
Kremlowscy propagandyści o Pawle Feldblumie nie wyrażają się inaczej jak: „malwersant”, „zdrajca” czy „narkoman”. To jego byli koledzy, a niektórzy nawet przyjaciele.
Większość życia spędził w Rosji, gdzie po rozpadzie ZSRR organizował społeczność żydowską. Został przewodniczącym gminy wyznaniowej w Moskwie i dyrektorem wykonawczym Rosyjskiego Kongresu Żydów. Propagandystów, którzy w telewizji wieszają na nim psy, zna osobiście, z niektórymi nawet się przyjaźnił. A z Władimirem Sołowiowem, nazywanym „kapłanem rosyjskiej propagandy”, grał w żydowskim klubie piłkarskim Makkabi Moskwa.
Spotykamy się w Kijowie. Paweł Feldblum Rosję nazywa „krajem degeneratów”, a swoich byłych znajomych z telewizji – „prostytutkami” czy „ludojadami”. I organizuje produkcję dronów bojowych, służących do zabijania rosyjskich żołnierzy. Pieniądze załatwia m.in. od organizacji żydowskich rozsianych po całym świecie.
– Na różnych odcinkach frontu lata już ok. 80 naszych ptaszków. Niedawno ogłosiliśmy zbiórkę miliona dolarów na wyprodukowanie stu dronów i zorganizowanie produkcji tak, żeby fabrykę opuszczało sto miesięcznie – tłumaczy.
Łagry otoczone romantyczną przyrodą
Zapuścił siwiejącą brodę, która zdradza, że ma już około pięćdziesiątki. Mówi świetnie po ukraińsku, mimo że w Ukrainie mieszka stosunkowo krótko – od 2017 r. „Do pewnego momentu uważałem się za rosyjskiego Żyda, który urodził się w Ukrainie. Teraz jednak jasno się określam: jestem ukraińskim Żydem. Gdy zaczęła się wojna w 2014 r., zrozumiałem, że ważne dla mnie jest, iż urodziłem się w Charkowie, a moje korzenie są w Ukrainie” – tłumaczył w 2017 r. w wywiadzie dla serwisu Gordon.
Był kilkuletnim chłopcem, gdy w 1980 r. rodzice pojechali pracować na daleką, rosyjską północ i zabrali go ze sobą. W Związku Radzieckim takie wyjazdy się opłacały, bo komunistyczne władze kusiły wyższymi pensjami. – Tata inżynier, mama nauczycielka. Podpisali kontrakt na trzy lata, a mieszkali tam 17 – mówi. I z sentymentem wspomina dziewiczą przyrodę północnej Rosji. W okolicach miejscowości Charp, gdzie zamieszkali, codziennie mógł oglądać wysokie góry, rzeki i krystalicznie czyste jeziora.
Ale oprócz wspaniałej przyrody są tam też łagry, w których dawniej byli zamykani przeciwnicy systemu komunistycznego, a obecnie – putinowskiego. Łagry w Jamalsko-Nienieckim Okręgu Autonomicznym znane są z ostrego reżimu i ciężkich warunków odbywania kary. W okolicach miejscowości Charp i Łabytnangi wyroki odsiadywali m.in. współpracownik Michaiła Chodorkowskiego z Jukosu Płaton Lebiediew czy ukraiński reżyser z Krymu Ołeh Sencow.
Feldblum w tym „romantycznym” – jak je nazywa – otoczeniu przyrody i złowróżbnym otoczeniu łagrów skończył szkołę i wyjechał na studia do ponad 800-tysięcznego Tiumenia w zachodniej Syberii. Studiował medycynę, miał zostać lekarzem. – Nigdy nie pracowałem w zawodzie, bo wcześnie zająłem się działalnością społeczną – mówi.
Boney M. na działce gubernatora
Interesował się swoją żydowską tożsamością. W ZSRR nie było niezależnych organizacji, w których rosyjscy Żydzi mogliby kultywować religię i tradycję. – Zależało mi na tym, żeby rosyjscy Żydzi przypomnieli sobie swoją historię, kulturę i byli z nich dumni. Na czwartym roku studiów, w 1991 r., gdy ZSRR już się rozpadał, zabrałem się za organizowanie żydowskiej społeczności w Tiumeniu. Zaczęliśmy od festiwalu Chanuka na Syberii. Miałem 20 lat – wspomina.
Kolejne imprezy stawały się coraz popularniejsze. Feldblumowi zależało na tym, by były organizowane nie tylko dla Żydów, ale też dla całej lokalnej społeczności. – Znaleźliśmy w encyklopedii informację, że Irving Berlin urodził się w rodzinie kantora tiumeńskiej synagogi. To amerykański kompozytor, autor m.in. słynnej piosenki „White Christmas”. – Udało się nam zaprosić jego wnuczkę, która przyjechała do nas z Paryża – opowiada Feldblum z dumą.
W 1995 r. zachodnią Syberię zelektryzowała wiadomość: do Tiumenia przyjeżdża zespół Boney M. Niewiele grup z Zachodu miało wtedy odwagę występować w Rosji dalej niż w Moskwie czy Petersburgu. Organizacja Pawła przekonała jednak Boney M., że warto zagrać na Syberii. – Wywołaliśmy w Tiumeniu spore poruszenie. Wtedy nie było tam jeszcze porządnych hoteli, więc zespół zakwaterowaliśmy na działce gubernatora obwodu. W pewnym momencie Łarisa Dolina, wtedy obiecująca piosenkarka jazzowa, namówiła wokalistkę Boney M. Liz Mitchell do konkursu śpiewania a cappella, żeby rozstrzygnąć, która z nich ma mocniejszy głos. Szkoda, że nie mogłem tego nagrać, to byłby hit – śmieje się Feldblum.
Uśmiech jednak szybko znika z jego twarzy. Dolina jest teraz członkinią putinowskiej partii władzy Jedna Rosja i śpiewa piosenki dla Putina na koncertach propagandowych. – Cóż, wtedy była normalną dziewczyną – zapewnia Paweł. I dodaje: – Organizowałem też koncerty Josifa Kobzona. To pochodzący z rodziny żydowskiej jeden z najpopularniejszych piosenkarzy w krajach byłego ZSRR, najpierw komunista, potem zwolennik Putina, zmarł w 2018 r. – Można powiedzieć, że teraz odprawiam rosyjskich żołnierzy na koncerty Kobzona, tylko pomagają mi w tym drony bojowe.
Treningi z „prostytutką”
– Byłem młodym chłopakiem, który robił ciekawe rzeczy. Zauważyli to w Moskwie, w Rosyjskim Kongresie Żydów, i w 1996 r. zaproponowali mi stanowisko dyrektora wykonawczego. I nie uwierzy pan, kto się do tego najmocniej przyczynił – Paweł Feldblum uśmiecha się tajemniczo. – Jewgienij Satanowski, który potem zmienił się w ludojada, jakiego świat nie widział. Wtedy był jednym z moich najbliższych przyjaciół – Feldblum znów mówi tak, jakby nie wierzył w swoje słowa.
Trudno mu się dziwić. Satanowski obecnie jest jednym z najbardziej zajadłych propagandystów Rosji. Często gości w telewizji państwowej, najczęściej w kanale Rossija 1, w programie „Wieczór z Władimirem Sołowiowem”. Satanowskiego przedstawiają jako „eksperta” i „dyrektora Instytutu Bliskiego Wschodu w Moskwie”. Na początku 2020 r. chwalił Stalina za wymordowanie polskich oficerów w Katyniu, bo „żaden normalny dowódca wojskowy nie pozostawiłby na tyłach grupy dobrze przygotowanych oficerów z wrogiej armii”. W grudniu 2022 r. przekonywał, że Putin jest zbyt „kulturalny i cierpliwy” wobec swoich przeciwników w Rosji i za granicą. „Ludzie muszą być przerażeni. Jak za Andropowa. Muszą wiedzieć, że jeśli zrobisz coś źle, to nagle umrzesz” – grzmiał Satanowski. Innym razem twierdził, że na Zachodzie należy zabić wszystkich, którzy są odpowiedzialni za pomoc Ukrainie.
– Gdy go poznałem, był energicznym przedsiębiorcą i naukowcem, powiedziałbym nawet, że progresywnym – zapewnia Feldblum. Co na niego wpłynęło, że się tak zmienił? – pytam. – Zawsze potrafił się tak ustawić, żeby być tej władzy potrzebny i świadczyć jej usługi.
W 2003 r. Feldblum zakłada żydowski klub piłkarski Makkabi Moskwa. Nazwa pochodzi od Machabeuszy, żydowskich bojowników o niepodległość z czasów rzymskich. Trenerem drużyny został legendarny były piłkarz Spartaka Moskwa Giennadij Łogofiet. Jewgienij Satanowski przyprowadził całkiem młodego jeszcze dziennikarza Władimira Sołowiowa, który wcześniej mieszkał w USA.
– Przez pięć lat spotykaliśmy się w niedziele na treningach. Nie był zbyt szybkim zawodnikiem, ale nadrabiał niezłą techniką – zapamiętał Feldblum. – Graliśmy przeciwko drużynie Ormian. Oni młode, wysportowane chłopaki, a u nas wszyscy po trzydziestce, niektórzy sporo starsi. Spotkanie miały rozstrzygnąć karne. Gdy Ormianie przygotowywali się do strzału, my całą drużyną się objęliśmy. Obok mnie stał Sołowiow. Mówię mu: „Wygramy”. A on: „Skąd wiesz?”. „Z nami Bóg” – odpowiedziałem. Zapamiętałem jego zdziwioną minę. Potem Sołowiow wydał książkę „Z nami Bóg”. Może przypomniał sobie ten mecz?
Po latach Sołowiow został dyżurnym propagandystą Kremla. Nadal jest zwinny, potrafi zręcznie zmieniać poglądy w zależności od oczekiwań. Kiedyś ludzi tylko wspominających o tym, że Rosja mogłaby odebrać Ukrainie Krym, nazywał „przestępcami”. Po aneksji półwyspu przez Rosję mówił o sprawiedliwości dziejowej. Teraz w programach nawołuje do bombardowania ukraińskich i europejskich miast, Ukraińców porównuje do robaków, straszy, że armia rosyjska jeszcze nie zaczęła prawdziwej wojny, a rosyjskich żołnierzy zagrzewa do walki, przekonując ich, że „życie jest przereklamowane”. Kreml nie oszczędza na wynagrodzeniach dla takich jak on. Sołowiow dorobił się sporego majątku. Do niedawna miał m.in. luksusowe wille we Włoszech nad jeziorem Como. Na razie nie może z nich korzystać, bo został objęty sankcjami.
– Już wtedy zauważyłem, że nie ma zasad. Sołowiow, Satanowski i im podobni propagandyści są inteligentnymi ludźmi i doskonale zdają sobie sprawę, co robią i jaką krzywdę wyrządzają społeczeństwu, ogłupiając je. Sołowiowa nigdy jednak nie interesowały konsekwencje, tylko co z tego będzie miał i ile zarobi. Oddaje się za pieniądze i przywileje. To zwykła prostytutka. Czym innym jest to, co on robi, jeśli nie prostytucją? – pyta retorycznie Feldblum.
Nie korci pana, żeby do niego zadzwonić i zapytać: „Wołodia, dlaczego ty to robisz?”. W końcu byliście kumplami z boiska – dopytuję. – Teraz to by nie miało już większego sensu. Przecież wszystko wiadomo – odpowiada.
Powiew putinowskich przemian
Feldblum zauważa, że jego byli koledzy, którzy zaprzedali się kremlowskiej propagandzie, zakłamują nawet najnowszą historię Rosji, mimo że sami ją współtworzyli. Według oficjalnej, kremlowskiej wersji lata 90. to był okres upadku kraju, skrajnej biedy, powszechnej przestępczości i samych nieszczęść. Dzisiejsze władze winią za to ówczesnego prezydenta Borysa Jelcyna i jego próby demokratyzacji kraju. Rosję miał „podnieść z kolan” dopiero Władimir Putin, który został prezydentem w 2000 r.
– To propaganda, nic więcej – uważa Feldblum. – Głoszą teraz te bzdury, a sami w latach 90. robili kariery i się bogacili. Rzeczywiście, gospodarka po rozpadzie Związku Radzieckiego była w gruzach. Ale to też był okres ogromnych możliwości. Jeżeli ktoś chciał coś budować, gdzieś działać, nikt mu w tym nie przeszkadzał. Nie było też najmniejszych przejawów antysemityzmu ze strony władzy. Była za to wolność słowa, powstawały niezależne media, generalnie czuć było wolność.
Kiedy zorientował się pan, że to zaczyna się zmieniać? – pytam. – Od razu po objęciu władzy przez Putina. Zaczęły się ataki na niezależne media, wywierali presję na nas, dzwonili i próbowali wymuszać, że mamy poprzeć jakieś ich działania. Poważnym sygnałem ostrzegawczym była inwazja na Gruzję w 2008 r. W Rosji zaczęła się szerzyć ksenofobia. Kremlowska propaganda doprowadziła do tego, że przebywanie w Rosji stało się dla Gruzinów niebezpieczne. Ale nie można powiedzieć, żeby władza rozsiewała antysemityzm. Działali inaczej, zaczęli podporządkowywać sobie władze żydowskich organizacji i tworzyć własne. Niestety, wielu moich znajomych na to poszło – Paweł rozkłada ręce.
FSB składa propozycję
Odszedł z Rosyjskiego Kongresu Żydów, ale dzięki wstawiennictwu naczelnego rabina Moskwy Pinchasa Goldszmidta (w 2022 r. musiał wyjechać z Rosji, bo nie chciał poprzeć inwazji na Ukrainę) został przewodniczącym gminy wyznaniowej w Moskwie, która siedzibę ma w zabytkowej synagodze, kilkaset metrów od Kremla.
– Przewodniczyłem gminie przez pięć lat. Odszedłem, bo zaczęły się naciski służb, FSB. Przyszli do mnie, chwalili moją działalność i otwarcie namawiali do współpracy. Odpowiedziałem: „Chłopaki, a nie poszlibyście na…”, no tam, gdzie później wysłany został rosyjski okręt wojenny. Wtedy rozpoczęli kampanię przeciwko mnie według najlepszych, czekistowskich wzorów. Obrzucano mnie błotem, zarzucano malwersacje finansowe na podstawie jakichś anonimów. Odszedłem. Wiem, że ci, którzy przyszli na moje miejsce, od razu podpisali, co mieli podpisać – mówi Feldblum.
Wrócił do swojej drugiej pasji – piłki nożnej. Zorganizował ligę, w której grało 25 reprezentacji mniejszości narodowych mieszkających w Rosji. W pierwszych rozgrywkach mistrzostwo zdobył Makkabi Moskwa.
Groźby władzy i rozczarowanie opozycją
Decyzję o wyjeździe z Rosji podjął w 2014 r., gdy Putin zajął Krym, a następnie rozpętał wojnę w Donbasie. Trochę jednak z tym zwlekał. – Stało się dla mnie jasne, że z Rosji trzeba wyjeżdżać – wspomina. Zaczął też prowadzić bloga na stronach w miarę niezależnego Radia Echo Moskwy (zostało zamknięte w 2022). Krytykował tam ostro Putina za napaść na Ukrainę. – Nie mogłem milczeć. Milczenie byłoby współudziałem – argumentuje.
Podaruj sobie i bliskim wnikliwy opis świata.
W 2017 r. otrzymał informację, że jeżeli nie zaprzestanie działalności publicystycznej, może coś stać się jemu, jego rodzinie lub współpracownikom. Do długiej listy zarzutów propaganda dorzuciła narkomanię. Doszedł do wniosku, że skoro nie może już nawet wyrażać opinii, to czas się pakować.
Rozczarowała go też rosyjska liberalna opozycja. – Większość jej liderów znam osobiście, ale o żadnym nie mogę powiedzieć, że mu ufam. Niektórzy nie mogą się pozbyć imperialistycznych naleciałości. Michaił Chodorkowski, gdy w 2013 r. wyszedł po dziesięciu latach z łagru, w jednym z pierwszych wywiadów mówił, że Rosja musi zawojować Kaukaz. To samo dotyczy Aleksieja Nawalnego, który zmieniał poglądy w zależności od koniunktury i raz był nacjonalistą, a zaraz potem przekwalifikował się na liberała. Wielu innych poszło na współpracę z Kremlem i udając opozycję, wykonywali polecenia władzy, czym legitymizowali putinowski reżim. Zdaniem Feldbluma prawdziwych opozycjonistów w Rosji można policzyć na palcach jednej ręki. – Byli nimi np. Borys Niemcow czy Anna Politkowska. Nie poszli na współpracę, nie dawali sobą sterować, więc ich zabili – tłumaczy Paweł.
Drony zamiast Bruno Schulza
Gdy rozmawiamy, kilka razy przez telefon instruuje swoich współpracowników, że np. aby obniżyć koszty produkcji dronów, powinni przetestować tańsze kamery, w które wyposażane są ich „ptaszki”. Ale o wytwarzaniu broni nawet nie myślał, gdy przyjechał do Ukrainy. Chciał, tak jak wcześniej w Rosji, integrować środowiska żydowskie. Założył fundację Dziedzictwo Przyszłości, która miała zbierać pieniądze m.in. na odnawianie synagog. – Kupiliśmy też dom, w którym Bruno Schulz mieszkał w Drohobyczu, i razem ze specjalistami, m.in. z Lublina, mieliśmy zorganizować tam jego muzeum. Cóż, pełnowymiarowa wojna sprawiła, że musieliśmy te plany przełożyć i zająć się czymś zupełnie innym.
Od początku inwazji zbierał pieniądze na wyposażenie ukraińskich żołnierzy. Feldblum nie kryje, że pomagają mu organizacje żydowskie z wielu krajów. – Znajomych z organizacji żydowskich nie musiałem nawet namawiać do pomocy finansowej. Żydzi, przynajmniej ci z mojego otoczenia, są po jasnej stronie mocy.
Ukraińscy wojskowi sami zgłosili się do niego i poprosili, żeby mocniej rozkręcił produkcję dronów, które mogą przenosić ciężkie bomby. Właśnie taka broń sprawdza się w zatrzymywaniu rosyjskiej inwazji. – Te drony to własna konstrukcja, składana z różnych podzespołów. Nasi wojskowi bardzo ją sobie chwalą. Najpierw produkcja odbywała się w garażu, teraz to już prawdziwa fabryka, w nowym pomieszczeniu – mówi z dumą Feldblum. I zapewnia, że to nie jest działalność komercyjna, a drony przekazywane są armii po kosztach produkcji.
Gdzie się ta fabryka dronów znajduje? – próbuję dopytywać o szczegóły. – Proszę napisać, że gdzieś w Ukrainie. Więcej powiedzieć nie mogę – ucina.
MARIUSZ KOWALCZYK
W Rosji jednoczył Żydów. Teraz produkuje drony, które zrzucają bomby na Rosjan
Kategorie: Uncategorized