Uncategorized

ODRZUCACIE TO, O CZYM UKRAIŃCY MARZĄ

Bezprawna Polska przemawia wobec Ukrainy w imieniu Unii i jej wartości, które sama odrzuca u siebie

Tomasz Tadeusz Koncewicz*
  • Stąpaj ostrożnie, bo stąpasz po moich marzeniach William Butler Yeats, „He Wishes for the Cloths of Heaven” Tomasz Tadeusz Koncewicz*

Wojna za wschodnią granicą Unii Europejskiej, 520 km od Wrocławia i 850 km od Berlina, postawiła przed Europą i jej liderami wyzwanie nadania dyskursowi europejskiemu bardziej pryncypialnego podejścia do integracji, wykraczającego poza dominującą dotąd perspektywę rynku wewnętrznego. Odwaga i opór Ukraińców dały także nam, obywatelom Unii, cenny czas na przemyślenie, dlaczego jesteśmy razem, kim jesteśmy, co jest nam drogie i jak rozumiemy nasze ideały i wartości w 2023 r.

Musimy jednak oprzeć się zbyt łatwej pokusie myślenia, że tragiczna wojna i pełne usta polityków deklarujących jedność zniwelowały wszystkie rozdźwięki, napięcia, jeśli chodzi o inercję Unii w radzeniu sobie z własnym wewnętrznym kryzysem fundamentów, na których się (rzekomo) opiera, a wśród nich – praworządności. Wojna nie może być wykorzystywana jako wygodna wymówka, aby zapominać o wciąż niedokończonych sprawach związanych z zapewnieniem, że wartości europejskie z praworządnością na czele są rzeczywiście respektowane wewnątrz samej Unii przez wszystkie państwa członkowskie.

Ma to kluczowe znaczenie, ponieważ amnezja i niezdolność do krytycznego przeformułowania języka i dostosowania go do zmieniającego się świata już uwolniły i ośmieliły politykę większościowego ustawodawcy, gdzie bezwzględna wola większości parlamentarnej łamie opór, przejmuje instytucje. To z kolei burzy jeden z mitów założycielskich pierwszych Wspólnot (dzisiaj Unii) – że każda władza demokratyczna musi być władzą ograniczoną i kontrolowaną. Kiedy prawo i instytucje zaczynają służyć polityce, zamiast trzymać ją w ryzach i cywilizować, jeden z kamieni węgielnych powojennego ładu europejskiego zostaje podważony.

Mimo górnolotnej retoryki jesteśmy cały czas daleko od prawdziwego zrozumienia tragicznych lekcji historycznych kontynentu. Ożywienie europejskich ideałów nigdy nie będzie kompletne, jeśli sama Unia nadal będzie odwracać wzrok, wahać się, zwlekać, gdy jej fundamenty aksjologiczne są atakowane przez jedno z jej własnych państw członkowskich. O ile niemiecki moment przebudzenia jest pierwszym nieśmiałym krokiem we właściwym kierunku, o tyle dekady „merkentelizmu”, oznaczającego chroniczne niezdecydowanie i brak reakcji w sprawach zasadniczych, ciążą nad polityką UE i nie da się ich odwołać jednym czy dwoma gładkimi przemówieniami. Wieloletnie ugłaskiwanie autokratów i przedkładanie geopolityki i gospodarki nad zasady wymaga dziś znacznie więcej. Żadna retoryka przewodniczącej Komisji, przewodniczącego Rady Europejskiej, prezydenta Francji czy też kanclerza Niemiec nie jest w stanie zatrzeć wieloletnich krajowych i ponadnarodowych uścisków z autokratami wewnątrz (Polska, Węgry) i na zewnątrz (Rosja).

Zanim wybuchła wojna, tam, gdzie potrzebna była determinacja, aby stać na straży polskiej i unijnej praworządności, otrzymaliśmy niezliczone listy dobrych intencji, dziecinną ufność w dobre intencje podpalacza oraz niekończący się dialog. Gdy umierał polski sąd konstytucyjny, działo się to w ciszy i zapomnieniu. Kiedy należało coś zrobić i powiedzieć z mocą w 2016, 2017, 2018, 2019, 2020… dostaliśmy tylko dyplomację oburzenia, listy zaniepokojenia Komisji Europejskiej i apele o więcej dialogu. Eurokraci dalej szukali drogi we mgle naiwności i wygodnie odwracali wzrok, ponieważ „jakoś to będzie”.

Komisja Europejska potrzebowała sześciu długich lat, aby zrozumieć, jak przejęty Trybunał Konstytucyjny stał się śmiertelnym wrogiem integracji i najlepszym sprzymierzeńcem autokratów w ich krucjacie przeciwko fundamentom Unii.

Gdy przypominam sobie ten niedowład Europy i słyszę dzisiaj ku swojemu przerażeniu, że środki europejskie mogą być jednak odblokowane, w sytuacji gdy to sąd Przyłębskiej w sposób otwarty i kategoryczny wypowiedział posłuszeństwo wobec prawa europejskiego i podważył istotę integracji oraz autorytet sądu unijnego, którego wyroki pozostają niewykonane w majestacie prawa, a rządzący z nieskrywaną pogardą mówią o Unii jako wspólnocie obcych, zastanawiam się – czy Europa rozumie powagę sytuacji i decyzji, którą ma podjąć? Czy pamięta, że gdy w Ukrainie wybuchła wojna w lutym 2022, polska wojna przeciwko prawu europejskiemu trwała już od 2016?

iewielu pamięta, że kiedy w 1951 r. podpisywano pierwszy z traktatów europejskich (traktat paryski o Europejskiej Wspólnocie Węgla i Stali), pojęcie wspólnoty państw europejskich opierało się na założeniu o istnieniu pewnych wspólnych wartości i zasad, które z czasem pozwolą przezwyciężyć nieufność i świeże blizny po największej hekatombie w dziejach

ludzkości. Te podstawowe zasady nie zostały wyrażone w formie tekstu, lecz były rozumiane jako niewypowiedziane dogmaty wyrastające z kultury prawnej wstrząśniętej do głębi przez doświadczenie totalitaryzmu i wojny totalnej. Europejczycy musieli na nowo odkrywać ufność i uczyć się, jak przywiązanie do krajowej tradycji i historii połączyć z respektem dla zaburzonej europejskości. Idealizm projektu europejskiego postrzegał wspólnoty jako celebrację demokracji liberalnej i jej strażnika, tak aby „nigdy więcej” stało się faktem i praktyką dnia codziennego.

Konsens europejski po 1945 r. został zakorzeniony w przekonaniu, że nie można już nigdy pozwolić, aby dyktatury mogły narodzić się z krajowego procesu politycznego. Zjednoczona Europa miała więc dostarczać ponadnarodowego bufora dla narodowych szaleństw i nieokiełznanej suwerenności sprawowanej przez niczym niekontrolowanego większościowego ustawodawcę. Władza polityczna na poziomie krajowym miała podlegać nowym międzynarodowym (Rada Europy) i ponadnarodowym (Unia) mechanizmom kontroli i równoważenia, tak aby podstawowe wartości wspólnoty były zabezpieczane przed nieprzewidywalnymi chwilowymi impulsami elektoratów wyborczych i krajowych szaleńców.

Nigdy różnica zdań i opinii, wpisana w różnorodność leżącą u podstaw integracji, nie mogła prowadzić do jednostronnego podważania tych wartości. W konsekwencji spod działania konsensusu europejskiego zawsze miały być wykluczone te państwa, które kwestionowały bazowe założenie, że wspólnota jest otwarta tylko dla demokracji liberalnych. Sześć lat po zakończeniu wojny na zgliszczach Europy było nie do pomyślenia dla Jeana Monneta i Konrada Adenauera, że wyroki sądu unijnego będą jednostronnie niewykonywane, a doraźna polityka dnia codziennego zatriumfuje nad zasadami i doprowadzi do totalnej relatywizacji wartości.

Etos członkostwa w Unii nakazuje, aby państwa przestrzegały najbardziej podstawowych zasad wspólnoty i jej oparcia w rule of law, poszanowaniu dla praw człowieka, własnych sądów i konstytucji. Niepokojącego pytania: „Quo vadis, Europo?”, nie sposób już dalej lekceważyć.

Mit polityczny nie tylko daje odpowiedź na pytanie, dlaczego jesteśmy razem, ale także tłumaczy, co powinniśmy robić, gdy już postanowimy się zjednoczyć i próbować żyć jako sąsiedzi. Aby przetrwać próbę czasu, dobry mit musi być zawsze gotowy do adaptacji do zmieniającego się otoczenia.

W kontekście europejskim pierwotny mit był zbudowany wokół pokoju, dobrobytu i demokracji opartej na prawie. Zjednoczona Europa była postrzegana jako alternatywa dla brutalnej siły. Pamiętając o wrodzonej skłonności państw do prowadzenia wojen, kraje kiedyś będące imperiami lub takie ambicje mające zbliżyły się do siebie, akceptując własne demony i konieczność zmiany. Jedną z sił napędowych integracji europejskiej była chęć porzucenia imperialnego sposobu myślenia. Obawa przed życiem w długim cieniu imperiów wyjaśnia również, dlaczego w 1989 r. przystąpienie do Unii było także jednym z pierwszych priorytetów państw postkomunistycznych. Kiedy prezydent Zełenski mówi o integracji Ukrainy, kieruje nim ten sam strach i to samo marzenie. Dążenie i tęsknota Ukrainy do stania się częścią antyimperialnej Unii wysuwają na pierwszy plan pytania o przynależność i tożsamość nie tylko dla Ukraińców, ale i dla nas, Europejczyków.

Pamięć o II wojnie i obawa przed powtórzeniem się okrucieństw była jednym z mitów założycielskich powojennego ładu, lecz ta pamięć i opowieści przekazywane przez kolejne generacje mają ograniczone oddziaływanie na te pokolenia, które nigdy nie zaznały wojny i dowiadywały się o niej jedynie ze wspomnień rodziców i dziadków. Wojna w Ukrainie jest wojną tego pokolenia i może być źródłem nowego mitu dla odnowionej integracji europejskiej, dla budowania pamięci i tożsamości oraz nowej opowieści o tym, co i jak zrobiliśmy oraz gdzie byliśmy w chwili próby.

Nigdy jednak puste słowa nie budują mitów. Czyni to praktyka. Oferta przystąpienia Ukrainy do UE byłaby czymś konkretnym, namacalnym i jednoczącym. Mało tego, dopuszczenie dyskusji o członkostwie byłoby nie tylko gestem Unii wobec Ukrainy, ale w równym stopniu Unii wobec samej siebie.

Takie samozobowiązanie byłoby wyzwaniem dla obecnych i przyszłych przywódców europejskich, związałoby ich wspólną przyszłością oraz wspólnymi ideałami podważonymi po raz kolejny w Europie przez konflikt zbrojny tuż za wspólną granicą. Nam, Europejczykom, pozwoliłoby oceniać przywódców nie tylko za słowa, które nic nie kosztują, ale za rzeczywiste działania.

Aby jakikolwiek mit przetrwał, potrzebuje nie tylko zręcznych narratorów, ale także historii wartej opowiadania, zaangażowanej publiczności i gotowości do obrony mitu, gdy jest zagrożony. Jeżeli dzisiejsza Europa ma mieć przyszłość, potrzebuje opowieści i narracji, które nie będą zakotwiczone tylko w przeszłości sprzed 80 lat. Odrzucenie imperializmu i wojny jako narzędzia sprawowania władzy mają potencjał stania się mitem założycielskim nowej Europy A.D. 2023, tak jak było to w 1951 r. Aby tak się stało, ten mit musi być opowiedziany na nowo, w świetle współczesnych okoliczności i wyzwań oraz pytań, które stawia niebezpieczny świat wokół nas.

Jak nadal tłumaczyć marzenie Ojców Założycieli o pokojowym współżyciu narodów i państw europejskich? W imieniu kogo („my, Narody Europejskie”?) przemawiają państwa członkowskie i traktaty europejskie? Skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy, my, Europejczycy? Jakimi wartościami kierujemy się w życiu i wobec innych oraz co decyduje o naszej europejskości?

Zadawanie tych pytań i udzielanie odpowiedzi ma zasadnicze znaczenie, jeśli chcemy zakotwiczyć Europę jutra w czymś więcej niż tylko w rynku, który coraz częściej jest źródłem nierówności i niesprawiedliwości i coraz słabiej tłumaczy, zwłaszcza młodemu, zagubionemu w tej cywilizacji zysku pokoleniu, dlaczego nadal powinniśmy tworzyć razem wspólnotę europejską.

Odpowiedź na te wszystkie pytania ma sens tylko wówczas, gdy sama Unia posprząta własny dom i zajmie pryncypialne stanowisko wobec tych, którzy niszczą jej jedność i wartości od środka, jednocześnie bezwstydnie wyciągając brudne ręce po wspólnotowe pieniądze.

Musiało dojść do wojny w Ukrainie, aby przywódcy odłożyli na bok małostkową, cyniczną politykę i zaczęli wreszcie mówić językiem „życia razem” mimo różnic, w imię tego wszystkiego, co nas łączy. Stawka jest nie do przecenienia.

Zawsze było jasne, że krótkowzroczność europejskich elit ma cenę, którą w pewnym momencie trzeba będzie zapłacić. Teraz doszliśmy do tego momentu. Konsekwencje niewybaczalnej beztroski i naiwnej polityki polegającej na nicnierobieniu zarówno wobec Putina, jak i Orbána, Kaczyńskiego i im podobnych przychodzą dzisiaj do Unii i jej przywódców.

Bezprawna Polska bez sądu konstytucyjnego, niezależnych sądów i prokuratury, wolnych mediów i poszanowania praw mniejszości przemawia teraz – lub przynajmniej aspiruje do przemawiania wobec Ukrainy – w imieniu Unii i jej wartości, tych samych, które sama odrzuca u siebie.

Europejscy liderzy muszą zrozumieć, że pozwalając Kaczyńskiemu i Morawieckiemu uniknąć sankcji za demolowanie liberalnych i demokratycznych podstaw państwa prawa, sami stają się współwinni spektaklu pozorów. Moralny tytuł Unii do wskazywania drogi innym na zewnątrz wspólnoty zawsze miał płynąć z najwyższych standardów obowiązujących i egzekwowanych równo wobec wszystkich wewnątrz wspólnoty.

Jeśli Unia wybierze (po raz kolejny) drogę na moralne skróty i wojnę uzna za wygodną wymówkę do zamiecenia kwestii praworządności w Polsce, na zawsze przekreśli swoją liberalną i demokratyczną wiarygodność wobec świata.

Itu, w tym najbardziej niestabilnym momencie w powojennej historii kontynentu, pojawia się fundamentalne pytanie. Czy jesteśmy gotowi nadal wiosłować razem w jednej łodzi jako Europejczycy – sąsiedzi, czy też ulegniemy impulsom chwili i powrócimy do starej podejrzliwości charakteryzującej Europejczyków jako ludzi wobec sobie obcych, którzy swój dom urządzają, jak chcą, bez oglądania się na słuszne oczekiwania innych?

Państwa, które odrzucają rdzeń wspólnoty, robiąc złe rzeczy u siebie w domu, zdradzają podstawy powojennego konsensusu europejskiego: rządy prawa, prawa człowieka i kulturę ograniczenia, a więc to wszystko, o co Ukraińcy walczą i o czym marzą.

Działania takich państw po prostu nie mieszczą się w zakresie tego, czego oczekuje się od dobrego, demokratycznego państwa członkowskiego Unii. Aby Unia lepiej reagowała na zagrożenia demokratyczne płynące z wewnątrz, wszystkie państwa Unii muszą honorować swoje zobowiązanie do wierności wobec niepodlegających negocjacjom zasad liberalnych i demokratycznych, podstawowych wartości godności, równości, wolności i praworządności.

Tak zakorzeniona integracja musi być przez każde państwo przyjęta jako ich własny projekt, którą realizują z nieprzymuszonej woli wynikającej z przekonania o wspólnym losie. W 2023 r. etos członkostwa musi polegać na dobrej wierze. Tylko te państwa, które są gotowe zobowiązać się do przestrzegania manifestu Europy wartości i prawa, zasługują na miano państwa członkowskiego Unii.

A później na ten szlachetny tytuł trzeba zapracować dobrą praktyką w kraju i za granicą. Nie wystarczy go po prostu otrzymać w wyniku akcesji. Ona jest początkiem drogi, a nie jej końcem. To bardzo wysokie wymaganie, ale takie było marzenie wpisane do pierwszego traktatu z 1951 r. i od tamtej pory otwierające każdy kolejny traktat europejski.

Moralny tytuł Unii do wskazywania drogi innym na zewnątrz wspólnoty zawsze miał płynąć z najwyższych standardów obowiązujących i egzekwowanych równo wobec wszystkich wewnątrz wspólnoty

Być może to wszystko jest myśleniem życzeniowym i niepoprawnym idealizmem skazanym na porażkę w zderzeniu z dominującą zimną kalkulacją polityczną. Jednak takie myślenie o roli i miejscu Unii w świecie wyznaczały moje – i nie tylko moje – lęk i marzenie.

Lęk przed samotnością państwa narodowego i jego wrodzonym potencjałem do okrucieństwa. Marzenie o pewnym ideale i sposobie życia opartych na postawie wobec innych wyznaczonej przez tolerancję, otwartość i dzielenie się, a odrzucających ucisk, wyzysk i niesprawiedliwość wyznawane w imię wyjątkowości własnego państwa i swojej wspólnoty.

Dzisiaj ten idealizm musi lec u podstaw nowej mitologii Unii Europejskiej, wychodzącej poza złudne „tu i teraz”. Jest dokładnie tym, co europejskie elity w swoich przytulnych gabinetach muszą usłyszeć. To przesłanie płynące z introspekcji kogoś, kto wie, co oznacza żyć w cieniu imperiów. Dla mnie i dla całych generacji Polaków historia o „nigdy więcej” i marzenie o życiu we wspólnocie prawa mają wymiar rzeczywisty. Opowiadali ją oraz tak marzyli moi rodzice i dziadkowie.

Dlatego dziękuję Ukrainie za to, że dała mi szansę ponownego zastanowienia się nad tym, kim jestem i co definiuje moją europejskość. A jeśli chodzi o przesłanie dla Brukseli, Paryża, Berlina: koniec ze skłonnością do moralnie zgniłych kompromisów, które zasady poświęcają na ołtarzu „małej polityki”, dosyć cynizmu, braku wyobraźni i odwagi. Dosyć czerwonych dywanów i szczytów pełnych pustych obietnic i połowicznych sankcji. Działajcie w sposób pryncypialny, przejrzysty i zdecydowany – teraz. Jeśli nie podejmiecie takiej próby, moje pokolenie Europejczyków nigdy wam tego nie wybaczy.

profesor prawa, kierownik Katedry Prawa Europejskiego i Komparatystyki Prawniczej na Uniwersytecie Gdańskim, członek rady programowej Archiwum Osiatyńskiego, adwokat

ODRZUCACIE TO, O CZYM UKRAIŃCY MARZĄ

Wszystkie wpisy Tomka TUTAJ

Kategorie: Uncategorized

2 odpowiedzi »

  1. Wielce uczony pan profesor Tomasz Tadeusz Kuncewicz stawia tezę o nadrzędności Prawa Unii Europejskiej nad prawem państw członkowskich. Jest to kłamstwo, którego celem jest podważenie niepodległości państw członków Unii. Nie ma i nie będzie Prawa Europejskiego. W traktatach unijnych nie ma TSUE dlatego jest on nielegalny. Pan Profesor wrzuca do jednego wora Rosję Putina i Polskę Kaczyńskiego zapominając o tym, że Polski sejm jest wybierany co cztery lata w powszechnych demokratycznych wyborach, natomiast zbrodniarz Putin rządzi od 22 lat Rosją jak dyktator, który swoich oponentów zamyka w więzieniach na długie lata.

  2. Ten człowiek może zrobić karierę na wiecach lewicy izraelskiej. Utrzymanie zapewnione.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.