Uncategorized

Ożeniony ze szlachcianką (44)

Marian Marzynski

Zima 1973 roku. Szlachcianka jest w ciąży. Łzy, jakie roniła, gdy podpisywaliśmy umowę na zakup amerykańskiego domu („Czy wystarczy nam pieniędzy? Co będzie, jak się zawali fundament?”), dawno już wyschły.

.

Odśnieżając nasz dom na 50 Summit Avenue, poczuliśmy się Amerykanami.

Na jednej z garage sales, gdzie zaopatrywaliśmy się we wszystko potrzebne do urządzenia domu, spotkaliśmy powojennego emigranta z Londynu, Aleksandra Charłazińskiego o nazwisku skróconym do Chart, który powiedział nam, że mieszkania wynajmują tylko frajerzy. 70% Amerykanów posiada własne domy, jedna trzecia dochodu powinna pójść na spłaty. Z duńskich oszczędności zapłaciliśmy zaliczkę. Grażyna dostała prace u architekta, wspólnie mieliśmy 20 tysięcy rocznie, z czego 5 tysięcy szło na domowe raty. Inna rada Aleksandra: następnego dnia po kupieniu domu szukaj nowego. Dotyczy to również pracy: po dostaniu jej, rozglądaj się za nową. Rady Aleksandra nazwaliśmy wskazowe fachówki.

Postanowiliśmy, że zamiast w Providence, Grażyna będzie rodzić w Kopenhadze, gdzie w naszym mieszkaniu zostali moi rodzice Broneczka i Daneczek, opiekujący się zostawionym tam Bartkiem, który dłużej już bez nas nie wytrzymuje, a my bez niego.

Uświadamiamy to sobie , gdy dostajemy jego pierwszy rysunek z duńską flagą.

.

Moi studenci kończyli swoje filmy. W połowie maja odbędzie się nasz pierwszy festiwal filmowy, na którym między pokazami, gramy muzykę z filmów. Felliniego, o którym do mojego przyjazdu, niewielu słyszało. Pokazaliśmy 12 filmów

W filmie Briana Dowley Bag Kind, studenci, którzy jeździli na łyżwach, ubrali się w wielkie plastykowe worki na śmieci i na zamarzniętym jeziorze, odegrali taniec postaci z sympatycznej cywilizacji „workowej”, która ginie na naszych oczach w przeręblach topniejącego lodu.

Tom Payne dowiedział się, że w pociągu z Bostonu do Providence codziennie o tej samej godzinie pasażerowie oglądają przez okna kiwającą do nich ze swojej werandy pewną starszą panią, Któregoś rana Tom wsiadł do tego pociągu filmując pasażerów snujących przypuszczenia o tym, kim jest ta pani i dlaczego to robi. Z minuty na minutę wzrastało napięcie, ale tego dnia jej weranda była pusta. Film nazywał się I wave back.

Jean de Segonzac, mój francuski tłumacz, późniejszy reżyser wielu wybitnych filmów telewizyjnych, odkrył w studentce malarstwa Naomi, aktorkę do filmu o swojej pierwszej miłości.

W grupowym filmie The Russians are coming, oglądamy kulisy występów w Providence moskiewskiego cyrku, przed którego namiotem, antykomunistyczni aktywiści, wznoszą okrzyki przeciwko “czerwonym niedźwiedziom”. W filmie Trip to a Landscape, trzech malarzy tworzy przed kamerą swoje własne interpretacje tego samego pejzażu.

Matt Hintlian odwiedza bostoński Queer Club. Swój film nazywa Jesteśmy matkami przyszłości.

W kilka dni po pokazach polecieliśmy do Kopenhagi. Grażyna wróciła do swojej dawnej pracy w biurze architektonicznym i zapisała się na kursy nowoczesnych porodów. Ja, w telewizji duńskiej zająłem się produkcją kolejnego programu z serii Teatr Piosenki. Były to żydowskie piosenki weselne. Bartka zapisaliśmy do duńskiego przedszkola. Gdy w połowie września wracałem do Providence, Grażynie pozostały dwa miesiące do porodu. Obiecała mi, że napisze zaraz po swoim powrocie z lotniska.

Kopenhaga, 15.09.1973. Misiaszku najsłodszy, życie bez ciebie jest straszne. Jest mi smutno. Po twoim telefonie z lotniska miałam ochotę usiąść i płakać. Nie umiem mówić i nie umiem pisać. Szkoda, że nie ma takiej maszyny, która potrafiłaby odczytać stan duszy, to co się dzieje. Zawsze tak było, może to kwestia wychowania, żeby trzymać wszystko w środku, nie pokazywać własnych słabości, wszystko na pokaz. Dochodzę do wniosku, że życie w samotności jest wegetacją. Tylko życie dla drugiego człowieka ma sens. Nie wiem co by było, gdyby jednego z nas zabrakło na świecie. Kocham cię i idę sobie, bo nie mogę dalej pisać, tak okropnie płaczę. Gaga.

Providence, 16.09.1973. Gagulinku, wylądowałem w żydowską sobotę na naszej East Side – w pustej lodowce, sklepy koło nas pozamykane, więc jadę do Star Market, a tam teściowa Aleksandra Charta opłakuje zięcia, który za 200 dolarów kupił kolejny, trzydziesty czwarty stary samochód, jedno koło już mu odpadło, nowe będzie kosztować 250 dolarów. U Włochów nabrałem towaru: chleb popękany wyglądał na świeży, ale w domu okazał się czerstwy, pudełko jajków i brzoskwinie z nadzieja, że dojrzeją. Potem objazd yard sale. Kupiłem: za 25 centów obrazek, za 20 kolejny ukwiecony kapelusz do naszej kolekcji, znalazłem również umowę o kupno jakiegoś domu w Providence z marca 1867. Na Transit Street ktoś odkupuje od nieboszczyków szafy z pełną zawartością, jeszcze tam wrócę. Wczoraj zapytał mnie Larry czy wole żyć w dużym mieście, w małym, czy na wsi? Odpowiedziałem mu, że nie chodzi o to, gdzie, ale z kim. Uwielbiam cię. M.

Kopenhaga, 21. 9.1973. Maryś, co to jest, że od czasu twojego odjazdu budzę się w nocy punktualnie o trzeciej , a potem nie mam siły wstać, czy to ty mnie budzisz, bo myślisz o mnie? u ciebie jest wtedy 9 wieczorem, przesuń myślenie o parę godzin, żeby u mnie wypadła siódma. Byłam wczoraj na lekcji w Rigshospitalet : żeby móc chodzić koło rodzącej żony, wszyscy mężowie muszą robić te same ćwiczenia co my na kursie. Tu każą śpiewać w czasie największego bólu, a właściwie poruszać ustami bez głosu, ale musi do być konkretna, przygotowana piosenka, zaśpiewam coś po polsku. Bartoszek jest ciekawy jak to się robi, że dziecko jest w brzuchu. Powiedziałam, że tatuś i mamusia muszą bardzo chcieć, a jak zapytał jak to wychodzi, dałam mu do obejrzenia książkę medyczną z rysunkami. Czy naprawdę chcesz przyjechać w listopadzie? To by było fantastyczne, tylko czy możesz? Nie chciałabym, żebyś samowolnie robił sobie urlop, szczególnie że będziesz chciał przedłużyć kontrakt. Marysineczku, kochaneczku i miłeczku, całuję cię, Gaga.

Providence, 5.10. 1973. Niepokalanego poczęcia, najświętsza panienko, w listopadzie przyjadę na pewno. Wszyscy wiedza o tym od początku i cała produkcja jest w ten sposób zaplanowana. Odrobimy to większą intensywnością zdjęć, które skończą się przed moim odjazdem, potem studenci zaczną montować, a materiały pokażą mi w styczniu, jak wrócę po zimowych wakacjach. Plan mojej klasy Film Analysis Seminar: przyjadą Adam Holender, Milos Forman i Jan Kadar. Zaproszony jest również Stanley Kubrick. Zanussi będzie u mnie z nowym filmem Iluminacja. Pisze to robiąc śniadanie. Żebym nie był samotny, tak jak postanowiliśmy, mój student Scott Sorenson, z trzeciego pokolenia duńskich emigrantów w Ameryce, wprowadził się do naszego domu. Scott jeszcze śpi, bo wczoraj późno wrócił z pracy na taksówce. Czy jajko trzeba przekłuwać z jednej strony, czy z dwóch, z tego bardziej zaostrzonego bieguna, czy z tego zaokrąglonego? Scott śpi z Suzanne , która jest córką włoskiego ogrodnika z mafii, na lotnisku wynajmuje samochody, należy do medytacji transcendentalnej, na którą nas obu namawia. Wracam do jajek, które gotują się wolno , wstawiłem je do zimnej wody i na niski ogień, bo przestrzegałaś, że przy wysokim ogniu, bez doglądu również dom może się zagotować. Przestawiam na średni ogień. Mleko udaje mi się złapać w biegu przed przegotowaniem. Bajgle gotowe. Jajka będą za chwile, ale wciąż nie wiem czy wstawiać do zimnej wody, czy do gotującej. Ale wszystko to nie ważne, bo gotuje się tutaj dobra przyszłość dla nas i dla naszych dzieci. Zapowiada się, że po dwuletnim kontrakcie, dostanę kontrakt 5-letni jako Associate Professor. Jutro wpłacę 5 tysięcy dolarów do banku na spłatę części długu hipotecznego, bo bank daje nam tylko 5%, a pożyczka jest na 7%, więc 2% dla nas. W majątku mamy w tej chwili 12 tysięcy dolarów, wystarczy na zaliczkę na następny dom. Rachmistrz M.

Kopenhaga , 25.10.1973. Zebrałam recenzje z twojego programu Piosenki żydowskie w TV. Fantastyczne były w B.T. i Extra Bladet , gdzie Ulrichsen pisze, że należy go powtórzyć, co nie jest, uważam, złym pomysłem. Nie wiem czy zdołam się wstrzymać do twojego przyjazdu, bo czuje, że to już lada dzień. Przywieź dwa nasze ręczniki ładne, będą dla malucha. Gaga.

Providence, 30.10.1973. Gagulineczku, kupiłem wczoraj stuletnią flagę amerykańską, jest tam tylko 48 gwiazdek, więc antyczna, kosztowała 50 centów i świetnie nadaje się do przykrycia łózka. Od kilku dni chodzę pieszo do szkoły w celu gimnastycznym, po pracy od czasu do czasu dzwonię do agentki nieruchomości, żeby pokazała mi w naszej okolicy jakiś dom do sprzedania, a po obejrzeniu ona wysadza mnie na 50 Summit Avenue. Po wycieczkach do różnych garage sales zrobiłem wystawę rzeczy, które kupiłem z myślą o naszej dziewczynce lub chłopczyku: 2 sztuki śpiworków bardzo malutkich za 75 centów, piżamków na zatrzaski 3 sztuki za 75 centów, biała pareczka butków skórkowych za 25 centów, najmniejsze półbuty świata zielono-pomarańczowo-żółte, też 25 centów, plastykowych majtek do siusiana 6 sztuk za 75 centów, ciepły śpioch gruby, ale czy wełniany nie wiem, sweterunio przepiękny, marynareczka welwetowa z myszką miki, ranne pantofeleczki z oczami, nosem i uszami, wszystko razem 4 dolary i 70 centów. Czy mam to wszystko przywieźć? Zapobiegliwy M.

Kopenhaga, 1.11.1973. Psinu, niech to wszystko tam zostanie w naszym domku, jak nie przyda się nam, to damy innym rodzicom. Wczoraj miałam gimnastykę w szpitalu od 7 do 12 w nocy. Pokazywali nam filmy zdjęcia i rysunki o porodach. Wróciłam do domu zmordowana. Teoretycznie wiem jak się zachowywać, ale praktycznie pewnie nic z tego nie wyjdzie. Przy porodzie Bartosza nosiłam maskę gazową, tutaj mówią, że to nie dobre dla matki i dziecka. Położna powiedziała, że między 11 a 13 listopada. Zwisa mi brzuch, więc nie mogę siedzieć normalnie, a tylko z rozkraczonymi nogami. Posyłam ci zdjęcie Bartoszka z przedszkola. On ciągle pyta jak się to dziecko wydostanie z brzucha. Gdybym podała mu szczegóły, to by nie uwierzył, że to możliwe. Czekam, czekam, czekam. G.

Providence, 10.11.1973. Najsłodsza matko-bohaterko, mój przylot jest 16 listopada i mam wrażenie, że nie będzie za późno, bo zaobserwowano zjawisko opóźnień porodów na skutek zmian cywilizacyjnych. Profesor ginekologii i położnictwa, M.

16 listopada 1973 roku wylądowałem w Kopenhadze. Otwierając mi drzwi, Grażyna powiedziała, że właśnie poczuła coś mokrego w majtkach i żebym nawet nie wchodził do środka, bo trzeba wsiąść do Volkswagena i pojechać do Frederiksberg Hospitalet. — Mężowie są tam spodziewani, powiedziała, w sali porodowej będziesz miał wyznaczone zadanie. Przypomniał mi się szpital na warszawskim Żoliborzu i matki, pokazujące ojcom przez szyby okienne swoje zawiniątka.

Położna zapytała mnie, czy po podróży nie jestem głodny. Oczywiście, jak zwykle, byłem. Grażyna leżała już na łóżku porodowym, gdy przyniesiono mi talerz ze szpitalnym lunchem. Trzymałem go w jednym ręku, a drugą masowałem Grażynie plecy. Nie założono mi nawet fartucha. Czy w Danii nie ma bakterii?

Po 20 minutach zobaczyłem to, o co pytał Bartek i tez nie mogłem uwierzyć, Jak ta główka da sobie radę? Przeraziło mnie, że było to coś bardzo mokrego i czarnego. Nie uświadomiłem sobie, że dzieci rodzą się z włosami na głowie. Właścicielkę tych włosów nazwaliśmy Anya.


Dcn


Ożeniony ze szlachcianką (44)

Poprzednie odcinki TUTAJ

Wszystkie wpisy Mariana TUTAJ

Kategorie: Uncategorized

1 odpowiedź »

  1. Frederiksberg hospital zamknięty a Tak dobrze funkcjonował a w pozostałych porodne protestują że za mało miejsc i personelu a rodzące są wypraszanie do domu tego samego dnia.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.