Uncategorized

Zjawa

Zenon Rogala


 Siedział skulony i  nieruchomy. Wyglądał jakby losy jego były już przesądzone i za
chwilę ta stojąca przed nim maszyneria pochłonie go w całości. Czekał na to już od
chwili i nieruchomy, tym bezruchem zachęcał czarnego potwora do działania.
Wyraźnie widać było, że jest gotów na wszystko. Nawet jakby czekał i tym
czekaniem prowokował i jakby zachęcał  żeby ten nieruchomy potwór drgnął i
pochłonął go bez reszty. Może w tym celu czarny potwór uniósł już swoje jedno
skrzydło, które miał zainstalowane na wierzchnim blacie. A może to ogromna
paszcza gotowa na wchłoniecie siedzącego na przeciw przeciwnika. Więc on
napięty i skulony i gotowy. Maleńki i coraz mniejszy. A przed nim ogrom
maszynerii nie do udźwignięcia. Jego los jest już dawno przesądzony. Zostanie
pochłonięty bez wątpliwości. Lecz nagle, co to.

Spod skulonego w uniżonym pokłonie kłębka, unosi się lewa dłoń, wędruje powoli i powoli, czujnie i ostrożnie do niewielkiej wysokości.

W tym czasie pojedyncze palce pokonują opór powietrza i
jak po drabinie, a raczej sieci pajęczej, jeden po drugim z trudem wspinają się
wzwyż. Tak jak liść potrafi kołysać się w czasie spadania, tak ta dłoń odwrotnie w
tanecznym geście wznosi się powoli i dyskretnie. Palce bowiem tylko w tym widzą
możliwą zmianę tragicznego losu ich właściciela. Palce w tanecznym pląsie
powietrznym pną się ponad głową i jakby na własną odpowiedzialność podejmują
próbę zmiany losu skulonej postaci. Może to ta lewa ręka będzie przywódczynią
buntu wobec obowiązującego bezruchu.

Może jej odwaga doda sił drugiej, prawej.
I rzeczywiście w momencie kiedy lewa uniesiona na możliwie odpowiednią
wysokość, taką wysokość, która jeszcze nie wzbudza podejrzeń potwora, że coś
może stać się przeciw niemu, wtedy to prawa ręka znienacka wkracza do akcji.
Kiedy przymglone oczy i biało czarne zęby potwora zmylone gestami lewej ręki
uśpione tym powiewającym u góry proporcem ni to na znak poddaństwa, a jednak
przecież na znak do walki, bo nagle atak następuje z prawej strony. To prawa
dłoń ledwo wysunięta spod zwojów zmiętej postaci, zaczyna pieścić raz czarno
białe i raz na odmianę biało czarne zęby potwora. Z początku delikatnie i jakby
nieśmiało. Jakby chcąc celowo uśpić czujność bestii. Prawa zaczyna coraz
zuchwale poskramiać klawisze czarnego monstrum. Lewa już uniesiona jest ponad
miarę znaną w takich przypadkach, nagle w porównaniu z innymi znanymi
pojedynkami, zastygła po skutecznym odwróceniu uwagi i po likwidacji zagrożenia,
teraz właśnie dała możliwość lewej do skutecznego ataku. Z razu nieśmiało, by po
chwili uznać, że już pora, że czas oczekiwania się skończył, że należy pokazać
siłę, że należy podjąć walkę z tą wszechogarniającą ciszą. W każdym razie
wykazać w walce nieustępliwość. O zaistnienie, o godność, o byt. Inaczej
pochłonie je obie wraz z całą skuloną postacią ta czarna maszyneria zagłady.

Już dłonie spotkały się nad klawiaturą, już pozornie nieznajome jednak od razu
widać, że znają się nie od dziś, że w tym posłannictwie bardzo dobrze umieją
współpracować, że nie trzeba im tłumaczyć, że od kiedy tylko spotkały się nad
klawiaturą wiedzą jak się zachować, wiedzą, jak obłaskawić tego coraz bardziej
zaskoczonego trójnogiego potwora. Ale o dziwo, on już nie ma nic przeciwko ich
obecności. Nawet już polubił dotyk opuszków, lubi też zdecydowanie smaganie
poszczególnymi palcami.

Teraz obie dłonie współpracują zawzięcie nad
zawładnięciem czarną bestią. Już oswoiły ją zaskoczoną takim rozwojem sytuacji.
Czarny potwór jakby złagodniał, jakby był wdzięczny, właśnie doczekał na kogoś
kto wydobędzie z niego jak z bezdennego oceanu dźwięki i przepiękne melodie. W
tym celu ma uniesione jedno skrzydło podrywające się do lotu, ale bez wsparcia
dźwięku nie jest w stanie unieść swego cielska i poderwać go do lotu. Zdarzy się
co raz, jak prawa zmaga się bez wysiłku z pojedynczymi biało czarnymi, to w tym
czasie lewa, żeby nie wyglądało, że próżnuje unosi się swym charakterystycznym
„liściem” i wzbogaca prawą w jej pasażach i drobnych potyczkach
Niekiedy wespół starają się dotrzeć do istoty czarnego.

W tym celu z kłębka
siedzącego przed chwilą wyłania się zarys ramion i kołysząca się rytmicznie głowa.
I ten właściwy przeciwnik kołysze miarowo głową wraz z unoszoną falą dźwięków.
Jednak to współpraca, nie walka. To wielkie przymierze wokół piękna. Skulony
dotychczas i zwinięty w sobie właściciel dłoni i palców generujących z klawiatury
dźwięki, urasta do postaci zarządzającego sferą muzycznego koncertu.


To co chwilę, jakby niechcący oddala się od klawiatury, ale zostawia tam na
straży piękna swoje palce, żeby nie traciły z pola widzenia tych klawiszy
błyszczących kością słoniową, to zaniepokojony zbyt dużym oddaleniem wraca
kołysząc głową, do nadzoru nad sprawnością palców. I teraz dopiero, kiedy już
doszło do obopólnej akceptacji i kiedy współpraca jest harmonijna i nie budzi
obaw, ukazuje się wizytówka na froncie instrumentu STEINWAY. Jest złota i
dumna. A, tuś mi czarny potworze o najpiękniejszym brzmieniu w całym świecie
muzyki. Tuś mi, czarna bestio wchłaniająca w swoją istotę, przeróżnej maści
niewolników muzycznej krainy. Tuś mi czarny, czarodziejski kamieniu
filozoficzny, do którego przybywają tłumy z żądaniem  wykarmienia odświętnie
ubranych głodomorów, niewolników muzycznej kultury. I teraz kiedy wszystko na
świecie odzyskało sens, do sensu zdążyło, spójrzmy w twarz konspiratora, tego
właściciela boskich palców i inżyniera dźwiękowej uczty toż to GLENN GOULD


Wszystkie wpisy Zenona TUTAJ

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.