
Żydzi? Jacy Żydzi?!
Biskup Karol Wojtyła przygotował w 1962 roku na potrzeby wewnątrzkościelne elaborat o „Tygodniku Powszechnym”. Poprzedził go listem do prymasa Wyszyńskiego. Ciekawe jest to, co Wojtyła pisał wtedy o znanym przed wojną przyjacielu Żydów ks. Janie Piwowarczyku, od 1936 do lipca 1939 roku redaktorze naczelnym „Głosu Narodu”, po wojnie zaś pełniącym faktycznie funkcję naczelnego w założonym przez kardynała Sapiehę w 1945 roku „Tygodniku Powszechnym”, aż do swego odejścia w 1951 roku.
O przedwojennym stosunku ks. Piwowarczyka do Żydów w elaboracie Wojtyły oczywiście ani słowa. Raczej wyrazy uznania. Pisze bp Wojtyła: „Od strony kościelnej wszedł do »Tygodnika« ks. Jan Piwowarczyk, który był reprezentantem Kardynała i Kurii mającym za zadanie pilnować czystości doktrynalnej tego pisma […]. Wiadomo, że ks. Piwowarczyk sam był bardzo doświadczonym publicystą i w ciągu pierwszego siedmiolecia nadawał pismu charakter swoimi artykułami zmierzającymi w zasadniczej mierze do wykładu doktryny katolickiej, a między innymi katolickiej nauki społecznej”.
Uzupełnijmy więc. Tuż przed wojną ks. Piwowarczyk był przekonany, że Żydzi zagrażają niepodległej Rzeczpospolitej, że infekują zdrowy organizm narodowy żydowskimi miazmatami. Mają zgubny wpływ na wszystko, czego się dotkną. Dlatego muszą Polskę opuścić. W artykule pt. Także żydowski rasizm…, zajmującym połowę pierwszej strony „Głosu Narodu” (22.05.1938), dowodził: „Antysemityzm niemiecki, jak każdy zresztą antysemityzm, jest reakcją na zakusy żydostwa, na jego plany i na jego zdobycze w dziedzinie kulturalnej i gospodarczej. – Gdyby w Niemczech nie było żydów, to by nie było także antysemityzmu. Antysemityzm jest zawsze skutkiem, którego przyczyną zawsze jest żydowski imperializm”. To tylko drobny ułamek twórczości tego – jak go bp Wojtyła nazywa – bardzo doświadczonego publicysty. O umiłowaniu Żydów przez ks. Piwowarczyka pisałem obszernie w mojej książce Młyny boże. Zapiski o Kościele i Zagładzie.
Czy 18-letni Karol Wojtyła czytał w 1938 roku „Głos Narodu”? Nie mam pojęcia. Ale ks. Stefan Wyszyński miał w 1938 roku 37 lat. Był od sześciu lat redaktorem naczelnym teologicznego miesięcznika włocławskiego „Ateneum Kapłańskie”, a od roku członkiem Rady Społecznej przy Prymasie Polski kard. Hlondzie. Czy ks. Wyszyński mógł zatem nie znać „Głosu Narodu”? Czy to możliwe, że nie przeczytał ani jednego artykuł zamieszczonego w piśmie redagowanym przez ks. Piwowarczyka, zajmującego się przecież „społeczną nauką Kościoła”, którą ks. Wyszyński również się zajmował?
Nie sposób jednak przypuszczać, by ówczesny arcybiskup metropolita krakowski, 71-letni wówczas Adam Stefan Stanisław Bonifacy Józef Sapieha herbu Lis, nie znał publicystyki jednego ze swoich najbardziej zaufanych współpracowników. We wrześniu 1939 książę Sapieha powołał ks. Piwowarczyka na stanowisko rektora konspiracyjnego Arcybiskupiego Seminarium Duchownego. Znał go zatem świetnie. I ufał mu. Dlatego też w marcu 1945 roku, w Krakowie już „wolnym do Żydów”, powierzył ks. Piwowarczykowi, antysemicie, pieczę nad nowo założonym „Tygodnikiem Powszechnym”. Miał Piwowarczyk czuwać i „pilnować czystości doktrynalnej tego pisma” – jak to zgrabnie ujmuje bp Wojtyła.
W internecie krążą antysemickie cytaty z artykułów napisanych rzekomo przez Stefana Wyszyńskiego i opublikowanych w „Ateneum Kapłańskim”. Autorem tekstów, z których wybrano fragmenty o brzmieniu antysemickim, nie jest Wyszyński, lecz inni księża: ks. Józef Pastuszka i ks. Paweł Tochowicz. Wyszyński je tylko jako redaktor naczelny opublikował. Mnie bardziej interesuje to, co Wyszyński naprawdę napisał, a nie to, co pozwolił drukować. Myślę o broszurze jego autorstwa Jak uchrześcijanić handel dewocjonaliami, wydanej we Włocławku w 1936 roku. Tekst był wcześniej opublikowany w „Ateneum Kapłańskim”, t. 38, rok 1936, s. 486–501.
Zażydzenie handlu dewocjonaliami napawało troską nie tylko redaktora naczelnego „Ateneum Kapłańskiego”. Był to jeden z wątków przewijających się w ówczesnej publicystyce narodowo-katolickiej. Wyszyński na wstępie przywołuje dane statystyczne: aż 80 proc. hurtowni dewocjonaliów w Polsce znajduje się w rękach Żydów, co daje im ok. 60 milionów złotych dochodu rocznie. Ale to nie jest jeszcze najgorsze. Niedopuszczalne jest to, że przedmioty czci religijnej dla chrześcijan produkują i rozprowadzają niechrześcijanie. Dlatego Żydzi powinni być „usunięci z handlu dewocjonaliami”. Wyszyński proponuje utworzenie ogólnopolskiej organizacji broniącej interesów chrześcijańskich producentów i zwalczającej „czynniki obce”. Organizacja ta powinna zarejestrować związkowy znak ochronny, dzięki któremu można by było odróżnić produkt chrześcijański od niechrześcijańskiego. Następnie należałoby uzyskać od „Najdostojniejszego Episkopatu Polski” zakaz święcenia dewocjonaliów wyrabianych przez niechrześcijan, czyli po prostu przez Żydów. Takiego zakazu musieliby przestrzegać wszyscy księża (nie święcić produktów żydowskich) i wszyscy wierni (nie kupować od Żydów). Według mnie plan był genialny w swojej prostocie.
Papież Pius XII 4 marca 1946 roku mianował ks. Stefana Wyszyńskiego na biskupstwo lubelskie, święcenia biskupie przyjął Wyszyński 12 maja 1946 roku na Jasnej Górze, a 26 maja odbył się ingres nowego biskupa do katedry lubelskiej. Trzydzieści dziewięć dni po ingresie, 4 lipca 1946 roku w Kielcach wybuchł pogrom.
Tuż po pogromie nowy biskup lubelski spotkał się z delegacją Centralnego Komitetu Żydów Polskich, zabiegającą u niego o publiczne napiętnowanie antysemickich wystąpień, wzniecanych często – tak jak w Kielcach – jako reakcja na rzekomy mord rytualny. Wyszyński jednak nie wykluczył możliwości używania przez Żydów krwi dzieci chrześcijańskich na macę, powołując się przy tym na głośny proces Bejlisa z 1913 roku. Odniesienie tym bardziej absurdalne, że Bejlis został uniewinniony z zarzutów.
Wyszyński ogólnikowo potępił „wszelkie rodzaje mordów z punktu widzenia etyki chrześcijańskiej”, ale odmówił delegacji CKŻP wydania oficjalnej deklaracji w sprawie „zajść kieleckich”.
Jego zachowanie nie odbiegało od standardowej reakcji polskiego Kościoła na pogrom kielecki. Jedynie biskup Kubina oświadczył stanowczo: „Wszelkie twierdzenia o istnieniu mordów rytualnych są kłamstwem”. Takiej pewności nie miał już jednak biskup lubelski i Episkopat, który Kubinę skrytykował na sesji plenarnej we wrześniu 1946 roku.
Podczas wydarzeń marcowych 1968 roku i rozpętanej przez państwo bezprzykładnej kampanii antysemickiej (nazywanej wówczas antysyjonistyczną) prymas Wyszyński i Episkopat zabierali głos. Adam Michnik w książce Kościół – lewica – dialog polemizuje z rozpowszechnioną, lecz według niego skrajnie uproszczoną opinią, „jakoby Episkopat uznał ówczesne wystąpienia intelektualistów i młodzieży studenckiej za fragment wewnętrznego sporu między komunistami, zaś pogrom antyinteligencki i demagogię antysemicką za dalszy ciąg partyjnych porachunków”.
Michnik przytacza kościelne dokumenty z tego czasu: „Słowo Episkopatu Polski o bolesnych wydarzeniach” z 21 marca; kazanie kardynała Wyszyńskiego do nauczycieli i wychowawców 30 marca w Warszawie; kazanie wygłoszone w Wielki Czwartek 7 kwietnia, w którym – jak pisze Michnik – „kardynał Wyszyński podniósł problem antysemityzmu”; ogłoszone 3 maja „Słowo Episkopatu Polski”. Wprawdzie Michnik uznaje, że tym wystąpieniom można zarzucić „pewną niekonkretność, przesadną ogólnikowość, zbytnią lakoniczność” i przyznaje, iż zabrakło mu „jednoznacznego potępienia dla oficjalnie propagowanego antysemityzmu”, jednakże w mojej ocenie jest dla Wyszyńskiego i biskupów zbyt wyrozumiały.
W cytowanych przez Michnika dokumentach właściwie nie pada słowo „Żyd”. Nawet w kazaniu, które autor książki Kościół – lewica – dialog uznaje za bardzo mocne, kaznodzieja słowa na „Ż” nie wypowiada. „Jesteśmy świadkami przeżyć i widowisk tak bolesnych, że serce się wprost kurczy z bólu, gdy się na to wszystko patrzy. Wydaje się, jak gdyby dla pewnej kategorii ludzi zabrakło już miłości i prawa do serca. Dzieją się wśród nas fakty, które nie mogą się nawet w głowie pomieścić! […] Może to ja jestem winien, biskup Warszawy, bo niedostatecznie mówiłem o prawie, o obowiązku miłości i miłowania bez względu na mowę, język i rasę, żeby na Was nie padał cień potworny jakiegoś odnowionego rasizmu, w imię którego my rzekomo bronimy naszej kultury. Nie tą drogą!”
Dopiero w „Słowie Episkopatu Polski” z 3 maja 1968 roku pojawiają się „Żydzi”, ale w czysto propagandowym kontekście. Biskupi powielają obecne w całej ówczesnej prasie rytualne potępienia „środowisk zagranicznych”, oskarżających Polaków masowo ratujących Żydów o antysemityzm i Holokaust. Kościół niestety wpisał się w ten sposób w propagandę marcową. „Biskupi polscy myślą z głęboką przykrością o krzywdach, jakie dobremu imieniu naszego narodu wyrządza się przez niektóre środowiska zagraniczne. Usiłuje się mianowicie eksterminację Żydów, dokonaną w hitlerowskich obozach zagłady, przypisywać Polakom. Jest to straszliwa krzywda moralna, jeśli się zważy, że w obozach tych poniosły śmierć miliony Polaków. Przez pamięć o tych naszych rodakach, a także w oparciu o wszystkie dowody miłości bliźniego, jakie w okresie okupacji Polacy wyświadczyli prześladowanym Żydom, domagamy się przerwania tej kłamliwej i krzywdzącej propagandy oraz jej prowokowania”. Przykro to dzisiaj czytać. Znamy bardzo dobrze ten ton moczarowskiego antysemityzmu, który odzywa się w dzisiejszym dyskursie propagandowym.
Na koniec tych refleksji o „marcowym gadaniu” prymasa Wyszyńskiego przywołam dwa teksty, których Adam Michnik nie mógł znać, kiedy pisał Kościół – lewica – dialog. Jeden to wyciągnięty z archiwum IPN materiał operacyjny SB z inwigilacji Wyszyńskiego (a miał on wokół siebie mnóstwo donosicieli). Ale nie ja go wyciągam, lecz czyni to autorka monumentalnej biografii Wyszyńskiego Ewa K. Czaczkowska, a to jest ostatnia osoba, którą można posądzać o nieżyczliwy stosunek do prymasa (pracuje na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, jest autorką biografii siostry Faustyny Kowalskiej i ks. Jerzego Popiełuszki, publikuje m.in. w „Gościu Niedzielnym” i „Do Rzeczy”).
Otóż według tych materiałów Wyszyński miał twierdzić, że opublikowanie jakiegoś listu w sprawie antysemityzmu stawiałoby „episkopat w trudnej sytuacji wobec władz państwowych, które, jeśli rzetelnie oczyszczają aparat administracyjny i naukowy z pewnych elementów, jakie się tam dostały – mogłyby zarzucić episkopatowi, że przeszkadza im”. Partia, „usuwając Żydów ze stanowisk”, w pewnym sensie ratuje się w opinii publicznej, gdyż „społeczeństwo przyjmuje to wszystko z sympatią”.
Przy całej ostrożności wobec donosów trudno będzie całkowicie zanegować, że taka czy podobna wypowiedź rzeczywiście padła. Ale nie mamy już tych wątpliwości, kiedy czytamy to, co napisał sam prymas Wyszyński w swoim dzienniku (Pro memoria) z 1968 pod datą 11 kwietnia. Zdumiewa mnie szczególnie jeden fragment, w którym diarysta wspomina o tym, że oczekiwał od Gomułki jakiegoś porozumienia się ze studentami i ich obrony „przed UB, ORMO i niegodziwym aparatem sprzedawczyków w togach profesorskich”. Chciałbym bardzo wiedzieć, o jakich to „sprzedawczykach w togach profesorskich” myślał na kanwie wydarzeń Marca 1968 roku Wyszyński?
Cd juz jutro
Kategorie: Uncategorized