
Mam w Izraelu tylko dwie naprawdę bliskie mojemu sercu osoby, dziewczynę o imieniu Olga, w której przepastnych niebieskich (sic!) oczach niegdyś się zakochałem, i jednego chłopaka, emerytowanego profesora fizyki teoretycznej o nazwisku Sławny, w którym jestem rozmiłowany do dzisiaj. I strach mnie zdejmuje, że ich ojczyznę, gdzie cytryna dojrzewa, reforma prawa według pomysłu premiera Netanjahu może przemienić w krainę bezprawia na wzór i podobieństwo Rzeczypospolitej Polskiej.
Izrael jest nową ojczyzną dla dziesiątków moich kolegów szkolnych i przyjaciół. Idea zbudowania państwa żydowskiego na pustynnych piaskach Palestyny, stanowiącej niegdyś kolonialny protektorat Wielkiej Brytanii, nie zrodziła się wśród Aliantów po drugiej wojnie światowej, jak czytam na łamach opiniotwórczej nadwiślańskiej gazety związanej z opozycją demokratyczną. Izrael wymyślili i wymarzyli w czasach międzywojnia żydowscy intelektualiści o socjalistycznych i syjonistycznych przekonaniach, rozproszeni po całym świecie, ale najsilniej skupieni w polskim naówczas Lwowie. Holokaust sprawił, że po drugiej wojnie światowej zbudowanie państwa Izrael na piaskach Palestyny przestało być utopijnym marzeniem, lecz stało się polityczną koniecznością.
Holokaust jest wydarzeniem historycznym niezwykle trudnym do uzmysłowienia sobie i do pojęcia ludziom , którzy osobiście lub poprzez członków najbliższej rodziny Zagłady nigdy nie doświadczyli. Naszego tragicznie zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie było jeszcze na świecie , kiedy dokonywała się Zagłada, toteż w słynnej patriotycznej mowie wygłoszonej na Westerplatte, mógł rzucić w pysk Putinowi ciężkie słowa o Katyniu, który był „zbrodnią większą niż Holokaust”. Ja otarłem się o Zagładę naskórkowo, bo w głębokiej młodości uczestniczyłem w przyjęciach imieninowych i urodzinowych moich katolickich kolegów, na których pełno było ciotek, wojów, dziadków i kuzynów , a na uroczystych geburstagach u bezwyznaniowych Żydów rodzina kończyła się na obojgu rodziców. Tak było u Olgi i u Józka Sławnego, podobnie przedstawiała się rzecz u Sylwii, Idy, u Ity i u Ani , nie inaczej wyglądało to na urodzinach u Władka, Włodka i Jurka. Kiedy w siódmej klasie podstawówki białaczka zabrała nam Jurka Pelca, namiętnego zbieracza motyli i chrząszczy, tudzież nosiciela uzasadnionych pretensji do jakichś działek i nieruchomości rozrzuconych po całej Pelcowiźnie (kwartału na Pradze Północ, położonego na wschód i północ od Cmentarza Bródnowskiego), opłakiwała go tylko samotna matka.
Rosjanie nie są aż tak okropnym narodem, jak wmawia nam dzisiaj propaganda wojenna, skoro niespełna sto lat temu, tak jak my dzisiaj Ukraińców, tak oni przytulili wówczas do serca, wzięli pod dach i wykarmili setki tysięcy żydowskich migrantów uciekających na wschód przed wojskami hitlerowskimi. Różnica między strzałem w tył głowy w Lesie Katyńskim i komorą gazową w Treblince jest taka, jak między krzesłem i krzesłem elektrycznym. Z Treblinki wyjście było tylko przez komin, gdy tymczasem w Ostaszkowie, Starobielsku i w Miednoje, wzięty do niewoli polski oficer mógł skorzystać z dobrotliwej oferty NKWD i zadeklarować chęć wstąpienia do Armii Czerwonej. Oczywiście wstąpienie do Armii Czerwonej miało swoją wysoką cenę , bo wiązało się ze zdradą narodową i złamaniem przysięgi wojskowej, ale na przykład Piotr Jaroszewicz, nauczyciel matematyki w szkole stopnia ponadpodstawowego, skorzystał z tej możliwości uratowania własnej skóry i, po krótkiej karierze czerwonoarmisty, znalazł się w szeregach wojska polskiego generała Berlinga. Zaczął jako „oficer bez stopnia”, a po 28 miesiącach służby dochrapał się już stopnia generalskiego. Karierę polityczną zwieńczył stanowiskiem premiera rządu PRL w czasach gierkowskich, chociaż pośpiesznym awansom już w 1944 roku przeciwstawił się członek Biura Politycznego Jakub Berman, mówiąc że „Jaroszewicz nie jest komunistą.”
Subtelny moczarowski pogrom po Marcu 1968 pozbawił mnie dosłownie wszystkich kolegów szkolnych i przyjaciół z młodości, których rodzice w krytycznym czasie uciekli z Polski do ZSRR. Przywołuję ich imiona, żeby wypełnić pustkę. Boli mnie też, że przy cerkwi i prawosławnym monastyrze na lewobrzeżnej Warszawie skromny pomnik Rzezi Praskiej 1794 roku, w której kozacy Suworowa wymordował kilka , a może nawet kilkanaście tysięcy mieszkańców, nie wspomina, że była to ludność prawie wyłącznie wyznania mojżeszowego. Tych bezimiennych pomordowanych nasz katolicki pomnik pozbawia tożsamości etnicznej.
Gdy raz na dwa tygodnie udaję się na rytualną kawę w Café „Proces Kawki”, drepcę ulicą Jagiellońską od cerkwi w kierunku synagogi, po której nie ma już śladu, po prawej stronie mijam luksusowe mieszkanie Karola Żaka, syna wszechmocnego ministra Alstera, po lewej zaś skromniejszy apartament Jurka Bittera, z oknami wychodzącymi na podwórko żydowskiego „teatru ludowego”, w którego murach prosperuje do dzisiejszego dnia teatr lalkowy „Baj”. Zatrzymuję się przy siedzibie Warszawsko-Praskiej Kurii Biskupiej na rogu Floriańskiej i Jagiellońskiej. Na paradnym wejściu frontowym nie ma już mosiężnej tabliczki, do niedawna oznajmiającej kłamliwie, że w tym budynku uratowano życie sześciu poranionym bojownikom Powstania Styczniowego, ukrywającym się przed Rosjanami. Tabliczka była kłamliwa, bo nic nie mówiła o tym, że w dawnych czasach w budynku Kurii Biskupiej mieścił się żydowski przytułek, właściwie dom starców, w którym starozakonni lokatorzy z narażeniem własnego życia dali schronienie sześciu szlacheckim bojownikom.
Przypominam kłamliwą tabliczkę zdjętą z drzwi do Kurii Biskupiej, żeby jeszcze raz dać wyraz swojemu antyklerykalnemu przekonaniu , że lepiej będzie na świecie, kiedy wszyscy kapłani katoliccy, żydowscy, muzułmańscy i hinduistyczni także, znajdą bezpieczny azyl w jakimś luksusowym domu starców na Lazurowym Wybrzeżu, na Florydzie, lub na przepięknym Krymie, który, jak Gdańsk wolnym miastem po I Wojnie Światowej, stanie się kiedyś Wolnym Półwyspem Krymskim. W niedzielę Wielkanocną 9 kwietnia, gdy żydzi mogli świętować już Paschę, a muzułmanie Ramadan, otrzymałem zza Oceanu Atlantyckiego mail o telegraficznej treści: „Nareszcie wiemy, że to nie Żydzi zrobili.” Do telegramu dołączona była fotografia tabliczki informacyjnej: „Ukrzyżowanie Pana Jezusa zostało zrealizowane przy pomocy finansowej Podkarpackiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Przemyślu (Umowa Nr. 21.K.2012)”.
Jestem zatwardziałym bezbożnikiem katolickiego pochodzenia, więc w święta Wielkiej Nocy kultywuję jajeczko malowane i zajączka z cukru. Z tej przyczyny spodziewam się, że przy tej okazji ludzie bliscy niezależnie od wyznania przyślą mi życzenia zdrowia i wszelkiej pomyślności, a nie będą stawiać przed problemem sprzed tysięcy lat, nie do rozwiązania przy dzisiejszym stanie nauki. Kto tak naprawdę sfinansował ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa, jeśli nie uczynił tego konserwator zabytków z Przemyśla? Wykonawcami wyroku byli Rzymianie. Ale kto wydał wyrok, skoro prokurator Piłat umywał od sprawy ręce? Wprawdzie Judasz otrzymał zaledwie trzydzieści srebrników od kapłanów, lecz cała operacja specjalna pod kryptonimem „Jezus Chrystus” musiała kosztować dużo więcej.
Dowiaduję się z mediów, że wysłannicy premiera Benjamina Netanjahu próbowali wywiedzieć się w Polsce, jak należy reformować prawo. Łechce to mile moją duszę nacjonalną. Mam nadzieję, że posłowie Jarosława Kaczyńskiego udadzą się teraz z rewizytą do Izraela, żeby dowiedzieć się od tamtejszych rabinów, jak uchronić Polskę od wojny domowej, gdy niepoliczalne tłumy ludzi, niezadowolonych ze sfałszowania jesiennych wyborów parlamentarnych, targną się na demokratycznie wybraną władzę ze zgniłymi jajkami w rękach.
Jakub Kopeć
Kategorie: Uncategorized
Artykuł wyraża zatroskanie profilem moralnym państwa żydowskiego. Można z niego zrozumieć że do dzisiaj wysoki poziom moralności Izraelczyków zapewniał przetrwanie w Izraelu kolegów i przyjaciół autora. Aż nastąpił ten okropny rząd i moralność padła ofiarą.
A ja wątpię że jego koledzy i przyjaciele osiedlili się w Izraelu bo oczekiwali od niego wysokich norm moralnych. Wierzę że mieli całkiem inne powody.