Uncategorized

Smutna wiadomosc – 6. 4. 2023 zmarl Marian Marzynski

MARIAN MARZYNSKI

Daleko stąd, na Florydzie, umarl Marian Marzyński. A tak niedawno ten sam Marian żegnał Mariusza Waltera, człowieka, który wymyślił TVN. Marian uważał, że to on stworzył Mariusza. Najlepiej zgodzić się, że jednego nie byłoby bez drugiego. Bez Mariusza nie byłoby Mariana i na odwrót. Bez Mariana nie byłoby Mariusza. Przynajmniej dla mnie. Bo dla mnie byli nierozłączni.

Blisko 70 lat temu razem robili „Turniej Miast”. Do dziś funkcjonuje legenda tego programu, choć mało kto pamięta, na czym polegała jego niezwykłość. Pomysł był francuski i polegał na rywalizacji dwóch niewielkich miejscowości w różnego rodzaju konkursach, od dojenia krów na czas do haftowania. Do Polski pomysł zaimportował Marzyński. Na tle skromnej, niepewnej siebie produkcji telewizyjnej tamtego czasu, „Turniej miast” wyróżniał się, rozmachem, szaleństwem i bezczelnością, bo w konkursach uczestniczyła również władza zmuszona do udziału w konkursie dojenia krów. Rozmach, szaleństwo i bezczelność wniósł do widowiska Marian. Żeby jednak to szaleństwo mogło się narodzić i dawało się oglądać na ekranie, potrzebna była precyzja i dokładność Waltera. Ktoś musiał zapanować nad nieodpowiedzialnym temperamentem Mariana. 

Na szczęście był to czas, kiedy w ludzkiej pamięci żyły ciągle duchy i nadzieje Października’56. Naiwna wiara, że socjalizm nie musi mieć nieprzeniknionej twarzy oficera Służby Bezpieczeństwa ani tępego oblicza partyjnego instruktora, pozwalała na krztynę humoru i odrobinę nieprzewidywalności. Historia tych dwóch przyjaciół to spisany w skrócie los pokolenia.  

Marian to uratowany przez matkę, wyszmuglowany z warszawskiego getta ministrant u sióstr w częstochowskim klasztorze i Mariusz, syn zamożnego lwowskiego adwokata, po wojnie student Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Marzył o karierze sprawozdawcy piłkarskiego. Spotkali się w Radiokomitecie, czyli radiu i telewizji, stanowiących własność Partii, kierowanym przez  cynicznego, lecz inteligentnego lawiranta Włodzimierza Sokorskiego. To Sokorski tolerował wybryki Mariana i docenił talenty organizacyjne Mariusza. Marian po Marcu 1968 roku wyemigrował z Polski, próbował szczęścia w świecie. Mimo namów przyjaciela ostrożny Mariusz został. W państwowej telewizji robił karierę zdolnego, ale krnąbrnego fachowca. 

Rewolta Solidarności w roku 1980 zmieniła wszystko. Polska stała się modnym tematem, takim jakim dziś jest Ukraina. Marian, który uczył filmu w eleganckim college’u w stanie Rhode Island, reportaż o pierwszej po kilkunastu latach podroży do Polski zatytułował „Return to Poland” („Powrót do Polski”). Ten reportaż otworzył mu drogę do amerykańskiej kariery. 

W tym samym czasie Mariusz, dzięki współpracy z Janem Wejchertem, wszedł na drogę do wielkich pieniędzy. W historii przyjaźni i rywalizacji Mariana i Mariusza otworzył się nowy rozdział.

Kiedy po kilku latach spotkałem znowu Mariana, w moim życiu właśnie zaczęło się coś całkiem nowego: emigracja. Marian, którego w Polsce znałem przelotnie, postanowił ulepić mnie na nowo. Zrobić ze mnie Amerykanina. Nazywał ten proces „nasiąkaniem”. Miałem zapomnieć, czym byłem i pomału stawać się kimś innym. Moje doświadczenia dziennikarskie wywiezione z PRL-u, dorobek, który uważałem za jedyny w swoim rodzaju, Marian uznał za nieprzydatny. A ponieważ lubiłem sport, kochałem narty, w nowym wcieleniu, według przepisu Mariana miałem stać się na początek sprzedawcą w wielkim sklepie sportowym w śródmieściu Chicago, zaś u końca tej drogi czekała mnie posada managera takiego sklepu. Gdybym jednak wykazał się koniecznym talentem, uporem i nieodzowną przedsiębiorczością, mógłbym na stare lata nawet kierować stacją narciarską, no nie w Utah lub Colorado, ale być może gdzieś w Appalachach albo nawet, przy odrobinie szczęścia, w Vermoncie. 

Nic z tego nie wyszło, wylądowałem mało ambitnie, ale pewnie, w gazetce polonijnej, a u kresu kariery kierowałem nawet polską sekcją Głosu Ameryki. Na Marianie, obsypanym amerykańskimi nagrodami, taka mało oryginalna kariera emigranta nie robiła większego wrażenia. Dopiero kiedy Walter przygarnął mnie na emeryturę do TVN. Drogi Mariusza, Mariana i moja znów się skrzyżowały. Zrozumiałem siłę ich przyjaźni i napięcie rywalizacji.

Marian z mieszaniną podziwu i zazdrości wyrażał się o biznesowym sukcesie przyjaciela. Lubił występować w programach TVN, choć wypowiadał się o nich krytycznie, a Polskę dosadnie określał jako „kraj źle przetłumaczony z angielskiego”. Było w tym poczucie wyższości i doświadczenie człowieka, który okres emigranckiego raczkowania ma za sobą. Swego przyjaciela Mariusza żegnał słowami: „Nie mam do Ciebie żadnych zastrzeżeń. To chciałbym powiedzieć przyjacielowi, który godnie przeżył oba polskie ustroje”.

Niejeden chciałby na takie epitafium zasłużyć. 

Marian zlecił mi przeczytanie i zredagowanie swego ostatniego felietonu pisanego dla internetowego „Studia opinii”. Poczułem się wyróżniony. Chyba wybaczył mi, że nie zostałem sprzedawcą w sklepie z nartami.

TVN24Maciej Wierzyński.


Wszystkie wpisy Mariana na Blogu TUTAJ

Kondolencje MARZYNSKI1937@GMAIL.COM

Wszystkie smutne wiadomosci TUTAJ


W szpitalu Mount Sinai w Miami Beach pozostało lekarzom jeszcze 4 dni testów, które mają wyjaśnić sekret mojej choroby: serce ma trudności w pompowaniu krwi. W komorze serca zbiera się woda a przechodząc do płuc utrudnia oddychanie. Nerki mają zadanie wydalenia jej z moczem; jak dotąd robiły to dobrze, ale od kilku miesięcy źle funkcjonują i woda pozostaje w organizmie.  Jeżeli nie znajdzie się sposób na wyleczenie tego, dni moje są ograniczone. . Nie wiem, czy będę w stanie jeszcze pisać, więc na wszelki wypadek, do zobaczenia po tamtej stronie, która jak wiadomo, nie istnieje.

Kategorie: Uncategorized

3 odpowiedzi »

  1. Jako 15 latek pamiętam M.Marzynskiego z Skibetu (nazwa statku) w Kopenhadze, pierwszej stacji po emigracji z Polski

  2. Bardzo smutna wiadomość. Pamiętam premierę filmu ”Powrót do Polski” w Polin, gdzie udało mi się zamienić z panem Marianem kilka słów i zdobyć jego autograf w książce ”Sennik polsko-żydowski”. Napisał w niej dedykację ”Dobrych snów”. Poza niezwykłymi filmami, wywiadami, książkami i felietonami, to najwspanialsza pamiątka, która zapewne będzie mi towarzyszyła do końca mojej wędrówki… Non omnis moriar.

  3. Marian Marzynski – tak, tak, znam to nazwisko. Dawno, dawno temu, gdy internet byl niemowleciem zagladalem czasami na polska grupe na serwisie – ”Compuserve”. Byla tam dyskusja o pewnym antypolaku ktory zrobil wyjatkowo antypolski film pt ”Shtetel”. Poniewaz nie lubie dyskutowac na tematy ktore nie znam, sprawdzilem kim byl ten antypolak – byl nim Marian Marzynski. Oczywiscie zamowilem ten film (na kasecie VCR) i ogladnalem. Nic antypolskiego tam nie zauwazylem wiec wzialem udzial w dyskusji. Do dzis pamietam jak pewna uczestniczka tej grupy (Elzunia z NJ) powiedziala mi: ”Jak chcesz zobaczyc kim naprawde sa Zydzi sprawdz soc.culture.polish”. Sprawdzilem – i tam zostalem, bo o ile na Compuserve byla cenzura wypowiedzi, soc.culture.polish (zwana Sciepa) to jest wolnoAmerykanka.
    Dziekuje Marianie za film, niech Ci ziemia lekka bedzie!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.