Uncategorized

„Bezgłośni” – Eliza Segiet ( 1 )

Eliza Segiet – absolwentka studiów magisterskich Wydziału Filozofii, autorka siedmiu tomów wierszy, monodramu, farsy i mikropowieści. Jej teksty można znaleźć w licznych antologiach, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Członek Stowarzyszenia Autorów Polskich oraz World Nations Writers Union.

Laureatka Międzynarodowej Publikacji Roku (2017 r., 2018 r.) w Spillwords Press (USA) oraz Nagrody Literackiej Złota Róża im. Jarosława Zielińskiego (za tom Magnetyczni) w 2018 r. Dwukrotnie jej wiersze (2018 r., 2019 r.) zostały wybrane jako jedne ze 100 najlepszych wierszy roku  w International Poetry Press Publications (Kanada). 

W The 2019 Poet’s Yearbook  została nagrodzona prestiżową nagrodą Elite Writer’s Status Award jako jeden z najlepszych poetów 2019 r. Nominowana do Pushcart Prize 2019 oraz do Naji Naaman Literary Prize 2020.

Recenzja Kingi Mlynarskiej


Mojej Mamie, która chce zapomnieć, ale nie potrafi

Przez szparkę kryjówki
patrzyłem, czy
moje córki jeszcze żyją.

Jak mogę im pomóc,
co mogę im dać?

Ja
 − nienawiścią jednych 
a miłością innych −
zamknięty w klatce,
 
ja, człowiek i 
− n i k t −

Mame, 

mam nadzieję, że przeczytasz ten list. Myślę, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. Może los będzie dla nas łaskawy. Muszę Ci powiedzieć, że pomimo wszystko nie żałuję swojej decyzji. Kochałem i nadal kocham tę kobietę, która teraz jest moją żoną. Ty i Tate nie chcieliście, żeby moja ukochana była innego wyznania, ale przecież prawdziwa miłość może, a nawet powinna przekraczać granice. Nie wolno zabraniać człowiekowi kochać. Uznaliście, że mnie wydziedziczycie. Trudno! Może kiedyś – jeśli przeżyję – będę miał tyle siły, żeby zapewnić mojej rodzinie dobrobyt.

Nikt z nas nie wie, kiedy to wszystko się skończy. Jeszcze żyjemy! Wprawdzie wciąż ukryci, w huku wystrzałów, ale wciąż razem. To jest najważniejsze. Obok nas wędrują szczury, a nad nami, ponad kanałami, ludzie boją się samych siebie, nawet własnych cieni. Nie wiadomo, co i do kogo można powiedzieć. Najlepiej milczeć! Wtedy nikomu nie zaszkodzisz. Próbuję zapewnić moim dziewczynkom bezpieczne dzieciństwo. Chciałbym, aby nie odczuwały tego, co dzieje się wokół, ale one są mądre i widzą, że nic nie jest takie, jakie powinno być. Zamiast domu i łóżka – jak krety – wiedziemy podziemne życie. 

Kiedyś Marysia powiedziała: 

Wiesz, tate, nie boję się światła. Tylko krety się boją, a dzieci nie. Chcę wyjść i zobaczyć, jak wygląda słońce, bardzo się boję się, że ono już nie świeci. – Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Przecież od dawna go nie widziałem. Też bałem się, że naprawdę przestało już świecić.

Mówiłem do siebie: Boję się, że kiedy stąd wyjdziemy, nie będzie już nic. Zostanie tylko mech. Boję się, że ktoś położy na nas kamień, a jeszcze bardziej tego, że ich zabraknie, bo wybiją nas wszystkich. Może ktoś zostanie? Ale jak wtedy żyć?

Może tak być, że kiedyś będziesz chciała mnie odnaleźć, już mnie nie będzie. Wszyscy o mnie zapomną. Boję się śmierci, tak bardzo boję się śmierci, ale życia, niestety też się boję. Najgorsza jest ta niepewność jutra. Myślami wybiegam trochę za daleko… Przecież nie wiem, co może się stać nawet za godzinę.

Mame, wiem, że jestem dorosłym mężczyzną, który ma swoją rodzinę, ale to wcale nie oznacza, że przestaliście być dla mnie ważni. Cały czas tęsknię za Wami. Przecież nie można zapomnieć dzieciństwa! Ono zawsze jest we mnie, zwłaszcza teraz, kiedy sam jestem ojcem. Chciałbym, aby moje dziewczynki, bez względu na to, co się stanie, mogły powiedzieć: Nasz tata był wspaniałym człowiekiem. Żeby mogły powiedzieć… Właśnie, to jest najważniejsze! 

Mame, teraz to już nie ma znaczenia, że wyszedłem z domu tylko w tym, co miałem na sobie. Nie wziąłem nic więcej. Pozornie nic, dzisiaj wiem, że z sobą zabrałem przeszłość, wspomnienia i miłość do Was. To nic, że powiedzieliście, że muszę stanąć na własnych nogach, bo podjąłem taką, a nie inną decyzję. 

Tak bardzo chciałbym przytulić się do Was. Wrócić do naszych rozmów przy świecach. Nawet chciałbym, żeby ten stary nauczyciel przychodził do domu. Teraz się zdziwisz – chciałbym się jeszcze uczyć, być taki malutki, bezpieczny w Twoich ramionach. 

Znajdowałaś czas na wszystko. Na miłość do mnie miałaś go zawsze. Nawet kiedy po całym dniu krzątania siedziałaś w swoim wygodnym fotelu, potrafiłaś wstać, przytulić mnie i opowiedzieć bajkę. Choć Tate mówił, że nie powinnaś o mnie tak dbać, bo jestem facetem, nigdy Go nie posłuchałaś. Całą sobą dawałaś mi bezpieczny świat. Najpiękniejsze jest to, że pozwalałaś marzyć! Mówiłaś, że ludzie są cudowni, a wtedy jeszcze byłem tak naiwny, że w to wierzyłem. Mówiłaś, że mam się uczyć, bo bez nauki nic nie osiągnę. Jak się cieszę, że tyle mówiłaś. Lubiłem słuchać Twojego głosu. 

Wolałbym już nie żyć, niż stać tak wystawiony na pośmiewisko! Pokazałem coś, czego nikt oprócz mojej żony nie widział. Inaczej wyobrażałem sobie starość! Przecież nie ukrywam, że jestem Żydem, a musiałem to udowodnić. Teraz wszystkich się wstydzę. 

Nie martw się powiedziałem. − Nikt prócz tych wstrętnych, niemieckich hien na ciebie nie patrzył. Wszyscy zakryli oczy, nikt nie chciał cię zawstydzać. Wszyscy staliśmy nieruchomo czekaliśmy na… Sam rozumiesz. A tym bestiom wystarczyło, że chcieli cię przed nami ośmieszyć. A ty byłeś taki dzielny. Bałem się o ciebie!

Zobacz, Mame, co wyszło z mojego listu? Miał być krótki, tylko kilka zdań, a tak się rozpisałem. Chcę Ci opowiedzieć, co działo się przez cały ten czas. Nie wiem, od czego zacząć. Jestem taki chaotyczny! Dzisiaj nic już nie jest uporządkowane. Nikt nie wie, czy jeszcze będzie jutro. Ono może być, ale już nie dla mnie. Czasem ze strachem wychodzę, aby znaleźć chociaż jakieś skórki od chleba. Robię wszystko, aby moja rodzina nie umarła z głodu. Tak jak mnie uczyłaś: Rób tak, żeby zapewnić przyszłość rodzinie. Dzisiaj wiem, że by zapewnić przyszłość, muszę walczyć o teraźniejszość! Nie wiem, jak teraz wygląda Wasze życie, ale pamiętam, że Tate zawsze był głową rodziny i jestem pewien, że dba o Ciebie. Chociaż sam siebie okłamuję – niczego nie jestem pewien! Czasem nawet nie wiem, jak się nazywam. Zapomniałem Ci napisać, że jestem ochrzczony, zmieniłem imię na Józef. Mówiliście do mnie Josef i zawsze, kiedy słyszę to imię, odwracam się, myśląc, że to ktoś zwraca się do mnie. Nie wiem już, który raz Ci napisałem, że nie wymażę przeszłości. W papierach mam Wasze imiona: Sara i Abram – rodzice. Jestem z tego dumny. Tylko dlatego, że Janka chciała bym miał polskie imię, zmieniłem. I mam! I wciąż uczę się z nim żyć. Przez większą część życia byłem Josefem i nie myśl, że o tym zapomniałem. 

Nie pozwól mi zapomnieć mojej rodziny, nie pozwól zapomnieć domu, nie pozwól, żebym musiał wybierać między nową rodziną a tą, w której się wychowałem. Nie odtrącaj mnie.


cdn.

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.