
Pinchas Rutenberg, (1878 – 1942) romantyczny bohater, rosyjski rewolucjonista i syjonistyczny przywódca, biznesman, który zelektryfikował Izrael.
Zaczęło się typowo i banalnie. Pinchas, jedno z pięciorga dzieci kupca z Romnego na Ukrainie poszedł do hederu i aż do jedenastu lat odbierał jedynie wykształcenie żydowskie. Po czym zaczął uczyć się w rosyjskiej szkole.
Przez całe studia nie interesował się syjonizmem. Zaprzyjaźnił się natomiast ze swym wykładowcą Gieorgijem Plechanowem, późniejszym przywódcą mienszewików. To on zapewne natchnął Pinchasa internacjonalizmem, odsuwając od problemów działalności żydowskiej.
Za udział w demonstracjach studenckich wyrzucono go z uczelni i zesłano do Jekaterynosławia (Dziś Dnipro na Ukrainie). Pracował jako kreślarz i tu zaczął uczestniczyć w zebraniach socjaldemokratów, a gdy w 1901 r. powstała partia Socjalistów Rewolucjonistów (SR), stał się jej działaczem.
Tam spotkał starszą od siebie rewolucjonistkę Olgę Chomienko, zakochał się, ale ponieważ jako Żyd nie mógł jej poślubić, zdecydował się przejść na prawosławie. Kilkanaście lat później, z własnej woli odkupi ten krok, zgodnie ze starym obyczajem, biczując się 39 razy na progu synagogi. Nie oszczędzał się. Blizny po tej torturze pozostały mu do końca życia.
W SR zaczyna się sekwencja pełna filmowych, często tragicznych, wydarzeń. Towarzysze uprawiali terror, ale Rutenberg, choć z nimi na co dzień przebywał, podobno terrorystą nie był.
W styczniową niedzielę roku 1905, szedł do Pałacu Zimowego wraz z orszakiem robotników, prowadzonych przez popa Gieorgija Gapona z petycją do cara. Zamiast cara przed pałac wyszło wojsko i żołnierze zaczęli strzelać do robotników.
Rutenberg wyciągnął Gapona spod strzelaniny. Ukrył go potem, zgolił długie włosy i brodę i przebrał w cywilny strój. Towarzysze pomogli przewieźć popa – bliskiego partii – za granicę. Wkrótce potem dobił doń Rutenberg. Stali się najbliższymi przyjaciółmi.
Gapon był nie tylko popem, nie tylko przywódcą robotniczym. Był też agentem ochrany, czyli tajnej policji politycznej.
Gdy Rutenberg był za granicą KC SR mianowało go szefem organizacji bojowej partii. Jego najbardziej znaną, choć nieudaną akcją była w 1905 r., próba przemytu dużej ilości broni na kupionym w tym celu parowcu „John Grafton”. Broń przeznaczona była dla Finów, którzy wykorzystując wojnę rosyjsko-japońską, pragnęli wyzwolić się spod carskiego panowania. Zapewne projekt wydany został przez agentów, których pełno było w SR. Aby broń nie dostała się władzom carskim, kapitan wysadził statek. Huk słychać było – podobno – w promieniu 50 km.
Gdy w następnym roku Rutenberg i Gapon wrócili do Rosji, pop wyznał przyjacielowi współpracę z policją i próbował go do niej wciągnąć. Tłumaczył, że jako podwójni agenci, mogą być bardzo pożyteczni dla sprawy.
Nie przekonał. Rutenberg poinformował szefów partii. Jeden z nich Jewno Azew (też agent jak się później okazało), zażądał śmierci Gapona. Rutenberg zawiózł przyjaciela do wynajętej daczy, gdzie ukryci czekali towarzysze. Gapon, pewien, że jest sam na sam z przyjacielem, kilka razy powtórzył propozycję współpracy z policją.
Rutenberg wyszedł przed willę. Gdy wrócił Gapon już nie żył. Choć sam nie brał udziału w egzekucji, Rutenberg do końca życia nie mógł sobie wybaczyć tej sprawy. Napisał w testamencie: „Raz w życiu oszalałem. A potem w żaden sposób nie mogłem wyzdrowieć”.
Być może jakąś ulgą byłoby dl Rutenberga, jeśliby wiedział, że Gapon oskarżył go przed policją, o wyssany z palca, zamiar zastrzelenia cara, gdyby ten wyszedł do ludu.
Po tym wydarzeniu musiał uciekać z Rosji. Przez osiem lat do 1915 r. mieszkał we Włoszech. Zostawił politykę i zajął się inżynierią hydrauliczną, co posłużyło mu następnie w Palestynie.
Już wtedy zainteresował się problemami żydowskimi i uznał, że jedynym ich rozwiązaniem jest syjonizm.
Gdy wybuchła I wojna światowa, natychmiast pomyślał o stworzeniu żydowskich oddziałów wojskowych. Nie tylko pomyślał. Jeździ po Europie, nawiązuje kontakty z politykami i przywódcami syjonistycznymi. Wraz z Żabotyńskim i Trumpeldorem tworzy podstawy Legionu Żydowskiego. Aby do sprawy przyciągnąć Żydostwo amerykańskie, w 1915 popłynął do Stanów Zjednoczonych. Tam zbliżył się z Ben Gurionem, i lewicowymi kręgami syjonistycznymi.
Wydaje mi się, że jednoczesne relacje z przyszłym socjalistycznym premierem Izraela i rewizjonistą Żabotyńskim są tylko pozornym paradoksem. Rutenberg był lewicowy, ale nie był dogmatykiem. Uważał zapewne, tak samo jak Żabotyński, że walka zbrojna i ofiara z krwi, stwarzają większe szanse na żydowską państwowość, niż same zabiegi dyplomatyczne.
W Nowym Jorku, Rutenberg miał wielki wkład w powstanie Amerykańskiego Kongresu Żydów, organizacji, która po zwycięstwie aliantów stała się strukturą zdolną do rozmawiania i negocjowania ze zwycięzcami. Niestety nie zawsze skutecznego.
Już w Ameryce, w środku wojny, opracowuje plany wykorzystania palestyńskiej energii wodnej do irygacji i elektryfikacji.
Gdy w lutym 1917 r. wybuchła w Rosji rewolucja (ta prawdziwa, nie pucz październikowy) w Pinachasie obudziły się stare demony i w lipcu dotarł do Petersburga (już Piotrogrodu), gdzie czynnie i na wysokim szczeblu, włączył się do akcji rządu tymczasowego, któremu przewodził SR Aleksander Kiereński.
Kiedy jesienią Piotrogrodzka Rada Deputowanych Robotników Lwa Trockiego, otwarcie sabotowała władzę legalnej Dumy Miejskiej, nie było wątpliwości, że bolszewicy dążą do przejęcia władzy. Kiereński wahał się przed zdecydowanym działaniem. Rutenberg wezwał do aresztowania i rozstrzelania Trockiego i Lenina.
Podczas bolszewickiego szturmu na Pałac Zimowy, Rutenberg bronił bohatersko siedziby rządu, ale został złapany i aresztowany. Sześć miesięcy spędził w Twierdzy Pietropawłowskiej, w której przed nim przebywało wielu rewolucjonistów.
Po wyjściu z więzienia, widząc dokąd prowadzi władza Rad, uciekł z Rosji.
W 1919 r., podczas negocjacji pokojowych w Wersalu, przebywający tam wraz z delegacją syjonistyczną Rutenberg, tak skutecznie przekonywał starego barona Edmonda Rothschilda do pomysłu zelektryzowania Palestyny, że ten nakazał synowi, by zapewnił fundusze na to przedsięwzięcie.
Rutenberg dokonał aliji.
Przyszły prezydent Izraela Chaim Weitzman nie lubił Rutenberga. Uważał go za terrorystę, miał za złe zarówno chrzest jak i Legion Żydowski, któremu był politycznie przeciwny. Pewnie dlatego organizacja syjonistyczna odmówiła mu środków na projekt.
Rutenberg, potrafiący jak taran dążyć do celu i obdarzony rzadką siłą przebicia, znalazł partnerów w Anglii. Byli wśród nich lord Reading ((do dziś w Tel Awiwie stoi, elektrownia jego imienia) i baron Melchet.
Wśród dobroczyńców Izraela wiele jest arystokratycznych tytułów. Większość ich posiadaczy to Żydzi, nobilitowani przez Koronę Angielską. Lord Reading nazywał się Rufus Daniel Isaacs, a baron Melchet Alfred Moritz Mond.
W 1923 r. Rutenberg założył Palestyńską Korporację Elektryczną, która wciąż istnieje pod nazwą izraelska.
Dzięki porozumieniu z emirem Transjordanii zbudował hydroelektrownię u zbiegu Jordanu i Jarkonu. Pracowało przy niej tylu samo Żydów, co Arabów. Miała ona dostarczać prądu aż do Ammanu. Jednak antyżydowskie otoczenie dworu nie dopuściło do tego i światło dochodziło tylko do pałacu królewskiego i kilku rezydencji.
Rutenberg łatwo nie wybaczał. Na otwarcie elektrowni zaprosił emira Abdullaha, brytyjskich urzędników i wszystkich, bez wyjątku, pracowników. Nie zaprosił natomiast żadnych syjonistycznych oficjeli, którzy o ruszeniu siłowni dowiedzieli się dopiero z gazet.
To już daleko od Rutenberga, a przecież… W listopadzie ub. r. Izrael i Jordania podpisały deklarację intencyjną na wymianę 200 milionów izraelskiej wody odsolonej w zamian za 600 megawatów elektryczności, wyprodukowanej w Jordanii w „fermie słonecznej”, którą zbuduje firma ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Wszystkie wpisy Ludwika TUTAJ
Kategorie: Uncategorized
bardzo interesujace fakty. Dziekuje Ludwik. Problem polega na tym, ze do dzisiaj Zydzi probuja byc zbawicielami nie Zydow.