Uncategorized

Bezglosni (14)

Eliza Segiet

Eliza Segiet – absolwentka studiów magisterskich Wydziału Filozofii, autorka siedmiu tomów wierszy, monodramu, farsy i mikropowieści. Jej teksty można znaleźć w licznych antologiach, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Członek Stowarzyszenia Autorów Polskich oraz World Nations Writers Union.

Laureatka Międzynarodowej Publikacji Roku (2017 r., 2018 r.) w Spillwords Press (USA) oraz Nagrody Literackiej Złota Róża im. Jarosława Zielińskiego (za tom Magnetyczni) w 2018 r. Dwukrotnie jej wiersze (2018 r., 2019 r.) zostały wybrane jako jedne ze 100 najlepszych wierszy roku  w International Poetry Press Publications (Kanada). 

W The 2019 Poet’s Yearbook  została nagrodzona prestiżową nagrodą Elite Writer’s Status Award jako jeden z najlepszych poetów 2019 r. Nominowana do Pushcart Prize 2019 oraz do Naji Naaman Literary Prize 2020.

Recenzja Kingi Mlynarskiej


Tatko, tatko, dobrze, że u nas jesteś. Mamusia da ci jeść, a ty pobawisz się z nami − podśpiewywała radośnie Marysia, a Krysia jej wtórowała. Janka ostatnio tolerowała mnie tylko dlatego, że wiedziała, jak bardzo dziewczynki mnie kochają. Patrzyła na ich radosny taniec wokół moich nóg i powiedziała: 

Wam wystarczają nawet nogi tatusia? 

Nogi są najlepsze, bo tatko nas będzie bujał. Najpierw mnie, a później Marysię ze śmiechem skwitowała Krysia.

Tylko teraz musi postać, żeby nogi miał odpoczęte. Dobrze mówię, tatko?

Tak, masz rację − odpowiedziałem. 

Paweł ze swoją matką siedzieli z boku stołu i nic nie mówili. Jakbym nie wart był − oprócz powitalnego skinięcia głową − ani jednego słowa. Janka patrzyła na nas, na naszą radość z jakiś dziwnym niepokojem. Bez przerwy spoglądała w okno, jakby przeczuwała jakiś dramat.

Bawcie się, bo tatko zaraz idzie do siebie na górę! 

Po chwili wzięła zapałki i tradycyjnie obok obrazu zapaliła dwie świece. Byłem już przyzwyczajony do tego rytuału. Nic nie mówiłem, bo każdy ma swoje sposoby, żeby próbować odgonić zły los. Usiadłem na stołku tak, jak powiedziała Krysia, założyłem nogę na nogę i spytałem:

Która pierwsza? 

Porozumiewawczo spojrzały na siebie i Marysia ze smutkiem powiedziała: 

Krysia, a za to ja będę dłużej się bujać. Dobrze, tatko? 

Dziewczyneczki moje kochane, na długie bujanie nie mamy czasu. Będę musiał wracać do siebie na górę. Jak mamusia pozwoli, chciałbym jeszcze się umyć.

Gadasz jak jakiś głupek. Co ja mam ci nie pozwolić się myć? Myj się, tylko szybko, bo mam złe przeczucie.

Króciutko pobujałem dziewczynki, poszedłem za zasłonkę obmyłem się i szybko wróciłem do Janki, dzieci, milczącego Pawła i jego matki, bo też zacząłem czuć jakiś niepokój. Janka znowu spojrzała w okno i powiedziała:

Dam ci coś jeść i idź stąd. Nie przychodź, bo później dziewczynki płaczą, że tatuś był tak króciutko. Wojna się skończy i mamy przed sobą całe życie.

Wzięła dużą chochlę i nalała aż po brzegi talerza. Spojrzała na Pawła, jego matkę i powiedziała:

My zjemy jutro, a dzisiaj dziewczynki i Józek niech się najedzą.

Potakująco skinęli głowami i byłoby wszystko wspaniale, gdyby nie nagły, okropny krzyk Janki:

Zabiłeś nas! Zabiłeś nas! Dwóch pędzi na koniach! To już koniec!

Dziewczynki bardzo przestraszone wtuliły się w matkę Pawła i całe się trzęsły. Czasu było mało, widziałem jak galopują. Odwróciłem się w stronę obrazu i krzyknąłem: Módl się za nas! Miej nas w swojej opiece! Spojrzałem na talerz z zupą i bez chwili zastanowienia zacząłem w nim mieszać rękoma i obsmarowywać się kaszą z krupniku. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu wymyśliłem, że jestem szklarzem. Na spodzie garnka była kość, wyjąłem ją, pomimo że była gorąca, nie czułem tego. Nie czułem nic oprócz strachu, że nas wszystkich zabiją. Szklarz to dobry pomysł, tylko czasu mało. Oni jechali od frontu domu, ja postanowiłem od strony podwórka chochlą wybić szybę. Kiedy już szklane odłamki leżały, zacząłem dalej realizować swój szaleńczy plan. Kością zacząłem smarować całą twarz i ręce. Zachowywałem się jak idiota. A zresztą Janka powiedziała, że gadam jak jakiś głupek. Jak gadam, to mogę nim być − myślałem. Krzyknąłem tylko do Janki: 

Jestem szklarzem. Pamiętaj! 

Wbiegł Niemiec. 

Co tutaj się dzieje? 

Janka ze spokojem spojrzała na mnie i odpowiedziała Niemcowi:

Szyba jest wybita, ktoś ze wsi polecił szklarza, a przyszedł ten idiota. Chciałam mu dać jeść, ale on chyba nie umie, bo całą zupę rozlał, a kością smaruje swoje włosy. Może chociaż umie szyby wstawiać.

Teraz tą kością przecierałem już nawet szyję tak, żeby odciągnąć jego uwagę od dziewczynek. Spojrzał na mnie i powiedział:

Powinienem cię zabić. My nie tolerujemy idiotów, ale ty jesteś zabawny. Czym ty, idioto, to zmyjesz z siebie? Dobrze, że mój kolega tu nie wszedł ze mną, bo on wyjątkowo nie lubi kretynów. 

Dam mu wody w misce i nich się obmyje, a później wstawi szybę − dodała z rozsądkiem Janka. 

Nie uwierzę, że on umie wstawiać szyby, ale niech próbuje. Zaczął się bardzo śmiać, trzasnął drzwiami, na chwilę wszedł do swojej kwatery, później obydwaj polami odjechali w stronę lasu. Miałem wolną drogę, żeby wrócić do siebie, ale nie chciałem uciekać jak przestraszony szczur. Chciałem ją, a raczej ich wszystkich przeprosić, ale niestety tylko dziewczynki powiedziały:

Nie martw się!

 − Tatko, mamusia przestanie się na ciebie gniewać − powiedziała Krysia.

A teraz idź do siebie, bo mamusia nie chce cię widzieć – nakazująco dodała Marysia. 

Milczący do tej pory Paweł wstał ze stołka i spokojnym głosem dodał:

Tylko dlatego, że jesteś ode mnie tyle starszy, a z nami są twoje córki, nie powiem ci, co o tym wszystkim myślę. Jesteś nieodpowiedzialny. Nikogo z nas nie obchodzi, jak się czujesz na górze, ale obchodzi nas, że my na dole mamy swój mały bezpieczny świat, a ty masz go na górze. 

Wiem, że postąpiłem bardzo głupio, ale ja tam na górze naprawdę nie mogę już wytrzymać. Zrozum mnie. Jak długo można siedzieć, czekając na koniec tego okrutnego czasu? Jak długo można żyć, kiedy jest się skazanym na łaskę innych? Jak długo mogę być dla was tylko ciężarem? 

Niespodziewanie do rozmowy włączyła się mama Pawła:

Przygarnęliśmy was nie po to, żeby zginąć, ale właśnie po to, żeby przeżyć! Przygarnęłam was przede wszystkim po to, by uratować od śmierci ojca dwóch malutkich dziewczynek, które, jak to wszystko się skończy, chciałyby, a może raczej powinny w końcu mieć normalny dom. Niemcy nie tolerują Żydów, tak jak nie tolerują osób chorych na głowę! A ty, na oczach Niemca, odegrałeś scenkę na miarę jakiegoś teatru, nie wiem, jak to powiedzieć… Zrobiłeś z siebie idiotę, a nas naraziłeś na śmierć. Nie zależy ci na nas? 

Rodzina stworzyła nam gniazdo do życia, ale nie zapominaj, że tobie też! – dodała cała rozdygotana Janka. 

Pójdę już, pójdę do siebie – powiedziałem. – Nawet nie będę się myć. 

Obmyj się ścierką i idź do siebie. Patrz na nas z ukrycia. A my nie chcemy cię już tutaj widzieć! Nie przychodź do nas! 

Dziewczynki bardzo płakały. Janka schyliła się do nich i powiedziała: 

Maleństwa moje, nie wyrzucam tatusia na śmierć, chcę uratować jego i nasze życie. Jak skończy się wojna, będziemy mieszkać razem. Obiecuję.

Uśmiechnęły się i Marysia powiedziała:

Wiem, wiem, że kochasz tatusia i chcesz dla niego dobrze. Idź już, tatko, na górę. 

Obmyłem się ścierką i poszedłem tam, gdzie było moje miejsce. Nie wiedziałem, kiedy będę mógł wyjść z mojej nory. Obiecałem sobie, że już do nich nie zejdę, przecież tak znienacka nie wolno odwiedzać własnych dzieci! 


cdn

Poprzednie watki TUTAJ

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.