Uncategorized

Mało kto pisał dla dzieci tak jak on. Zmarł izraelski pisarz Uri Orlev


Pisarz Uri Orlev w Polsce. Lublin, 26 maja 2011 r.
Pisarz Uri Orlev w Polsce. Lublin, 26 maja 2011 r.

Dostał nagrodę im. Janusza Korczaka i Jana Christiana Andersena, w kategorii literatury dziecięcej takiego Nobla plus.

Przed laty mieszkał na warszawskim Żoliborzu mały chłopiec. Nazywał się Jurek Orłowski, umiał już recytować „Kto ty jesteś? Polak mały”. Tata Jurka był oficerem i znanym lekarzem. Rodziców prawie nigdy nie było w domu, bo mama pracowała z ojcem w rodzinnej klinice. W niedzielę lubili dłużej pospać, dlatego Jurka i młodszego braciszka, Kazika, do kościoła prowadzała gosposia.

Kiedy wybuchła wojna, Jurek miał 8 lat. Był rozczarowany, bo tata poszedł na front, ale przede wszystkim dlatego, że bomby nie zburzyły budynku szkoły, której nienawidził z całego serca. Jednak wkrótce Jurek już nie musiał się uczyć. Miało to same dobre strony, prócz jednej: w ten sposób dowiedział się, że jest Żydem, choć ciągle nie rozumiał, co szczególnego jest w byciu Żydem.

W getcie mama zawsze była w domu

Gdy powstało warszawskie getto, mama zamieniła żoliborskie mieszkanie na nieco mniejsze przy ulicy Żelaznej. Miała biżuterię i trochę złotych, jeszcze carskich monet, więc było za co żyć. W głodującym getcie Jurek odzyskał apetyt; do wojny był strasznym niejadkiem. Uczył się u prywatnej nauczycielki, właścicielki potężnej brodawki na nosie. Dlatego podczas zabaw w piratów statek herszta zawsze nazywał się „Brodawka”.

Ale też bawił się w liczenie wózków z trupami, gdy chodził na lekcje. W obstawianie, którą stroną ulicy będą szli wyżsi funkcjonariusze żydowskiej policji. Albo – kto podbiegnie do przechodnia niosącego kawałek chleba i go ukradnie.

Pewnego razu usiadł obok żebrzącego, głodnego chłopca. Miał na sobie ładne ubranie, więc przechodnie chętniej dawali drobniaki jemu, a nie obdartusowi. Wystarczyło kilka kwadransów, by zebrać na scyzoryk. Kiedy pochwalił się mamie, dostał burę: – Jak to wygląda, że syn doktora Orłowskiego żebrze? Lecz od tego momentu mama dawała mu parę groszy dla obdartusa, który pewnego dnia zniknął.

Czas w getcie był dla Jurka szczęśliwszy niż przedwojnie, bo mama zawsze była w domu, opowiadała różne historie, czytała synom książki. Skończyło się, gdy tuż przed wielką akcją znalazła się w szpitalu. Kto z pacjentów nie mógł o własnych siłach stanąć w kolumnie idącej na Umschlagplatz, został zastrzelony. Tak mama Jurka uniknęła Treblinki.

Dwie ucieczki z getta

Jeszcze przed powstaniem Jurek i Kazik dwukrotnie próbowali ucieczki z getta. Za pierwszym razem złapali ich dwaj mężczyźni w brązowym i w szarym garniturze. Pod pistoletami prowadzili pod mur. Żeby uspokoić Kazika, Jurek opowiedział mu bajkę, że wszystko dookoła to sen, a on jest synem chińskiego cesarza i śnią mu się takie okropności, żeby, jak dorośnie, nigdy nie wywoływał wojen. Wtedy nadjechała dorożka, wychylił się z niej niemiecki oficer, warknął na panów w garniturach, więc zostawili chłopców w spokoju.

Warszawskie getto 1943?1988. W 45 rocznicę powstania, Wydawnictwo Interpress
Warszawskie getto 1943?1988. W 45 rocznicę powstania,

Za drugim razem trafili do piwnicy willi w Konstancinie, a potem do Hotelu Polskiego, przytuliska dla garstki Żydów legitymujących się paszportami egzotycznych krajów, najczęściej południowoamerykańskich. Paszporty miały być przepustkami do życia, kupowało się je jak na licytacji, najniżej stała lista palestyńska i takie dokumenty dostali Jurek z Kazikiem; zaoszczędził na nich przyszywany wujek. Z Hotelu Polskiego, wbrew zapewnieniom, nie pojechali ku wolności, tylko do koncentraka Bergen-Belsen. Było tam jak w sanatorium – można się było bawić z innymi dziećmi – w porównaniu do konstancińskiej piwnicy, gdzie cierpiał głód, bo ratujący go ludzie mówili: – Chcesz jeść? To napij się wody. Ci z paszportami Paragwaju lub Argentyny zostali zamordowani na miejscu lub odesłani do Auschwitz. Ocalała lista palestyńska; nikt nie miał pojęcia, z jakiego powodu. Jurek i Kazik przeżyli wojnę i pojechali do Palestyny. Jurek zrobił wspaniałą karierę.

Kilkukrotnie rozmawiałem z Jurkiem. Z Jurkiem? Nigdy nie wiedziałem, jak się do niego zwracać. Miałem wszak przyjemność siedzieć obok pana Uriego Orleva, już mocno starszego mężczyzny o szlachetnej, pięknej twarzy, mówiącego głębokim głosem. Gdy opowiadał o papierowych żołnierzykach, zabawach w wojnę i wymyślaniu niestworzonych historyjek, o getcie – najlepszym czasie swojego wojennego życia, bo mama była obok – o Konstancinie i Bergen-Belsen stawał się małym Jurkiem. Mawiał: – Od dawna wiem o getcie wszystko, lecz opowiadam o zabawie w liczenie trupów leżących na ulicy, bo tylko takie getto osobiście poznałem.

Czym różnią się od siebie źli i dobrzy Polacy

Panu Uriemu mogłem stawiać najważniejsze pytania.

– Czym różnili się dobrzy Polacy od złych?

– Pani Radomyska, która przygarnęła nas po ucieczce z getta, była dobra. Dobry był pan Żuk, choć zbił mnie po twarzy. Ale objął Kazika i powiedział, że powie w gestapo, że te dzieciaki na strychu pani Radomyskiej to Polacy ze Lwowa. Postawił warunek – musimy mu uwierzyć, że jest zły. Kazał nam obiecać, że nie będziemy ludzi w mundurach jak jego – był granatowym policjantem – uważać za dobrych, nawet jeśli mogą okazać się dobrzy. Przed spotkaniem z panem Żukiem Kazikowi przyśnił się Bóg, na golasa i cały włochaty, jak z książki o mitach greckich. Kazik był pewien, że skoro śni włochatego Boga, musi być dobrze. Źli byli ci z Konstancina. Zły był przyszywany wujek, do którego przylgnęła nasza prawdziwa ciocia, bo zaproponował jej życie. Szybko umarł, a ciocia mówiła, że tacy ludzie powinni umierać długo i w cierpieniu za zło, które wyrządzają.

– Co dzieci pamiętają z Zagłady?

– Detale, które wystarczają, by pamiętać o grozie. O detale pytają też współczesne dzieci, od Izraela przez Polskę, Amerykę, Japonię, z którymi się często spotykam. Resztę potrafią sobie wyobrazić i to zazwyczaj jest najprawdziwsza prawda.

– Czy wojna jest najgorszym doświadczeniem dla dziecka?

– Jest straszna, ale gorsze są nadużycia seksualne, bicie w domu, przemoc, by dziecku narzucić wolę dorosłego.

Literatura dla dorosłych szybko go znudziła

W Izraelu pan Uri Orlev pracował przy krowach w kibucu w Dolnej Galilei, a potem zajął się pisaniem książek. Dwie z nich były dla dorosłych, lecz taka literatura szybko go nudziła. Pisał więc dla dzieci. Przetłumaczono go na bez mała 40 języków, dostał nagrodę im. Janusza Korczaka i Jana Christiana Andersena, w kategorii literatury dziecięcej takiego Nobla plus.

Jurek już nic nie opowie, pan Uri nic nie napisze. Zmarł 25 lipca w Jerozolimie. Miał 91 lat.

Ludzkie myśli latają, kędy chcą. Pewnie z tego powodu po śmierci pana Uriego Orleva przypomniałem sobie ustawę, jaką w kraju, który traktował jak ojczyznę i miał do tego pełne prawo, wymyślili znani z nazwiska wysoko postawieni biuraliści, podobno od sprawiedliwości.

Uchwaliło ją 230 posłów i podpisał sam prezydent. Nowe prawo zezwala, by dziesięcioletnie dzieci karać izolacją i skuwać w kajdanki. Brawo, panie i panowie.

Łatwiej podnosić łapy na znak zgody na barbarzyństwo, niż choćby nauczyć się polskiego, jakim mówił pan Uri Orlev.

A jeśli gdzieś tam daleko pan Uri przemyśliwa o kolejnej książce, w opowiadaniach małego Jurka o złych ludziach z Konstancina oraz o podłym przyszywanym wujku przybędzie wcale liczne towarzystwo. Nie śpijcie spokojnie. Ludzie dobrzy mają równie dobrą pamięć.

Paweł Smoleński

Mało kto pisał dla dzieci tak jak on. Zmarł izraelski pisarz Uri Orlev

Kategorie: Uncategorized

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.