Uncategorized

Bezglosni (8)

Eliza Segiet

Eliza Segiet – absolwentka studiów magisterskich Wydziału Filozofii, autorka siedmiu tomów wierszy, monodramu, farsy i mikropowieści. Jej teksty można znaleźć w licznych antologiach, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Członek Stowarzyszenia Autorów Polskich oraz World Nations Writers Union.

Laureatka Międzynarodowej Publikacji Roku (2017 r., 2018 r.) w Spillwords Press (USA) oraz Nagrody Literackiej Złota Róża im. Jarosława Zielińskiego (za tom Magnetyczni) w 2018 r. Dwukrotnie jej wiersze (2018 r., 2019 r.) zostały wybrane jako jedne ze 100 najlepszych wierszy roku  w International Poetry Press Publications (Kanada). 

W The 2019 Poet’s Yearbook  została nagrodzona prestiżową nagrodą Elite Writer’s Status Award jako jeden z najlepszych poetów 2019 r. Nominowana do Pushcart Prize 2019 oraz do Naji Naaman Literary Prize 2020.

Recenzja Kingi Mlynarskiej


Ucałowałem córki, podniosłem klapę mojego znienawidzonego, bezpiecznego i niebezpiecznego schronu i nadsłuchiwałem, co będzie dalej. Chyba nawet zasnąłem albo tak bardzo zacząłem marzyć, że zapomniałem, gdzie jestem. Aż do momentu, kiedy obudziło mnie łomotanie do drzwi, w marzeniach byłem na progu nowego domu. Kiedy walili do drzwi, byłem przerażony! Bałem się jak zawsze, ani mniej, ani więcej! Może ten Niemiec doniósł? Miał takie piękne błękitne oczy. Nie wierzę, że takie oczy mogły kłamać. Boże, żeby oni byli bez psa. On mnie wyczuje! Aniele Boży, Stróżu mój… (ulubiona modlitwa mojej teściowej) – dźwięczało tym razem chyba nie w głowie, a w sercu. Łomotało mi tak bardzo mocno, że myślałem: Jeżeli oni mnie sami nie zabiją, to i tak już po kawałku umiera moje serce. Chciało mi rozerwać klatkę piersiową. Nagle poczułem się tak, jak nigdy w życiu. Albo nie czułem się w ogóle, przez moment chyba uwierzyłem, że nie żyję! A ono waliło, waliło jak te oficerki nad moją głową! Kiedy Janka otworzyła drzwi, usłyszałem ten wrzask: 

Gdzie on jest? Gdzie ukrywa się ta świnia? – Zacząłem myśleć tak samo, jak uczyłem moje dziewczyny: Tylko z uśmiechem można przetrwać wojnę. Natychmiast przypomniałem sobie jak robi świnka i przed oczami miałem uśmiechniętą, chrumkającą Marysieńkę. Trzymaj się, Józek − pomyślałem. − Ich życie jest w twoich rękach. Serce już przestało tak walić i wiedziałem, że wszystko dobrze się skończy. Musi być dobrze! Janka ze spokojem mówiła, że nie wie, o kogo chodzi.

Mieszkamy tylko z mamą, dziećmi i kotem, ale kot poszedł polować na myszy! Czy chodzi o mojego nieżyjącego męża? Kiedyś wyszedł z domu i nigdy już nie wrócił – nagle zaczęła płakać. Nie wiem nawet, gdzie mam zapalić świecę za jego Świętej Pamięci duszę. Dlatego, żeby dzieci nie zapomniały, że miały ojca, ciągle w domu palę świece. Może dobrze się stało, że go z nami nie ma, za to wszystko, co nam zrobił. Za to, że nasłał na nas plagę nieszczęść. To jedno, a to, że był ich ojcem, to drugie i nie da się tego wymazać z pamięci. One powinny wiedzieć, że kiedyś byliśmy rodziną. Kiedy to słyszałem, łzy płynęły tak jak kiedyś te solne krople. W pewnym momencie, któryś z nich spytał:

A co tutaj tak czysto? Co to ma znaczyć? Słyszałem, że macie się gdzieś wynieść. 

Nie mamy zamiaru się wyprowadzać. Wojna jest wszędzie i co tam szukać szczęścia w świecie. Co znaczy: czysto? Normalnie. Święta idą, to z mamą sprzątamy. Później trzeba będzie szukać jedzenia. Nie będzie czasu na sprzątanie. Już nawet wymyłyśmy okna. A dzieci nie brudzą, to w końcu dziewczynki i czasem nawet pomagają w domu – odpowiedziała Janka. 

Ej, ty, Żydóweczko – jeden z nich odezwał się do Krysi. – Gdzie jest twój tata? 

Mój tata nie żyje. Szkoda, ale nas bardzo bił – odpowiedziała. 

W zasadzie tym mnie nawet rozśmieszyła, ale jej słowa nagle poruszyły jego serce i w głosie usłyszałem troskę: Jak on mógł bić takie kruszynki. Jak widać, to, co wyniesiesz z domu, to zostaje w człowieku: Mów zawsze prawdę, ale jeżeli prawdą masz zabić człowieka, to skłam. Wiele razy musiała to słyszeć i umie skorzystać ze swojej wiedzy. Życie uczy kłamstw.

To straszne – powiedział, wydawać się mogło, zatroskany Niemiec. W jego głosie wyraźnie wyczułem troskę. Ale żeby tego było mało, moja Janka zaczęła pouczającą, skierowaną w stronę córki mowę: Mówiłam ci, żeby nikt nie wiedział, że tata nas bił. Nie wolno mówić obcym ludziom takich rzeczy. 

To straszne – żachnął się Niemiec. – Powiedzcie mi, Żydóweczki, w co się bawicie? Teraz znowu na samą myśl, że powiedzą o segregacji, serce zaczęło mi bardzo łomotać. A Krysia spokojnym głosem:

Jak to w co? W życie? 

A co to jest życie? – spytał zdziwiony.

Życie to palenie świecy obok tej metalowej pani. Modlimy się, żeby tata przyszedł i nas przytulił. Może on gdzieś żyje, tylko nie wie, jak nas znaleźć. Przecież nie zawsze nas bił. A nasze lalki podchodzą z nami do okna i czekają na tatkę z niepokojem mówiła Krysia. 

Dla mnie było już tak dużo tego, że myślałem, że nie wytrzymam. Mama nic się nie odzywała. Może czekała na chwilę, kiedy będzie musiała wkroczyć ze swoimi mądrościami. 

Skoro nie ma waszego taty, to czekajcie na niego. Myślę, że tato kiedyś przyjdzie i będzie się cieszył, że ma taką wesołą gromadkę.

Podobno nawet pogłaskał je po głowach. Kiedy usłyszałem, jak zamknęły się drzwi, chciałem natychmiast wyjść, ale strach zwyciężył. Wiedziałem, że oni są bardzo przebiegli i czekałem na znaki z góry. Podłoga była moim parasolem ochronnym, moim dachem! 

Siedź jeszcze na dole – usłyszałem słowa Janki. − To wszystko było jakoś tak dziwnie spokojne, że nie mogę w to uwierzyć

Janeczko, a jakie on miał oczy? – spytałem. 

O co ci chodzi? Normalne! Czy ty już kompletnie zwariowałeś, ja miałam się przyglądać jego oczom. O co ci chodzi z tymi oczyma? żachnęła się

O kolor, o kolor oczu. Czy to były dobre oczy, czy złe? − spod podłogi zadawałem dziwne pytania. Podobno zawsze, kiedy byłem w swoim schronie, mój głos był stłumiony i drżący. 

Wiesz co, Józku, ty myślisz, że ja w tych nerwach miałam patrzeć na jego oczy? Miał wypolerowane buty, bardzo się świeciły – po chwili zastanowienia odpowiedziała. − Bałam się patrzeć w jego oczy. Cały czas obserwowałam dziewczynki. 

Niebieski, tatku, niebieski kolor – odpowiedziała moja młodsza księżniczka.

Niebieski? Mówisz, że miał niebieskie oczy! To piękny kolor! – wykrztusiłem z siebie. Teraz już wszystko wiedziałem. Tylko dlatego żyjemy, że on miał taki piękny kolor oczu. Chyba dlatego, że one już na mnie patrzyły. A może dlatego, że powiedział mi przecież, że mnie nie zabije? 

Kiedy dziewczynki poszły spać, usiadłem z Janką przy stole. Mama miała w sobie dużo wyczucia i zawsze wiedziała, jak trzeba się zachować. Pozwoliła nam rozmawiać bez jej obecności. Powiedziała tylko: 

Człowiek nigdy nie powinien tracić nadziei

Jednego dnia tracę, a drugiego odzyskuję. Jednego dnia mówię, że nie mam już siły do walki, a drugiego znowu zaczynam walkę, żeby jakoś przeżyć.

Janko – nie wiedziałem jak zacząć. − Janeczko, widzisz naszą sytuację. Nie mów nic. Tym razem podjąłem za nas decyzję. Dzisiaj ci udowodniłem, że czasem mam wyczucie. Gdyby zastali nas, a raczej was z tobołkami, to nie uwierzyliby, że ja nie żyję. Niebieskooki nie był sam. Nie mógłby udawać, że nie widzi pakunków. A jak zobaczyli posprzątane mieszkanie, to to był dla nich sygnał, że jesteście tu na dobre i na złe. Ten Niemiec wie, że ja żyję. To dobry człowiek mówiłem. – Ale on nie może udawać głupiego. Ci ze świty nie mogą być idiotami! Rozumiesz?

Rozumiem! − odpowiedziała z płaczem. − Co chcesz powiedzieć? Co teraz zrobimy?

To, co mieliśmy zrobić od dawna. Wyjedziemy. Mamy nie powinni ruszyć. Nie chce zostawiać domu, to jest jej decyzja. A to jest mądra kobieta mówiłem ściszonym głosem. – Wiem, co robię. Dla naszego bezpieczeństwa pojadę sam. Nie protestuj. 

Nie zgadzam się! – krzyknęła. – Nie pozwolę! 

Dla ciebie zrezygnowałem z kultury, w której wyrosłem. Nie mam ci tego za złe. Sam tego chciałem. A ty dla mnie, dla nas, zrezygnuj tylko ze wspólnego wyjazdu. Pojadę sam, a wy dojedziecie. 

Będzie mi bardzo ciężko bez ciebie łkała.

Później ci będzie lekko ze mną odpowiedziałem. Nie chcę mówić dziewczynkom. Rano powiesz im, że pojechałem do pracy. One nam ufają, ale nie fundujmy im takich informacji, że pojechałem sam i to w stroju, który nawet ciebie może przyprawić o zawał serca.

Czy masz strój księdza? – mówiła z uśmiechem. Pierwszy raz w życiu słyszę o takim księdzu. 

Nie. Nie będę Żydem przebranym za księdza powiedziałem ze smutkiem. – Będę niemieckim żandarmem. Ani mama, ani one nie mogą mnie widzieć w tym stroju. Ich tata nie może nagle stać się Niemcem. Mogłyby mnie kojarzyć ze złem. Myślałyby, że kiedy nie ma mnie w domu, to może zabijam ludzi. Jak one mogłyby zrozumieć, że to tylko przebranie?

Rozumiem – pokiwała głową. 

Pojadę pociągiem. Zaraz pójdę na dworzec. Nie mogę rano pójść w niemieckim mundurze. Ludzie mnie tutaj znają. Nie martw się. Papiery też mam! O umówionej godzinie, już od tygodnia, Paweł wychodzi po mnie na dworzec. W końcu jutro się doczeka. Jesteśmy tak umówieni. Mam taką nadzieję, że się doczeka. Myślę, że w takim „pięknym” mundurze włos z głowy mi nie spadnie! Później, za jakiś tydzień, dojedziecie z dziewczynkami. Już od przyszłego piątku będzie ktoś na was czekał.

Nie zgadzam się! – krzyknęła. Mama zawsze mówi „piątek, zły początek”! 

Cieszę się bardzo – powiedziałem uradowany. − Lubię zaczynać wszystko od soboty. Kiedy zobaczyłem ciebie po raz pierwszy, to też była sobota.

Widzę, że masz już wszystko zaplanowane powiedziała, płacząc. Rozumiem, że najwcześniej możemy przyjechać w przyszłą sobotę. Przebieraj się. Muszę ci zasalutować.

A wiesz, że wszystko wymyślił i zorganizował twój wujek? spytałem.

Nie pytam nawet, kto. To nie ma znaczenia. Ważne, aby wszystko się udało. Jak znam życie, masz tam już przygotowaną jakąś skrytkę − szeptała ze łzami w oczach.

Podobno mam, ale wszystko się okaże, jak dojadę. Przepraszam: o ile dojadę do Jedlni − odpowiedziałem zdenerwowany.

Zanim wyszedłem, powiedziałem Jance, że jeszcze tylko porąbię drewno, żeby mamie było później łatwiej. Dziwnie na mnie spojrzała i spytała:

A skąd ty masz drewno?

Mam, mam, nie martw się o nic. Stój na czatach, gdyby im przyszło do głowy wrócić po mnie − powiedziałem.

Poszedłem do komórki tuż obok domu. Zewnętrzna część kryjówki, w której był ukryty mundur, nadawała się na rozpałkę. Muszę porąbać, zanim wyjadę. Porąbać bezgłośnie to dopiero sztuka − pomyślałem. Kiedy oderwałem fragment mojej „szafy” spomiędzy dwóch drewnianych ścianek, o których wiedziałem tylko ja, zobaczyłem cholewki butów i zawieszony na podkowiaku, przykryty starym prześcieradłem niemiecki mundur. To nie były zwykłe buty, tylko prawdziwe, najprawdziwsze niemieckie oficerki, których tupot zawsze doprowadzał mnie do rozpaczy. To właśnie one mają mi pomóc przejść w stronę życia. Z tym dziwnym odkryciem nowego znaczenia słowa „oficerki” zacząłem na nie patrzeć jak na coś, co do tej pory przyprawiało mnie o lęk, a teraz to właśnie one mają dać mi wolność. Wprawdzie pozorną, ale póki trwa wojna, właśnie taka wolność musi wystarczyć. Kiedy rozebrałem tę ściankę, ponad zakurzonymi buciorami od razu zobaczyłem sterczące części prawideł. Teraz nie będę nikim innym jak niemieckim żandarmem − myślałem. Powoli zaczęła docierać do mnie ta informacja.

cdn


Poprzednie watki TUTAJ

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.