
–Wiersze, piosenki i opowiadania zbieram od czasów szkolnych. Wyszperane z najbardziej zapomnianych zakamarków opuszczonych strychów oraz zakurzonych bibliotecznych półek, znalezione przypadkowo w starych czasopismach i książkach… Wpisywane mozolnie do zeszytów aż do 1996 roku, kiedy to postanowiłem „wrzucić” je do Internetu. Tak powstała strona „Listów z krainy snów…” (www.wiersze.co). Niech ponownie ożyją i będą źródłem nadziei i siły dla innych
Agnieszka Osiecka napisała kiedyś: “Myślałam, że zawsze będziemy młodzi, że świat poczeka. Nic nie poczekało. Nie odkładajcie na później piosenek, egzaminów, dentysty, a przede wszystkim nie odkładajcie na później miłości.”
Dziś chciałbym Was zachęcić do posłuchania pięknej piosenki Agnieszki Osieckiej w dwóch różnych wersjach (po polsku i francusku). Utwór “W żółtych płomieniach liści” został nagrany w 1968 roku przez zespół Skaldowie i Łucję Prus dla Radiowego Studia Piosenki, prowadzonego przez Agnieszkę Osiecką i Jana Borkowskiego. Autorką tekstu była Agnieszka Osiecka, a muzykę skomponował Andrzej Zieliński (jego brat – Jacek, śpiewał i grał na skrzypcach). W 1970 roku piosenka została wydana jako tzw. pocztówka dźwiękowa. Na VIII Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu (25-28 czerwca 1970) zdobyła nagrodę dziennikarzy; w tym samym roku uhonorowano ją także tytułem piosenki 25-lecia. Po utwór sięgali także inni artyści (np. Magda Umer ze Stanisławem Sojką), ale najbardziej znane pozostaje wykonanie Skaldów i Łucji Prus.
W żółtych płomieniach liści W żółtych płomieniach liści brzoza dopala się ślicznie Grudzień ucieka za grudniem, styczeń mi stuka za styczniem Wśród ptaków wielkie poruszenie, ci odlatują, ci zostają Na łące stoją jak na scenie, czy też przeżyją, czy dotrwają I ja żegnałam nieraz kogo i powracałam już nie taka Choć na mej ręce lśniła srogo obrączka srebrna jak u ptaka I ja żegnałam nieraz kogo, za chmurą, za górą, za drogą I ja żegnałam nieraz kogo, i ja żegnałam nieraz Gęsi już wszystkie po wyroku, nie doczekają się kolędy Ucięte głowy ze łzą w oku zwiędną jak kwiaty, które zwiędły Dziś jeszcze gęsi kroczą ku mnie w ostatnim sennym kontredansie Jak tłuste księżne, które dumnie witały przewrót, kiedy stał się I ja witałam nieraz kogo, chociaż paliły wstydem skronie I powierzałam Panu Bogu to, co w pamięci jeszcze płonie I ja witałam nieraz kogo, za chmurą, za górą, za drogą I ja witałam nieraz kogo i ja witałam nieraz Ognisko palą na polanie, w nim liszka przez pomyłkę gore A razem z liszką, drogi Panie, me serce biedne, ciężko chore Lecz nie rozczulaj się nad sercem, na cóż mi kwiaty, pomarańcze Ja jeszcze z wiosną się rozkręcę, ja jeszcze z wiosną się roztańczę I ja żegnałem nieraz kogo i powracałem już nie taki Choć na mej ręce lśniła srogo obrączka jaką noszą ptaki I ty żegnałeś nieraz kogo, za chmurą, za górą, za drogą I ty żegnałeś nieraz kogo i ty żegnałeś nieraz A tak wygląda wykonanie tej samej piosenki w języku francuskim - śpiewają Francois Martineau i Ada Kućmierz.
Sous les reflets des feuilles d'ambre L’automne a dessiné en fresque, sous les reflets des feuilles d’ambre, Une forêt qu’on croirait presque parée pour célébrer décembre. Et les oiseaux en rang se serrent, perchés sur la branche qui tremble, Les uns prêts à se faire la paire, les autres prêts à les attendre... Cent fois j’en ai laissé derrière, cent fois laissé partir devant, A la fois libre et prisonnière, baguée comme ces oiseaux blancs. Cent fois on m’a laissée derrière, quitté au loin, quitté un temps Des yeux, mais pas de l’annulaire, ce doigt si lourd pourtant... Cent fois je me donnai le change, sous un rictus pour tout sourire suppliant Dieu par tous les anges, de m’épargner l’ancien martyre, Cent fois je me donnai le change, me dispersai au quatre vents, Cent fois je me donnais le change, Jusqu’à l’adieu suivant... Comme le ver que prend au piège le feu qui consume sa feuille, Mon coeur lassé se désagrège, de fièvre en peine, de peur en deuil Mais bien qu’il gèle à pierre fendre, ne venez pas fleurir sa tombe Il renaîtra bien de ses cendres, il déblaira bien ses décombres...
Na koniec jeszcze o pewnym filmie. Wczoraj TVP1 pokazała późno w nocy argentyńsko-hiszpański dramat “Ostatni garnitur” z 2017 roku w reżyserii Pablo Solarza.
W rodzinie Abrahama Burszteina “Polska” to słowo zakazane. Nie można go wymawiać, nie można go wspominać. Kojarzy się z miejscem, gdzie w czasie wojny Abraham doświadczył piekła. A jednak na stare lata, czując nadchodzący schyłek swych dni, Bursztein do “zakazanej” Polski postanawia pojechać. To ostatni moment, żeby odnaleźć Piotra, sąsiada, który zajął się nim po wojnie i dał schronienie. Dla Abrahama podróż do Polski to jak podróż na Księżyc. W 1945 roku wyemigrował do Argentyny, w niej osiadł i z której nie wyściubiał nosa przez wiele dekad. Teraz, w wieku 88 lat, pakuje małą walizeczkę, odświętny garnitur i wsiada do samolotu. Trasa nie należy ani do najkrótszych ani do najprostszych. Bo jak kupić bilet na pociąg z Paryża do Polski nie chcąc wymówić przy kasie słowa “Polska”? Albo jak dotrzeć do celu nie przecinając po drodze znienawidzonych Niemiec? Polecam obejrzenie tego filmu.
A dziś po raz pierwszy rozmawiałem w Internecie bezpośrednio ze sztuczną inteligencją (AI). Poprosiłem m.in. o napisanie wiersza na wskazany temat oraz określonego kodu w java script. Odpowiedź otrzymałem w ciągu kilku sekund. Zaczyna się nowa era, ciekawe, gdzie nas zaprowadzi…
Miłej, spokojnej nocy i dobrych snów
Jarek Kosiaty
Listy z krainy snów – http://www.wiersze.co
Wszystkie wpisy Jarka TUTAJ
Kategorie: Uncategorized
Pisze
Janina Ś
Piękne wspomnienie sentymentalne