Politycy są wobec siebie nielojalni i wredni. Bardzo często wręcz brutalni. Ale to przecież nie jest na serio, podobnie jak paintball nie jest wojną na poważnie.

Zdarza się czasem filozofom, że ocierają się o politykę. Zwykle z marnym skutkiem, zwłaszcza dla siebie. Dość wspomnieć Platona, który ledwie z życiem uszedł, gdy wmieszał się w jakieś sycylijskie awantury. Zyskał jednakże tyle, że mógł napisać „Prawa”, pierwszą bodajże książkę o realpolitik. Z zachowaniem proporcji (dysproporcji) również ja mogę powiedzieć o sobie, że moje książki poświęcone polityce korzystają z osobistych doświadczeń. Doświadczeń skromnych, ale jednak. Są one dla mnie jak wycieczka objazdowa – kraju może nie poznasz, lecz nie powiesz, że nie byłeś.
Filozof w krainie polityków czuje się tak, jak gdyby wpadł pomiędzy ludzi z wielkim zaangażowaniem rozgrywających partię paintballa. Wszyscy gonią we wszystkie strony, niegroźnie strzelając do siebie kulkami wypełnionymi farbą. Dziwna to zabawa. Polityka jest podobna, tyle że bawi się profesjonalnie. To branża, w której pracuje promil społeczeństwa, trudniąc się zdobywaniem i utrzymywaniem posad opłacanych ze środków publicznych. Komórek do wynajęcia jest znacznie mniej niż chętnych, aby je na kilka lat „wynająć”. Stąd wielki ruch i rwetes. Plotki, intrygi, nieustające gorączkowe kombinowanie, spiski, gierki na dwa albo i trzy fronty, zmiany sojuszy, małe i duże zdrady, antyszambrowanie u szefów, przymilanie się do dziennikarzy, walka o widoczność w mediach i zasięgi. I tak w koło Macieju, z nagłymi wzrostami aktywności w okresach poprzedzających wybory. Czy jesteś burmistrzem, radnym, prezydentem, czy jesteś posłem, wiceministrem czy może zawodowym funkcjonariuszem partyjnym, to nie ma większego znaczenia. Robisz mniej więcej to samo i w podobny sposób. Życie wewnętrzne środowisk politycznych odznacza się monotonią i powtarzalnością schematów działania.
Politycy są wobec siebie nielojalni i wredni. Bardzo często wręcz brutalni. Ale to przecież nie jest na serio, podobnie jak paintball nie jest wojną na poważnie. Każdy, kto jest w polityce, wie, że przyjaciel może w każdej chwili stać się wrogiem, że zdrada jest tak samo oczywista i naturalna, jak nagła komitywa zrodzona przez wspólny interes. Może to i niemoralne tak latać z nożem za plecami, by zaraz wbić go w plecy kolegi, gdy tylko okazuje się, że coś dzięki temu można uzyskać. Tyle że to wszystko dzieje się tylko na niby! Gra w politykę jest zaledwie grą o posady – nie można w niej stracić niczego więcej niż pracy, i to najczęściej płatnej zaledwie dość dobrze, lecz nie jakoś spektakularnie. Jako zawodowy polityk walczysz o stanowisko na kilka kolejnych lat. A że kadry w tej branży zmieniają się jak w kalejdoskopie, to nic dziwnego, że rywalizacja przybiera bardziej agresywne formy niż, dajmy na to, w zwykłych korporacjach.
Politycy to najczęściej ludzie sympatyczni i towarzyscy. Bynajmniej nie gorsi od innych. Ot, normalni, przeciętni obywatele. Tyle że działają na widoku, w warunkach zaostrzonej konkurencji, przez co wydają się szczególnie niemoralni. Ale to nieprawda. Po prostu warunki są takie, że brzydkie postępki łatwo wychodzą na jaw, a stawka gry jest na tyle wysoka, że hamulce moralne działają słabo. Taki paintball. Uderzającą cechą tego środowiska nie jest jego amoralność, lecz nieprofesjonalność i infantylizm.
Otóż zawód polityka właściwie nie istnieje. Nie ma takich studiów. Politycy mają rozmaite wykształcenie i tylko niewielu posiada zaawansowaną wiedzę na temat instytucji władz publicznych, ich misji, organizacji i zasad dobrych praktyk. Są, owszem, prawnicy czy politolodzy, są ludzie o wysokiej kulturze i świadomości konstytucyjnej, lecz to nie oni nadają ton. Zwykle polityk nie zna się w zasadzie na niczym, przez co sprawowane przez niego funkcje mają charakter „władzy ludowej”. Realnie dokumenty (na przykład projekty ustaw, rozporządzeń czy zarządzeń) tworzą specjaliści, a politycy ingerują w nie woluntarystycznie, wedle swych interesów, upodobań czy przesądów. Kadry państwowe wprawdzie wykonują kapryśne polecenia polityków, lecz mają też ogromny wpływ na szczegóły. Dzięki temu nawet bardzo zła władza nie jest w stanie w krótkim czasie zniszczyć państwa.
Zbawienna, lecz na co dzień uciążliwa niekompetencja i amatorszczyzna polityków nadaje polityce bardzo charakterystyczny rys infantylizmu. Nawet dyktatorzy zwykle są dość dziecinni, co w połączeniu z ogólną niekompetencją sprawia, że ich potęga ma charakter głównie destrukcyjny. Państwo działa pomimo ich nieracjonalnych i szkodliwych interwencji. W demokracji jest podobnie. Nawet silny polityk w sumie niewiele może, bo nie wie, co takiego mógłby właściwie nakazać w ramach swej legalnej bądź nadużytej władzy. Zmuszony jest przeto opierać się na tym, co suflują mu specjaliści. A specjaliści zwykle po prostu wiedzą, jakie polityki akurat prowadzi się w bardziej rozwiniętych i lepiej prosperujących krajach.
Oczywiście to ma wielkie znaczenie, kto rządzi. Na kształt i kondycję państwa wpływa jednakże wiele czynników niezależnych od woli polityków i wyborców, którzy w dniu wyborów sami stają się na chwilę mikropolitykami. Istnieją procesy „długofalowe”, toczące się pod powierzchnią codziennego życia politycznego i względnie od niego niezależne. Wielkie przemiany kulturowe i cywilizacyjne nie zależą od polityków, a za to politycy i cały ten zgiełk, który generują, muszą się im podporządkowywać. Ktoś tę Wisłę kijem zawraca, ktoś kijem popycha, ale ona i tak płynie kędy chce, a raczej musi.
Polityka jak paintball
Kategorie: Uncategorized