.

Czesał się do góry. Ten pozorny drobiazg urastał wtedy do szczególnego wydarzenia, bo pośród wszystkich facetów na roku, czeszących się na bok, on był dowodem odwagi, a jego fryzura, ważnym znakiem rozpoznawczym. Droga do niego, dzięki tej fryzurze wiodła bezpośrednio, szczególnie dla tych, którzy skądś wiedzieli się, że jest między nami poeta, i co jakiś czas pytali o Staszka. Wystarczyło wtedy powiedzieć, że to ten uczesany do góry.
Mieć poetę na roku było nielichą gratką, cześć tego splendoru mogła bowiem niechcący spłynąć na każdego z nas, kiedy byliśmy pytani o żyjącego między nami poetę, przeważnie przez wyzwolone koleżanki z innych, szczególnie młodszych lat. Niekiedy śledziłem entuzjastki mowy wiązanej, jak nawiązywały kontakt z prawdziwym poetą i jak on reagował na ich głębokie spojrzenia, a niekiedy szczebiotliwą mowę przypominającą przedrzeźnianie dziecka w wieku przedszkolny.
Widziałem też, jak Staszek w czasie rozmowy z coraz to inną wielbicielką przyszłego wieszcza. zarzucał głową znanym gestem, by ujarzmić tę zbyt długą fryzurę, a często wprowadzał w gąszcz swoich, szumiących łanów, urządzenie zbudowane z palców swojej dłoni, które poczynając od wysokiego czoła, poprzez porośnięty kurhan na czubku głowy, aż po spływające na ramiona, czy wręcz plecy, próbowało uporządkować wielkie strąki nie zawsze umytych włosów. Jak na poetę wyróżniał jeszcze czymś szczególnym, zamiast bowiem połatanego swetra lub obciągniętych wytartych, sztruksowych spodni, jak przystało na każdego awangardowego poetę, nosił garnitur i co ważne, że zawsze ten sam, że był to garnitur stalowego koloru i co ważne, że zawsze nosił nienagannie wyprasowaną koszulę i do kompletu ciemny krawat.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że największy dostęp do Staszka miała mieszkająca z nim Danusia, osoba, która mimo swego licealnego wieku, prała i prasowała jego białe koszule, a w dodatku dla wielkiej miłości do Stasia, porzuciła dom rodzinny, z resztą niepełny, bo tylko matkę i zamieszkała w wynajmowanym przez poetę, jak w kiepskiej powieści, pokoiku na poddaszu.
Którejś niedzieli wziąłem udział w „spotkaniu z poetą”, na którym to właśnie poznałem Danusię i jeszcze przewodniczącego Koła Młodych Poetów, więc wyszło, że z kręgu wielbicieli jego twórczości, tylko ja mogłem uchodzić za publiczność. W tak kameralnym gronie, resztę spotkania, odbyliśmy w barze „Pod Filarkami”, gdzie odkryłem kolejną zaletę Staszka, który tam właśnie dał się poznać jako namiętny smakosz piwa. Z fragmentów, cytowanej pośród kuflowego brzęku, bogatej, przeważnie miłosnej twórczości Staszka, wyniosłem również świadomość wielkiej miłości autora do jego muzy poetyckiej – Danusi, a cytaty najczęściej przewijające się w wierszach mówiły o … płomieniach miłości i zaklęsłych bliznach…
Kiedy nadeszła pora zmiany lokalu, chyba Staszek zaproponował, żebyśmy udali się do mnie, a po drodze kupi się za mniej kasy, więcej piwa, niż w tym ohydnym lokalu, gdzie filarki już nie unoszą sklepienia, a sufit zamierza kochać się z podłogą.
Ratując głowy wyszliśmy w ciemną, niedzielną noc. Przewodniczący koła młodych poetów musiał wracać do żony, więc potoczył się pod górę ulicy, a nasza trójka, już bez pośpiechu, a raczej pod wpływem piwnych ograniczeń, toczyliśmy się w kierunku mojej stancji.
Jak przystało na gospodarza, gości puściłem przodem i wręczając klucze Staszkowi zapewniłem, że za chwilę dojdę, z wystarczającym do rana zapasem bursztynowego płynu, a może znajdzie się coś mocniejszego.
Mieszkałem na trzecim, więc kiedy wracając minąłem szczelinkę obserwacyjną w drzwiach Broni, która mieszkała na pierwszym, już wiedziałem, że stało się coś nietypowego.
– Niech pan szybko idzie do siebie, bo ten kudłaty, to panie, już na schodach strasznie szarpał tę dziewczynę, a teraz to chyba ją zbije, bo awantura u pana na całego, a jakby jakieś puszki zostały to ja, panie, jutro zabiorę, bo jakoś sobie radzić muszę.
Stałem pod swoimi drzwiami, całkiem daleki od poetyckiego nastroju.
– Kim był ten drugi, nie mów mi o tym niskim, bo jego akurat znam, ale powiedz kim był ten wyższy, i nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi i o czym ja mówię…tak, wtedy kiedy wyszedłem do toalety i jak wracałem to uśmiechałeś się do niego… ten wyższy… bo jak ja usiadłem, to ty zaraz wyszłaś, niby też do toalety… ale tam jest taki przedpokój, … całowałaś się z nim. Powiedz, bo będzie źle, powiedz, bo pożałujesz, wiesz, że się dowiem, a jak mi sama nie powiesz to marny twój los… moja droga, całkiem marny, więc powiesz mi czy się z nim całowałaś.. a może było coś więcej, bo nie wracałaś tak długo, że w tym czasie nie wiadomo co mogło się tam dziać. Danka …Danusia, lepiej powiedz sama, bo wiesz, że jak się nie przyznasz sama to i tak wyduszę z ciebie wszystko, wolę wiedzieć od ciebie, więc nie kłam i powiedz wprost, że mnie zdradziłaś z tym wyższym w tym przedsionku, wspólnym dla obydwu ubikacji. Jak nie powiesz po dobroci, to naprawdę nie ręczę za siebie. Wiesz, że tak zrobię, że i tak się przyznasz, tak jak było na imieninach u Zenka, tam też wdzięczyłaś się do niego, jak jakaś suka, czemu na mnie nie patrzysz… jak na innych, dlaczego oczy nie błyszczą ci jak ze mną rozmawiasz… no mówże wreszcie…
Bałem się wejść do własnego mieszkania, ono już nie było moje, nie był poetą mój kolega z roku i nie była jego dziewczyną, jego dziewczyna Danusia.
Na schodach poniżej słyszałem coraz bliższe szuranie kapci Broni. Wszedłem do nie swojego mieszkania.
Staszek przytulał do piersi pokrwawiona twarz Danusi, a krew z jej rozbitego nosa, dokładnie poplamiła jego stalowy garnitur, białą koszulę i ciemny krawat. Nie miał już głowy, w jej miejscu znajdował się snopek zmierzwionych włosów
Wszystkie wpisy Zenona
Kategorie: Uncategorized