Opowiadania

Dzięki

Zenon Rogala


          Wszystko kiedyś musi się skończyć. Nie tacy wielcy odchodzili z tego świata. Najważniejsze, żeby nie całkiem odejść, czyli zostawić coś dobrego.

Myśli takie naszły mnie w związku z ostatnią sytuacją pogodową. Wszyscy tak się zapatrzyli w horyzont i dawaj, tylko wypatrują, czy wreszcie ta wiosna przyjdzie i kiedy, a na jej przyjście ubierają się coraz to  skromniej do tego stopnia, że kiedy wczoraj wyszedłem na taras, dopiero po dłuższej chwili zobaczyłem, że na krótki rękaw to może jeszcze zbyt wcześnie. 

          Bezskutecznie też wczoraj wypatrywałem tych kolorowych pierzastych stworków, które w tęgie mrozy, całymi tabunami odwiedzały specjalnie dla nich urządzoną restaurację, do której same specjały dla nich wynosiłem, za co czułem ich nieświadomą wdzięczność, bo tylko tyle ich obliczalnej wdzięczności dla mnie, ile ziarna i innych łakoci znikało z wystawionego dla nich urozmaiconego stołu.  

           Wczoraj zastałem niestety wszystko przemieszane, bo te stworzenia – symbole wolności nie martwią się porządkiem po ludzku rozumianym, dla nich ziarna mogą być przemieszane i to całkiem dokładnie.

           Ziarenka pszenicy, zmieszane z nasionami lnu i białymi ziarenkami ryżu, bo ten na risotto jest najbielszy i tylko taki im kupowałem. Licząc, że tak jak w naszym świecie, tak w ptasim, co drogie to dobre, więc nie szczędziłem  grosza, bo zakładałem, że dobra, obfita propozycja kulinarna na moim tarasie przyciągnie różnorodną klientelę. 

          A tu ostatnio – zastój. Już tylko z rzadka wpadają jacyś pojedynczy maruderzy, a widać, że jacyś tacy wypłoszeni, jacyś niespokojni, jacyś nerwowi. Ledwo któryś usiądzie, a już rozgląda się na boki, już odfruwa  nagłym zrywem. 

          – Spokojnie – mówię, – spokojnie, – gdzie się spieszysz, pooglądaj sobie, ile tu tego. Może lubisz płatki wysuszonej na wióry kukurydzy, co ze słoika Iwony podebrałem dla ciebie. Smakuj do woli, nie spiesz się, nie pędź. Zawołaj kumpli i ucztujcie do zmroku. Jak zabraknie, ja wam dosypię jeszcze więcej. Tylko jedzcie, ucztujcie, smakujcie. O, a tu słoninka  nie solona, żeby się wam pić nie chciało, też jest do waszej dyspozycji, proszę, częstujcie się…

          Ale widać, albo już im nie smakuje, albo na innym tarasie, lepsze frykasy ktoś podłożył, bo widocznie tylko jacyś maruderzy zahaczają o moją restaurację. 

Wczoraj wyniosłem ostatnie kopytka, co podebrałem Iwonie, żeby urozmaicić im menu. I faktycznie, te białe ciastowe kuleczki zrobiły furorę, ale też tylko przez chwilę. Dzisiaj klientów mojej zimowej jadłodajni coraz mniej.

Artek powiedział, żebym się nie martwił, bo te tabuny, co odwiedzały mnie w mrozy, odleciały w tereny gdzie jest dalej zimno, bo to taka ich ptasia eskimoska natura. A w ich miejsce przylecą inne. I nie będą już tak uporczywie liczyć na ludzką hojność, bo przyroda zaoferuje im ich najlepsze przysmaki, jakich my ludzie nie potrafimy im zaproponować. Więc zima ma swoje czeredy ptasich zwolenników, a wiosna swoich.

          Ale dzisiaj moją uwagę przykuł ułożony z białych ziarenek ryżu na risotto, ledwo czytelny i niezbyt starannie z tych ziarenek ułożony napis,   DZIĘKI.


Wszystkie wpisy Zenona

TUTAJ

Kategorie: Opowiadania

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.