Uncategorized

Arne


Arne Holmberg

Wiadomość o śmierci Arnego przychodziła wielokrotnie, odwoływana, by później być potwierdzana.

Ta szokująco absurdalna informacja dotarła do mnie gdy, oczekiwałem na moją walizkę na lotnisku w Sztokholmie.

– Arne utonął – powiedziała mi, płacząc przez telefon M.

Moją pierwszą myślą było odrzucenie: nie, to nie jest możliwe! Nie Arne, ten wieczny młodzieniec, z wyglądu bardziej należący do pokolenia naszych dzieci niż do nas. Wysoki, szczupły, z pozbawionej siwizny czupryną i trochę ironicznym uśmiechem. Ponoć wyciskał na ławeczce 130 kg., sprawny narciarz, łyżwiarz, płetwonurek, motocyklista.

Jesienią ubiegłego roku byliśmy razem w czwórkę na Tenerifie, on i ja spędziliśmy wiele godzin razem. podczas gdy nasze żony buszowały po sklepach. Arne był, jak to na człowieka z pólnocy Szwecji przystało, raczej malomówny. Jednakże nękany moimi wścibskimi pytaniami, wyjawił wiele interesujacych szczegółów ze swojego życia. 

M.in. to, ze oprócz kariery dentysty, przeszedł szkolenie jako chirurg wojskowy, że miał na swoim koncie kilka operacji na niedoszłych samobójcach, którzy strzelili  sobie w łeb z broni myśliwskiej. Potrafił zrekonstruować dolną partię ich uszkodzonych czaszek na tyle, że znowu mogli uwierzyć w sens życia. Reszta należała do neurochirurgów.

Dowiedziałem się wówczas też, że Arne miał licencję pilota i zaliczonych kilka samodzielnych rejsów, w tym do zagraniczych destynacji. Gdybym to ja miał takie osiągnięcia, wiadomość o tym byłaby public knowledge od pierwszego dnia po zdobyciu licencji, poparta odpowiednim materialem zdjęciowym.

On zaś w ogóle nie miał takiej potrzeby chełpienia się własnymi sukcesami.

Arne byl niezrównany w roli gospodarza w swojej i Róży pięknej letniej willi na Ingarø. 

Z niewyczerpalną cierpliwością serwowal wykwintne posiłki, przenosząc sztućce, potrawy i drinki z jednego tarasu na drugi, w miarę zmiennych potrzeb cienia/promieni słonecznych, deklarowanych przez kapryśnych  gości. 

Arnusiu, zrobisz jeszcze kawy? – kolejne polecenie Róży było realizowane szybko i bez utyskiwań, z ironicznym usmiechem i ”oczywiście, kochana żono”, bezbłędnie sformułowanym po polsku.

Znajomość polskiego, jaka dysponował Arne byla imponująca. Na jednym z przyjęć któryś  z polskojęzycznych gości użył słowa ”znienacka”, znaczenie którego chciał odrazu po tem wyjasnić Arnemu. W końcu są w polskim idiomy, których Szwed po prostu nie ma prawa znać?

-Miłość i sraczka przychodzą znienacka – odparł spokojnie Arne, studząc zapędy pedagogiczne gościa.

Jego standartowym komentarzem  na spotkaniach  wobec polskojęzycznych, choć z doskonałą znajomością szwedzkiego gości, było: mówcie po polsku, lepiej was wtedy rozumiem.

Nie będzie już takich przyjęć u Holmgrenów, nie z Arnem w roli cierpliwego gospodarza, z jego ciepłymi i ironicznymi komentarzami po polsku. Nie będzie go na wspólnych sylwestrach, koncertach i wycieczkach, gdzie był widoczny, górując o pół glowy nad nami.

Jakie to nieoczekiwane, i jak trudne do zrozumienia.

Kristof Bien, 20. sierpnia 2022

Kategorie: Uncategorized

1 odpowiedź »

  1. Z wielkim smutkiem przyjęłam wiadomość o śmierci Arne, którego polubiłam „ od pierwszego wrażenia”
    na jednej z wczesnych Ponczkowych Reunion . Połączenie inteligencji, humoru z zniezwykla skromnością i rozumieniem „ innych” było u niego czymś właśnie bardzo naturalnym. Każdy gość Arne i Róży czuł się cudownie u nich i z nimi. Polszczyzna Arne- to temat rzeka. On naprawdę znał i czuł ten język, bo Arne wyczuwał i lubił ludzi.
    Arne, zawsze młody Arne odszedł nagle. Był niezwykłym , wspaniałym człowiekiem.
    Sercem i myślami jestem z Roza . Ta nagła smierć jest niewytłumaczalna i nie mogę znaleźć żadnego słowa pocieszenia.
    Spoczywaj w spokoju, Arne . RIP.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.