Uncategorized

Czarny Dunajec. Tu przed wojną żydzi górale żyli obok katolików górali. Wszyscy mówili gwarą. Naziści zniszczyli te wspólnoty


Przyslala Rimma Kaul


Środek lata. Pogodny dzień w drugiej połowie lipca. Grupa kilku osób spokojnie pracuje na nieco zarośniętym, odgrodzonym terenie. Jedni sekatorami przycinają odrastającą trawę przy macewach, inni zgrabują szpecące gałązki i kamienie na taczki. Skupienie pracujących jest wymowne i uderzające – wyglądają, jak gdyby odkrywali na nowo dawno pogrzebaną pamięć o swoich sąsiadach.

Żydowscy górale z Czarnego Dunajca

Jeszcze rok temu było tutaj szczere pole, odgrodzone walającym się gdzieniegdzie murem. Dziś cmentarz żydowski w Czarnym Dunajcu wyłania się z ruin. W oczy rzucają się stojące rzędem wyczyszczone nagrobki, lapidarium oraz trzy groby masowe – starannie wyżwirowane i oddzielone dużymi kamieniami.

– To nie pierwszy raz, gdy porządkujemy tutejszy cmentarz – przyznaje Bernadetta z Klikuszowej, gdy pytam ją, dlaczego przyjechała na czarnodunajecką nekropolię. – Jesteśmy tutaj, żeby zachować pamięć o tych ludziach, którzy mieszkali pośród nas, a teraz ich nie ma.

Przez kilka ostatnich dni około dziesięciu osób sprzątało żydowski cmentarz. Ale ich starania o przywrócenie tego miejsca „do żywych” nie ograniczają się tylko do skoszenia trawy czy wywiezienia połamanych gałęzi. Ich praca ma znacznie szerszy wymiar i trwa od dłuższego czasu. Kilka lat temu w gąszczu traw znaleźć można było tu jedną, przechyloną na bok macewę. Dziś jest już ich kilkanaście – i z każdym kolejnym rokiem przybywa kolejnych. To w dużej mierze efekt pracy członków projektu „Ludzie, nie liczby”, którzy, chodząc od domu do domu, znajdowali kolejne nagrobki. Pomogli też sami mieszkańcy Czarnego Dunajca, którzy przywozili je bezpośrednio na kirkut. Na większości z nich wyryto napisy w języku hebrajskim. Nie brak jednak macew z polskimi znakami.

Żydzi z Podhala posługiwali się góralską gwarą 

– Mówi się, że Żydzi porozumiewali się ze sobą po hebrajsku lub po niemiecku. My uważamy, że to byli Polacy i to nawet Polacy górale – mówi Michał Szaflarski, członek projektu „Ludzie, nie liczby”. – Mamy nawet przedwojenne zdjęcie od potomków tutejszej społeczności żydowskiej, na którym widać całą żydowską rodzinę: dorośli wraz z szóstką lub siódemką dzieci, wszyscy ubrani w stroje góralskie. Nie wiemy, czy tylko raz ubrali się do zdjęcia, ale wiemy na pewno, że na co dzień posługiwali się gwarą góralską. Dotarliśmy do powojennych nagrań i na nich słychać było, że gdy przyjeżdżali do swoich domów, to mówili płynną gwarą. Jedyne, co ich różniło od nas, to wiara.

Głównym punktem czarnodunajeckiej nekropolii jest usadowiony na środku wysoki, ciemny i pęknięty w pół pomnik. To nowy element – macewa powstała niecały rok temu. Jest tak duża, że przyciąga uwagę przejeżdżających obok kierowców.

– Słyszałem, że są tu młodzi ludzie, którzy zajęli się porządkowaniem tego cmentarza. Chwała im za to. A mówią, że współcześni młodzi to nic niewarte pokolenie – kręci głową pan Andrzej, który przyznaje, że jadąc z Zakopanego w kierunku Krakowa, zatrzymał się przy tamtejszym cmentarzu z czystej ciekawości.

Obok macewy uwagę zwracają czarne, kamienne tablice. Wyryto na nich imiona i nazwiska ponad czterystu osób zamordowanych przez nazistów. Wszyscy przed wojną zamieszkiwali Czarny Dunajec.

Dzieci i niemowlęta płaczące na stosach ciał grzebano żywcem

Są to zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Obok imienia i nazwiska widnieje liczba – to wiek ofiary. Razem z panem Andrzejem patrzymy w ciszy na szereg nazwisk. Nasz wzrok zatrzymuje się na kilku z nich.

Bernard Fischer w momencie śmierci miał tylko cztery lata. To przecież było zaledwie dziecko, które nie rozumiało tego, co się dzieje dookoła niego, a które musiało ponieść tak straszliwą cenę za to, kim się urodziło. Tak samo było w przypadku Ryfka Horowitza, Amalii Kalfus czy Mojżesza Baumana, którzy mieli tylko trzy latka. Przy imionach Szaje Bitterman, Amalia Blonder, Rella Horowitz, Mindel Korngut oraz Szymon Langer znajduje się napis «1».

– Dużo osób zginęło w akcjach likwidacyjnych, m.in. 31 sierpnia 1942 roku. Niemcy chodzili po domach i zabijali starsze osoby. Ale zdecydowaną większość przewieziono do Nowego Targu, a stamtąd do obozu koncentracyjnego w Bełżcu – opowiada Michał Szaflarski.

Według przekazów świadków, którzy przeżyli piekło Bełżca, większość Żydów umierała w komorach gazowych bezpośrednio po przyjeździe. Jednorazowo Niemcy w ten sposób potrafili uśmiercić nawet kilkaset osób.

Zdarzały się też sytuacje, gdy przestraszone dzieci i niemowlęta, które jeszcze w trakcie transportu zgubiły swoich rodziców lub pozostawione bez opieki, po przyjeździe do obozu zagłady zostawały w wagonach. Ich los był z góry przesądzony – zabrane przez Niemców wrzucane były do dołu, w których znajdowały się setki ciał wcześniej zagazowanych osób. Przerażone krzyki i płacz malutkich dzieci szybko zagłuszała zasypująca je ziemia.

Świadkiem zakopania żywcem niemowląt był m.in. Chaim Hirszman, jeden z nielicznych ocalałych z Bełżca.

– Całą wojnę przetrwało zaledwie tylko kilku Żydów z Czarnego Dunajca. W następnych latach kilku z nich zostało zabitych przez bandę „Ognia”. Reszta ocalałych wyjechała za granicę, m.in. do Ameryki. Ich domy zostały zabrane przez mieszkańców – dodaje smutno Szaflarski.

Alfreda. Do końca życia mówiła biegle po polsku

Mimo upływu prawie osiemdziesięciu lat od tamtych wydarzeń członkowie projektu podjęli poszukiwania dawnych mieszkańców Czarnego Dunajca oraz ich potomków. Czas jednak gra tutaj na ich niekorzyść. Tak było chociażby w przypadku Alfredy, która została uwieczniona na przedwojennej fotografii. Piękna, mająca wtedy około dwudziestu lat kobieta była wówczas narzeczoną Wilhelma Hollendera, później słynnego polskiego scenarzysty. Ona była córką rzeźnika, on wywodził się z rodziny prowadzącej sklep żelazny. Wojna pokrzyżowała ich losy – Wilhelm wyjechał do Krakowa i rozpoczął karierę w branży filmowej. Natomiast Alfreda trafiła do Auschwitz. Mimo całego koszmaru kobieta przeżyła obóz zagłady, następnie szybko wzięła ślub i wyjechała w 1946 roku do… Niemiec. Tam spędziła długie lata, aż do swojej śmierci w styczniu 2020 roku.

– Spóźniliśmy się zaledwie kilka miesięcy, żeby się z nią skontaktować. Napisaliśmy do jej syna, teraz utrzymujemy cały czas kontakt. Opowiedział nam, że ona do końca życia pamiętała polski język. Mówiła po polsku m.in. ze swoimi opiekunkami w Niemczech. To musiałoby być dla niej niesamowite uczucie, gdyby wróciła do rodzinnej ziemi po kilkudziesięciu latach – mówi Michał Szaflarski.

Rodzina Alfredy do Czarnego Dunajca ma przyjechać w najbliższych miesiącach, kiedy sytuacja związana z pandemią koronawirusa się uspokoi.

Ursula Maier, konsul Niemiec, na cmentarzu żydowskim

Dziś anonimowe historie, przeżycia i tragedie Żydów z Czarnego Dunajca symbolizuje cmentarna, na pół pęknięta czarna macewa. Pod nią leżą wieńce i kwiaty ozdobione flagą niemiecką. Jak się okazuje, kilka dni wcześniej złożyła je konsul Niemiec w Krakowie, Ursula Maier.

– Oddała cześć ofiarom, wspólnie oddaliśmy cześć pomordowanym Żydom, oprowadziliśmy panią konsul po cmentarzu, porozmawialiśmy. Niezwykle emocjonująca i wzruszająca wizyta, bo uświadomiliśmy sobie, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu przedstawiciele Rzeszy Niemieckiej byli tu siejąc postrach i terror, mordując ludzi. A teraz wysoki przedstawiciel tego samego narodu oddaje im cześć. To historyczna chwila – mówi Dariusz Popiela, inicjator projektu „Ludzie, nie liczby”. 

Ale nie byłoby macewy symbolizującej pamięć dawnych mieszkańców Czarnego Dunajca, gdyby nie pomoc z zewnątrz. Renowację nekropolii wsparły Konsulat Niemiecki w Krakowie, stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny oraz prywatni darczyńcy. Cały projekt wyniósł ponad 100 tysięcy złotych.

W poprzednich latach odnowiono także cmentarz żydowski w Krościenku nad Dunajcem i Grybowie. Kolejną nekropolią do odnowienia jest ta znajdująca się w Nowym Targu. Jeszcze w tym roku ma tam stanąć podobna, pęknięta na pół macewa

Antysemityzm na Podhalu

Członkowie projektu w porozumieniu z konserwatorem zabytków chcieliby wyremontować także synagogę w Czarnym Dunajcu. Okazuje się, że jest to jeden z nielicznych tego typu obiektów na Podhalu, które przetrwały do dziś. W odrestaurowanej synagodze powstałoby muzeum lub centrum kultury żydowskiej. Zwiedzający mogliby nie tylko dowiedzieć się o losach dawnej mniejszości na Podhalu, ale także zapoznać się z m.in. przedwojennymi fotografiami i artefaktami, którymi posługiwali się żydowscy górale. 

Zdaniem członków projektu stworzenie takiego muzeum otworzyłoby przed gminą nowe możliwości turystyczne, a do Czarnego Dunajca zaczęłyby przyjeżdżać wycieczki, m.in. z Izraela.

To, czego potrzeba, to pieniędzy i zrozumienia. Paradoksalnie z tym drugim może być trudniej.

– W Klikuszowej pod mostem ktoś na elewacji napisał „J*bać żydów sk*****nów”. Z kolei, gdy byłam kilka dni temu w salonie urody i zwierzyłam się, że jadę uprzątnąć cmentarz żydowski, usłyszałam: „Czemu pani tam jedzie? A to nie ma Żydów, nie mogliby oni się tym zająć?”. Takie pytania otrzymałam od młodej, około 20-letniej dziewczyny – mówi zdegustowana Bernadetta.

Obecnie na Podhalu nie ma żadnego muzeum, które przybliżałoby historię Żydów zamieszkujących przed wojną Podtatrze.

Czarny Dunajec. Tu przed wojną żydzi górale żyli obok katolików górali. Wszyscy mówili gwarą. Naziści zniszczyli te wspólnoty


Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.