
Tam nie działo się dobrze. Jeszcze tydzień temu w czasie nocnej wyprawy na drugi brzeg, zatonął pan kierownik. Wszyscy tak mówili choć pan kierownik tylko nie pokazał się rano w domu. Ale dzień po dniu mijał i ta szeptana prawda stawała się powoli obowiązująca.
Więc teraz ja wykonuję obowiązki topielca. Dzisiaj muszę dostać się na drugi brzeg. Muszę, bo po tej stronie jeziora czeka już na mnie maleńka łódeczka, muszę, bo po tej stronie nie znam nikogo u kogo mógłbym zanocować, muszę, bo jutro przyjdą po wypłatę ludzie zatrudnieni o ośrodku, muszę bo mnie prosił, choć wystarczyłoby polecenie służbowe dyrektor Tarnawski. Wiedział, że chętniej pojadę jak poprosi. Więc stoję teraz na drugim brzegu, ale tego właściwego drugiego brzegu nie widzę. Wiatr i nawałnica czyhały na mnie cały dzień i widząc, że pełen niepokoju jednak wsiadłem do tej łupiny, rozpoczęły swoją jeziorną hulankę.
– Czy można płynąć w taka pogodę? – tym pytaniem wystawiłem na ocenę niedostateczną swoją wiedzę o żegludze śródlądowej. Kobieta z dzieckiem na ręku niedbale zawołała w głąb domu.
–Chyba, że pan musi. – powiedział nieogolony w podkoszulku. A ja musiałem. –Płyń pan wzdłuż brzegu, jakby co, to będziesz pan miał bliżej – dodał.
-Jakby co to i tak pójdę na dno, bo z wielu rzeczy, których nie umiem, pływanie jest na pierwszym miejscu – pomyślałem ze zgrozą.
Nie wiem jak długo to trwało, ale byłem tylko ja, dwa do niczego nie potrzebne wiosła, woda, grzywy fal, wiatr, woda, grzywy fal, wiatr. Wszystko to tyle, że równocześnie. Decydował żywioł, a właściwie żywioły. Zmagały się ze sobą.
– Dawno nie miałyśmy takiej okazji, żeby zatopić tego idiotę,- wrzeszczały w wielkim podnieceniu.
– Kto w taka pogodę płynie i zakłóca nasz jeziorny taniec.
– Dawaj go tu do mnie, mówiła woda do wiatru.
– Przewróć tę łupinę już ja go nakarmię aż po brzegi płuc, niech myśli, że znajdzie we mnie choć odrobinę powietrza.
Woda była najbardziej zdradziecka. Gdyby tak zdecydowały, że mam nie dopłynąć, nie miałbym nic do gadania, bo nie byłem w stanie nic zrobić. Żywioły zdecydowały jednak inaczej. Wiatr był na szczęście innego zdania, nieco przycichł i usłyszałem
–Jak tylko dopłyniesz, masz nauczyć się pływać.
-Tym razem ci daruje, ale to twoja ostatnia szansa. – słyszałem wrzask wiatru.
-Sam widzisz, że to ja decyduje czy fale są duże i czy łódka utrzymuje równowagę – powiedział wiatr i byłem mu wdzięczny.
– Odwróć się, a zobaczysz drugi brzeg! – jednak mi sprzyjał.
Tak, rzeczywiście zbliżałem się do znajomego pomostu.
-Z początku my myśleli, że to pan kierownik wraca, ale jakżeby wracał, kiedy go wczoraj pod drugim brzegiem woda oddała, – mówili pracownicy licząc miesięczne wypłaty.
– Cała wieś stała w oknach i patrzyła, że to musiał być jego duch, bo nikt żywy w taką pogodę przecież by nie wypłynął..
. Wszystkie wpisy Zenona TUTAJ
Kategorie: Uncategorized