Ludwik Lewin
Według niektórych źródeł urodziła się w Odessie, według innych w Kiszyniowie. Bardzo wiele punktów, a nawet rozdziałów jej życia pozostawia wątpliwości. Jedno jest pewne. Gdyby nie Dina Vierny – modelka, ekspertka, galerzystka – nikt, oprócz historyków sztuki, nie pamiętałby o Aristide Maillolu (8 XII 1861 – 27 IX 1944), uważanym obecnie za jednego z największych rzeźbiarzy XX wieku.
Wychowywała się pośród lalek, które zbierała do końca życia i w rytmie domowych koncertów. Rodzice Diny Vierny byli muzykami, ciotka śpiewaczką operową. W tym żydowskim domu rozmawiano po rosyjsku.
W r. 1925, kiedy miałą 6 lat, rodzina wyemigrowała przez Warszawę i Berlin do Paryża, gdzie jej ojciec Jakow Abinder znalazł pracę jako pianista kinowy. Odziedziczyła rodzinne talenty i wiele lat później nagrała nawet bardzo ciekawą płytę pieśni rosyjskich, również komponowała. Na studia wybrała jednak całkiem nieartystyczne dziedziny, do jakich należy fizyka i chemia.
Jako licealistka i studentka obracała się w kołach lewicowych. Lewicowość łączyła z naturalizmem, co ułatwiło jej, jak sama wspominała, pozowanie nago.
Zaangażowanie polityczne połączyło Dinę z Pierrem Jamet, pierwszym (jak się wydaje) ukochanym, działaczem młodzieżowym, aktywnie uczestniczącym w ruchu „Auberges de Jeunesse. Spotkali się, ponieważ oboje należeli do chóru Artystów i Pisarzy Rewolucyjnych, który zmienił następnie nazwę na Ludowy Chór Paryża.
Ta miłość nie trwała długo, bo już w r.1938, dziewiętnastoletnia Dina poślubiła Saszę Viernego, syna żydowskich emigrantów z Rosji. Zaczynał studiować weterynarię. Został jednym z bardziej znanych francuskich operatorów filmowych.
Zapewne nie jest przypadkiem, że ci dwaj mężczyźni z życia Diny leżą obok siebie na cmentarzu na bretońskiej wyspie Belle-Île-en-Mer, dokąd w młodości cała trójka jeździła na wakacje.
Dina na całe życie zachowała nazwisko Saszy, ale rozwiodła się z nim dosyć szybko. Poślubiła po II wojnie o pięć lat młodszego od siebie Jeana Lorquina. Miała z nim dwóch synów.
Jedynym prawdziwym mężczyzną jej życia był przecież Aristide Maillol, rzeźbiarz bardzo wysoko ceniony w okresie międzywojennym.
Mówi się, że spotkanie między piętnastoletnią uczennicą a siedemdziesięciotrzyletnim artystą było przypadkowe. Być może wszystko jest przypadkiem, ale niektóre przypadki okazują się zrządzeniem losu, wynikającym z przeznaczenia, z układu gwiazd, czy innej jakiejś, mistycznej konieczności.
Wiele lat później syn Diny Olivier Lorquin, który na wyprzedaży nieznanych wcześniej dzieł Maillola, kupił portret kobiety pochodzący z samego początku XX w., powiedział: „odnajdują tu twarz Diny, a nie jest to Dina. Moja matka urodziła się dwadzieścia lat później, ale obecna była w spojrzeniu Maillola od początku stulecia. To tak, jakby całe życie miał ją przed oczami”.
To przyjaciel jej ojca, architekt Jean-Claude Dondel zwrócił uwagę na podobieństwo Diny do przedstawiających kobiety rzeźb innego przyjaciela, Aristide’a Maillola i w r. 1934 przedstawił ją artyście.
Stary rzeźbiarz przestał już wtedy prawie rzeźbić. Przez pierwsze dwa lata tylko rysował i malował Dinę, której rubensowskie kształty wciąż skromnie przykryte były sukienką uczennicy. Codzienne seanse trwały trzy godziny. Maillol, by nie odrywać jej od nauki sporządził pulpit, na którym Dina kładła podręczniki i zeszyty, co pozwalało jej jednocześnie pozować i odrabiać lekcje.
„Pewnego dnia” – wspominała Dina Vierny w wywiadzie-rzece spisanym w książce Alaina Jauberta – „powiedziałam wreszcie: Maillol, niech się pan nie boi, niech pan mi powie, żebym się rozebrała. Należę do Przyjaciół Natury, takie jest moje pokolenie. Nagość to czystość. Musset napisał, że wszystkie istoty naprawdę piękne pozwalają oglądać swą piękność. Maillol był nieśmiały i skryty, ale bardzo oczytany. Zdanie wzięte z Musseta zrobiło na nim wrażenie. I wtedy zaczęliśmy pracować poważnie”.
Bardzo poważnie. Artysta znów wrócił do rzeźby i to do rzeźby monumentalnej. Uwielokrotniając Dinę odnowił i spotęgował wyraz swej sztuki. A młoda dziewczyna? Jak znosiła bezruch modelki?
„Nie musiałam się wysilać” – opowiadała Alainowi Jaubertowi. „Na twórczość patrzysz i uczestniczysz. Wchodzisz w tę grę. Szybko zostałam oczarowana możliwością wejścia w twórczość, możliwością długich rozmów z artystą, próbą zrozumienia. Miałam złudzenie, że służę artyście, ale artysta przecież naprawdę nikogo nie potrzebuje. To było dziecinnie proste i na dodatek bardzo przyjemne”.
Patrząc na wyzywające często postawy rzeźb przedstawiających Dinę, wiedząc o bliskości twórcy i modelki, która stała się jego muzą, trudno powstrzymać się przed myślą o związku miłosnym. Miłość między dziewczynką i starcem nie ulega wątpliwości, nie był to jednak związek erotyczny.
„W przeciwieństwie do tego, co ludzie sobie wyobrażają” – tłumaczyła Dina Vierny – „między Maillolem a mną nie było nic cielesnego. To był wzajemny podziw. Kiedy Maillol postanowił, że mam być rzecznikiem jego dzieła, poważnie mnie do tego przygotował. Ale Maillol był przede wszystkim moim Pigmalionem. To z nim i z jego przyjaciółmi – Matissem, Bonnardem, Duffym – nauczyłam się widzieć. I okazało się, że mieli rację, do sztuki byłam zdolniejsza niż do czegokolwiek innego”.
Miał rację. Pod każdym względem. Po wojnie Dina robiła wszystko, co możliwe i niemożliwe, cudów po prostu dokonywała, ażeby nie zapomniano o Maillolu, ażeby traktowano go, jako wielkiego twórcę.
Podczas wojny rzeźbiarz przeniósł się z podparyskiego Marly-le-Roi do rodzinnego Banyuls, we francuskiej części Katalonii. Wziął ze sobą swą muzę i modelkę, która była jednocześnie Żydówką, urodzoną za granicą, ustawami antyżydowskimi pozbawioną obywatelstwa francuskiego, której w każdej chwili groziło aresztowanie i wywiezienie do obozu.
Nie były to groźby teoretyczne. Pewnego dnia żandarmeria zatrzymała Dinę. W Banyuls Maillol miał wystarczające stosunki by ją wyciągnąć. A po zwolnieniu wysłał ją na Lazurowe Wybrzeże do dwóch przyjaciół – Henriego Matisse’a i Pierre’a Bonnarda.
W początku r.1943 w Paryżu, Dinę aresztuje gestapo. Bita przez francuskich policjantów, czekała w więzieniu na wywiezienie do Oświęcimia, gdzie w tym samym roku, wraz z 64’ już transportem Żydów z Francji, zamordowany był jej ojciec.
Maillol Po raz drugi uratował jej życie, zwracając się o pomoc do Arno Brekera, oficjalnego rzeźbiarza NSDAP, ulubieńca Hitlera i admiratora twórczości Francuza. Dina znów pojechała do Banyuls, ale na wieść o desancie na Normandię, wróciła do Paryża i przyłączyła się do komunistycznej. żydowskiej komórki ruchu oporu.
I tu zaczynają się niejasności. Maillol miał doskonałe stosunki nie tylko z niemieckimi artystami, ale również z przedstawicielami władz okupacyjnych. Częstymi gośćmi w jego domu bywali niemieccy wojskowi. Te sympatie i kontakty spowodowały, że na pogrzeb rzeźbiarza w wyzwolonym już Banyuls, prawie nikt nie przyszedł.
I pewnie pamięć o wojennej postawie spowodowała, że Maillola postanowiono rzucić w niepamięć. Nie mogła tego zaakceptować jego muza. Dina Vierny opowiadała, że kiedy podczas pierwszego pobytu w Banyuls działała w komórce Résistance, przeprowadzającej uciekinierów do Hiszpanii, robiła to w porozumieniu z rzeźbiarzem, który wskazał jej dróżkę „dzikich kóz i przemytników”, nazwaną „szlakiem Diny i Maillola”.
Działalność Diny w ruchu oporu była wielokrotnie kwestionowana. Twierdzi się, że Varian Fry, amerykański szef siatki przemytu antyfaszystów do Hiszpanii, nie był w stanie przypomnieć sobie jej działalności, a przewodnicy, towarzyszący uciekinierom, nigdy nie słyszeli o „szlaku Diny i Maillola”.
Rzeźbiarz Paul Belmondo, który uczestniczył w zaplanowanej przez Goebbelsa, podróży francuskich artystów do Berlina, opowiadał, że w Paryżu aresztowano jakoby Dinę za nielegalny handel dziełami sztuki.
Werner Lange, dobry znajomy Maillola oficer Propaganda Staffel, przydzielony do ambasady Niemiec w Paryżu do kontaktów z artystami, pisał natomiast, że Dinę zatrzymano za handel dolarami i sobie przypisywał zasługę jej uwolnienia.
Ci wszyscy świadkowie zapominają jakby, że Dina była Żydówką i już tylko za to wisiał nad nią wyrok śmierci. A jeśli nieco ubarwiła swą wojenną przeszłość, to nie dla własnej chwały, ale po to by oczyścić imię Maillola.
Po wojnie, za radą Matisse’a Dina Vierny otworzyła galerię, która bardzo szybko stała się jedną z ważniejszych w Paryżu. Wystawiała wielu artystów, promowała wiele wielkich dziś nazwisk, ale ani na chwilę nie przestawała walczyć o uznanie dla „szefa”, jak nazywała Maillola.
Dopiero w 20 lat po wojnie udało się jej przekonać André Malraux, wtedy ministra kultury, by w paryskim ogrodzie Tuileries ustawić 18 rzeźb swego opiekuna i podopiecznego. Stoją tam i jest to również 18 figur Diny.
W r. 1955 postanowiła kupić pałacyk w eleganckiej, siódmej dzielnicy Paryża, przy ulicy Grenelle. Budowlę nabywała powoli, mieszkanie po mieszkaniu. Udało się jej uzyskać całość i w r.1995 spełniła swe największe chyba marzenie. Muzeum Maillola zainaugurował ówczesny prezydent Francji François Mitterrand.
Amerykańska dziennikarka Susan Stamberg rozmawiała z Diną w grudniu 2008 roku. Jak pisze, usłyszała na pożegnanie: „W życiu musisz szukać szczęścia. Nie daj się zawrócić z tej drogi. Z nadzieją patrz przed siebie”.
Dina Vierny umarła w niecały miesiąc później, 20 stycznia.
Wielokrotnie nazywa Aristide’a Maillola swym Pigmalionem. Jest to nawiązanie do mitycznego rzeźbiarza, który zakochał się w swej rzeźbie, Galatei, ożywionej przez Afrodytę, współczującą cierpiącemu artyście. Pigmalionem nazywa się we Francji osobę, która powodowana miłością, prowadzi przedmiot swej miłości do sukcesu.
W związku Diny i Maillola oboje byli na przemian Galateą i Pigmalionem.
Pierwodruk ukazal sie w Slowie Zydowskim
Wszystkie wpisy Ludwika
KLIKNIJ TUTAJ
Kategorie: Uncategorized