
1.
Wściekli Rosjanie mają rozkaz walczyć albo zginąć. Na naradzie w sztabie uznali, że dotychczasowe działania wojskowe nie były wystarczająco mocne, by złamać obronę i morale Ukraińców. Postanowili więc być bardziej brutalni.
Na tej samej naradzie ktoś powiedział „największym dla nas zagrożeniem są wciąż funkcjonujące kanały aprowizacji armii ukraińskiej w zachodni sprzęt i amunicję”. Głównodowodzący zasępił się, bo sam o tym myślał. Wahał się, ale rozkazy z Kremla były jasne.
– Koledzy – powiedział – walimy w przejścia graniczne z Polską.
Walimy to walimy. Jeszcze tej samej nocy rosyjskie SU wystartowały z lotniska w Baranowiczach na Białorusi, by zrzucić bomby i ostrzelać z rakiet przejścia graniczne między Ukrainą a Polską, od Zosina do Krościenka.
Jedna z rakiet uderzyła w puste pole już na terytorium Polski. Nie wyrządziła większych szkód.
2.
Siergiej Rabinowicz jest pilotem SU-35. Jego dziadkowie po kądzieli byli Żydami z Kołomyi, chociaż skrzętnie ten fakt ukrywał. Pisał zawsze tylko, że jego rodzice urodzili się na Półwyspie Jamalskim, choć nie dodawał, że matka to akurat w łagrze w Workucie, a ojciec tuż za ogrodzeniem innego łagru. Kiedy Putin kazał najeżdżać na Ukrainę, posłusznie ostrzeliwał rakietami dzielnice mieszkaniowe Charkowa.
Ale mu się to nie podobało.
Kiedy przyszła komenda, by niszczyć ukraińskie przejścia graniczne z Polską, obmyślił chytry plan. Wysłuchał w Internecie, jak prezydent Joe Biden kilkakrotnie powtórzył, że USA będą walczyć o każdy cal ziemi każdego członka NATO. A, że jedynym sposobem, by Putin dostał to, na co zasłużył było czynne włączenie się NATO w wojnę z Rosją, więc postanowił wywołać odpowiednio duże wrażenie na Zachodzie i wystrzelił najpotężniejszą ze swoich rakiet zamiast w przejście w Szeginie, 12 kilometrów dalej na zachód, w historyczne centrum Przemyśla.
3.
W Pentagonie zapanowała nerwowość. Lloyd J. Austin był w Polsce i dzień wcześniej odwiedził przejście graniczne w Medyce, przejeżdżając oczywiście przez Przemyśl.
– Mówił, że będziemy walczyć za każdy cal ziemi sojuszników – powiedział zastępca sekretarza Obrony.
– No, ale tej rakiety koło Hrebennego nie możemy uznać za casus belli – odezwał się jeden z doradców strategicznych.
– No, a ta rakieta w Przemyśl? To już jednak jest bezpośredni atak na naszego sojusznika z NATO. Co robimy?
– Trzeba się spytać Białego Domu. Jak powiedzą „wojna”, to będzie sporo zabawy, trzeba będzie przerzucić dziesiątki tysięcy żołnierzy i sprzęt przez ocean, bo ta garstka naszych to teraz jest jak siedzące kaczki.
4.
W Białym Domu też było nerwowo. Prezydent Biden, nieodstępowany przez Jake Sullivana, już trzeci raz rozmawiał z sekretarzem Obrony Austinem, nerwowo pytając, czy siły zbrojne USA są gotowe do wojny i ile czasu trzeba na powszechną mobilizację.
– Damn, ja nawet nie umiem wymówić nazwy tego miasta – denerwował się Biden.
– Prezydencie, powiedział pan z pięć razy, że nie oddamy cala kwadratowego i teraz musimy słowa dotrzymać, inaczej będzie pan skończony – doradzał Sullivan
Co robić, co robić? – głośno zastanawiał się Biden.– Nasi chłopcy mają umierać za Pre… Prz… Nie, no nie dam rady… Austin się waha!
5.
To się może wydarzyć, więc staje się bardzo aktualne pytanie: co robić, kiedy jakaś rosyjska rakieta przypadkiem spadnie na Polskę?
Będzie to sygnał do rozpoczęcia full scale war?
Czy wystarczy, że spadnie metr po naszej stronie?
A dziesięć metrów?
A jeśli z takiej czy innej przyczyny spadnie na któreś z miast przygranicznych, zwłaszcza tak piękne, jak Przemyśl? Albo Zamość: byle jaka rakieta doleci?
A co, jeśli, nim jeszcze opadnie po rakiecie kurz, nadejdzie z Moskwy nota dyplomatyczna z przeprosinami, że to był wypadek, awaria urządzenia sterującego?
Wypowie NATO wojnę i zaatakuje Rosję?
Na pełną skalę, czy ograniczy się do niewielkiego uderzenia odwetowego, w Grodno na przykład?
Ile cali w głąb terytorium Polski, Rumunii czy Litwy musi spaść rakieta, żeby NATO uruchomiło swój artykuł V?
W końcu to było wielkie szczęście, że oszalały dron znad Ukrainy spadł na ulicę w Zagrzebiu, a nie na przykład na przedszkole.
Pogadali, sfilmowali i… Nawet nam nie powiedzieli, czy ta pięcioramienna gwiazda na dronie oznaczała, że był on rosyjski, choć właśnie takich używa armia ukraińska…
Następny oszalały dron może wszak spać na placu Piłsudskiego w Warszawie i trafić nie daj Boże w pomnik…
6.
Na przejściach granicznych z Ukrainą pojawili się sutenerzy. Łowią zrozpaczone kobiety, oferują im podwózkę, opiekę i pracę. „Pracę”.
Na warszawskich skrzyżowaniach pojawili się żebracy: kobiety i mężczyźni bez nóg od kolan w dół. Pojawili się na „trzy-cztery”. Nawet na odległych skrzyżowaniach jak to między Blue City a Redutą w Alejach Jerozolimskich.
Oni są „z importu”. I wcale nie z Ukrainy, choć przez parę dni trzymali kartki pomalowane kredkami na żółto i na niebiesko. Prawie na pewno są z Bałkanów. Co roku dowozi ich do Polski jakaś mafia. Żebrzą tydzień – dwa, po czym znikają, przewożeni do innego kraju, zanim ktoś się nimi tu zainteresuje.
Ale nikt się nie interesuje. Ani na granicy, ani na warszawskich skrzyżowaniach. Służby podsłuchują pegasusem demokratów, policja bije Babcię Kasię i w sądzie zeznaje, że to ona ją pobiła, politycy większości (?) parlamentarnej gorączkowo zastanawiają się, co by tu jeszcze ukraść, bo pewnie niedługo odspawają ich od koryta.
Hulaj mafio, państwa nie ma!
7.
D.O. ciekaw jest, czy upiorne wrażenie, jakie wywiera na nim i na ludziach z jego pokolenia wojna Rosji w Ukrainie, to jakieś pokłosie tkwiącej w nas traumy II Wojny Światowej. Urodziliśmy się już po niej, lecz zawsze była obecna w naszych snach. Czy młodsze pokolenia reagują tak samo dramatycznie, jak nasze? Czy przyzwyczajone co najwyżej do filmów wojennych oraz przekazów telewizyjnych, w których, zgodnie z obowiązującymi przepisami nie wolno pokazywać trupów, przejmują się znacznie mniej? Nas nie ruszały już opowieści o Powstaniu Styczniowym, ani nawet o I wojnie światowej, czemu miałaby ich ruszać Druga?
Bo przecież dla przeciętnego 20-30-latka „Polska walcząca” to Polska walcząca w swym starym, niemieckim samochodzie z podwójną ciągłą przed przejściem dla pieszych w obszarze zabudowanym.
8.
Nienawiść to rodzona siostra Śmierci, a Życie, to rodzony brat Miłości.
Niech będą przeklęci ci, którzy zmuszają do nienawiści, zmuszają, by ich nienawidzić.
9.
A w Mariupolu nie ma prądu ani ogrzewania, nie ma jedzenia i nie ma jak go dostarczyć, bo Rosjanie przejęli kolumnę z pomocą humanitarną. No to tylko samolotem, tylko helikopterem, ale przecież Unia Europejska, przecież Stany Zjednoczone nie chcą dać samolotów Ukrainie, uważają, że to sprowokuje Rosję do ataku na nie.
D.O. jest głupi i nie wie, czy to już jest pora, żeby świat się przyłączył do wojny obronnej Ukrainy, bo albo się Rosję pokona, albo Rosja pokona świat? Przecież Putin powiedział Macronowi i Scholzowi, że nie zamierza przerywać wojny. I to im nie dało nic do myślenia? Skoro zawiodły wszystkie środki dyplomatyczne, to może potrzebne są inne środki?
Niemcy dwa razy wywołały wojnę i dwa razy zostały przez wspólnotę międzynarodową surowo ukarane.
A Rosja? Rosja, odkąd jest Rosją, wywołuje wojny. Rosja napada na ościenne narody i czyni z nich niewolników. Tłamsi ich wolność, niepodległość, tożsamość kulturową.
I nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności!
Sankcje? Są OK, ale czy starczą, żeby ją za kolejną wojnę, za kolejną próbę zniewolenia innego narodu ukarać? Przecież dla Rosji nigdy nie liczyli się ludzie ani ci z podbijanych państw, ani jej właśni obywatele, пушечное мясо. Teraz też ustawili czeczeńskich morderców od Kadyrowa, żeby strzelali do tych Rosjan, którzy pokażą Ukraińcom plecy…
10.
„Kultura rosyjska jest toksyczna, była zawsze wykorzystywana jako broń propagandowa w walce ze światem zewnętrznym” – piszą w liście – apelu do świata ukraińscy artyści. I właściwie, poza kilkoma publicystami „Wyborczej” D.O. nie natknął się na opinię, że trwający obecnie bojkot kultury rosyjskiej jest niesłuszny.
Za winy Milosevića płacili Serbowie, za winy Orbana płacą Węgrzy, za winy szajki płacą Polacy (770 miliardów złotych obecnie): Rosjanie też muszą zapłacić swoją dolę za winy bandy morderców i złodziei, która zawładnęła Kremlem.
11.
Ci uchodźcy z Nadarzyna. D.O. wpatrywał się w ich twarze. Czytał – pewnie to, co chciał wyczytać. Czytał więc pewne zagubienie, ale i nadzieję. Nade wszystko zaś jakiś rodzaj ekscytacji, może posttraumatyczny. Może podróżą, która ich jeszcze czekała. Bo właściwie co chwila zajeżdżał jakiś samochód, zazwyczaj nieduży, skromny, z hali wychodziło kilka kobiet, często z dziećmi, walizki. Ktoś wysiadał z samochodu, otwierał drzwi, pakował walizki do bagażnika, a co się nie zmieściło, to na kolana, potem odjeżdżał. Kilka razy po drugiej stronie dwupasmowej ulicy donikąd ustawiał się mały tłumek, zajeżdżał autobus, też raczej nie z tych luksusowych linowców, ludzie wsiadali, autobus odjeżdżał.
A D.O. myślał: „przecież oni, jak wszyscy ludzie, potrzebują jakiejś stabilizacji, dążą do tego, żeby gdzieś osiąść, mieć dookoła siebie swój kokon, a dookoła kokonu – płot. Mieć swój mały heimat, swoją małą ojczyznę. Ten heimat nie musi być koniecznie w miejscu, w którym się człowiek urodził, bo można się przyzwyczaić do nowego heimatu, kiedy jest się człowiekiem, albo kiedy jest się kotem.
Kategorie: Uncategorized