
Kadysz pogrążonego w żałobie bezbożnika
Umarł Szewach Weiss, ktoś, kto w w każdym innym człowieku dostrzegał coś godnego uwagi, i może właśnie dlatego był miłowany powszechnie. W Polsce nawet prezydent Duda znajduje właściwe słowa dla opisania straty, jaką jest dla nas wszystkich śmierć ambasadora Polski w Izraelu. Tylko proszę mnie nie poprawiać. Profesor Weiss, ambasador Weiss, jak nikt inny był orędownikiem mowy polskiej i polskiej kultury na całym bożym świecie ze szczególnym uwzględnieniem Izraela. Jego koncyliacyjny styl bycia i tolerancja były posunięte tak daleko, że jeszcze w minionym wieku podczas posiedzenia knessetu , Awram Szapira wstał i powiedział: „Moja partia jest w opozycji i nigdy nie będziemy głosować na Partię Pracy, ale na Szejwacha zawsze”. A w najbardziej drażliwej kwestii płonącej stodoły Szejwach (Szejwach w jidisz, a po hebrajsku Szewach) wypowiedział się eufemistycznie, z gracją urodzonego dyplomaty: „Gdy pytają mnie na świecie o Jedwabne, przypominam , że w tej samej Polsce były także inne stodoły, w których Polacy z narażeniem życia przechowywali Żydów. Sam jestem z takiej stodoły.”
Chciałem jakoś w ciszy domowej uczcić odejście Szewacha Weissa w zaświaty. Modlić się nie umiem, ale mógłbym przeczytać sobie samemu na głos wiersz Joanny Kulmowej pod tytułem „Kadysz”. Niestety z pamięcią mam coraz większe kłopoty, więc bezskutecznie szukałem wiersza po omacku we wszystkich zbiorach poetyckich Kulmowej.
Bezskuteczne poszukiwania mają tę zaletę, że przez przypadek można natrafić na coś bardzo interesującego. I tak w tomiku „Boże umieranie” (Czytelnik 1962) znalazłem zadedykowany Irenie Krzywickiej długi poemat „Kradzione”, który rozpoczyna się tak:
„Gdy umarł stary rabbi Wahl i go anieli w niebo nieśli, czego tam przy nim nie znaleźli! On tyle rzeczy z ziemi pobrał- wszelakie zła, wszelakie dobra: tam koza była jego bube i z piachu odgrzebany rubel, i brat , i świeczki ,i lejkechy, i jakieś płacze, jakieś śmiechy, jakieś wspomnienie białych pończoch, i jakieś sny, co się nie kończą, i kolor traw, i zapach lasu, i on sam był za różnych czasów- to wszystko świątobliwy Wahl, co niby żywym dawał przykład, na zawsze żywym z życia wykradł (...)”
Ambasador Weiss, człowiek o wrażliwym słuchu i subtelnym wyczuciu muzyki, z pewnością byłby zadowolony, gdyby mógł ten poemat usłyszeć i wyczuć w nim żydowską nutkę kadiszu. Katolicka poetka Joanna Kulmowa była wszak dzieckiem Holokaustu, uratowanym od niechybnej śmierci w katolickim przyklasztornym sierocińcu.
W stanie wojennym Jan Kulma, wybitny niegdyś reżyser telewizyjny i operowy, podjął pracę organisty w Parafii Poczernińskiej, co skutkowało uformowaniem dwustuosobowego chóru wieśniaczego, w którym Joanna śpiewała sopranowe partie solowe. W strumiańskiej leśniczówce w sposób naturalny pojawiły się Siostry Faustynki odziane w czarne habity i wówczas niebo pociemniało nad poetką. Przyjęła chrzest i młodzi sześćdziesięciolatkowie, po kilkudziesięciu latach życia w konkubinacie zalegalizowanym przez urząd stanu cywilnego, wzięli wreszcie ślub kościelny. Na twórczości wielkokalibrowej poetki polskiej żydowskiego pochodzenia najpierw przybito pieczęć „literatury dla dzieci” , a potem jeszcze dobito ją tytułem „poetki katolickiej”.
Joanna Kulmowa, której imię już za życia nadano kilku podstawowym i dwu licealnym szkołom, skrywała się ze swoim żydostwem, bo za wszelką cenę chciała uniknąć losu Jana Brzechwy, któremu pośmiertnie, już po przemianie ustrojowej ,odebrano prawo do posiadania szkoły podstawowej jego imienia, albowiem był obcy. Przyjęcie chrześcijaństwa było dla mnie dość obojętną sprawą, ale Robert Reuven Stiller, taki nasz Boy-Żeleński od tłumaczenia na polski literatury angielko- i niemieckojęzycznej, w życiu cywilnym przewodniczący Żydowskiej Gminy Reformowanej w Warszawie, w swoim „Żydowskim abecadle” pod literką „K”, dał srogi wyraz swojemu zniesmaczeniu: „Tzw. poważna część jej (Joanny Kulmowej) poezji zawiera m. in. trochę wyrazistych w nastroju i treści wierszy o pogłębionej tematyce żydowskiej. Inne utwory rażą niedopracowaniem.(…) Te niedoróbki zamiast się cofać, wyraźnie nasilają się z biegiem czasu.(…) Im później, tym bardziej daje się zauważać brak warsztatu.”
Jest to recenzja krzywdząca, a zarzut o braku warsztatu jest wręcz kuriozalny, bo Kulmowa w literaturoznawstwie uchodzi za absolutną wirtuozkę wiersza i prozy poetyckiej, a tom poezji „Prośba o nieskończenie”, który wydałem w 2017 roku w moim wydawnictwie niszowym „JJK”, jest doskonałym dowodem, że szczyty artyzmu Kulmowa osiągnęła tuż przed śmiercią w wieku mocno podeszłym. Moja ocena skromnego dziennikarza nic nie waży, ale tego samego poglądu są literaturo- i językoznawcy prof. Michał Głowieński i prof. Jan Miodek.
Stiller oszalał na tle swojego etnicznego pochodzenia i jako żołnierz najpierw AK podczas Powstania Warszawskiego, a później jako oficer w wojsku polskim generała „Waltera”, nie jest w stanie zrozumieć traumy i zaszczucia nastoletniej dziewczyny, którą od Zagłady uratowano w klasztorze katolickim. Pod koniec życia Stiller stracił busolę i przytulił się do wybitnego polskiego antysemity Janusza Korwina-Mikkego, a nawet z jego rekomendacji nieskutecznie kandydował do sejmu.
A Kulmowa? To jest dopiero temat do przemyśleń! W tomie wspomnieniowym „Ciułanie siebie z 1995 r, poetka wyznaje: „Bałam się, płakałam ze strachu przed ludźmi, którzy przecież pomimo wszystko tak cudownie i niespodziewanie pozwolili mi przeżyć.” Ani słowa o własnym pochodzeniu etnicznym, żadnej wskazówki pozwalającej ustalić, co to byli za ludzie, którzy przysporzyli jej cierpienia, chociaż tak cudownie i tak niespodziewanie ocalili od zagłady. Dopiero po jej śmierci film Sekielskiego ujawnił bezmiar pedofilii w kościołach i klasztorach katolickich, a w Kanadzie na jaw wyszły masowe mordy indiańskich dzieci w katolickich sierocińcach. Wystarczyłoby, że w przypadku nieletniej Kulmowej tortury klasztorne polegały tylko na przymuszaniu opornej dziewczynki do ponadnormowych modłów, klęczenia i leżenia krzyżem.
Ostatnie swoje lata Joanna Kulmowa spędziła w opiekuńczym towarzystwie „naszych kochanych siostrzyczek” z zakonu Faustynek. Siostrzyczki zajmowały się gospodarstwem domowym, robiły zakupy, gotowały, prały i prasowały. Jednak ich powiewne czarne suknie sprowadzał na sędziwą poetkę myśli prześladowcze. Tuż przed śmiercią zadecydowała, że rezygnuje z opłaconego z góry pochówku na cmentarzyku Domu Zakonnego Sióstr Miłosierdzia w Gorzowie Wielkopolskim. Kazała się pochować na Cmentarzu Wolskim pod prawosławnym wezwaniem św. Grzegorza Wielkiego, na którym spoczywała już jej matka, Wanda Cichocka, pierworodna córka magnata włókienniczego Aleksandra Landsberga z Tomaszowa Mazowieckiego.
I wówczas zaczęły się dziać rzeczy naprawdę dziwne. Jan Kulma, jako bojownik AK , uczestnik Powstania Warszawskiego, po raz pierwszy zaszczycił obchody rocznicowe Powstania Warszawskiego z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy, które bojkotowała cała prodemokratyczna grupa weteranów z Wandą Traczyk-Stawską na czele. Malowniczo siedział na wózku inwalidzkim przed pierwszym rzędem krzeseł i był obiektem najchętniej fotografowanym przez fotoreporterów gazet przyrządowych. Wkrótce potem w westybulu Warszawskiej Opery Kameralnej uroczycie otworzono „Ścianę pamiątkową im. Joanny i Jana Kulmów”, a dyrektorka Opery, sopranistka Alicja Wegorzewska-Whiskerd, odczytała list gratulacyjny ministra Glińskiego. Troszkę później jury nagrody „Orfeusza” pośmiertnie przyznało laur za wydany w minionym roku przez „Iskry” tom poezji Kulmowej zatytułowany „37” i zawierający trzydzieści siedem wierszy, czyli wszystko, co poetka zachowała jeszcze w szufladzie autorskiej.
„Nagrodę przyznano niestety pośmiertnie, Joanna Kulmowa zmarła 17 czerwca 2018 roku. Z tego powodu statuetkę „Orfeusza” odebrała na prośbę męża poetki prof. Urszula Chęcińska. Patronat honorowy nad nagrodą sprawuje Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotr Gliński.” – doniosła Polska Agencja Prasowa. Pieniądze ministra Glińskiego bez żadnych ceremonii przelano na konto Jana Kulmy.
Nie jest bez znaczenia, że szarą eminencją w jury „Orfeusza” był reżyser i znakomity prozaik Andrzej Libin-Libera, w pierwszym roku Wojny Ukraińskiej odznaczony przez prezydenta Dudę orderem Orła Białego, człowiek, który publicznie, w mowie i drukiem, uskarża się, że koledzy po piórze tak niesprawiedliwie nazywają go faszystą i antysemitą. Gdyby Libera tomik Kulmowej starannie przeczytał , znalazłby tam wiersz pt. „Tak” wyszydzający tak umiłowanych przez faszystów „żołnierzy wyklętych”. Nagroda „Orfeusza” musiałaby Kulmową ominąć!
W rok po Joannie umarł jej mąż Jan Kulma, odznaczony przez ministra Glińskiego złotym medalem „Gloria Artis”. Gazety i portale przyrządowe doniosły, że zmarły artysta, był bohaterskim bojownikiem AK w Powstaniu Warszawskim, rannym w ataku na gmach Gestapo w Alei Szucha.
Ludwik Stomma o małżeństwie Kulmów pisał na łamach „Polityki”, że są oboje „jak dwie pestki jednego owocu”. Ponieważ Kulmowie odeszli bezpotomnie, a od ich śmierci upłynęło już kilka lat, pogrążony w świeżej żałobie po śmierci śp. Szewacha Weissa, zacząłem poszukiwać wyjaśnienia, dlaczego na uroczystościach rocznicowych Powstania Warszawskiego, celebrowanych przez prezydenta Dudę, bojownik AK Jan Kulma nie pojawiał się wcześniej, zanim umarła jego żona. Zajrzałem do wyszukiwarki internetowej Muzeum Powstania Warszawskiego i nie znalazłem Jana Kulmy na liście bojowników, nie było go też ani na liście poległych, ani na liście powstańców rannych w walkach o gmach „Gestapo” w Alei Szucha.
Pestki były zdrowe, lecz owoc w całości pochodził z zatrutego drzewa. To smutne, lecz konieczny będzie pośmiertny rozwód.
Jakub Kopec
Kategorie: Uncategorized
Mozna tez szukac co laczy z Niemcami, byli tacy co sie uratowali w samym Berlinie dzieki znajomych Niemcow, czy nalezy ich przytaczac za kazdym razem kiedy sie mowi o tych co sie nie uratowali..Niemcy by to bardzo lubili.
możemy ciągle szukać co nas dzieli, ale Shewach Weiss był inny, on szukał co nas łączy, był sprawiedliwy, jego słowa o stodołach przypominają mi Władysława Bartoszewskiego, no i obu już z nami nie ma
Ot zaslugi Weissa: Maskowanie nawet Jedwabnego .