Uncategorized

Polityczne ciekawostki – Korea poludniowa

Napisal i przyslal

Wladyslaw Czarnecki

 


Jest takie powiedzenie; jeśli chcesz mieć miękkie serce, to musisz mieć twardą dupę. Wypisz-wymaluj pasuje ono do obecnej sytuacji w Korei Południowej. Tam trwa procedura impeachmentu wobec pani prezydent Park Guen-hye (foto 1), a pani prezydent bezsilnie płacze i żeby naród nie widział tych łez, odizolowała się zupełnie i w ogromnym pałacu prezydenckim samotnie snuje się po pokojach, jak lady Makbet tuż przed samobójstwem (foto nr 2). Od 9 grudnia pozbawiona władzy i kompetencji, czeka na wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który postawi kropkę nad i. A wszystko zaczęło się od córki pani Choi Soon-sil, która nie lubiła się przemęczać, przesiadywać w bibliotekach i nocami czytać tysiące stron różnych, mądrych książek. Wolała intensywne, barwne i łatwe życie w studenckich klubach.

I żeby ułatwić jej kształcenie troskliwa mama zapewniła jej nadzwyczajne preferencje, tak jak w Polsce na studiach licencjackich w tych uczelniach, gdzie obowiązuje zasada „płacę i wymagam”. Dla konfucjańskich Koreańczyków, to było nie do zniesienia. Jakość kształcenia decyduje o jakości kadr, gospodarce, całym życiu społecznym. Akademicka poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko i nie do wyobrażenia są żadne ulgi, preferencje czy egzaminacyjna lewizna. Kształcenie córeczki pani Choi Soon-sil było tylko pierwszą nitką, wyciągniętą ze zdegenerowanego kłębka zewnętrznego kręgu władzy ( wg J. S. Millsa). Okazało się, że pani Choi Soon-sil (foto 3) pełniła w Korei Poł. rolę taką samą jak Grigorij Rasputin na dworze Mikołaja II – nawet jeśli chodzi o zabawy erotyczne z totumfackimi.

Do tego jeszcze pan Ko Young- tae, chłopiec do zabawy, ze stajni pani Choi Soon-sil, miał zajmować się jej pieskiem, ale skuszony wesołym towarzystwem, pojechał grać w golfa. Piesek został sam, a pani Choi Soon-sil jego niesumiennemu opiekunowi, urządziła karczemną, prostacką awanturę. Wściekły pan Ko Young-tae zaczął zbierać i dokumentować wszystkie haki – a wiedział bardzo dużo. Po kilku miesiącach prasa miała, ach! jaki żer i używanie. A w kraju szok. Na ulice Seulu wychodziło i po dwa miliony ludzi. Żadna policja nie zdoła rozproszyć takiej masy. W całej Korei Poł. rozlegał się ryk tłumów; naelyeooda (odejdź, ustąp). Pani prezydent Park Guen-hye struchlała – a nie jest to byle kto. Prezydentura, to jej rodzinne zajęcie. Jej ojciec był oficerem japońskiej armii cesarskiej. Tej samej, która w żołnierskich burdelach zamknęła kilkadziesiąt tysięcy Koreanek, bo przecież żołnierze muszą jakoś rozładować bojowe, bitewne napięcie. Lepiej więc Koreankami, niż alkoholem czy narkotykami. A że kilka tysięcy Koreanek nie przeżyło tego rozładowywania napięcia… no cóż, to tylko Koreanki, a nie Japonki. Po skończonej wojnie Korea zaczęła tworzyć swoją armię i doświadczeni oficerowie byli na wagę złota. Oficer Park Chung-hee został dowódcą armii, a w 1961 r. zrobił zamach stanu i został prezydentem Korei Południowej. Rządził żelazną ręką. W okresie 1961 – 1979 Korea przeżywała nieprawdopodobny postęp gospodarczy stając się przemysłową potęgą świata, ale kosztem głodowych płac, trudnego do wyobrażenia wyzysku pracujących, coraz większych represji i przymusu. Opór przeciwko dyktaturze Park Chung-hee tężał. W 1974 r. dokonano na jego życie jednego z licznych zamachów. Ale zamachowiec zamiast prezydenta zdołał tylko zastrzelić jego żonę, a matkę pani Park Guen-hye. Od tej pory pełniła ona obowiązki pierwszej lady Korei. Brała udział we wszystkich imprezach publicznych, u boku ojca. Ale później była pozostawiana sama sobie i zagubiona, niepewna siebie, znerwicowana 22-latka dostała się pod wpływ pana Choi Tae-mina (foto 4), który niczym mistrz Twardowski w obecności zbolałego Zygmunta Augusta przywoływał ducha zmarłej Barbary Radziwiłłówny – tak samo pan Choi Tae-min dbał o kontakty panny Park Guen-hye z duchem jej zabitej matki. I tak jak Twardowski chyba był raczej hochsztaplerem, a nie prorokiem czy konfucjańskim szamanem.

Tymczasem następny zamach na prezydenta Park Chung-hee udał się i w 1979 r. urządzono mu wspaniały pogrzeb. Panna Park Guen-hye opuściła pałac prezydencki oddała się studiowaniu na różnych uniwersytetach, podróżom po świecie, działalności naukowej i od 1989 r. także politycznej. Dopiero w 2012 r. uległa namowom otoczenia i życzliwej neutralności koreańskiego społeczeństwa, które pamiętało o sukcesach jej ojca, ale nie pamiętało o kosztach tych sukcesów. Stanęła do wyborów prezydenckich i wygrała je. Urząd prezydenta Korei Poł. objęła w lutym 2013r. Stanęła do tych wyborów raczej z poczucia obowiązku, ulegając prośbom i namowom, niż żądzy władzy. Teraz przeciwnicy zarzucają jej, że jest wyniosła, mało kontaktowa, zbyt wrażliwa emocjonalnie, nie potrafiąca szybko decydować, jednym słowem neurotyczka. Kiedy w 2014 r. zatonął prom Sewol i utopiło się 300 przeważnie najlepszych uczniów Korei, dla których ten rejs był nagrodą, pani prezydent na 7 godzin zamknęła się w pokoju, niezdolna do jakiejkolwiek reakcji. Mówią, że przez 1,5 godziny bezmyślnie, mechanicznie czesała swoje włosy. Podobnie J. Piłsudski, kiedy armie Tuchaczewskiego podchodziły pod Warszawę, wyjechał do Bobowej k/Gorlic, do posiadłości Wieniawy-Długoszewskiego, gdzie przebywała jego ówczesna kochanka, a później małżonka, Aleksandra Szczerbińska. Przebywał tam od 13 do 15 sierpnia, ale nie zajmował się kochanką, lecz cały czas, dzień i noc stawiał pasjanse w takim neurotycznym transie.

Dzisiaj pani Park Guen-hye ma 64 lata i jest przeraźliwie samotna. Aby uniknąć oskarżeń o nepotyzm, zerwała więzi ze swoim młodszym rodzeństwem. Nigdy nie wyszła za mąż, a niektórzy przypuszczają, że nigdy nie miała mężczyzny, wobec którego odczuwała by jakieś głębsze, pozytywne emocje. O samotności mówią różnie; jedni, że to jest najgorsze, co człowiekowi może się przytrafić – inni, że to jest cena wolności. Samotny może być mężczyzna, ale kobietom to raczej nie wychodzi. I ta na siłę tworzona samotność, nie wyszła również pani Park Guen-hye. Szukała psychicznej podpory i znalazła w postaci córki pana Choi Tae-mina, którą okazala się być pani Choi Soon-sil. Ta zaś żądna faktycznej władzy, drapieżna i agresywna, przebojowa, idąca po trupach, taki Rasputin w spódnicy, naprawdę była podporą chwiejnej neurotyczki pani Park Guen-hye. Ona zaś, jeśli nie miała takich przymiotów duszy i charakteru jak jej ojciec, nigdy nie powinna sięgać samodzielnie po władzę. Nie byłoby teraz łez i rozpaczy oraz konstytucyjnego kryzysu.
A w bonusie; nieodległa od Korei Mongolia, śpiewająca przebój Czyngiz chan. Ten przynajmniej nie był neurotykiem, tylko twardzielem, który wymordował kilkaset tysięcy ludzi i zapłodnił też tysiące kobiet, tworząc największą po dziś dzień wspólnotę genetyczną na świecie. Dał podwaliny także pod największe na świecie imperium, w skład którego wchodził nawet kawałek dzisiejszej lubelszczyzny.

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.