
Dlaczego? Glück ma niewiele wierszy, które czytane poza kontekstem tomu poetyckiego wydają się czytelnikowi atrakcyjne. Tomy poetyckie konstruuje z niezwykłą pieczołowitością i uwagą, tworząc z układu wierszy i przenikających się przez nie sensów niemal narracyjną opowieść.
Louise Glück. Dziesięcioletnia poetka
Glück, laureatka również Pulitzera i National Book Award, niechętnie opowiada o swojej twórczości. W przemówieniu noblowskim wspominała, że jako dziecko urządziła w swojej wyobraźni konkurs poetycki pomiędzy wierszem Blake’a a „Swanee River”, XIX-wiecznym standardem jazzowym Stephena Fostera: – Wiedziałam, że nie żyje, ale czułam, jakby był żywy, bo słyszałam jego głos przemawiający do mnie. Dobiegał z daleka, ale był to jego głos. Blake wygrał konkurs.
W wywiadzie dla “The Poet Magazine” mówiła, że już jako dziesięciolatka pisała wiersze. O śmierci.
Zadebiutowała w 1968 roku dobrze przyjętym tomem “Firstborn” (“Pierworodny”).
“Zimowe przepisy naszej wspólnoty” jest trzynastym tomem poetyckim w jej dorobku i drugim opublikowanym przez krakowską oficynę A5 w przekładzie Krystyny Dąbrowskiej.
“Ararat” po polsku 30 lat później
Pierwszym był “Ararat”, oryginalnie wydany w 1990 roku tom, który oscyluje wokół tematów rodzinnych – śmierci ojca i siostry, strachu przed przyszłością i relacji z matką. – Do mnie ta książka trafiła, bo lubię wiersze o relacjach międzyludzkich. W zbliżaniu się do prozy, ale jednocześnie nieprzekraczaniu jej granicy tkwi liryzm tych wierszy – mówiła “Wyborczej” Krystyna Dąbrowska. Tom ukazał się po polsku rok po przyznaniu Glück literackiego Nobla.
Nad “Zimowymi przepisami…” poetka pracowała cztery lata. – Piszę bardzo chaotycznie – przyznaje w wywiadach. Zapytana, o czym jest jej nowy tom wierszy, powiedziała: – O rozpadzie. Jest w tej książce dużo żałoby. Jest też dużo komizmu, a wiersze są bardzo surrealistyczne.
Glück znana jest z tego, że dobiera słowa z niezwykłą starannością. Używa języka potocznego, który sprawnie miesza z literacką dykcją, dzięki czemu nadaje pozornie zwyczajnym zdaniom czy słowom nowych kontekstów.
W “Zimowych przepisach…” mamy do czynienia z podobnymi motywami jak w poprzednich tomach – autobiograficzną sugestią, medytacyjną opowieścią o emocjach, poetycką dykcją sięgającą po wplecione w wiersze dialogi. Obrazy następują po sobie, długie wersy przeplatane są krótkimi lub powoli rozwijają się, tworząc sugestywne obrazy, jak w tym fragmencie wiersza “Popołudnia i wczesne wieczory”:
butiki, restauracje, sklepik z winami pod pasiastą markizą,
gdzie kiedyś na progu spał kot;
było tam chłodno w cieniu i pomyślałam,
że chciałabym znowu tak spać, nie mieć żadnej
myśli w głowie. A później jadłyśmy ośmiornicę i saganaki,
kelner ciął listki oregano nad spodkiem z oliwą
Jednocześnie, jak pisze tłumaczka Krystyna Dąbrowska w posłowiu do książki: “Surrealistyczna wyobraźnia po raz pierwszy u Glück nadaje ton całemu tomowi”. Kim jest bowiem tytułowa “wspólnota”? Kolektywem starych ludzi mieszkających w jakimś domu opieki? Zgodnie z intuicją tłumaczki: jest to “jednak taki dom opieki, w którym podopieczni muszą być jednocześnie własnymi opiekunami”.
Tom poezji Glück, doskonale skomponowany, przemyślany i przytłaczająco smutny (mimo radośniejszych przebłysków), jest mistrzowski w poetyckiej dykcji, a autorka ponownie pokazuje, że żadna z nagród nie była przyznana jej na wyrost. I że z nikim nie musi się ścigać.
Prozatorski debiut w wieku 79 lat
W tym roku ukazała się również pierwsza powieść amerykańskiej pisarki. “Marigold and Rose: A Fiction”. To liczące zaledwie 55 stron dzieło, które – jak pisze Dwight Garner w “New York Times” – “egzystuje w strefie granicznej między poezją a prozą” i przypomina “wyrafinowaną bajkę na dobranoc dla dzieci”. Nowela opowiada o wewnętrznym życiu dwóch małych bliźniaczek. Książka zbiera bardzo pozytywne recenzje, choć większość komentujących jest zaskoczona tym, jak niedaleko tej opowieści do poezji.
Glück w “Zimowych przepisach naszej wspólnoty” zdradza lęk przed utratą języka, możliwości komunikowania się, która wpisana jest w naszą biologię. Jak mówi kobieta w wierszu “Nieskończona historia”, “Wszyscy w tym pokoju/ wciąż czekamy, by się przeistoczyć”. Inny członek wspólnoty zebranej na słuchaniu historii dodaje: “A skoro opowieść należy teraz do mnie,/ wolę, żeby była medytacją o istnieniu”.
I tym właśnie jest tom poezji Louise Glück – medytacją o istnieniu.
Wojciech Szot
Pierwszy tom po Noblu. Glück udowadnia, że z nikim nie musi się ścigać
Fantazja
Coś ci powiem: każdego dnia umierają ludzie. A to dopiero początek. Każdego dnia w domach pogrzebowych rodzą się nowe wdowy, nowe sieroty. Siedzą ze złożonymi rękami, próbując zdecydować o tym nowym życiu. Potem są na cmentarzu, niektórzy po raz pierwszy. Boją się płakać, czasem nie płakać. Ktoś pochyla się, mówi im, co mają dalej robić, co może wiązać się z powiedzeniem kilku słów, czasem wrzuceniem ziemi do otwartego grobu. A potem wszyscy wracają do domu, który nagle jest pełen gości. Wdowa siedzi na kanapie, bardzo dostojnie, więc ludzie ustawiają się w kolejce, żeby się do niej zbliżyć, czasem weź ją za rękę, czasem przytul. Znajduje coś do powiedzenia wszystkim, dziękuje im, dziękuje im za przybycie. W głębi serca chce, żeby odeszli. Chce być z powrotem na cmentarzu, z powrotem w pokoju chorych, w szpitalu. Wie , że to niemożliwe. Ale to jej jedyna nadzieja, chęć cofnięcia się. I tylko trochę, nie tak daleko jak małżeństwo, pierwszy pocałunek. Luiza Gluck
Kategorie: Uncategorized