Natan Gurfinkiel
kiedyś byliśmy podziwiani w świecie za surrealistyczne poczucie humoru. cząstka tego splendoru spłynęła nawet na mnie, kiedy na początku lat siedemdziesiątych pracowałem w duńskiej organizacji pomocy uchodźcom. po chilijskim golpe w następstwie którego pinochet doszedł do władzy dania przyjęła dużą grupę uchodźców politycznych. rozmawiałem z nimi często, zwłaszcza gdy dowiedzieli się skąd pochodzę. . byli bardzo ciekawi życia w polsce. w czasie jednej z takich rozmów posłużyłem się zwrotem „ciotka rewolucji” i owa la tia de revolución stała się hitem wsród chylijczyków w daniinic dziwnego że tak nas kiedyś. postrzegano, skoro PRL wykoncypował sam mistrz mrożek, bo komuż innemu coś takiego ulęgłoby się w głowie. aż się dziwię, że wynalazek ten nie doczekał się nagrody nobla. mniejsza o dziedzinę, bo niemal w każdej z nagradzanych kategorii znalazłoby się coś godnego uhonorowania. gdyby to na przykład była ekonomia, to czy nie należałoby wyróżnić koncepcji planowania gospodarczego ze szczególnym uwzględnieniem drobiazgowego zaprogramowania ilości piersi drobiu grzebiącego w pięcioletnim przedziale czasu. to nic że można było pójść do dowolnego sklepu na drobiarskiego w całym kraju, by przekonać się, że jedynymi piersiami w polu widzenia były osłonięte białymi pierwotnie fartuchami biusty ekspedientek. sama idea była jednak niezwykle słuszna, bo unikało się w ten sposób marnotrawstwa żywności ze wszystkimi implikacjami tego zjawiska.
ówczesne media wychowywały społeczeństwo w duchu jedynosłuszności. zakładała ona, że kraje demokracji ludowej uformowane były na kształt obozu, w którym poszczególne państwa były barakami. być może byłem nausznym świadkiem narodzin skrzydlatego zwrotu „najweselszy barak w całym obozie”. moją redakcję w radio odwiedził dziennikarz z radia saarbrücken. niemiecki kolega, dość jeszcze sztywny na początku rozmowy, starał się dopasować swą terminologię do obowiązującej w języku prasowym konwencji, użył więc w rozmowie zwrotu „obóz socjalistyczny” na co rozległ się wybuch śmiechu.
– z czego się śmiejecie? – zapytał speszony nieco federalny niemiec.
– bo trafił nam się najweselszy barak w całym obozie, odezwała się nasza koleżanka noemi bogusławska, autorka niezliczonych celnych powiedzonek. nie jestem jednak pewny, czy to ostatnie również było jej autorstwa.
u ideologicznie słusznych demokratycznych niemców (może z wyjątkiem wolfa biermanna) takie zwroty nie wywoływały surrealistycznych skojarzeń. kiedy w połowie lat 60. jako podporucznik rezerwy zostałem powołany na ćwiczenia i przetransportowany do turyngii na odbywające się manewry układu warszawskiego, gospodarze powitali nas polskimi i czeskimi transparentami, zdobiącymi koszary w erfurcie. były one zredagowane z typowo pruską finezją, mogliśmy więc przeczytać: witajcie drodzy bracia broni i NRD – państwo robotników i chłopów przyszłością całych niemiec.
kilka dni temu byłem w bardzo tu popularnej księgarnio-kawiarni „tranquebar” (czymś w rodzaju „czułego barbarzyńcy” w warszawie i krakowie) na spotkaniu z dwoma bardzo znanymi dziennikarzami. obydwu łączy tematyka bliskowschodnia i pasja, z jaką piszą o tym niespokojnym regionie, a dzieli różnica pokoleń. herbert pundik, grand old man dziennikarstwa duńskiego był przez wiele lat bliskowschodnim korespondentem wielkiego kopenhaskiego dziennika „politiken”, a potem jego redaktorem naczelnym. po przejściu na emeryturę osiedlił się definitywnie w izraelu, gdzie zaangażował się w działalność na rzecz pokoju z palestyńczykami. martin krasnik, studiowal w izraelu. spotkanie poświęcone było ich wspólnej książce, która jest wywiadem-rzeką z obydwoma, zrobionym przez innego duńskiego korespondenta w jerozolimie. pundik tryskał humorem i każda jego replika w dyskusji z krasnikeim wywoływała kaskady śmiechu. później do dyskusji włączyła się również publiczność i jedna z uczestniczek wieczoru zapytała pundika jak to się dzieje, że żydzi, tak przecież ciężko doświadczeni przez los potrafili zachować taki zmysł autoironii i tak wspaniałe poczucie humoru.
– tylko żydzi z diaspory, w izraelu są oni poważni i wyprani z humoru – odpowiedział pundik.
kiedy słuchałem tych słów, wydawało mi się, że równie dobrze mógłby wstawić polskę na miejsce izraela. w PRL było goło, ale wesoło. teraz nie jest już tak goło, ale wesoło tym bardziej nie.
w izraelu przedmiotem zainteresowania mediów i polityków jest to, co się dzieje, albo może zacząć się dziać. w polsce kiedy czyta się gazety i ogląda telewizję ma się wrażenie, że nie dzieje się nic, wydarzenia kwitowane są małymi notkami i migawkami – prawdziwym tematem jest co kto o kim powiedział, kto się obraził i zamierza wystąpić z pozwem, lub przeciw komu złożono doniesienie do prokuratury.
kiedy (jeszcze przed wojną) uczęszczałem do młodszych klas w ławce przede mną siedziały dwie siostry bliźniaczki. bez przerwy podnosiły palce w górę:
– proszę pani, natan wymawia brzydkie wyrazy…
mam wrażenie że nigdy nie podniosły się z tej ławki i osłabionymi już ze starości głosami mamroczą: proszę pani, natan (i cały naród polski ) wymawia brzydkie wyrazy…
Wszystkie wpisy Natana
TUTAJ
Kategorie: Uncategorized