
Dla mnie ten czas największych mrozów jest czasem największej radości. To dzięki tej surowej porze, tym trzaskającym mrozom, mam wokół siebie takie tłumy przyjaciół. I choć wiem, że ich przyjaźń nie jest bezinteresowna, ale pokażcie mi choć jedną, która taką nie jest. Boć przecież już sam fakt chęci posiadania przyjaciół jest próbą wypełnieniem naszych egoistycznych instynktów.
Więc dość już teorii, czas na praktyczne dowody przyjaźni.
Dziś, już od rana, zwłaszcza, że temperatura stawała się coraz bardziej nieznośna, wiedziałem, że grono moich przyjaciół powiększy się o nowych osobników, więc tym chętniej i coraz częściej musiałem do nich wychodzić, witać się z nimi przyjaźnie i choć wykazywali z początku dużo nieufności, teraz mogę powiedzieć, że jesteśmy w świetnej komitywie. Stawiali się licznie, im zimniej, tym przybywały ich całe tłumy.
Wieść o mnie i o mojej hojności, widocznie roznosiła się po okolicy lotem błyskawicy i napawało mnie to wielką dumą i satysfakcją, że oto i ja, mogę przyczynić się do ofiarowania komuś tylu radości. W dodatku z dnia na dzień przybywało moich przyjaciół. To napawało mnie dumą i dawało nowe siły do pogłębiania naszej przyjaźni.
Wiele uciechy otrzymywałem od tych osobników ubranych w prześliczne gustowne i świetnie skrojone kubraczki. Spod ich wyłogów widać było równie eleganckie kamizelki, ale szczytem elegancji i właściwego stylu ubioru, były wydatne krawaty, dumnie noszone przez większość. Nawet dziwiło mnie to, że można, będąc tak gustownie i odświętnie ubranym zwłaszcza w dni powszednie, nic nie tracić, a raczej zyskiwać przy tym uroczystym obnoszeniu się na co dzień w takim eleganckim stroju, w dodatku pod ciemnymi krawatami.
Inni, jakby zakłopotani sytuacją pogodową, nie zwracali uwagi na konwenanse i mniej starannie odnosili się do swoich strojów. Ich szare uniformy i puchate kufajki dobrze świadczyły o ich traktowaniu zimy, strojenie się nie było dla nich ważne, najważniejszy ich cel, to przetrwać ten ciężki czas. Ale byli też osobnicy szczególnie strojni. Ich nakrycia głowy zwracały uwagę swoją finezją wykonania, a dla podkreślenia panującej w ich środowisku mody, prezentowali dziwne nakrycia głowy, połączenie beretu z unoszoną na wietrze i drgającą za każdorazowym ruchem głowy, specyficzną antenką. Być może służyła im także do innych, niż ozdoba, celów.
Patrzyłem na moich przyjaciół z ciepłego pomieszczenia przez bezpieczną okienną szybę. Raz po raz, może dla okazania wdzięczności, a może dla zwrócenia na siebie uwagi, niektórzy z nich zbliżali się do framugi okiennej i chyba w celu okazania mi swojej wdzięczności przekrzykiwali się jeden przez drugiego: ćwir, ćwir – ale świr… ciku, ciku – skurczybyku…koko, koko – dawaj oko… gadu, gadu – spadaj dziadu…
Wszystkie wpisy Zenona TUTAJ
Kategorie: Uncategorized