Uncategorized

Matka

Zenon Rogala

          – „ A…a…a… kotki dwa”…

Siedziała w łóżku na kołdrze cała mokra, z podwiniętymi nogami, przytulała do mizernych piersi i kołysała na boki mokrą poduszkę. Długie jak badyle włosy  całkiem zasłaniały jej twarz. Mocno i kurczowo trzymała to swoje mokre dziecko i pięknym głosem, może nieco męskim, śpiewała mu tę powszechnie znaną wszystkim kołysankę. Ale nikomu nie było do snu. Raczej do pobudki, do wstawania, do ratowania, do zbierania wody z podłogi, do zakręcania kranu w łazience, do zbierania wody do wiader, do sprawdzania zalanego piętro niżej pokoju, do wyjaśnienia wreszcie dlaczego i jak to się stało, że wynajęty kilka godzin temu najdroższy apartament  hotelowy, od tej chwili nadaje się już tylko do kapitalnego remontu, łącznie z dwoma pokojami poniżej.

Wielka kałuża przed drzwiami usprawiedliwiała zbiegowisko powstałe z przechodzących gości hotelowych i personelu. Raczej w trosce o zapobiegniecie dalszej eskalacji zniszczeń, pokojowe przypominały straż pożarną, ale działającą w odwrotnej kolejności. Tu woda nie była  potrzebna. Przynosiła tylko straty. Więc z wiader znikała we wszystkich dostępnych bezpiecznych odpływach. Cały ten zrozumiały rwetes nie robił jednak wrażenia na czułej matce. Nie skarżyła się na chłód, choć widać było jak cała dygocze z zimna. 

          – Wiem, że ci zimno, ale mamusia cię utuli i ogrzeje, nie płacz, mamusia cię nakarmi i napoi, a teraz zaśnij moja perełko – spod strąków przemoczonych włosów dochodził błagalny skowyt matki o szczęście dziecka.

          – Już jesteś czyściutki, no nie płacz, teraz zaśniemy, mamusia razem z tobą zaśnie – próbowała utulić do snu to mokre zawiniątko.

Staliśmy pokonani. Kierowniczka piętra, brygadzistka pokojowych, kierownik recepcji i ja. Jak uczniowie na pokazie macierzyństwa. Gdyby nie kapiący wodą kłębek, można by  przysiąc, że to słowa prawdziwej matki do prawdziwego dziecka, może też i tak było dla tej kobiety, ale dla mnie było jasne, że bez lekarza sobie nie poradzimy.

          – Pojawiła się na recepcji, rozluźniona i zapewniała, że wyprzedziła męża, który podąża za nią gdyż miała sprawdzić czy warunki dla dziecka będą najlepsze, stąd sam zaproponowałem apartament, który jak wiadomo nie jest rozchwytywany – na szczęście mam jej dowód, bo coś mnie tknęło – uzasadniał poprawiając muszkę  –  miała tylko małą torebkę, a  matki mają coś więcej. Mówiło się, że pan Waldek ma ćwierć etatu w Spółdzielni Ucho i chyba nie bez racji, facet miał  poza uchem, dodatkowe oko.

          – Jak tylko weszła wywiesiła na klamce zawieszkę, żeby nie przeszkadzać,

          – Halina wpadła z dołu z krzykiem, że woda leje się po suficie w osiemnastce, więc jak weszliśmy. Ona siedziała w koszuli w wannie z tą poduszką, woda rozchlapywała się po bokach, bo ona kąpała tę poduszkę. Nawet nie pozwalała zakręcić wody, tylko lała na nas prysznicem i chlustała z wanny. Trzeba będzie całe tapety zmieniać. A jak już wyszła z tej wanny to zerwała firanki i zasłonki w sypialni, żeby przykryć tego dzieciaka i zaraz z nim hop do łóżka –  niech ją cholera, tyle roboty przez durną babę.

          – Zadzwoniłam już na Policję  – zaraz przyjadą – pani Danusia –  Patrzyła na tę dziwną matkę z jakimś spokojem i współczuciem. 

          Pojawili się niespodziewanie. Było ich trzech jak w balladzie o Budrysach. Wiedziałem, że ten życiowy, dramatyczny spektakl za chwilę dobiegnie końca.

Do dziś mam żal do siebie, że biernie patrzyłem jak dwóch podgolonych drabów, ubranych w służbowe uniformy Służby Zdrowia. Podeszli do tej prawdziwie niepokalanej matki, wyrwali z jej rąk jej najdroższą perełkę, powalili na ziemię i sprawnie założyli kaftan bezpieczeństwa. Autentycznie broniła swej matczynej godności. Walczyła jak tylko zdeterminowana matka walczyć potrafi. Jeszcze chwila, a pokonałaby tych osiłków i wywalczyłaby wolność dla siebie i dla swojego dziecka. Skąd u takiej chudziny tyle siły. Ten męski wrzask i spazmatyczny skowyt wydobywający się z niej był zawołaniem o prawo do macierzyństwa. Jej powykrzywiana twarz, strzępy włosów i miotane przekleństwa mieszane z błaganiem o litość już  nie dla niej tylko dla jej dziecka.

          – Mordercy, zabili mi moje dziecko, oddajcie mi chociaż jego ciałko – zbiegowisko przed drzwiami gęstniało.

          – Czy pan jest lekarzem – teraz go zauważyłem.

          – Ostra forma schizofrenii paranoidalnej, ale takiego przypadku jeszcze nie miałem – lekarz stał z boku  –   i powiem panu, dyrektorze, że ona po jakimś czasie nie będzie w ogóle tego wydarzenia pamiętać.

          – A ja na szczęście zapamiętam …i to na długo.

Wszystkie wpisy Zenka TUTAJ

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.