
Eliza Segiet – absolwentka studiów magisterskich Wydziału Filozofii, autorka siedmiu tomów wierszy, monodramu, farsy i mikropowieści. Jej teksty można znaleźć w licznych antologiach, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Członek Stowarzyszenia Autorów Polskich oraz World Nations Writers Union.Laureatka Międzynarodowej Publikacji Roku (2017 r., 2018 r.) w Spillwords Press (USA) oraz Nagrody Literackiej Złota Róża im. Jarosława Zielińskiego (za tom Magnetyczni) w 2018 r. Dwukrotnie jej wiersze (2018 r., 2019 r.) zostały wybrane jako jedne ze 100 najlepszych wierszy roku w International Poetry Press Publications (Kanada).
Tekst jest oparty ( podobnie jak „Bezgłośni”) na faktach.
Nie było takiego spotkania z Pawłem Roszkowskim żeby nie wracać do tamtego czasu, czasu dramatu człowieka uwikłanego w wojnę. Zawsze nasze rozmowy nawiązywały do historii, którą znam z opowiadań, a on był jej świadkiem. Tak było i tym razem, kiedy w pożydowskiej, krakowskiej kamienicy, która zawsze (nie wiem dlaczego) u Pawła rodziła wspomnienia.
Swoją opowieść zaczął ze łzami w oczach.
To był zwykły majowy dzień 2001 roku kiedy od listonosza otrzymałem przesyłkę. Upłynęło prawie sześćdziesiąt lat od wojny kiedy otworzyłem list, w którym były wyczekiwane informacje. Długo poszukiwałem tych, których z moją mamą ukrywaliśmy w tym okrutnym czasie. Wciąż słyszałem jedno: nie możemy znaleźć śladu. Pisałem do Profesora Strzembosza, do Ambasady Izraela, do Komitetu Upamiętniającego Polaków Ratujących Żydów. Pisałem wszędzie gdzie wydawało mi się, że można było znaleźć jakikolwiek ślad.
Nie miałem pewności, że oni przeżyli, ale nie traciłem nadziei. Obiecałem mojej mamie – jeszcze przed jej śmiercią – że zanim umrę ich odnajdę. Najważniejsze dla mnie jest to, że dotrzymałem słowa. Odnalazłem. Wiedziałem, że muszę jak najszybciej z nimi się skontaktować. Kiedy się dodzwoniłem, bardzo trudno było mi rozmawiać. Spytałem, czy mam dobry numer telefonu do osób, które część wojny spędziły w Jedlni Letnisko? Wtedy w słuchawce zapadła cisza. Przerażająca cisza. Nawet bałem się, że dostałem złe namiary. Znowu spytałem: słyszy mnie pani? Cisza trwała nadal, wydawało mi się, że to milczenie jest zbyt długie. Pomyślałem, że może mam dobry kontakt, tylko oni chcą wymazać z pamięci tamten czas? Nagle w słuchawce usłyszałem:
−Tak, spędziłam część wojny w Jedlni, a pan w jakiej sprawie?
Już wiedziałem, że dobrze się dodzwoniłem.
− Dzwonię – nie było mi łatwo mówić, płakałem – bo chciałbym się z panią spotkać.
– Nie mam zamiaru się z nikim spotykać – usłyszałem w słuchawce.
– Marysiu, to ty? – spytałem.
– Tak, a powie mi pan w końcu o, co chodzi?
– Marysiu, mam na imię Paweł. W czasie wojny schroniliście się z rodziną w naszym domu.
– Paweł? Ten Paweł?
– Tak.
Do Marysi pojechałem pociągiem. Przyjechała po mnie na dworzec razem z mężem. Zaczął się straszny płacz. Po tylu latach nie byliśmy w stanie się rozpoznać. W czasie wojny Marysia miała 4-5 latek. Była bardzo mądra, radziła sobie z wszystkim. Umiała kłamać. Pamiętam jak mówiła: mój tata nie żyje, mój tata nie żyje. Tak była nauczona, na wszelki wypadek. A sytuacja była niewyobrażalna, bo w domu, w którym mieszkaliśmy, stacjonowali Niemcy, a jej ojciec był zamurowany… piętro wyżej. Wystarczyło nacisnąć jedną deszczułkę, a odkrywała się skrytka. Mała, ciasna… nora!
– To była jednocześnie nora życia i śmierci.
– Masz rację – odpowiedział płacząc – jeden niewłaściwy ruch, jedna pomyłka i zginęlibyśmy wszyscy. Dziwiłem się mojej mamie, że chce, że nie boi się ukrywać całej rodziny. A mama mi odpowiadała, że ukrywa tylko ojca dzieci dwóch małych dziewczynek, które po wojnie chciałyby mieć normalny dom. Nikt nie wiedział kiedy skończy się ten koszmar, ale skoro trzeba pomóc to trzeba.
– A jakim sposobem, a może raczej jakim cudem udało im się dotrzeć do Jedlni?
To dobre pytanie. On, Józef, miał bardzo semickie rysy i gdyby nie to, że znał perfekt niemiecki pewnie nie udałoby się im przedostać. Nie mógł narażać rodziny. Nie jechali razem, to był 1941 rok. Najpierw przyjechał on, a dopiero po paru dniach moja matka przywiozła z getta jego żonę z córkami. Józek przejechał pociągiem w mundurze żandarma. Ten ubiór uratował mu życie, nigdy w normalnym (cywilnym) ubraniu nie udałoby mu się przedostać. Właściciel domu przyprowadził go (ubranego w niemiecki mundur!) do mojej mamy, która ze strachu prawie zemdlała, bo żeby przeżyć handlowała mięsem. Wtedy wszystko było zakazane, za to też groziła kara śmierci. Była przekonana, że wpadła! Wtedy Błasiak (właściciel domu), który był spokrewniony z żoną Józka uspokoił ją i powiedział:
– Nie martw się, to jest Żyd. Żyd z Tomaszowa Mazowieckiego. Czy mogłabyś go ukryć?
Dla mojej matki nigdy nie było rozróżnienia na wiarę, na pochodzenie, dla niej liczył się zawsze człowiek i tylko on. Oczywiście zgodziła się, a kiedy już powiedziała tak, usłyszała, że za kilka dni dojedzie jeszcze dalsza żydowska rodzina (bo dla Niemców żona Żyda była Żydówką). Dziewczynki miały rysy wyraźnie wskazujące na pochodzenie, ale jakoś dało się to ukryć. Natomiast Józek był wzorem Żyda! To nie znaczy, że miał pejsy i nosił jarmułkę. Tak nie było, ale pomimo to musiał być schowany, ukryty, czy jak ktoś woli na jakiś czas musiał zniknąć. Ludzie nienawidzili Żydów i chyba tak jest do tej pory. A ja ich kocham i moim marzeniem jest mieć obywatelstwo izraelskie, a mój pogrzeb musi być dwuetapowy, czy jak to nazwać. Musi mnie pochować, pokropić ksiądz, a później musi mnie pożegnać Rabin.
– Ale masz marzenia! Nie myślisz o tym, za wcześnie?
– To nie jest zbyt wcześnie, musi ktoś znać moje marzenia.
– Nie wiem, co powiedzieć.
–Nie mów nic, tylko słuchaj.
Kiedyś żandarmi odjechali na swoich koniach, wszyscy myśleli, że wrócą jak zwykle: za dwie albo trzy godziny. To był jedyny czas kiedy Józek mógł opuścić swoją kryjówkę. Wtedy można było mu coś wyprać, przewietrzyć norę i wylać z wiadra. Niemcy – nie wiem dlaczego – czasami nikogo nie zostawiali na warcie – kiedy Józek wszedł do naszego mieszkania okazało się, że oni galopem wracają. Nie było już szans na ucieczkę – Józek miał wybór: ratować życie albo natychmiast zginąć razem z wszystkimi! Próbował ratować nas i siebie! Nie wiem jakim cudem, ale wyrwał z pieca drzwiczki, całą twarz wysmarował sadzami – uznał, że to jest jedyny sposób.
– Kamuflaż? Był bystry!
– Widziałaś Żyda, który by nie był bystry?
– Nie wiem, czy widziałam. Ludzie nie mówią, że są Żydami. A zresztą, co mnie obchodzi jakie kto ma pochodzenie?
– Mówiłem ci, że masz słuchać…
Nagle do mieszkania wbiegł żandarm. Wszyscy struchleli, ale nie dawali po sobie poznać. A on pyta:
– Kto to jest?
– Zdun.
– Gut, gut, dobrze robi, będzie ciepło.
Potem żandarmi weszli na chwilkę do siebie, po czym odjechali. A my wszyscy zostaliśmy z problemem… trzeba było szukać zduna, żeby naprawić zepsuty przez Józka piec. Taki los ukrywanych i ukrywających. Taki los, kiedy człowiek człowiekowi wilkiem. To jest jedna z opowieści, ale są jeszcze gorsze, takie, w które trudno uwierzyć…
Pewnego upalnego dnia Józek nie miał już, co zrobić ze swoim przepełnionym wiadrem. Przez szparkę swojej kryjówki zobaczył, że żandarmi odjeżdżają. Pomyślał, że to jedyny moment na opróżnienie wiaderka. Trzeba było coś nacisnąć, żeby niby-okienko w ogóle się otworzyło. Przecież nie mogło ono być widoczne z zewnątrz. Nie zastanawiając się długo otworzył swoje niby-okno, które było jednym z elementów skrytki i wylał całą zawartość wiadra wprost na głowę żandarma. Nie wiedział, że ten stoi na warcie. Wtedy się zaczęło! Niemiec dostał szału, biegał wokoło domu. Szukał miejsca, z którego spadł na niego ten – nie ma, co ukrywać – śmierdzący deszcz. Kiedy wrócili żandarmi natychmiast zaczęli sprawdzać cały dom. Janka, żona Józka, była bardzo wierzącą i praktykującą katoliczką – leżała krzyżem i modliła się o cud. W całym domu było bardzo głośno, wszyscy krzyczeli, walili w ściany, do tego ten przeraźliwy stukot oficerek. Kiedy zeszli ze strychu wrzask był jeszcze donioślejszy. Pięciu rosłych żandarmów krępowało tego jednego i krzyczeli: jesteś idiotą, jesteś durniem! Wsadzili go za kratki na siedem długich dni i nocy. Nikt z nas nie mógł zrozumieć jakim cudem podczas przeszukana domu nie nacisnęli tej jednej, jedynej deseczki, która zabezpieczała bezpieczny świat Żyda.
– Wiem, co było dalej. Dalej jeden Niemiec okazał się Człowiekiem. A człowiek to brzmi dumnie.
Dokładnie tak było. Kiedy Niemcy już uciekali z Jedlni do Janki doszedł jeden z nich i powiedział:
– Nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że na moich oczach udało mi się uratować człowieka. Cieszę się, że twój mąż przeżył.
– Hans, co ty mówisz? Mój mąż od dawna nie żyje.
– Janka, ja też mam dwie córki. Jak dojadę do Berlina powiem o wszystkim mojej żonie i dzieciom. Będą ze mnie dumne.
Nigdy więcej nie dał znaku życia. Może nie natrafił… na Człowieka.
Pawle, te opowieści są niesamowite. Jakby z innego świata! Wróćmy może do tego jak spotkałeś się z Marysią? Co było później?
Dokładnie to, co powiedziałem tobie – siedzieliśmy godzinami i wspominaliśmy te okrutne czasy. Ona pewnie więcej pamiętała raczej z opowiadań, przecież kiedy był ten czas była malutka, a w dodatku matka chroniła je obie jak tylko mogła. Przeżyli wszyscy. To znaczy przeżyli ci, co ich ukrywaliśmy, bo cała rodzina Józka zginęła w jakimś obozie. A Marysię kocham jak swoje dziecko. Miałem 14 lat, kiedy do nas przyjechali. Musiałem się z nią bawić, żeby odciągać ją od rzeczywistości. Była ze mną, a może ja z nią… dzisiaj 3 lipca 2005r. w Synagodze Tempel w Krakowie. To jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu: odebrałem medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata, moja mama też dostała, ale już pośmiertnie. Cieszę się, że udało mi się dotrzymać obietnicy złożonej matce. Dotrzymałem słowa!
A pamiętasz, że na moim pogrzebie chcę, aby był Rabin?
Paweł Roszkowski zmarł w szpitalu 24 maja 2009 r.
W Muzeum Historii Żydów Polskich brał udział w projekcie Polscy Sprawiedliwi- Przywracanie Pamięci. Honorowe obywatelstwo Państwa Izrael miał dostać 28.06.2009 lecz z uwagi na bardzo zły stan Jego zdrowia zostało ono wręczone (przez pracownika Ambasady Izraela) w nowohuckim szpitalu, na chwilę przed śmiercią Pawła Roszkowskiego, a na Jego pogrzebie był ksiądz, Rabin i Marysia.
Wszystkie wpisy Elizy TUTAJ
Kategorie: Uncategorized