
Mordechaj Anielewicz już w 1941 ostrzegał, że jeśli w porę nie powstaną, to wszyscy zginą, lecz ówcześni przywódcy partyjni uznali to za „niebezpieczne sianie paniki” (fearmongering) i „w efekcie zmusili go do opuszczenia getta” – pisze Matthew Brzezinski w swej dokumentalnej opowieści „Isaac’s Army” (New York 2012 ss. 194-200). Przeciwna walce zbrojnej była zresztą ogromna większość mieszkańców getta. Rozsądniejszy wydawał im się opór cywilny, ratowanie kultury i człowieczeństwa (Korczak, Gepner, Czerniaków, Ringelblum).
W rozpaczliwym „Kulturkampfie” uczestniczyły wszystkie organizacje społeczne. Bohatersko walczono ze śmiercią głodową – najskuteczniejsza okazała się prywatna inicjatywa (patrz Jan Kostański i H. Grynberg „Szmuglerzy”, Warszawa 2002, 2006). Czegoś takiego jak trzy-miesięczny marsz na śmierć po pięć-sześć tysięcy życia ludzkiego dziennie getto się nie spodziewało i okazało się zupełnie bezradne. Owszem, wyciągano ludzi z Umschlagplatzu, ale swoich, według klucza partyjnego, co przyznaje – mimowolnie – Marek Edelman, który brał w tym ratownictwie czynny udział.
Żydowska Organizacja Bojowa (ŻOB) powstała 28 lipca 1942, sześć dni po rozpoczęciu największego marszu śmierci w historii – za późno. Założyła ją młodzież syjonistyczna, harcerze zbuntowani przeciw ludobójstwu i własnym przywódcom partyjnym, którzy tak długo uważali walkę zbrojną za szaleństwo. Na jesieni wrócił z politycznego wygnania Anielewicz i został naczelnym dowódcą ŻOB-u, bo nie był „splamiony piętnem bierności” z lata 1942 – wyjaśnia Brzeziński, a nie „dlatego, że bardzo chciał” – jak komentował później Edelman (tamże).
Teraz już go słuchano i do organizacji przyłączył się nawet Bund, który z zasady niechętnie współdziałał z syjonistami. Przystąpić chciał również Żydowski Związek Wojskowy, przeważnie byli wojskowi, którzy w przeciwieństwie do ŻOB-u mieli prawdziwą broń a nie domowej roboty i umieli się nią posługiwać, lecz do porozumienia nie doszło, bo dominująca lewica – syjonistyczna i antysyjonistyczna jak Bund – nie chciała z nimi współdziałać na równej stopie. Różnica polegała na tym, że syjoniści chcieli socjalizmu w Palestynie, bundowcy chcieli socjalizmu w Polsce, a ŻZW nie chciał go nigdzie i – co u Żydów rzadko się zdarza – stawiał walkę z wrogiem ponad ideologią. W takiej sytuacji AK – oficjalnie apolityczna i wcale nie socjalistyczna – miała powody, by się nie śpieszyć z dostawami broni.
Gdy w styczniu 1943 Niemcy wznowili deportację, Anielewicz z małą grupą ochotników rzucił się na eskortę prowadzącą pochód na Umschlagplatz. Ponieśli ciężkie straty, Anielewicz ledwo uszedł z życiem, ale deportację przerwali. Bundowiec i rywal polityczny Marek Edelman krytykował ten wyczyn jako „nieodpowiedzialny”, ale Anielewicz był odtąd na ustach getta. „Nastolatkowie, czyli większość harcerstwa Haszomer-Hacair, kochali go” – komentuje Brzezinski. Tytułowy Isaac w jego „Isaac’s Army” to Icchak „Antek” Cukierman, który po śmierci Anielewicza przejął dowództwo ŻOB-u, by kontynuować opór zbrojny w innych gettach (w czerwcu we Lwowie, w sierpniu w Białymstoku) i w partyzantce. Po kompromitującej bezradności z lata 1942 podziemie getta bardzo potrzebowało powstania – choćby późnego. „Prosimy Cię, Boże, o walkę krwawą, / Błagamy Cię o gwałtowną śmierć / Niech nasze oczy przed skonaniem / Nie widzą jak się wloką szyny, / Ale daj dłoniom celność, Panie, / Aby się skrwawił mundur siny” – modlił się poeta getta Władysław Szlengel .
Wykryty pod Miłą 18 bunkier Komendy Głównej powstania wybrał zbiorowe samobójstwo jak starożytna Masada. Z tą różnicą, że Masada padła jako ostatnia a Miła 18 stosunkowo wcześnie. Bunkier był świetnie zakonspirowany, ale został zdradzony. Miejmy nadzieję, że była to pospolita zdrada – za życie swoje i rodziny – a nie polityczna, jaka w każdym podziemiu się zdarza. Według niemieckich raportów najzaciętsze walki toczyły się przy Muranowskiej 7/9, głównej kwaterze ŻZW. Wspomina o nich i Cukierman, i Edelman, ale bez wzmianki, że to ŻZW… W Końcu i jedni i drudzy uciekali kanałami – osobnymi – kanałami i tak samo ginęli po aryjskiej stronie. Od zdrady, bo działo się to w zaledwie miesiąc po meldunku nr 482 Bora-Komorowskiego z dnia 22 III 1943, którym ostrzegał ludność przed „groźnymi bandami” żydowskimi a w podtekście zachęcał do ich wydawania. Mój wujek Aron przyłączył się do nich w lesie (patrz „Wujek Aron” w: „Szkice rodzinne”, Czytelnik 1990). To pewno był ŻZW, bo mieli dobrą broń a nawet niemieckie mundury, ale nie mieli szans w nieprzyjaznym terenie.
Nieliczni co ocaleli ponieśli w świat swoje narracje. Syjoniści do Palestyny, bundowcy do Francji, Ameryki, Australii. Jedni i drudzy marginalizowali ŻZW, z którego nie przeżył prawie nikt. Na miejscu został tylko Edelman, wydał książkę „Getto walczy. Udział Bundu w obronie getta warszawskiego” i sprawił, że w oderwanym od świata kraju jego wersję przyjęto jako jedyną. I to pomimo zupełnego bankructwa bundowskiej ideologii, która głosiła, że Żydzi powinni zostać w Polsce, swojej naturalnej ojczyźnie, pielęgnować swą laicką żydowską kulturę i wraz z całym narodem polskim budować socjalizm.
PS Podziemie potrzebowało winowajców najpierw za bezradność, a potem za spóźnione powstanie. Dlatego Komenda ŻOB-u w składzie Icchak Cukierman, Cywia Lubetkin, Tuwie Borzykowski (wszyscy syjoniści) i Marek Edelman skazała na śmierć Michała Weicherta, który za zgodą władz okupacyjnych prowadził żydowską organizację charytatywną analogiczną do polskiej Rady Głównej Opiekuńczej, której nikt nie miał nic do zarzucenia. Wyroku nie wykonano „ze względów li tylko technicznych, gdyż nasza krakowska grupa bojowa była już rozbita” – zeznał w powojennym procesie Marek Edelman (patrz Rafał Węgrzyniak „Procesy doktora Weicherta”, Warszawa 2018).
Na pytanie obrony, dlaczego tak późno zapadł wyrok, Cukierman przyznał, że nastąpiło to po informacji, że „w Szwajcarii zostało zdeponowane 2 000 000 dolarów przeznaczone dla JUS-u” czyli Jüdische Unterstützungsstelle z doktorem Weichertem na czele (tamże). Wniosek: ŻOB ewidentnie wolał, by takie sumy przychodziły na ich konto. Sąd Karny w Krakowie uniewinnił oskarżonego, również apelacja prokuratora została odrzucona z braku podstaw prawnych, lecz Cukierman i Edelman domagali się żydowskiego Sądu Społecznego i ostracyzmu i to osiągnęli. Michał Weichert był wybitnym reżyserem scen żydowskich i lewicowym działaczem społecznym. W jego obronie wypowiedzieli się: Leon Schiller (były więzień obozów koncentracyjnych), Bolesław Drobner, Antoni Słonimski, Artur Sandauer, nawet Zofia Nałkowska (autorka „Medalionów”) – bez skutku. Nie zabrano mu życia, ale złamano i zatruto. Niepowetowane straty poniosła także kultura i sztuka. (Szczegóły w w/w książce R. Węgrzyniaka oraz dwutygodniku.com nr 236/2018 i moim „Pamiętniku 4”).
Kategorie: Uncategorized