowania rebelianckie (w tym Dżajsz al-Islam, Armia Islamu) i być może jest to klucz do zrozumienia tak częstej obecności tego regionu w zestawieniach strat sprzętowych i osobowych SyAAF w ostatnich tygodniach.

Prócz samej utraty sprzętu – w warunkach działania reżimu syryjskiego rzeczy bez wątpienia bardzo bolesnej – o wiele gorsza jest jednak śmierć doświadczonych pilotów i załóg. Praktycznie bowiem we wszystkich incydentach, jakie miały miejsce w ostatnich tygodniach, piloci/członkowie załogi danej maszyny ponieśli śmierć na miejscu[5]. W wielu przypadkach zginęli w tych incydentach bardzo wysocy rangą oficerowie SyAAF, walczący z rebelią od samego jej początku, a więc dysponujący niebagatelnym doświadczeniem bojowym i wiedzą, którą przekazywali swym nowych, młodszym kolegom, szkoląc ich w wojskowym rzemiośle. Tak było w przypadku gen. Muhammada Badra Mahmouda (jednego z najwyższych rangą oficerów SyAAF, jaki poległ w boju w ostatnich kilku latach), który zginął na pokładzie pilotowanego przez siebie śmigłowca Mi-25 w dn. 1 lipca br. W wielu spośród innych incydentów w ostatnich tygodniach poległymi pilotami byli oficerowie w randze pułkownika lub majora – a więc ludzie zwalczający rebelię od lat i cieszący się pełnym zaufaniem reżimu. Tych strat syryjskie siły powietrzne z pewnością długo nie będą w stanie uzupełnić.

Ze względu na realia wojny informacyjnej (toczącej się w Syrii równolegle z tą realną), jest czymś oczywistym, że dla celów propagandowych i politycznych znaczna część z ww. incydentów z udziałem maszyn bojowych SyAAF oficjalnie przedstawiana jest przez władze w Damaszku nie jako rezultat działania wroga (AAA – Anti-Aircraft Activity), lecz jako efekt zwykłych awarii technicznych samych maszyn lub nawet błędów pilotów (co jest dość karkołomnym zabiegiem PR-owym, biorąc pod uwagę wspomniany przed chwilą wysoki profil służbowy i duże doświadczenie bojowe większości z nich).

Za wyjątkiem incydentu z 19 czerwca br. (gdzie pilot po starcie raportował techniczne problemy z maszyną), w pozostałych przypadkach mamy – jak wszystko na to wskazuje – do czynienia z sytuacjami, w których rebelianci/dżihadyści zdołali jednak zestrzelić rządowe samoloty lub śmigłowce. Z całą pewnością nie stało się to jednak dzięki użyciu przez rebeliantów przypadkowego uzbrojenia, takiego jak np. konwencjonalna artyleria p-lot czy wielkokalibrowe karabiny maszynowe. Przypadki zestrzelenia w ten sposób statków powietrznych reżimu należą do absolutnej rzadkości i są raczej kwestią przysłowiowego łutu szczęścia, niż efektywności stosowanego oręża[6].

W omawianych tu przypadkach w grę musiały wchodzić raczej zaawansowane technologicznie taktyczne rakietowe systemy zwalczania celów powietrznych, czyli tzw. MANPADS (Man-Portable Air Defence System – przenośne systemy obrony przeciwlotniczej). Przy czym kluczowe jest tu określenie „zaawansowane” (tj. nowoczesne) – syryjskie pola bitew są bowiem od ponad pięciu lat miejscem relatywnie częstego wykorzystywania systemów typu MANPAD, jak dotąd jednak w zdecydowanej większości mało skutecznego. I nic dziwnego – niemal całość tego rodzaju uzbrojenia to stare (zarówno pod względem typu, jak i wieku poszczególnych egzemplarzy) modele, najczęściej nie w pełni sprawne[7], a do tego obsługiwane przez mało wprawnych operatorów. Jak dotychczas, przypadki skutecznego zastosowania tego typu broni w czasie konfliktu syryjskiego były więc czymś wyjątkowym.

To, co dzieje się od kilku tygodni, to zupełnie nowa jakość. Obecnie mamy do czynienia z wręcz masowym i wysoce skutecznym zastosowaniem nowoczesnych systemów MANPADS przez siły rebelianckie (ale też, jak się wydaje, dżihadystów z IS). Warto przy tym pamiętać, że skalę aktywności rebelianckiej w tym aspekcie w ostatnich tygodniach wyznaczają nie tylko omawiane tu „śmiertelne trafienia” (tzw. kill hits, tj. te zakończone strąceniem i zniszczeniem wrogiej maszyny), ale też takie, które powodują jedynie uszkodzenie samolotów lub śmigłowców. W tym kontekście symptomatyczny jest fakt, iż kilkukrotnie w ciągu minionego miesiąca doszło w Syrii do przypadków awaryjnego lądowania na cywilnych lotniskach kraju (w tym m.in. na płycie międzynarodowego portu lotniczego w Damaszku) samolotów lub śmigłowców bojowych SyAAF uszkodzonych przez wrogi ogień z ziemi. Wiemy o tym z informacji świadków, publikowanych np. w mediach społecznościowych. Ile było podobnych sytuacji w odniesieniu do syryjskich lotnisk/baz wojskowych, nie wiadomo.

Nowoczesne MANPADS w rękach syryjskiej rebelii – konsekwencje

Calosc TUTAJ

 

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.