
Zobaczyłem niezbyt duży, ale już z daleka widoczny napis „Nadzieja”.
To tutaj. Już od samego wejścia do obszernego hollu, dał się odczuć wszechogarniający, dotąd nigdzie niespotykany zapach. Może dzięki przyjętej przez właścicieli tego pensjonatu, konwencji dotyczącej umeblowania, a wzorowanej na pseudo pałacowych wzorach, a może to stiuki na suficie i stylizowane na dworskość detale, może meble, fotele, a może rozmieszczone na ścianach malowidła w kiczowatym stylu, roztaczały ten dziwny aromat, przez co już od wejścia panował bardzo specyficzny i nastrojowy zaduch. Dodatkowo, i to było w tej sprawie kluczowe, w recepcji siedziało zjawisko o kruczo – fioletowych, pozostających jednak w zalotnym nieładzie włosach.
-Ma pan zarezerwowaną piątkę, ale radzę wziąć, niespodziewanie zwolnioną trójkę. Ma obszerny, zwrócony na południe balkon, a co najważniejsze, łazienka w trójce jest wyposażona jak żadna inna, w jakuzie. Nie ma to wpływu na cenę, a gwarantuję, że z zamiany będzie pan zadowolony – cały czas stała, a trzymany w jej delikatnej rączce klucz, miał od początku wyraźną boską cyfrę trzy.
– Jest pan u nas po raz pierwszy i dlatego firma pokrywa różnice między piątką a trójką – ciągle trzymała w dłoni klucz z pięknym breloczkiem obrazującym małego satyra o kozich nóżkach z pokrytą lokami głową z ledwo dostrzegalnymi maleńkimi różkami, trzymającego tarczę z wypisaną trójką.
– Zgoda, ale pod warunkiem, że wszelkie uwagi będę wnosił bezpośrednio do pani, pani … Lucy,- przeczytałem imię z napisu na pięknej plakietce przypiętej do wybujałem piersi pani Lucy.
– Mam nadzieję, że wszystko będzie fair, – powiedziała z naciskiem na słowo fair – nasze oczy spotkały się przez następną setną część sekundy i już wtedy pojąłem, że coś jest nie tak. W oczach tej fioletowo – czarnej Lucy zobaczyłem jakieś dziwne, nieznane mi dotąd ogniki. A słowo nadzieja, wypowiedziała jakby nie do mnie.
– Wybrał pan najlepszą porę na pobyt u nas, jest przepiękna okolica i właśnie o tej porze najlepiej chodzić na spacery – uśmiechała się przy tym wyjątkowo kusząco.
To wrażenie trwało jednak taką milionową część sekundy, że dopiero dzisiaj staram się to jakoś ze sobą powiązać. Wtedy to był tylko folklor niewielkiej mieściny u podnóża wielkiej góry.
Pokój był faktycznie imponujący kiczowatym przepychem i wymuszoną wygodą. Na stoliku pod oknem stały w wielkim kryształowym wazonie piękne, szkoda, że nie znane mi z nazwy kwiaty. Teraz dopiero zorientowałem się, że to zapach tych kwiatów dominuje w holu, a teraz w całym pensjonacie. Na wielkim podwójnym łożu ustawiono sterczące w górę narożniki wielu jaśków i małych poduszeczek. Po dotknięciu jednego, okazało się, że to ostre szpikulce.
Z taką stylistyką, przyznaje, nie spotkałem się jeszcze nigdzie.
Przez szerokie, oszklone drzwi wychodziło się z pokoju na rozległy taras, skąd jak na dłoni roztaczał się niezwykły widok na pobliskie góry.
Widok i okolica wydały mi się tak pociągające, że zmieniłem kolejność planowanych czynności i rozpakowanie oraz kąpiel odłożyłem na czas po powrocie ze spaceru po najbliższej okolicy.
Wyszedłem na korytarz. W drodze do wyjścia mijałem niespodziewanie pokój numer pięć. Drzwi były lekko uchylone, więc przystanąłem żeby zajrzeć do „mojej” piątki.
-Zgodził się bez żadnych podejrzeń… tak jest już u siebie, w trójce… spokojnie, zajmę się wszystkim, proszę się nie martwić, dam sobie radę, wszystko będzie zgodnie z planem, proszę się nie martwić, nie pierwszy raz to robię, radziłam sobie z wszystkimi, wiem, że gdzie ty nie możesz tam mnie posyłasz, jak dotąd wszystko było fair, prawda … tak, za chwilę do niego zajrzę, żeby spytać czy mu niczego nie brakuje, a jak wyjdzie sprawdzę jego bagaże…
Zamarłem. Tysiące błyskawic przeszywały moje ciało. Lodowaty polarny wiatr, a potem burza słoneczna, walczyły ze sobą w mojej zszokowanej głowie. Jedno co huczało w niej najgłośniej to,
– Uciekaj, uciekaj stad, jak najszybciej.
To Lucy, poznałem ten jej słodziutki głosik, dźwięczał jak dzwonek alarmowy i te pełne dziwnych błyskawic oczy, jak nagłe pioruny z jasnego nieba. Wszystko to, zarówno ten dziwny breloczek w jej rękach, ta niewytłumaczalna zamiana pokoju, a zwłaszcza ta szokująca rozmowa, kłębiły się chaotycznie i wirowały niespodziewanie w mojej głowie. Idylliczny nastrój relaksu, ustąpił pełnemu napięcia instynktowi obronnemu. W panice wróciłem do swojej trójki. Ledwo zamknąłem za sobą drzwi dało się słyszeć delikatne, ale natarczywe stukanie.
– O, właśnie miałam namówić pana, na popołudniowy spacer po okolicy, ale widzę, że pan jakby odgadł moje intencje i właśnie wychodzi,… jeśli pan czegokolwiek potrzebuje proszę śmiało zgłaszać do swojej Lucy, a wszystko będzie fair.
Lucy, moja Lucy… wszystko fair… W głowie wulkan szykował się do straszliwej erupcji… trudno, niech się dzieje co chce …
– Tak teraz rozumiem, zależność i zbieg okoliczności – Lucy – fair, to doprawdy intrygujące, Lucyfer. Jakoś przestało mi się tutaj podobać. Zamiast na spacer, owszem wyjdę, ale na zawsze. Porzucam taką „Nadzieję”. To miejsce wieje grozą i piekielną stylistyką. „Nadzieja”, ten zapach, trójka, Madejowe łoże, Lucyfer.. wszystko to napawa mnie przerażeniem, trafiłem tu dzięki złemu zrządzeniu losu.
– Powrócisz tu, – Lucy przepuściła mnie w drzwiach, nucąc początek znanej piosenki… a potem, na odchodne …Przyjdzie na to czas …na to czas…
Wszystkie wpisy Zenona TUTAJ
Kategorie: Uncategorized